Reklama

– To ja znam się na modzie, a nie ty – naskoczyła na mnie już na początku naszego związku, gdy próbowałem jej powiedzieć, że chciałbym ją czasem zobaczyć w innym kolorze niż szary. – Ostre kolory to zupełne bezguście, dobre dla tandetnych panienek z dyskoteki. Tylko szarość, czerń i biel są eleganckie – twierdziła.

Reklama

Machnąłem na to ręką. Wiedziałem już bowiem, że jak Iga sobie coś ubzdura, to koniec. „Niech chodzi w tych burych ciuchach, jak chce”, stwierdziłem. Chociaż zawsze z przyjemnością spoglądałem na pełne energii, uśmiechnięte kobiety w czerwieniach, różach, błękitach. Przecież dzięki takiej modzie jest piękniej na ulicach.

Spieszyłem się, bo Iga nie lubiła, gdy się spóźniam

Do galerii handlowej wpadłem dosłownie na dwadzieścia minut. Tyle czasu miałem od zaparkowania auta do końca zajęć aerobiku Igi. Chodziła na zajęcia do fitness clubu w centrum handlowym. Wydawało jej się to bardziej prestiżowe niż zwykłe kluby osiedlowe. Tu się znów różnimy. Ja wolę chodzić do tych mniejszych siłowni, gdzie w spokoju mogę poćwiczyć, a nie jestem obiektem ocenianym pod kątem markowego stroju i modnej fryzury. Ale Iga zawsze lubiła być w centrum uwagi, nie szczędziła też nigdy krytycznych uwag innym. Biegałem szybko po sklepie z ubraniami, bo nie chciałem się spóźnić (Iga nie znosiła czekać na mnie po treningu).

– Wiesz, że jestem wtedy zmęczona i głodna – niecierpliwiła się. – Czy naprawdę tak trudno trzy razy w tygodniu przyjechać na czas?

Musiałem szybko kupić dwie koszule, bo nazajutrz rano jechałem w nieoczekiwaną delegację. Gdy stałem przy kasie, zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłem, że to Iga. Nie wziąłem nawet paragonu, szybko złapałem papierową torbę i pobiegłem na parking.

Zobacz także

Późnym wieczorem zadzwonił szef i powiedział, że delegacja zostaje przełożona na przyszły tydzień i mam normalnie przyjść do pracy. Nawet nie zajrzałem do torby z koszulami. Nie były mi potrzebne, więc zapomniałem o nich. A następnego dnia po powrocie z pracy stanąłem jak wryty. Iga przeglądała się w lustrze w przedpokoju i miała na sobie piękną czerwoną sukienkę z odkrytymi plecami. Widziałem, że się sobie podoba. Ale kiedy spostrzegła, że na nią patrzę, natychmiast zrobiła skwaszoną minę.

– Naprawdę sądziłeś, że będę nosić coś takiego? – spytała. – Przecież ona jest za duża na mnie o co najmniej półtora rozmiaru – pokazała mi odstający materiał na biodrach. – Fakt, nawet nieźle wyglądam w tej czerwieni, ale wiesz, co myślę o jaskrawych kolorach. Przykro mi, będziesz musiał ją zwrócić – rzuciła sukienkę na krzesło w sypialni i poszła do kuchni.

„Chętnie ją zwrócę, tylko nie wiem komu”, pomyślałem. W torbie znalazłem paragon. Sukienka była kupiona w tym samym sklepie, co moje koszule. Koszul nie było w domu, więc wychodziło na to, że w tym popłochu po telefonie Igi musiałem omyłkowo chwycić za torbę jakiejś klientki. Poszedłem wieczorem do tego sklepu.

– Tak, ta pani dzwoniła już wczoraj – powiedział kasjer. – Ona ma pańskie koszule i zostawiła nam numer telefonu. Proszę do niej zadzwonić.

Czułem się jak idiota, kiedy wykręcałem ten numer. „Jak można pomylić torby, wziąć czerwoną sukienkę i zorientować się dopiero następnego dnia”, ganiłem się w myślach.

– Dziękuję, że pan dzwoni – usłyszałem miły kobiecy głos w słuchawce, zaraz po tym, jak się przedstawiłem. – Ale w zasadzie jest już musztarda po obiedzie. Za godzinę zaczyna się impreza firmowa, na którą miałam włożyć tę sukienkę. Nie odzywał się pan, więc kupiłam nową.

– Też czerwoną? – przerwałem jej, choć to pytanie nie miało najmniejszego sensu.

– Nie, tym razem turkusową – roześmiała się. – Na wypadek, gdyby jednak kiedyś pan się znalazł, a wraz z panem moja zguba. Umówmy się na jutro. Pracuję w centrum. Napiszę panu adres w SMS-ie. Gdyby mógł mi ją pan podwieźć do biura, będę wdzięczna. Wezmę ze sobą koszule i się wymienimy.

Czułem się dziwnie podekscytowany

Dawno nie słyszałem tak ciepłego kobiecego głosu. Już sobie wyobrażam, jakby coś takiego przytrafiło się Idze. Facet by został postraszony sądem i zmuszony do odkupienia trzech kolejnych sukienek. Czułem się dziwnie podekscytowany po tej rozmowie. Wsiadłem do samochodu i… dostałem SMS-a z adresem biura tej dziewczyny. Nie pojechałem do domu. Wpadłem na inny pomysł.

– Czy wie pan może, gdzie dziś pracownicy tej firmy mają wewnętrzną imprezę – zapytałem pracownika ochrony siedzącego w recepcji budynku. –

Mam coś do przekazania jednej z pracownic, to pilne.

– Wiem – ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem. – To wprawdzie drugi koniec miasta, ale o tej porze nie ma korków.

Pół godziny później byłem na miejscu. „Cześć. Mam ją ze sobą. Na wypadek, gdybyś chciała przebrać się po północy. Czekam na parkingu przed budynkiem. Kacper.” – napisałem SMS-a. Po pięciu minutach dostałem odpowiedź: „Już idę”.

Reklama

Zawsze lubiłem kobiety ubierające się w jaskrawe, radosne kolory. Kojarzyły mi się z dobrą energią, miłym usposobieniem. Kiedy Kamila wyszła wtedy z hotelu w turkusowej mini podkreślającej jej smukłą talię, dosłownie odebrało mi mowę. Wiedziałem, że ma tę energię, której zawsze szukałem u kobiet. Nie wiem, dlaczego pozwoliłem się usidlić Idze w toksycznym związku na cztery lata. Na szczęście któregoś dnia się pomyliłem, zabierając ze sklepu nie swoje zakupy.

Reklama
Reklama
Reklama