„Na gwiazdkę dostałam prezent od ojca. Nie dziwiłabym się, gdyby nie fakt, że nie żyje od wielu lat”
„W tym roku postanowiłam odwiedzić grób ojca przed świętami. Cmentarz był prawie pusty, otulony lekką mgłą i chłodem, który przenikał przez płaszcz. Wzięłam ze sobą świąteczny stroik. Nie spodziewałam się niczego szczególnego. Ot, krótka chwila refleksji, zapalenie znicza, kilka wspomnień. Jednak gdy tylko przekroczyłam bramę, poczułam, że coś wisi w powietrzu”.

- Redakcja
Czułam, jakby ktoś na mnie czekał. Jakby coś miało się wydarzyć. Zostawiłam prezent na grobie, a w zamian dostałam coś znacznie cięższego. Worek wspomnień, których nie chciałam już otwierać. Mikołaj w tym roku się nie patyczkował.
Ktoś był tu przede mną
Powietrze miało dziwny smak. Unosiła się wilgoć. Ścieżki między grobami były pokryte cienką warstwą błota, przez które co chwila ślizgałam się, próbując zachować równowagę. Była dziewiąta rano, kilka dni przed Bożym Narodzeniem, a na cmentarzu panowała taka cisza, że aż dzwoniło mi w uszach.
Zatrzymałam się przy znajomej płycie. Imię, nazwisko, data. Niby takie same jak zawsze, a jednak coś wyglądało inaczej. Ktoś był tu przede mną – świeży znicz, ten sam model co ja zawsze kupuję, tylko czerwony. Ja przyniosłam biały. Rozejrzałam się. Nikogo nie było.
– Cześć, tato – powiedziałam cicho, choć wątpiłam, że mnie słyszy. – Święta już niedługo, mama jak zwykle zrobiła dużo wszystkiego.
Pokręciłam się chwilę przy grobie, poprawiłam stroik i usiadłam na zimnej ławce. Wtedy kątem oka zobaczyłam ruch. Jakiś cień między grobami. Szybko się odwróciłam, ale nikogo tam nie było. Może wiatr poruszył gałęzią?
– Wydziwiam – mruknęłam do siebie, wstając. – Jeszcze trochę i uwierzę, że tu duchy chodzą.
Kiedy jednak odwróciłam się z powrotem do grobu, coś mnie zatrzymało. Na płycie leżał mały, czerwony woreczek. Przysięgłabym, że go tam wcześniej nie było. Dotknęłam go niepewnie. Był ciepły, jakby ktoś dopiero co go zostawił. I wtedy usłyszałam znajomy głos, cichy, jak szept zza pleców:
– Cześć, Natalko.
Zawartość czerwonego woreczka
Zamarłam. Nie, nie tak. Stanęłam jak wryta, próbując sobie wmówić, że to tylko echo, może wspomnienie dźwięku. Cmentarze mają to do siebie, że wyostrzają zmysły. Wmawiałam sobie, że to był wiatr. A jednak serce waliło mi jak młot, a ręce zaczęły się trząść.
Odwróciłam się powoli, jakby nagły ruch mógł sprowokować coś więcej. Za mną nikogo nie było. Tylko puste alejki i cisza, która nagle zaczęła brzmieć zbyt głośno. Spojrzałam znów na woreczek. Przełknęłam ślinę i uchyliłam go.
W środku była stara zapalniczka z wygrawerowanym inicjałem. Znałam ją dobrze. Ojciec zawsze ją miał przy sobie, nawet kiedy rzucał palenie. Była jak jego talizman. Po jego śmierci zniknęła. Mama mówiła, że pewnie się zgubiła w szpitalu. A teraz leżała przede mną, jakby czas się cofnął.
– Co to ma znaczyć? – szepnęłam do siebie.
Poczułam, jak ogarnia mnie zimno, ale nie to grudniowe, tylko takie od środka. Przypomniałam sobie, że właśnie w listopadzie, tuż przed świętami, miał miejsce nasz ostatni poważny konflikt. Pokłóciliśmy się o coś, co dzisiaj wydaje się tak błahe, że nawet nie pamiętam dokładnie o co. I wtedy zamknęłam się w sobie. Przestałam odbierać telefony. A tydzień później dostałam wiadomość, że już go nie ma.
Może dlatego głos brzmiał tak realnie. Może dlatego ten prezent wydawał się bardziej przekleństwem niż darem. I może to nie był koniec. Może woreczek krył coś więcej. Zacisnęłam go w dłoni.
– Chcesz grać w takie gry? Dobrze – wyszeptałam.
Znajoma twarz między zniczami
Ruszyłam w głąb cmentarza, trzymając woreczek w kieszeni. Nie miałam pojęcia, czego szukam. Może kogoś, kto mnie obserwował. Może odpowiedzi, które powinny były umrzeć razem z nim. Śnieg zaczął znów prószyć, drobny i delikatny, jakby chciał zasłonić ślady.
Przeszłam kilka alejek i wtedy ją zobaczyłam. Stała tyłem, w długim, ciemnym płaszczu. Przed nią płonął znicz, a ona wydawała się zbyt nieruchoma, jakby czekała. Nie byłam pewna, co mnie tknęło, ale podeszłam bliżej. Gdy się odwróciła, cofnęłam się o krok.
To była Ewa. Przyjaciółka z dawnych lat. A raczej – ta, która była moją przyjaciółką, zanim... zanim wszystko się posypało.
– Ty? – spytałam, jakby brakowało mi innych słów.
– Nie sądziłam, że cię tu spotkam – odpowiedziała spokojnie. – Chociaż... może jednak sądziłam.
Miała te same oczy, tylko smutniejsze. Spojrzała na mnie z dziwną łagodnością, jakby nic się nie wydarzyło. A przecież wydarzyło się wszystko – zdrada, kłamstwa, ucieczka.
– Od kiedy odwiedzasz mojego tatę? – zapytałam ostrożnie.
– Od kilku lat. Zawsze w grudniu.
– Dlaczego?
– Bo mnie nie zdążył znienawidzić – odpowiedziała bez cienia ironii.
Stałyśmy tak, w milczeniu. Światło zniczy odbijało się w jej oczach.
– To ty zostawiłaś ten woreczek? – spytałam w końcu.
– Nie – odparła. – Ale jeśli już go dostałaś, to znaczy, że przyszła pora. Wszystko wraca, gdy nie przepracujesz winy.
– Jakiej winy?
– Twojej, mojej, jego. Cmentarze są pełne niedopowiedzeń.
Otwarta rana przeszłości
Nie chciałam z nią rozmawiać. Może dlatego, że jej obecność przypominała zbyt wiele rzeczy, których wolałam nie pamiętać. A może dlatego, że patrzyła na mnie tak, jak kiedyś – z troską, na którą nie zasługiwałam.
– Dlaczego wróciłaś? – zapytałam.
– Nigdy nie odeszłam. Ty odeszłaś.
Odpowiedziała spokojnie, ale coś we mnie się zagotowało. Chciałam wykrzyczeć, że to ona zawiodła, że nie miała prawa stanąć między mną a ojcem. Wiedziała, jak trudna była nasza relacja. A jednak wybrała jego stronę, gdy najbardziej jej potrzebowałam. Zbliżyła się do niego, kiedy ja się oddalałam. I to bolało bardziej niż wszystkie nasze kłótnie.
– Zawsze byłaś dobra w odwracaniu się plecami – rzuciłam oschle.
Ewa tylko kiwnęła głową.
– Może dlatego zostałam. Ktoś musiał tu być, kiedy ty nie mogłaś.
Wyjęłam woreczek z kieszeni i pokazałam jej zapalniczkę. Wzięła ją do ręki i przez chwilę milczała.
– On cię nie obwiniał – powiedziała cicho. – Wbrew temu, co sobie wmawiałaś. Mówił, że to minie. Że wrócisz.
– Ale nie wróciłam.
– Bo bałaś się, że nie będzie czekał. A on czekał. Do końca.
Zacisnęłam usta, czując znajome pieczenie za oczami. Nienawidziłam tej rozmowy. Nienawidziłam tego, że miała rację.
Ewa oddała mi zapalniczkę i dotknęła mojej dłoni.
– Jeszcze możesz mu coś powiedzieć – szepnęła. – On naprawdę był hojny. Dał ci szansę, żeby to zrobić.
Wróciłam do jego grobu.
Coś zostało za mną
Wróciłam do ławki przy grobie i usiadłam ciężko, jakby nagle zabrakło mi sił. Śnieg osiadał na zniczach, a płomienie drgały niespokojnie, walcząc z zimnym powietrzem. Trzymałam zapalniczkę w dłoni, obracając ją palcami, jakbym próbowała przywołać dawny gest ojca. Pamiętałam, jak odpalał nią znicze innym ludziom, gdy zapomnieli zapałek. Zawsze gotowy pomóc, nawet obcym.
– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Za to, że mnie nie było. Za dumę, która była ważniejsza niż ty.
Słowa wychodziły ze mnie powoli, nieporadne, ale prawdziwe. Mówiłam o strachu przed rozmową, o złości, która miała mnie chronić, a tylko pogłębiała dystans. Mówiłam o tym, jak bardzo żałowałam, że ostatnim wspomnieniem była cisza zamiast pojednania.
Poczułam lekki powiew wiatru, choć drzewa stały nieruchomo. Płomień jednego ze zniczy nagle zapłonął jaśniej. Przez chwilę miałam wrażenie, że ktoś stoi obok, że to ramiona ojca, te same, które obejmowały mnie, gdy byłam dzieckiem. Nie odwróciłam się. Wiedziałam, że to chwila, którą muszę przeżyć sama.
Wstałam, położyłam zapalniczkę przy płycie i zamknęłam woreczek. Prezent, który dostałam, nie był przedmiotem. Był powrotem do rozmowy, której unikałam latami. Najgorsze duchy przeszłości wyszły z worka tylko po to, żebym wreszcie mogła je pożegnać. Odeszłam powoli, czując, że coś ciężkiego zostało za mną.
Przeszłość nie odpuszcza tak łatwo
Nie wiem, czy od tamtej wizyty naprawdę coś się zmieniło. Cmentarz nadal wyglądał tak samo, kiedy wróciłam tam później – zimny, pełen śladów po czyichś odwiedzinach, z nowymi zniczami i kwiatami, które próbowały oszukać grudniową szarość. Woreczka już nie było. Zapalniczka też zniknęła. Może ktoś je zabrał. A może po prostu wróciły tam, skąd przyszły.
Nie spotkałam Ewy ponownie. Od tamtego dnia nie odezwała się, jakby jej obecność była częścią tamtej jednej rozmowy. Częścią przeszłości, która na chwilę wróciła, by potem zniknąć bez śladu.
Wróciłam do codzienności, choć z innej perspektywy. Święta przestały być tylko bieganiem po sklepach i odbębnianiem wizyt. Teraz nosiły w sobie coś więcej – miejsce dla tych, których już nie ma, i których głosy nadal słychać w głowie, jeśli tylko człowiek się zatrzyma.
Choć złożyłam słowa „przepraszam”, nie czułam ulgi. To nie była historia z prostym zakończeniem. Nie było jednego momentu, który rozwiązałby wszystko. Przeszłość nie odpuszcza tak łatwo. Wraca, kiedy najmniej się tego spodziewasz. W głosie, w spojrzeniu, w przedmiocie, który pojawia się tam, gdzie nie powinien.
Wiem, że to nie ostatni raz, kiedy coś przypomni mi o ojcu. Może za rok znów znajdę coś przy jego grobie. Może nic. Ale jeśli Mikołaj jeszcze raz zostawi mi prezent na cmentarzu, będę gotowa go przyjąć. Nie po to, żeby zapomnieć. Tylko po to, by pamiętać.
Natalia, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przy stole wigilijnym teściowa spytała, kiedy w końcu zajdę w ciążę. Miałam ochotę opluć ją barszczem”
- „Dla męża udaję kogoś, kim nie jestem. Czuję, że zaraz pęknę, ale czego nie robi się dla miłości i świętego spokoju”
- „Dla teściowej mój wigilijny barszcz to jakieś pomyje, a pierogi – sama glina. Mam dość jej ciągłej krytyki w kuchni”