„Na imprezie andrzejkowej wywróżyłam sobie miłość. Nie spodziewałam się, że ta przepowiednia spełni się tak szybko”
„Nie znałam większości gości. Przewijali się przez pokój, wchodzili i wychodzili. Dziewczyna w czerwonej sukience śmiała się tak głośno, że aż Karolina kazała jej się uciszyć. Bartek wylosował kartkę z napisem >>zaręczyny<<”.

- Redakcja
Kiedy Karolina, dawna znajoma, zaprosiła mnie na andrzejkową imprezę, moją pierwszą reakcją było niemrawe „zobaczę, czy dam radę”. Czytaj: nie mam ochoty. Bo przecież co ja tam będę robić? Oglądać obcych ludzi śmiejących się z żartów, których nie rozumiem, i pary patrzące na siebie jak w reklamach?
Nudziłam się
Ale potem coś mnie tknęło. Może złość na siebie, że tak łatwo rezygnuję, a może zmęczenie tą przewidywalną rutyną, którą nazywam życiem. Albo może zwykłe „a co mi szkodzi?”. Ostatecznie napisałam: „OK, wpadnę”.
W dniu imprezy długo stałam przed szafą. Wybrałam prostą czarną sukienkę, nieobcisłą, niekrzykliwą. Minimum wysiłku, maksimum anonimowości. W końcu nie idę, żeby błyszczeć. Idę, żeby pokazać, że jeszcze potrafię wyjść z domu. Ale wróżby, które planowali urządzać… To mnie śmieszyło i jednocześnie bolało. Wróżyć sobie miłość, kiedy już w nią nie wierzysz, to jak wypić toast za przyszłość, w której cię nie ma.
Siedziałam na kanapie z kieliszkiem wina, patrząc, jak wszyscy zgromadzili się wokół stołu. Na środku ktoś postawił talerzyk z obrączką, ktoś inny zawiązywał oczy Karolinie i tłumaczył, że teraz ma rzucić butem przez ramię. Śmiech mieszał się z krzykami, ktoś opowiadał, że trzy lata temu wylosował serce i w tym samym tygodniu poznał swoją żonę.
Czułam się tak, jakbym oglądała film, który kiedyś już widziałam, tylko tym razem nie byłam częścią obsady. Obserwowałam ich z dystansu, z tego miejsca, które z wyboru stało się moim azylem, ale tego wieczoru było raczej czyśćcem.
Zaskoczył mnie
Nie znałam większości gości. Przewijali się przez pokój, wchodzili i wychodzili z kuchni, rozmawiali, dotykali się mimochodem. Mężczyzna w koszuli z drobnym wzorem co chwila całował dziewczynę w ramię. Dziewczyna w czerwonej sukience śmiała się tak głośno, że aż Karolina kazała jej się uciszyć. Gdy Bartek wylosował kartkę z napisem „zaręczyny”, tłum wybuchnął aplauzem. Ja tylko uniosłam brwi i upiłam łyk wina. Przez całą godzinę nikt nie zapytał, czy chcę wziąć udział. I dobrze, bo nie chciałam.
Wtedy usiadł obok mnie jakiś mężczyzna. Wydawało mi się, że był tu od początku, tylko nie rzucał się w oczy. Miał ciemne spodnie, prosty sweter i uważne spojrzenie. Przez chwilę po prostu siedzieliśmy obok siebie, każde z własnym milczeniem. Dopiero po chwili odezwał się cicho:
– Wróżyłem sobie. Wyszła mi samotność. A tobie?
Odwróciłam głowę, spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie wiem, czego się spodziewałam.
– Obojętność – odpowiedziałam.
Zgodziłam się
Patrzyliśmy chwilę na siebie. Milczenie wcale nie było niezręczne.
– Pójdziesz ze mną? – zapytał nagle.
Nie wiedziałam, co ma na myśli, ale wstałam i poszłam za nim. Weszliśmy do pokoju obok, gdzie grała spokojniejsza muzyka. Ktoś się śmiał, ktoś się całował pod oknem, a my zaczęliśmy tańczyć. Nie musiałam mówić, nie musiałam się uśmiechać ani silić na rozmowę. Taniec był miękki, rytmiczny. Jego dłoń na moich plecach nie była natarczywa. Nie prowadził mnie siłą, tylko gestem, jakby pytał, a ja mu odpowiadałam.
Po wszystkim, gdy muzyka zmieniła się w szybsze tempo, odsunął się. Uśmiechnął się tylko lekko. Gdy wróciłam do salonu, Karolina znowu coś losowała, a Bartek z zapałem opowiadał historię z poprzednich Andrzejek. Moje miejsce na kanapie było puste, kieliszek z winem nienaruszony. Usiadłam i spojrzałam na tamtego mężczyznę – Tomka, bo tak się przedstawił – jakby próbując złapać oddech po czymś, co właśnie wymknęło się spod kontroli, choć przecież nic takiego się nie wydarzyło.
Myślałam o nim
Tomek zniknął. Przebiegłam wzrokiem po ludziach w pokojach, ale nie mogłam go znaleźć. Przez chwilę pomyślałam, że może wyszedł i właśnie tak miało być – taniec dwojga ludzi, którzy nie pasują do tego świata.
Wróciłam do swojego kąta. Wzięłam do ręki kieliszek i wtedy pod jego nóżką zobaczyłam kartkę. Rozchyliłam ją powoli. Numer telefonu i dopisek, ledwo czytelny: „Może jednak wyjdzie nam coś więcej”. Serce przyspieszyło, palce zadrżały.
W domu zapaliłam lampkę, zrzuciłam buty i usiadłam na łóżku. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Taniec wrócił do mnie w obrazach: cicha muzyka, jego ręka na moich plecach, jego nienachalne spojrzenie. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie potrafiłam nawet zadać sobie tego pytania. Czy mam napisać, czy to był tylko taniec? Może jednak coś więcej?
Rano obudziłam się z uczuciem, które nie dawało się zignorować. Leżałam chwilę bez ruchu, słuchając ciszy w mieszkaniu, jakby w niej miało paść jakieś rozstrzygające słowo. Potem wstałam, zaparzyłam kawę, usiadłam przy stole z telefonem w dłoni. Palec zawisł nad ekranem.
Wahałam się
Bałam się, ale nie tej starej, znajomej samotności. Bałam się nadziei i tego, że jeśli ją dopuszczę, mogę znowu coś stracić. A jednocześnie czułam, że jeśli teraz się cofnę, zostanę w miejscu, z którego tak bardzo próbowałam wyjść. Taniec z nim dał mi ciepło i tęsknotę za bliskością. Napisałam: „Cześć. Dziękuję za taniec. To był dobry moment”.
Wysłałam, zanim zdążyłam się wycofać. Zamknęłam oczy i odetchnęłam, jakby to była największa odwaga, na jaką mnie stać. Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewałam. „Czasem wystarczy jedno spojrzenie. Widziałem cię”.
Nie wiem, co poczułam najpierw – ulgę, wzruszenie, niedowierzanie. Przeczytałam to kilka razy i za każdym razem brzmiało jak coś więcej niż wiadomość. Jak obietnica.
Spotkaliśmy się kilka dni później w parku. To było wczesne popołudnie, jeszcze jesienne, ale z tym dziwnym, łagodnym światłem, które sprawia, że świat wygląda jak coś, co da się polubić. Siedział już, gdy przyszłam. Wstał, uśmiechnął się. Z bliska był taki sam jak wtedy – niepozorny, cichy, obecny.
Daliśmy sobie szansę
Nie potrzebowaliśmy dużo słów. Przeszliśmy się po parku. Opowiedział mi, że też przez długi czas czuł się jak tło. Że ludzie rzadko pytają o tych, którzy nie wchodzą w kadr i że samotność czasem tak wchodzi w skórę, że zaczyna się ją mylić z charakterem. I że kiedy mnie zobaczył, poczuł, że może pierwszy raz od dawna nie chce już tylko patrzeć.
Nie odpowiadałam od razu. Szliśmy chwilę w milczeniu. A potem powiedziałam mu, że ja już nie wiem, co to jest miłość, ale wiem, kiedy ktoś patrzy na mnie inaczej. I że to wystarczy na początek. Kiedy się zatrzymaliśmy, spojrzał na mnie tak, jak wtedy, kiedy zaprosił mnie do tańca. Bez oczekiwania, bez presji, z jakąś czułością. Pocałował mnie spokojnie, ciepło, jakby bał się, że mogę się odsunąć. Ale ja nie chciałam się odsuwać, nie tym razem.
Sylwia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż działał mi na nerwy, ale nie chciałam robić afery przy stole. Gdy zobaczyłam zdjęcie w telefonie, nie wytrzymałam”
- „Chciałam wygarnąć ojcu za to, co mi zrobił przed laty. Zamiast ostrej awantury na jego ślubie, odegrałam łzawy dramat”
- „Myślałam, że po śmierci teściowej dostaniemy kasę w spadku. Okazało się, że czekaliśmy na marne, bo wszystko już rozdała”