Reklama

Przygotowania do komunii Kacpra wciągnęły mnie bardziej, niż sądziłem. Chciałem, żeby ten dzień był wyjątkowy – godny zapamiętania, nie tylko dla niego, ale i dla całej naszej rodziny. Stroje, dekoracje, lista gości – wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. A jednak gdzieś w środku czułem niepokój.

Reklama

Z trudem przyznawałem przed sobą, że coraz trudniej mi dotrzeć do własnego syna. Tomek, mój brat, wkraczał w jego życie z rozmachem, którego ja nie mogłem przebić. I choć to miał być dzień Kacpra, ja obawiałem się, że znów będę tylko tłem.

Byłem wściekły na brata

Tomek pojawił się chwilę po rozpoczęciu przyjęcia – w garniturze, uśmiechnięty, z wielkim pudełkiem w rękach. Wszedł jak do siebie, witał się z gośćmi, żartował z moją teściową i z miejsca został otoczony przez dzieciaki, które zawsze ciągnęło do jego nonszalanckiego stylu. Widziałem, jak Ewa zerka w jego stronę z tym specyficznym błyskiem w oku, którego nie potrafiłem do końca rozgryźć.

W końcu podszedł do swojego chrześniaka i wręczył mu prezent. Kacper ubrany w białą albę wyglądał niewinnie, jakby miał mniej niż swoje dziewięć lat. Rozpakował paczkę powoli, ostrożnie, jakby przeczuwał, że to coś ważnego. Gdy w jego dłoniach pojawił się zegarek – nie byle jaki, tylko błyszczący, drogi, zupełnie niepasujący do dziecka – w tłumie rozległo się ciche „ooo”.

– Fajny... – mruknął Kacper, ale nie uśmiechnął się. Przez ułamek sekundy zobaczyłem w jego oczach wahanie. I to mnie zabolało najbardziej. Ten prezent miał go poruszyć, ale nie tak. On chyba liczył na coś prostszego.

Zbliżyłem się do Tomka, zaciskając pięści. Z trudem powstrzymałem się od wybuchu.

– Musiałeś się popisać? Zegarek? Kto daje dziecku luksusowy zegarek zamiast roweru? – warknąłem szeptem.

Tomek wzruszył ramionami.

– Może chciałem mu dać coś, czego ty nie możesz.

Coś we mnie pękło.

Nie mogłem się powstrzymać

Próbowałem się trzymać. Naprawdę. Ale kiedy zobaczyłem, jak Kacper wraca na swoje miejsce, oglądając zegarek z miną bardziej zmieszaną niż zachwyconą, coś we mnie zawrzało. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do stołu, przy którym Tomek właśnie rozlewał kieliszki. Goście zerkali w moją stronę z niepewnością, ale udawali, że nie słyszą, nie widzą.

Ty zawsze musisz być numerem jeden, co? – powiedziałem zbyt głośno, żeby to zostało między nami.

Tomek spojrzał na mnie spokojnie, jakby czekał na ten moment. Ewa natychmiast podeszła bliżej, próbując zapanować nad sytuacją, ale ja już nie potrafiłem się zatrzymać.

– On miał dziś mieć zwykłe przyjęcie. Chciałem, żeby zapamiętał ten dzień jako coś naszego, rodzinnego. Ale nie, musiałeś wjechać z rolexem jak książę z bajki.

– Paweł, błagam… – szepnęła Ewa, łapiąc mnie za rękę.

– A może chciałeś znów pokazać, kto ma więcej? Albo, nie wiem… zaimponować jej? – odwróciłem się w stronę Ewy, a ona zamarła.

– Nie teraz, Paweł – powiedziała cicho.

– Nie rób z siebie ofiary – wtrącił Tomek z zimną obojętnością. – Sam wszystko skomplikowałeś. Nie ja.

Nastała cisza. Goście zamilkli. Ktoś coś szepnął i zaczęli wychodzić. Ewa patrzyła na mnie z bólem i rozczarowaniem. A ja czułem, że właśnie zburzyłem wszystko, co próbowałem zbudować.

Nie tylko ja poznałem prawdę

Zamknąłem za nami drzwi kuchni, ale echo moich słów nadal unosiło się w powietrzu. Ewa oparła się o blat, patrząc w podłogę. Jej milczenie bolało bardziej niż każde słowo, które mogłaby wypowiedzieć.

– Wiesz, że muszę zapytać – zacząłem, choć czułem, jak gardło zaciska mi się z nerwów. – Czy coś kiedyś było… między wami?

Ewa uniosła głowę. Jej twarz była blada, a oczy błyszczały łzami.

– To było dawno, zanim jeszcze byliśmy razem – powiedziała cicho. – Ale Paweł… on chyba nigdy nie przestał mnie kochać.

Zamknąłem oczy. Chciałem udawać, że to mnie nie rusza. Ale ruszało. Każde słowo było jak kolejne uderzenie. Zbyt wiele sobie dopowiadałem przez lata, a teraz wszystko układało się w przerażającą całość.

– A ty? Przestałaś go kochać? – zapytałem beznamiętnie, choć w środku wyło mi serce.

Ewa nie odpowiedziała. A wtedy, jakby wyrośnięty z cienia, w drzwiach stanął Kacper. Miał jeszcze na sobie albę, którą wcześniej tak dumnie nosił, teraz wyglądała jak zmięty kostium aktora, który zszedł ze sceny.

– Wiedziałem, że coś jest nie tak. Ale teraz już wiem – powiedział spokojnie, ale jego głos trząsł się ze złości.

Zamarliśmy. Nie wiem, jak długo tam stał, ile słyszał. Ale wiedziałem jedno: słyszał za dużo.

Wszystko się posypało

Ewa uklękła przed Kacprem, jakby chciała zmniejszyć dystans, który dzielił ich teraz nie fizycznie, a emocjonalnie. On jednak zrobił krok do tyłu, a w jego oczach zobaczyłem coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem – rozczarowanie pomieszane z dojrzałością, która przyszła za wcześnie.

– Kacper, to przeszłość, sprawy sprzed lat – zaczęła Ewa łagodnie. – Tomek zawsze będzie twoim wujkiem, ale my jesteśmy twoimi rodzicami. Kochamy cię. Jesteś naszym synem.

Kacper pokręcił głową. Patrzył na mnie, ale nie mówił nic. Ja z kolei nie potrafiłem wytrzymać jego spojrzenia. W jednej chwili poczułem, że przegrałem wszystko. Nie tylko bitwę z bratem. Przegrałem z własną przeszłością, z błędami, których nigdy nie naprawiłem.

– Ale on cię zna lepiej niż ja – powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do Ewy. – To widać. Rozumie cię. Czy ja kiedykolwiek naprawdę cię znałem?

– To ja mam teraz zdecydować, kogo mam kochać? – przerwał nam Kacper. Jego głos był suchy, jakby wypowiedział to zdanie dziesiątki razy w głowie.

Nie miałem odpowiedzi. Nikt z nas jej nie miał.

Wróciłem do salonu, gdzie na stole stał rozkrojony tort, kawa stygnęła w filiżankach, a balony powoli opadały ku ziemi. Usiadłem i patrzyłem na tę scenę, jakby była fotografią z przeszłości.

Straciłem wszystko

Wieczorem, kiedy dom prawie opustoszał, a Ewa zamknęła się z Kacprem w jego pokoju, poszedłem do Tomka. Siedział w ogrodzie, przy niedopałku cygara, jakby nic się nie stało. Było chłodno, ale nie zwracał na to uwagi. Ja też nie.

– Wszystko już wiem – powiedziałem, nie czekając na zaproszenie.

– W końcu – mruknął i wskazał krzesło. Usiadłem naprzeciwko, zbyt zmęczony, żeby zgrywać silnego.

Zabrałeś mi wszystko – zacząłem. – Nawet to jedno, ten jeden dzień, który miał być dla mojego syna.

Tomek westchnął ciężko. Nie było w nim ani wyższości, ani kpiny. Może pierwszy raz od dawna.

– Nie zabrałem ci niczego. Za to ty mi nigdy nic nie dałeś – powiedział. – Nawet szansy, żebyśmy byli braćmi naprawdę. Rywalizowałeś ze mną całe życie. A ja... ja chciałem tylko być blisko.

– To mój syn – warknąłem. – Nie pozwolę ci go odebrać.

– Nie chcę go odebrać, Paweł – odpowiedział spokojnie. – To mój chrześniak. Kocham go, jak tylko potrafię. A że umiem inaczej niż ty… może dlatego cię to boli.

Nie odpowiedziałem. Nie miałem już siły walczyć. Wstałem i odszedłem bez słowa.

Zrozumiałem, że tej wojny nigdy nie dało się wygrać. A straty były większe, niż zakładałem. Nie wiedziałem, jak mogę zaufać żonie. Syn zamknął się w sobie. A ja nie miałem już brata.

Bolesne wspomnienia

Siedziałem w garażu, gdzie trzymałem stare rzeczy, które „na pewno się jeszcze przydadzą”. Półki pełne kurzu, kartony z zabawkami Kacpra, stary rowerek, którego nie miałem serca wyrzucić. Na kolanach trzymałem album – gruby, ciężki, z pożółkłymi narożnikami. Przeglądałem zdjęcia, które znałem na pamięć: Kacper z lizakiem większym od głowy, Kacper w kaloszach w kałuży, Kacper z moimi dłońmi trzymającymi kierownicę jego pierwszego roweru.

Z każdym zdjęciem czułem, jak zaciska mi się gardło. Kiedy to wszystko minęło? Kiedy stał się chłopcem, z którym nie mogę znaleźć nici porozumienia? A może nigdy tak naprawdę go nie znałem, tylko projektowałem na niego swoje własne lęki i ambicje?

Wziąłem do ręki zegarek, który Kacper odłożył do pudełka. Cichy, metaliczny dźwięk wskazówek rozchodził się w ciszy garażu jak wyrzut sumienia. Ten zegarek będzie z nim długo – może nawet dłużej niż moja rola w jego życiu.

Może ojcostwo to nie kwestia prezentów, wspomnień z wakacji czy bycia „lepszym” od brata. Może chodzi o to, by nie zabierać dziecku siebie – nawet gdy w środku wszystko się rozpada.

Odłożyłem zegarek obok zdjęcia, na którym trzymam Kacpra za rękę. Ma wtedy może cztery lata, idziemy przez las. Patrzy na mnie z ufnością, jakiej teraz już w nim nie widzę.

A ja… ja tylko siedzę i słucham, jak tyka prezent, który nie był ode mnie. I wiem, że tego dźwięku już nie uciszę.

Paweł, 41 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama