„Na integracji w Beskidach puściły mi hamulce. Udawałem przed żoną świętoszka, ale moje grzeszki i tak wyszły na jaw”
„Przez następne dni próbowałem wrócić do rytmu. Rano praca, potem zakupy, wieczorem telewizja. Ania nie drążyła. Była cicha, trochę jakby nieobecna. Może coś przeczuwała, ale nie pytała. I to było najgorsze”.

- Redakcja
Moja żona Ania krząta się po mieszkaniu, jakby mnie tu nie było. Odkłada klucze na miejsce, przeciera blaty, składa pranie. Każdy jej ruch jest precyzyjny, cichy, opanowany, jakby wszystko robiła dla kogoś innego. Ja jestem tylko tłem. Powietrzem.
Kiedyś, po powrocie z pracy, witała mnie pocałunkiem i pytaniem, jak minął dzień. Teraz wchodzę, zdejmuję buty, słyszę tylko stukanie klawiatury albo odgłosy serialu, który ogląda. I to boli najbardziej – nie krzyk, nie łzy, nie wyrzuty, tylko ta obojętność, to wyciszenie, które rozwiewa się po mieszkaniu jak dym. Nie sposób go rozgonić i nie sposób się przez niego przebić.
Pojechaliśmy w Beskidy całą ekipą z działu. Taką integrację firma robiła co roku, ale ja zwykle się z tego wykręcałem. Tym razem dałem się namówić Adamowi. Powiedział, że potrzebuję odpoczynku, że ostatnio jestem nie do zniesienia. Może miał rację. W domu cisza, w pracy napięcie. Gdzieś musiałem to rozładować.
Karolina siedziała koło mnie w autokarze. Już wcześniej lubiłem z nią rozmawiać, chociaż raczej żartobliwie się przekomarzaliśmy. Miała ten rodzaj uśmiechu, który nie zostawia człowieka obojętnym, ale nie dawała powodów, żeby iść dalej. Do tego wiecznie otoczona kolegami, zawsze w centrum uwagi. Taka osoba, która wszędzie pasuje.
Potrzebowałem oddechu
Pierwszy wieczór minął spokojnie. Kolacja, oficjalne powitania, rozmowy o niczym. Dopiero drugiego dnia wieczorem, kiedy usiedliśmy przy ognisku, atmosfera się zmieniła. Ktoś wyjął gitarę, ktoś inny przyniósł butelki z bagażnika. Zrobiło się głośno, śmiesznie i ciepło, mimo że noc była chłodna.
Karolina usiadła obok mnie. Czułem zapach jej włosów, śmiała się z moich kiepskich żartów, a potem nagle zaczęliśmy rozmawiać o rzeczach, o których wcześniej z nikim nie mówiłem. O tym, że czasem nie poznaję samego siebie, że coraz częściej nie wiem, po co w ogóle wstaję rano. A ona tylko słuchała i kiwnęła głową. Powiedziała, że też ma czasem dość wszystkiego. Że ludzie myślą, że zawsze jest jej wesoło, ale to nieprawda.
Siedzieliśmy długo. Kiedy ognisko prawie dogasało, ktoś zaproponował powrót do pokojów. W drodze powrotnej szliśmy razem. Zamilkliśmy. Nagle zabrakło mi słów. I wtedy, tuż przy drzwiach, odwróciła się do mnie i zapytała cicho, czy chcę jeszcze posiedzieć w jej pokoju. Powiedziałem, że tak.
To był moment
W środku panowała cisza, jaka pojawia się między dwojgiem ludzi, którzy wiedzą, że przekraczają jakąś granicę. Nie było wielkich gestów ani wielkich słów. Spojrzenia, dotyk, to wystarczyło. Rano obudziłem się wcześnie. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Przez chwilę leżałem nieruchomo, patrząc w sufit, słuchając oddechu Karoliny. Potem powoli wstałem i wyszedłem z pokoju, zanim się obudziła. Zamknąłem drzwi, oparłem się o ścianę i pomyślałem: „To nic nie znaczyło”. I chciałem w to uwierzyć.
Po powrocie do domu starałem się zachowywać normalnie. Przywitałem się z Anią, zapytałem, jak minął jej weekend. Opowiedziała coś o nowym serialu, o tym, że była z koleżanką na spacerze, że w sklepie znowu nie było naszej ulubionej herbaty. Słuchałem, kiwałem głową, udawałem zaangażowanie, ale tak naprawdę byłem gdzieś obok.
Pierwszy raz od dawna spojrzałem na nasze mieszkanie inaczej. Przez dwa dni nie byłem tu obecny, a jednak wszystko było na swoim miejscu. Kwiaty podlane, kosz wyniesiony, ubrania poskładane. Niby drobiazgi, ale teraz, kiedy patrzyłem na to z dystansu, widziałem, ile wysiłku Ania wkłada w nasze codzienne życie. I to mnie bolało. Nie umiałem jej spojrzeć w oczy.
Coś się zmieniło
Wieczorem usiedliśmy do kolacji. Zupa, jak zwykle dobrze doprawiona. Chciałem powiedzieć jej, że smakuje świetnie, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Michał, wszystko w porządku? – zapytała nagle.
Zaskoczyła mnie. Odłożyłem łyżkę i spojrzałem na nią, ale tylko na moment.
– Tak… po prostu jestem zmęczony – odpowiedziałem, sięgając po chleb.
– Ostatnio często jesteś zmęczony.
Po chwili zmieniłem temat, pytając o coś zupełnie błahego, może o plany na weekend. Chciałem tylko wyjść z tej rozmowy, zamazać niepokój, który pojawił się w jej głosie.
Przez następne dni próbowałem wrócić do rytmu. Rano praca, potem zakupy, wieczorem telewizja. Ania nie drążyła. Była cicha, trochę jakby nieobecna. Może coś przeczuwała, ale nie pytała. I to było najgorsze.
Czasami widziałem, że dłużej na mnie patrzy, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko wzdychała i odwracała wzrok. Wtedy miałem ochotę ją przytulić i powiedzieć prawdę, ale nie umiałem. Wmawiałem sobie, że to był jednorazowy błąd, że nic się nie stało i że będzie dobrze.
Miałem wyrzuty sumienia
Byłem w kuchni, kiedy weszła. Trzymała w dłoni mój telefon. Zawahała się tylko na sekundę.
– Michał, mogę zapytać, kim jest Karolina?
Wpatrywałem się w blat, jakby odpowiedź mogła się tam znaleźć. Nie było sensu udawać. Wiedziałem, co widziała.
– Koleżanka z pracy – odpowiedziałem nerwowo.
– Czytam te wiadomości od pół godziny. Przestań kłamać – powiedziała spokojnie. A to jej spokojne „przestań” zabolało mnie bardziej niż cokolwiek innego.
Milczeliśmy chwilę. Potem zacząłem mówić. Nie umiałem się zatrzymać. Próbowałem tłumaczyć, mówiłem, że to nic nie znaczyło, że byłem pijany, że to nie powinno się zdarzyć. Nie przerwała mi, nie zadawała pytań. Kiedy skończyłem, po prostu wstała i wyszła do drugiego pokoju. Zostawiła mnie z poczuciem, że mój głos nic już nie znaczy. Przez kolejne dni nie odezwała się ani razu. Minął tydzień, potem drugi. Ania nie powiedziała ani słowa.
Ukarała mnie
Wstawała rano tak, jak zawsze. Robiła śniadanie, szykowała się do pracy. Wracała po południu, zdejmowała płaszcz, odkładała klucze, siadała z książką albo włączała jakiś program. Cisza. Żadnego spojrzenia, żadnego pytania, żadnego komentarza.
Próbowałem mówić. Początkowo nieśmiało, jakby badając grunt – pytałem, czy wszystko w porządku, czy czegoś nie potrzebuje. Potem coraz odważniej – opowiadałem o pracy, o pogodzie, o tym, co widziałem w sklepie. Odpowiedzią była tylko ta sama, nienaruszona cisza.
Kupiłem jej tulipany, bo wiedziałem, że lubi. Stały w wazonie dwa dni, zanim zwiędły. Wyrzuciłem je sam. Zrobiłem kolację – świeże pieczywo, pieczony łosoś, wino. Usiadła naprzeciwko mnie, zjadła w milczeniu i poszła do sypialni.
Zacząłem mówić więcej. Wieczorami siadałem obok i opowiadałem wszystko, jakby mówił do siebie. Że żałuję, że nie wiem, jak to się stało, że ją kocham, że zrobiłbym wszystko, by to cofnąć. Czasem powtarzałem to samo dwa razy. A ona patrzyła przez okno albo w książkę, albo gdzieś we mnie, ale tak, jakby mnie tam już nie było.
Było mi głupio
Tamtego dnia wróciłem z pracy trochę później niż zwykle. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i od razu je zobaczyłem – dwie walizki w przedpokoju. Moje. Ania stała obok, oparta o framugę, ubrana w szary sweter. Spojrzała na mnie, pierwszy raz od tygodni.
– Nie potrafię ci już ufać – powiedziała cicho.
I tylko tyle. Nie uniosła głosu, nie zrobiła wyrzutów. Po prostu wypowiedziała te słowa, jakby mówiła, że zabrakło mleka. Próbowałem coś powiedzieć, ale nie znalazłem nic, co nie brzmiałoby jak błaganie albo wymówka. Stałem tam przez chwilę, patrząc na nią i na swoje rzeczy spakowane tak starannie, jakby wyjeżdżał na wakacje. Podniosłem walizki. Zamknąłem za sobą drzwi.
Nie próbowałem do niej dzwonić, nie pisałem. Raz tylko, tydzień po wyprowadzce, szedłem jej ulicą. Światła się paliły, w oknie kuchennym mignęła znajoma sylwetka. Serce mi zadrżało, ale nie podszedłem.
Ludzie mówią, że czas leczy rany. To nieprawda. Czas po prostu uczy żyć z bólem. Uczy udawać, że się go nie czuje, że da się funkcjonować, choć w środku człowiek codziennie przypomina sobie jedną scenę, jedno zdanie, jeden dotyk – i za każdym razem boli tak samo.
Michał, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż zawsze miał dziury w portfelu. Dopiero przypadkowa rozmowa z sąsiadką wszystko mi wyjaśniła”
- „Mąż zamykał się w łazience ze smartfonem i wydawał dziwne dźwięki. Bałam się odkryć prawdę, ale ciekawość mnie zżerała”
- „Nie planowałam tego, ale zakochałam się w narzeczonym siostry. Prawda wyszła na jaw w najmniej odpowiednim momencie”