Reklama

Nie mam pojęcia, co sobie myślałam, kiedy pakowałam te atrakcyjne botki na wyjazd w góry. Prawdopodobnie byłam pewna, że cała ta wycieczka do schroniska to tylko wymówka, żeby posiedzieć przy kominku i popijać grzane piwo. W końcu wszyscy moi koledzy z pracy to typowe mieszczuchy i nikt z nas nie ma najmniejszego doświadczenia w wędrówkach po górach.

Reklama

Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że nasz szef ma zupełnie odmienny plan na integrację. Zamiast spędzić wieczór przy ognisku, popijając darmowe drinki, on planuje zmusić nas do wspinaczki po śnieżnej górze. Przyznaję, że kiedy o tym dowiedziałam się (niestety, kiedy byliśmy już na miejscu), ogarnęła mnie panika.

– Nie mam odpowiedniego obuwia! – wyszeptałam do ucha mojej przyjaciółki.

– Serio? – Jagoda nie kryła zaskoczenia, wyjmując z walizki ciężkie buty trekkingowe.

Przerażona patrzyłam na jej masywne buty górskie. Nie spodziewałabym się u niej butów innych niż na obcasie. Przecież w naszym zespole była zawsze tą, co nosiła największe szpilki!

– To od mojego brata – powiedziała, dostrzegając moje zaskoczenie. – Pożyczyłam od niego. Na szczęście ma tylko 11 lat, więc ma rozmiar 38, czyli taki jak ja!

– Ale... – zaczęłam niepewnie. Jednak szybko przerwałam, bo poczułam się jak idiotka, że traktuje zabranie tego typu butów na firmowy wyjazd integracyjny jako absurd.

Zastanawiałam się jednak, skąd ta modnisia wiedziała, jak się ubrać.

Nie przeczytałaś mejla? – zapytała Jagoda, widząc moje zaskoczenie. – Szef wysłał go dwa dni przed naszym wyjazdem.

– Przecież nie było mnie w biurze, cholera jasna! – zdenerwowałam się. – Wyjechałam w delegację. Czy o tym zapomniał?

– Cóż, wygląda na to, że będziesz musiała spędzić noc w schronisku – odparła, wzruszając ramionami.

Bałam się reakcji szefa

Wiedziałam, że mój szef nie toleruje braku posłuszeństwa i ceni sobie pracę w grupie. Brak udziału w wycieczce oznaczał dla mnie minus u szefa. Miałam jednak nadzieję na awans... Muszę coś wymyślić. Nie mogę przecież dopuścić, aby przez taką bzdurę zepsuć swoją reputację.

Byłam w stanie się założyć, że jestem w stanie pokonać najbardziej stromy szczyt, nawet w moich butach. Tak, pewnie kilka razy się potknę, ale co tam. Przecież jest taka możliwość, że nie tylko ja zapomniałam o odpowiednich butach. Ale kiedy kolejnego dnia rankiem zbiegłam w tych moich głupich butach na dół, zauważyłam, że wszyscy z mojego zespołu byli ubrani jak profesjonaliści. Szybko schowałam się za kolumną, a potem cicho wróciłam do pokoju. Z pokoju zadzwoniłam do Jagody i powiedziałam jej, żeby ruszali beze mnie. Zrzuciłam wszystko na problemy z żołądkiem.

– Dołączę do was, jak tylko mi przejdzie – zapewniłam, próbując powstrzymać łzy.

Następnie patrzyłam przez okno, jak wychodzą za szefem jeden za drugim. Bez mojego udziału... Mimo to nie poddałam się. Zdecydowałam się pójść w te cholerne góry. W końcu droga nie jest aż tak skomplikowana. Powinnam sobie poradzić, nawet w moich stylowych kozakach na szpilkach.

Przynajmniej nie będą się ze mnie śmiać

Z nadzieją w sercu kierowałam się korytarzem w stronę głównego wyjścia. Kiedy przechodziłam obok jadalni, poczułam, że ktoś mi się intensywnie przygląda. W rogu na ławce siedział jakiś mężczyzna. Na jego widok odczułam przyjemne mrowienie. Mimo iż miał na sobie gruby sweter, od razu zauważyłam, że musiał spędzać sporo czasu na siłowni. Uśmiechnął się do mnie i wtedy... poczułam się niepewnie.

„Pewnie lepiej byłoby nie ruszać się z tego miejsca, tylko napić się ciepłego piwa i zaczekać. Nie wiadomo przecież, co może się zdarzyć” – pomyślałam z uśmiechem. Jednak w końcu zdecydowałam, że to nie ma sensu i wyszłam na zewnątrz. Już po stu metrach od schroniska poślizgnęłam się, ale się nie poddałam. Z radością zauważyłam, że gdy mocno staję na piętach, obcasy wbijają się w śnieg i wtedy mam solidne wsparcie.

Myślałam już, że jestem niezwykle sprytna, kiedy... ponownie się wywróciłam. Oczywiście! W ogóle nie przewidziałam, że moje obcasy, kiedy spotkają się z lodem, będą działać jak idealnie naostrzone łyżwy! Utraciłam stabilność i po kolejnym niekontrolowanym upadku na śnieg, zsunęłam się na pupie kilka metrów w dół. Zatrzymałam się na jakichś krzakach i tak siedziałam przez chwilę, bojąc się, że zaraz zsunę się jeszcze niżej.

Miałam świadomość, że powinnam poprosić o wsparcie, ale wiedziałam też, że w górach nie powinno się krzyczeć, bo istnieje ryzyko wywołania lawiny. Co ja mam teraz zrobić? Zanim jednak podjęłam decyzję, usłyszałam dźwięk głosu nad moją głową:

– Wszystko w porządku?

Podniosłam wzrok: nade mną stał ten przystojny facet z jadalni!

– Myślę, że tak... – odpowiedziałam niepewnie.

Mężczyzna ostrożnie zszedł po stoku i pomógł mi się podnieść. Potem, opierając się na jego ramieniu, udało mi się jakoś dotrzeć do schroniska. Zmęczona, zasunęłam się na sofę w moim pokoju, a on delikatnie ściągnął mi buty. Nie powiedział ani słowa na temat mojego obuwia. Następnie odszedł, a ja pomyślałam, że to koniec naszej krótkiej znajomości. „Jaka szkoda – pomyślałam ze smutkiem. – Mogło być naprawdę fajnie. A nawet nie zdążyłam mu podziękować”.

Mój wybawca był niezwykle przystojny

Właśnie wtedy zauważyłam go w wejściu do mojego pokoju. Mój ratownik wrócił, trzymając w rękach dwa duże kubki. Poczułam mocny, korzenny aromat grzanego wina.

– Pani jest pełna zapału, ale nie zawsze to idzie w parze z rozsądkiem – powiedział zamyślony, patrząc na widok za oknem.

Pokiwałam głową, a potem mu się przyjrzałam. Klasyczny, orli nos, wyraźny podbródek. Ten mężczyzna miał coś w sobie drapieżnego, coś, co można by porównać do zwierzęcej atrakcyjności. Nagle poczułam przeszywający ból. Coś jest nie tak! Wygląda na to, że moja lewa kostka jest uszkodzona.

– Boli? – mężczyzna natychmiast zareagował, błyskawicznie stając obok mnie, aby pomóc.

Nim zdołałam zareagować, zdjął moją grubą, wełnianą skarpetę i zaczął badać moją stopę. Jego dłonie były niespodziewanie łagodne i ciepłe. Aż mi się zrobiło przyjemnie. Poczułam, że mam gęsią skórkę. Gdy delikatnie opuszkami palców badał moje ciało, próbując zrozumieć, co jest nie w porządku, zamknęłam oczy. To było naprawdę miłe doznanie. Pomyślałam, że mogłabym tak leżeć wiecznie.

– Teraz poproszę o drugą stopę – rzekł spokojnie, a ja bez wahania skierowałam ją w jego stronę, lekko się przy tym uśmiechając.

Czułam czubkami palców, jak napięte są jego mięśnie. Niezamierzenie przesunęłam się na sofie, żeby poczuć go całą stopą. Zaczęłam delikatnie dotykać okolic jego bioder. W którymś momencie uświadomiłam sobie, że ten facet ma erekcje... Na moment zastygł, jakby musiał zastanowić się, co robić dalej. Potem podniósł moją stopę do swoich ust. Nagle poczułam między palcami jego miękki, ciepły język. Pocałował mnie delikatnie, ale jednocześnie z dziwną, niemal zwierzęcą namiętnością.

Wstrzymałam oddech, jednocześnie odczuwając narastające napięcie w dolnej części brzucha. Obserwowałam jego zachowanie i z każdą chwilą budziło to we mnie coraz większe podniecenie. Nagle jego dłonie podniosły mnie z wygodnej kanapy prosto na delikatną skórę na podłodze, a jego usta zaczęły całować moją szyję.

Zdjął ze mnie ubrania, a ja nie protestowałam

Zaczął być bardziej gwałtowny. Wręcz przypomniał dziką bestię, która dopiero co upolowała swoją zdobycz. Wiedziałam, że nie mam już szans na ucieczkę, że jestem całkowicie poddana temu nieznanemu mężczyźnie, który w każdej chwili może zrobić ze mną, na co tylko ma ochotę... I muszę przyznać, że to mi się podobało! W końcu to ja celowo go sprowokowałam, drażniąc go moimi paluszkami... Po chwili byłam całkiem naga, a on położył się na mnie. Poczułam, że jest mi bardzo gorąco. Miałam wrażenie, że krew buzuje mi w żyłach.

– Czy słyszałaś, że kiedy ktoś zmarznie na szlaku, to najlepszym ratunkiem jest ogrzanie go swoim ciałem? – zapytał mnie, pełnym namiętności głosem.

– Ale ja nie jestem aż tak zmarznięta – odpowiedziałam z przekorą.

– Chyba że wolisz, żebym z powrotem odniósł cię na szlak i tam zostawił – zagroził.

Natychmiast przyciągnęłam go do siebie nogą, dotykając jego umięśnionych pośladków. Nie chciało mi się już więcej gadać. Nawet nie wiedziałam, jak on miał na imię, ale to mi nie przeszkadzało. Właśnie wtedy, chciałam go bardziej niż kogokolwiek innego. Potrzebowałam go, żeby zdobyć najwspanialszy ze wszystkich szczytów w górach. Szczyt pełen przyjemności...

Parę godzin później moi znajomi z pracy wrócili z wyprawy. Znaleźli mnie w jadalni – czerwoną na twarzy, radosną, popijającą przy kominku ciepłe wino. Uśmiechnęłam się do nich i pomachałam. Możliwe, że któreś z nich chciało rzucić w moim kierunku jakąś sarkastyczną uwagę, ale zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, mój ratownik zawołał do szefa:

– W pańskiej ekipie są świetne alpinistki! Gratuluję pani Monice jej formy i przygotowania! – powiedział do mnie z uśmiechem.

– Serio? – uśmiechnął się mój szef. – Bardzo mi miło to usłyszeć!

Reklama

Pewnie mój boss pomyślał, że wybrałam się w góry – tylko że na inną, bardziej wymagającą trasę niż reszta – razem z tym doświadczonym alpinistą, który właśnie mnie pochwalił. I tak naprawdę, miał rację.

Reklama
Reklama
Reklama