„Na górskim wypadzie ojciec oskarżył nas o kradzież 4 tysięcy. Gdy złapałem złodzieja, poznałem szczyty pokrętnej logiki”
„– Z portfela zniknęły pieniądze – powiedział ojciec. – Jakie pieniądze? – zapytała mama, marszcząc brwi. – Była tu gotówka, 6 tysięcy. Teraz są może 2. Gdzie reszta? Karolina spojrzała na mnie, potem na ojca. – Chyba żartujesz – rzuciła lodowato. – Myślisz, że ktoś z nas ci je zabrał?”.

- Redakcja
Właśnie skończyłem trzeci rok studiów. Rodzinny wyjazd w góry miał być wytchnieniem – od zajęć, od miejskiego zgiełku, a może i od napięć między nami. Z mamą zawsze miałem dobry kontakt, ale z ojcem... od dawna rozmawialiśmy tylko wtedy, gdy musieliśmy. Karolina, młodsza siostra, też miała z nim na pieńku. Ten wyjazd miał wszystko zmienić. Świeże powietrze, spacery, ogniska – niby drobiazgi, ale wierzyłem, że może będzie lepiej. Nie sądziłem, że jedna rozmowa przy śniadaniu zmieni wszystko.
Pierwsze podejrzenia o kradzież
– Z portfela zniknęły pieniądze – powiedział ojciec, odkładając widelec na talerz. Siedzieliśmy na drewnianym tarasie przy śniadaniu, skąpani w porannym słońcu. Pomiędzy nami krążył zapach świeżych pomidorów i masła. I nagle – jakby ktoś przeciął powietrze nożem.
– Jakie pieniądze? – zapytała mama, marszcząc brwi.
– Gotówka, sześć tysięcy. Miałem w bocznej kieszeni torby. Teraz są może dwa. Gdzie reszta?
Karolina spojrzała na mnie, potem na ojca.
– Chyba żartujesz – rzuciła lodowato. – Myślisz, że ktoś z nas ci je zabrał?
– Nie oskarżam – odpowiedział ojciec, z tym swoim wyważonym tonem, który zawsze działał mi na nerwy – ale ktoś musiał je wziąć. Tylko my tu jesteśmy.
– Może się przeliczyłeś – próbowałem ratować sytuację. – Albo gdzieś wypadły.
– Nie wypadły. Schowałem je specjalnie. Wiedziałem, ile miałem.
– Czyli co? Myślisz, że ja albo Mateusz...? – Karolina aż się podniosła z krzesła. – Może sam je wyjąłeś i teraz zapomniałeś?
– Nie zapomniałem – odburknął. – Nie zrobiłem nic głupiego. Tyle powiem.
Mama wyglądała na zaniepokojoną. Wbiła wzrok w filiżankę, jakby chciała się w niej schować.
– Może po prostu ich poszukajmy? – zaproponowała. – Spokojnie. Może gdzieś się przemieściły.
Ale było za późno. Atmosfera zgęstniała. Już nie byliśmy tą samą rodziną, która jeszcze godzinę temu śmiała się z komarów i planowała wędrówkę na szczyt.
Ojciec odstawił jakąś szopkę
Po południu zaszyłem się z Karoliną w naszym pokoju. Leżała na łóżku z rękami za głową, patrząc w sufit. Ale nie potrafiłem usiedzieć w miejscu, co chwilę przechodziłem z kąta w kąt.
– Myślisz, że on naprawdę wierzy, że to my? – zapytałem w końcu.
– Nie wiem, ale mam tego dość – mruknęła. – Od lat robi z siebie męczennika. Może sam ukrył te pieniądze i teraz próbuje coś ugrać.
– Ale po co? Przecież to nielogiczne – usiadłem na brzegu łóżka. – Mógł po prostu powiedzieć, że potrzebuje gotówki.
– Bo on nigdy nie mówi nic wprost. Zawsze wszystko robi mimochodem – prychnęła. – Pamiętasz, jak wyjechał służbowo na tydzień, a potem się okazało, że był tylko dwa dni, a reszta to „cisza i spokój”?
– Myślisz, że coś kombinuje?
– Z nim zawsze coś jest – powiedziała cicho. – Nie ufam mu.
Westchnąłem. Nie chciałem tego słuchać, ale też nie potrafiłem zaprzeczyć. Wieczorem przy kolacji ojciec znów wrócił do tematu. Siedzieliśmy w milczeniu, gdy powiedział:
– Nie będę udawał, że nic się nie stało. Pieniądze nie znikają same.
– I co, mamy przeszukiwać sobie torby? – rzuciłem z sarkazmem.
– Jeśli to konieczne – odpowiedział chłodno.
Mama spróbowała coś powiedzieć, ale ojciec jej przerwał. – Chcę tylko poznać prawdę.
– A może już ją już znasz? – Karolina spojrzała mu prosto w oczy.
Wtedy pierwszy raz widziałem w nim jakąś niepewność. Ale nie powiedział już nic.
Wszystko było nie tak
Kiedy zrobiło się ciemno, postanowiłem wyjść na spacer. Potrzebowałem powietrza. Ekran telewizora w salonie tylko migał bez dźwięku. Mijając sypialnię rodziców, zauważyłem, że drzwi były uchylone. Coś mnie tknęło. Zajrzałem. W półmroku widziałem, jak ojciec klęczy przy swojej torbie podróżnej. Wyciągał coś chyba spod podszewki. Zrobiłem krok w głąb pokoju.
– Co robisz?
Podskoczył. W ręce miał zwinięty rulon banknotów.
– To nie tak, jak myślisz – rzucił szybko.
– Czyli jak? Bo wygląda to dokładnie tak, jak myślałem – odpowiedziałem ostro.
W tej samej chwili z korytarza przyszła mama. Zatrzymała się w drzwiach.
– Jan? – Jej głos był cichy, ale stanowczy. – Co to ma znaczyć?
Ojciec wstał powoli, chowając pieniądze za plecy, jakby to coś miało jeszcze uratować.
– Miałem je schować na później. To... na czarną godzinę.
– Po jaką cholerę chowasz coś przed nami? – spytałem. – Przecież sam wywołałeś tę aferę. Patrzyłeś nam w oczy i sugerowałeś, że to my.
Zamilkł. Mama wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– Chciałem wyjechać. Sam. Potrzebuję oddechu – powiedział w końcu. – Mam dość udawania.
– Udawania czego? Że jesteśmy rodziną? – zapytałem.
– Że wszystko jest dobrze – odpowiedział. – Bo nie jest.
Nikt nic nie powiedział. Staliśmy we trójkę w dusznym pokoju, a lato za oknem trwało jak na złość. Ciepłe, piękne i całkiem nie na miejscu.
Nie ufałem mu już kompletnie
Usiedliśmy na drewnianej ławce przed domkiem. Noc była ciepła, pachniała żywicą i letnim kurzem. Owady brzęczały gdzieś w krzakach, ale żadne z nas ich nie słyszało naprawdę. Siedzieliśmy w milczeniu, aż ojciec odezwał się pierwszy.
– Od jakiegoś czasu czuję, że nie jestem już potrzebny. Wracam z pracy, zjadam obiad, znikam. Nie pytacie, nie rozmawiacie. A może ja sam przestałem z wami rozmawiać.
– Więc twoje rozwiązanie to ucieczka? – zapytałem bez emocji.
– Nie ucieczka. Przerwa. Chciałem wyjechać gdzieś, nie wiem gdzie. Bez słowa. Mieć tydzień tylko dla siebie. Żeby zrozumieć, czy coś jeszcze we mnie zostało.
– I dlatego zabrałeś pieniądze, zrobiłeś przedstawienie i pozwoliłeś, żebyśmy się nawzajem podejrzewali? To wszystko jest tak pokręcone, że nawet nie wiem, co powiedzieć.
– Nie chciałem, żeby to tak wyglądało – powiedział, ściskając dłonie. – Ale jak już wspominałem, ciężko mi z wami rozmawiać.
Mama siedziała obok, blada i cicha. Patrzyła przed siebie, jakby próbowała objąć wzrokiem coś bardzo daleko.
– A ja myślałam, że to tylko zmęczenie – powiedziała w końcu. – Że po wakacjach wrócisz do siebie. Nawet nie pomyślałam, że planujesz zniknąć.
Ojciec milczał. Nie było już żadnych wymówek.
– Nie wiem, czy cię rozumiem – powiedziałem w końcu – ale wiem, że ci nie ufam. Nie po tym wszystkim.
Zostawiłem ich na ławce i ruszyłem w stronę jeziora. Potrzebowałem chwili ciszy. Lato pachniało tak samo, ale już nic nie było takie jak przedtem.
Nie wiedziałem, co czuję
Wróciłem dopiero po zmroku. Mama siedziała w kuchni, kręcąc łyżeczką w zimnej już herbacie. Spojrzała na mnie bez słowa. Usiadłem naprzeciwko niej.
– Wiedziałaś o tym? – zapytałem cicho.
Zawahała się. – Coś przeczuwałam. Od kilku miesięcy był nieobecny. Czasem zamykał się w pokoju i długo siedział w ciszy. Pytałam, co się dzieje, ale zawsze mówił, że to tylko praca, zmęczenie.
– Ale nie uwierzyłaś.
– Nie do końca. Ale wiesz, czasem człowiek woli udawać, że wszystko jest w porządku. Bo jeśli zaczniesz grzebać, może się okazać, że nie umiesz tego poskładać.
– Czyli wiedziałaś, że może odejść? – zapytałem ostrzej, niż chciałem.
– Myślałam, że to chwilowe. Że to przejdzie. Że wystarczy mu odpoczynek, trochę ciepła. Ale chyba się myliłam – dodała, odwracając wzrok.
Patrzyłem na nią i nie wiedziałem, co czuję. Złość? Zawód? Żal?
– A co z nami? – spytałem. – Nie zasługiwaliśmy na prawdę?
– Zasługiwaliście – szepnęła. – Ale ja chciałam tylko spokoju. Chciałam, żebyśmy byli razem, choćby na chwilę. Nawet udając.
Milczałem dłuższą chwilę. Patrzyłem na ściany tej drewnianej kuchni, które jeszcze dzień wcześniej wydawały się przytulne. Teraz czułem się, jakbym siedział w obcym domu.
– Już nikomu nie wierzę – powiedziałem w końcu. – Tobie też nie.
Wyszedłem na taras. Powietrze było ciepłe, duszne. Świerszcze grały gdzieś w trawie, zupełnie jakby nic się nie stało.
Czasem lepiej nie wiedzieć
Po powrocie do domu wszystko wyglądało tak samo, ale nic nie było już takie jak wcześniej. Ojciec został, nie wyjechał. Mówił, że „zmienił zdanie”, że „przeprosił się z rzeczywistością”. Ale żadne z tych słów nie brzmiało szczerze. W domu było cicho. Mama chodziła jak cień, zgaszona i coraz bardziej zamknięta. Karolina udawała, że wszystko wróciło do normy, ale czułem, jak bardzo się odsunęła.
Ja wróciłem na uczelnię, próbując zanurzyć się w nauce, zajęciach, wszystkim, co odciągało myśli od tamtego tygodnia. Ale wystarczyło, że ktoś zapytał, jak minęły wakacje, a w gardle czułem jakąś gulę nie do przełknięcia. Czasem ojciec próbował zagaić rozmowę. O filmie, o kursie, o pracy. Odpowiadałem zdawkowo. Wiedziałem, że nie potrafię już patrzeć na niego tak samo. Nawet gdy się uśmiechał, widziałem w nim kogoś, kto potrafiłby odejść bez słowa. Mama pewnego wieczoru przyszła do mojego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i powiedziała:
– On nie jest zły. Jest zagubiony.
Skinąłem głową, ale nic nie odpowiedziałem. Bo nie wiedziałem już, co gorsze. Czasem zastanawiam się, co by było, gdybyśmy nie pojechali w te cholerne góry. Może wciąż żyłbym złudzeniami. Może lepiej nie wiedzieć wszystkiego. Bo rodzina to nie zawsze bezpieczeństwo. Czasem to tylko konstrukcja z pozorów, która pęka, gdy zabraknie zaufania. Może moja rodzina to tylko fasada, która nie wytrzymuje pod naciskiem prawdy.
Mateusz, 22 lata
Czytaj także:
- „W hotelu podczas delegacji dałam się ponieść chwili. Jednak nie ja jedna miałam sumienie czarne jak fusy po kawie”
- „Rodzice obiecali, że pomogą mi finansowo w kupnie mieszkania. W ostatniej chwili wszystkie pieniądze dali komuś innemu”
- „Gdy zobaczyłam, co teściowa wkładała synkowi pod poduszkę – załamałam ręce. Twierdziła, że to ich sekretna tradycja”