Reklama

Od jakiegoś czasu unikałem rodzinnych imprez. Bo zawsze to samo: ciotki z pytaniami, kiedy się ustatkuję, kuzyni chwalący się nowymi autami i babcia, która na każdego patrzy, jakby nie dowierzała, że jeszcze żyjemy, skoro nie jemy mięsa codziennie. Jednak tym razem mama nie odpuszczała.

– Jedziemy razem. Wujek Zdzisiek zaprosił, to trzeba być. Imieniny to nie jakieś tam spotkanie przy grillu, tylko porządna okazja.

Wszyscy siedzieliśmy w ciasnym salonie wujka, przy stole uginającym się od zimnych nóżek, galaretek, pasztetów i tortu z bitą śmietaną. Dziadek Staszek postanowił rozgrzać towarzystwo wspominkami. No i wtedy się zaczęło.

Nie mogłem w to uwierzyć

– Jeszcze po jednym? – zaproponował wujek Zdzisiek. – Taki dzień przecież nie zdarza się codziennie!

– Sto lat! Sto lat! Sto lat! – odkrzyknął wujek Romek, już czerwony jak burak.

Próbowałem zająć się śledziem w oleju, żeby tylko nikt mnie nie zagadywał i wtedy dziadek Staszek, odchrząknął.

No dobra, powiem wam coś…

– Dziadek, tylko nie o wojnie znowu – jęknęła moja siostra Magda, przewracając oczami.

– Nie. To nie o wojnie. O rodzinie.

Zapadła cisza. Nawet ciocia Celina przestała mieszać sałatkę.

– Bo tak się jakoś złożyło, że wasza babci nie była pierwszą kobietą, z którą miałem dziecko.

– Co?! – wrzasnęła mama, aż widelec wypadł jej z rąk.

– Ano tak. Z taką jedną, Wiesią. Zanim poznałem waszą babcię.

– Czy ty właśnie powiedziałeś, że mamy jakiegoś wujka, o którym nikt nie wie?! – zapytałem, gapiąc się na dziadka z niedowierzaniem.

– No właśnie – dziadek poprawił marynarkę. – Brata. Starszego. On wie o mnie.

Nikt się nie odezwał.

Zrobiło mi się duszno

– Wiesia... – westchnął dziadek i zapatrzył się w jakąś plamkę na obrusie. – Wiesia była... piękna. I wesoła. I w ogóle to... ja myślałem, że będziemy razem. Tylko że jej matka nie chciała o mnie słyszeć. Bo biedny byłem. I po wojsku. No to ją wysłała do ciotki do Bydgoszczy. I ślad po niej zaginął. Dopiero po latach się dowiedziałem, że urodziła. Chłopaka. Ale już wtedy miała męża.

Nie zainteresowałeś wcześniej? – wujek Zdzisiek był wyraźnie wkurzony. – Tak po prostu?

– Wiesia kazała mi się nie kontaktować. Powiedziała, że dla dobra dziecka. I wtedy myślałem, że to koniec. Jednak dziesięć lat temu przysłała list. Że chłopak wie o mnie.

– I ty nam nic nie powiedziałeś przez tyle lat?! – mama już wstała od stołu.

– A po co? Wiesia umarła. On mieszka w Szczecinie. Nawet się spotkaliśmy raz. Umowa była, że nie mieszamy rodzin. Żadnych „powitań” i „poznajmy się”. Takie czasy...

– I wszystko byłoby super, gdybyś się właśnie teraz nie wygadał! – rzuciła Magda z ironią.

Dziadek wzruszył ramionami.

– A może już pora? Teraz zróbcie z tym, co chcecie.

Zrobiło się duszno.

Obserwowałem ich

– No dobra – rzucił wujek Romek. – Skoro już wyszło szydło z worka, to może każdy niech teraz powie, kogo jeszcze skrywa po kątach. Obstawiam, że Celina...

– Ty się lepiej przyznaj, kto cię podgnił w lesie – syknęła ciocia Celina

– Ej, ej! – próbowała uciszyć wszystkich babcia.

Siedziałem w kącie i obserwowałem. Mama siedziała z założonymi rękami i nie odzywała się już ani słowem. Patrzyła tylko w stół, jakby próbowała policzyć, ile razy ją życie zaskoczyło.

Mamo, wszystko okej? – zapytałem szeptem.

– A jak ma być okej? Tata całe życie milczał, a teraz rzuca bombę.

Dziadek tymczasem spokojnie żuł śledzia i popijał herbatą.

Dobrze, że powiedziałem. Może i późno, ale lepiej późno niż wcale. A poza tym... babcia wiedziała.

– Co?! – tym razem chórem zawołały mama, Magda i ciocia Celina.

– No tak. Wiedziała. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Nie warto babrać się w stare historie.

– No to gratuluję – rzuciła Magda z przekąsem.

Podjąłem decyzję

– Myślisz, że ten owy wujek ma konto w mediach społecznościowych? – zapytała nagle Magda.

– E tam, a po co ci to – machnął ręką dziadek. – Chcesz się zaprzyjaźniać z kimś, kogo nie znasz?

– A niby czemu nie? Skoro już wiemy, że istnieje, to ja chętnie sobie popatrzę, czy jest do nas podobny. Może też ma ten krzywy nos po dziadku – zażartowała.

– Krzywy nos to ja mam po upadku z trzepaka – burknąłem, ale Magda już coś klikała w telefonie.

Jak on się nazywa? – zapytała bezceremonialnie. – Nazwisko chyba jak nasze?

– Nie – dziadek spojrzał na sufit. – Matka dała mu nazwisko męża. Tylko imię to samo, co miał mój ojciec – Jerzy.

– Jerzy... dobra. Jerzy z rocznika...?

– Sześćdziesiąty drugi – mruknął. – I ma syna. Więcej ci nie powiem. Nie chcę, żebyście tam zaraz do niego pisali i robili cyrk.

– Cyrk to ty zrobiłeś, Staszek – odezwała się babcia, która właśnie wróciła z kuchni z parującym barszczem. – I dobrze, bo ile można udawać, że wszystko jest tak, jak trzeba?

– Ty też jesteś za tym, żeby się z nim skontaktować? – zapytała z niedowierzaniem mama.

– A czemu nie?

Zapanowała cisza. Magda spojrzała na mnie porozumiewawczo.

– Jeśli go znajdę, to co?

– Pisz – powiedziałem. – Najwyżej nas zablokuje. Ale może... odpowie.

Miałem plan

Minął tydzień. Magda nie odpuściła. Znalazła profil. Zwykłe zdjęcie: facet w okularach, łysiejący, z uśmiechem dziadka.

Napisałam mu – powiedziała któregoś wieczora, wbijając mi widelec w pieroga.

– Co?! Kiedy?

– Kilka dni temu. Krótko. Że jesteśmy wnukami Staszka, że właśnie się dowiedzieliśmy o jego istnieniu i że... nie mamy żadnych roszczeń, tylko ciekawość.

– Aha. I co? – udawałem, że mnie to nie rusza, ale ciśnienie miałem jak przy maturze.

Odpisał.

Zamarłem.

– I?

– Napisał, że wiedział, że kiedyś to wypłynie. Że miał nawet momenty, kiedy sam chciał nas znaleźć. Ale uznał, że nie będzie wchodził w cudze życie bez zaproszenia. A teraz, skoro się odezwaliśmy... chętnie się spotka.

– Spotka? – powtórzyłem, jakby to było jakieś nieznane słowo.

– Tak. Pytał, czy moglibyśmy przyjechać do Szczecina. Albo on może przyjechać tu. Chce poznać dziadka. I nas. Powiedział, że ma dość udawania, że nie ma rodziny.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Magda spojrzała na mnie.

– To jak? Jedziemy?

– Jedziemy. Tylko nie mówmy jeszcze nikomu. Najpierw się z nim spotkajmy.

– Sami?

– Sami. Bo jak to się okaże kolejnym festiwalem dramatów, to przynajmniej zdążymy zwiać.

Uśmiechnęła się.

Mile się zaskoczyłem

Spotkaliśmy się z Jerzym na dworcu, pod starym zegarem. Klasyk. Jakbyśmy się umawiali na randkę. Czekał na nas. Był ubrany zwyczajnie, stał z rękami w kieszeniach. Wyglądał, jakby sam nie wierzył, że do tego doszło.

– Igor? Magda? – zapytał, podchodząc ostrożnie.

– Tak – odpowiedziała Magda, wyciągając rękę.

– Jerzy. Cieszę się, że jesteście.

– My też... chociaż nadal nie wiemy, jak to wszystko ogarnąć – przyznałem szczerze. – Ale skoro już mleko się rozlało...

Usiedliśmy w małej kawiarni obok dworca. Rozmawialiśmy prawie trzy godziny. O życiu, o tym, jak dowiedział się o dziadku, o matce, która do końca życia miała żal, ale nigdy nie pozwoliła mu zadzwonić.

Nie chcę nikomu mieszać w życiu – powiedział Jerzy pod koniec. – Jednak skoro się odezwaliście... to może czas zbudować coś od nowa. Albo przynajmniej spróbować.

Dziadek cię chętnie zobaczy – powiedziała Magda. – I babcia. Tylko... przygotuj się, że to będzie teatr emocji.

– Po tej rodzinie spodziewam się wszystkiego – roześmiał się Jerzy.

Rozstaliśmy się z dziwnym uczuciem. Nie jak z obcym. Jakbyśmy faktycznie odnaleźli jakąś część siebie. Wróciliśmy do domu, a dziadek tylko zapytał:

– I co? Jaki on jest?

Twój. W stu procentach – odpowiedziałem.

Rok później wujek Zdzisiek zaprosił Jurka na kolejne imieniny. I wszyscy przyszli. W komplecie.

Igor, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama