„Na komunii syna znalazłam 10 tysięcy w tajemniczej kopercie. W 3 tygodnie wydałam krocie, a wtedy zjawił się darczyńca”
„Kiedyś myślałam, że macierzyństwo będzie jak z bajki – przyjemne, spokojne, pełne bliskości. Rzeczywistość to jednak rachunki, zmęczenie i walka o każdy dzień. Wychowuję dziesięcioletniego syna, Kacpra, sama – jego ojciec zniknął, zanim jeszcze pokazał się brzuch. Historia lubi się powtarzać, bo mój ojciec też odszedł od mamy”.

- Redakcja
Kiedyś myślałam, że macierzyństwo będzie jak z bajki – przyjemne, spokojne, pełne bliskości. Rzeczywistość to jednak rachunki, zmęczenie i walka o każdy dzień.
Mam na imię Marta, mam trzydzieści siedem lat. Wychowuję dziesięcioletniego syna, Kacpra, sama – jego ojciec zniknął, zanim jeszcze pokazał się brzuch. Historia lubi się powtarzać, bo mój ojciec też odszedł od mamy. To było po jednej z wielu kłótni. Zostawił po sobie tylko ciszę i zapach papierosów. Nie odzywaliśmy się do siebie od lat. Z mamą relacja jest chłodna, poprawna, ale pusta.
Mimo tego wszystkiego postanowiłam, że Kacper będzie miał swoją Komunię. Skromną, domową, ale wyjątkową. Bo dzieci zasługują na wspomnienia. Na kawałek tortu. Na zdjęcie w albumie. Na miłość, nawet jeśli nie zawsze widać ją na pierwszy rzut oka.
Bezimienny prezent
– Nie zapomnij się uśmiechnąć, jak ksiądz będzie robił zdjęcie, dobra? – szepnęłam do Kacpra, poprawiając mu muszkę pod szyją.
– A jak zapomnę? – wyszczerzył się, pokazując brakujący mleczak.
– To będę musiała jakoś cię rozśmieszyć – mrugnęłam do niego.
Msza była wzruszająca, ale ja myślami byłam już przy stole. Czy starczy ciasta dla wszystkich? Czy dekoracje z bibuły nie wyglądają za bardzo jak z podstawówki? I czy ktoś zauważy, że buty Kacpra są z przeceny sprzed dwóch lat?
Dom tętnił śmiechem, a wokół unosił się zapach rosołu i ciasta z kruszonką od pani Danusi. Gosia przyniosła prezent.
– Biblia z obrazkami i karta podarunkowa. Na coś fajnego – podała mi pakunek. – Nie bij, ale nie miałam czasu szukać nic bardziej oryginalnego.
– Gosia, daj spokój, to super – odpowiedziałam z wdzięcznością. – Najważniejsze, że jesteś.
Wieczorem, gdy Kacper już oglądał bajki, a ja zmywałam naczynia, zauważyłam coś dziwnego – grubą, białą kopertę leżącą na parapecie.
– Co to za koperta? – zapytałam półgłosem sama siebie, wycierając ręce w fartuch.
W środku – banknoty. Grube. Sztywne. Pięćsetki. Dziesięć tysięcy złotych.
– Co... – wyszeptałam, chwytając się blatu. – Co to jest? Od kogo?
Zadzwoniłam od razu do Gosi.
– Gosia, błagam, powiedz, że to ty.
– Co ja? – zaspany głos w słuchawce.
– Dziesięć tysięcy w kopercie. Na parapecie. Ty to zostawiłaś?
– Dziesięć tysięcy? Ty chyba zwariowałaś. Ja mam trzy dychy do wypłaty.
– Czyli... to nie ty?
– Marta, co się dzieje?
– Ktoś zostawił kopertę z pieniędzmi. Bez słowa. Nie wiem, kto. Nie wiem, po co.
– Dzwoniłaś do innych gości?
– Już zaczynam. Ale... Boże, przecież to może być jakaś pomyłka.
Kolejne rozmowy nic nie dały. Sąsiedzi nie wiedzieli nic. Rodzina się dziwiła. Babcia Jadzia z drugiego piętra rzuciła tylko:
– Może święty Antoni? On od rzeczy zagubionych... A może teraz od tych, co się znalazły?
Siedziałam do późna, z kopertą na kolanach. Dziesięć tysięcy. Bezimienny prezent, który zmroził mi krew w żyłach.
Zaczęłam wydawać pieniądze
Koperta leżała w mojej szufladzie przez tydzień. Codziennie ją wyciągałam, oglądałam, liczyłam na nowo, jakby za którymś razem miało się okazać, że to tylko sen.
– Mamo, czemu chodzisz spać tak późno? – Kacper zapytał trzeciej nocy, gdy przyłapał mnie na siedzeniu przy stole z kopertą w rękach.
– Bo mama nie wie, czy to czary, czy jakiś żart – odpowiedziałam półgłosem i od razu ugryzłam się w język.
Na początku myślałam, że nie ruszę tych pieniędzy. Że schowam je „na wszelki wypadek”. Ale potem przyszedł list z elektrowni. I rachunek za gaz. A w korytarzu stały dziurawe buty Kacpra.
Któregoś dnia po prostu wyszłam z pracy, poszłam do sklepu i kupiłam mu nowy rower.
– Ale czadowy! – pisnął Kacper. – To dla mnie? Tak po prostu?
– Tak po prostu – uśmiechnęłam się, udając, że nie płaczę, tylko kichnęłam.
Potem poszło już z górki. Spłaciłam zaległy czynsz. Zrobiłam porządne zakupy – takie z mięsem, warzywami, sokiem innym niż najtańszy. A kiedy wieczorem mijałam wystawę w odzieżowym i zobaczyłam tę sukienkę – granatową, prostą, ale z pięknie wyciętym dekoltem – weszłam.
– Chce pani przymierzyć? – zapytała ekspedientka.
– Tak – odpowiedziałam cicho. – I chcę ją sobie kupić. Dzisiaj tak.
Wróciłam do domu z torbą w jednej ręce i uczuciem, że właśnie zrobiłam coś ogromnie głupiego i strasznie potrzebnego jednocześnie.
Wieczorem usiadłam z herbatą przy oknie. Obok leżała pusta koperta. Połowa pieniędzy już zniknęła.
– Czy to grzech? – zapytałam cicho pustego pokoju. – Czy naprawdę wolno mi się z tego cieszyć?
Nie było odpowiedzi. Tylko cisza. I lekko rozbiegane myśli: że może ktoś zobaczył, że się staram. Że może to jednak los się uśmiechnął. Albo że... coś wreszcie zaczęło się odmieniać.
Ale w głębi duszy wiedziałam: cud się wydarzył. Tylko że każdy cud ma swoją cenę. Pytanie brzmiało – jaką?
Nie mogła w to uwierzyć
Zegar wskazywał 17:42, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że to listonosz albo Kacper coś zgubił i sąsiadka przyszła z odsieczą. Otworzyłam. I zamarłam.
Na klatce stał mężczyzna. Siwiejące włosy, twarz jakby zmniejszona przez czas. W oczach coś znajomego. Ale głos… Głos rozpoznałam od razu.
– Marta – powiedział cicho. – Wiem, że nie mam prawa tu być, ale... chciałem tylko…
– Co ty tu robisz? – przerwałam mu, zaciskając palce na klamce. – Jak mnie znalazłeś?
– Byłem... na komunii. Tylko z daleka. W kościele. Nie odważyłem się podejść, ale poprosiłem twojego sąsiada, żeby zostawił kopertę.
– Nie wierzę – zaśmiałam się nerwowo. – To ty?
– Tak, to koperta ode mnie.
Cisza, która zapadła, nie miała końca. Aż wreszcie... odsunęłam się od drzwi.
– Wejdź – powiedziałam chłodno.
Usiadł przy stole, jakby znał ten dom. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, czy chcę go uderzyć, czy po prostu słuchać.
– Nie chciałem robić zamieszania. Nie wiedziałem, jak zareagujesz – zaczął.
– Po piętnastu latach milczenia? Zniknąłeś. Po prostu. I co, teraz wracasz z kopertą, jak święty Mikołaj?
– Wiem. I nie mam żadnych wymówek.
– To po co przyszedłeś?
Zamilkł. Długo się wahał.
– Bo widziałem Kacpra. I… chciałem, żeby miał coś ode mnie. Chociaż to.
– Pieniądze? To jest twoje „coś”? – warknęłam. – Myślisz, że da się nimi wytrzeć łzy? Albo ugasić wstyd, że własny ojciec nie chciał mnie znać?
Wzrok mu opadł. Twarz zdradziła, że się tego spodziewał.
– Nie potrafiłem wtedy... byłem za głupi, za dumny. I miałem żal do twojej matki. Ale to nie ważne. Bo teraz widzę, jaką ty jesteś kobietą. Matką. Zasługujesz na coś lepszego niż złe wspomnienia.
– To prawda – przyznałam. – I dlatego nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.
Nie odpowiedział. Po prostu skinął głową.
– Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że to był prezent ode mnie. I że... jeśli kiedyś zechcesz, żeby Kacper poznał swojego dziadka...
– Nie wiem – przerwałam mu. – Muszę to przemyśleć.
Wstał, nie naciskając. Gdy wychodził, odwrócił się jeszcze.
– Wygląda jak ty. Ma twój upór w oczach.
Zamknęłam drzwi i długo stałam, oparta o nie plecami. Całe ciało drżało. Wiedziałam, że ta rozmowa wróci do mnie nocą. I przez wiele kolejnych.
Ojciec był rozczarowany
Przyszedł znów tydzień później. Nie zapowiadał się, nie dzwonił. Po prostu zapukał, jakby miał do tego prawo. Tym razem wpuściłam go bez słowa.
– Marta, ja... – zaczął, siadając przy stole.
– Mów. Co chcesz tym razem? – usiadłam naprzeciwko, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Powiedz mi, na co wydałaś te pieniądze?
Zdziwiłam się. Nie spodziewałam się tego pytania.
– Co?
– Te dziesięć tysięcy. Na co?
Parsknęłam.
– Na życie. Rachunki, zaległości. Rower dla Kacpra. Jedzenie. I... jedną sukienkę.
Patrzył na mnie bez słowa. I nagle coś się zmieniło. W jego oczach pojawił się chłód. Może rozczarowanie?
– Myślałem... że to będzie impuls do czegoś większego. Że może pomyślisz o jakimś kursie, o zmianie pracy... Może coś dla przyszłości Kacpra. Nie... nie na zakupy.
– Przyszłość mojego syna zaczyna się od spłaconych długów i pełnej lodówki – odpowiedziałam ostro. – I od tego, że mógł pojechać do szkoły na rowerze, a nie chodzić piechotą.
Milczał. Przez chwilę bałam się, że zacznie krzyczeć, ale on tylko wstał.
– W takim razie... nie będę przeszkadzał. Żegnaj, Marta.
– To już wszystko?
– Tak. – Skinął głową. – Przepraszam, że wróciłem. Może to był błąd.
– Może? – uniosłam brwi.
Nie powiedział nic więcej. Wyszedł, a ja zostałam sama, z bijącym sercem i uczuciem, jakby ktoś właśnie po raz drugi zostawił mnie bez słowa.
Próbowałam do niego zadzwonić – kilka razy. Bez odpowiedzi. Napisałam wiadomość, ale nie odczytał. Zablokował mnie? A może po prostu znów uciekł. Taki miał styl. Rozczarowany własną wyobraźnią, że jego gest coś zmieni. Że ja się zmienię.
A ja... zostałam z kopertą wspomnień i narastającym poczuciem winy. Może powinnam inaczej odpowiedzieć? Może powinnam była powiedzieć, że się cieszę? Ale przecież... on nie zapytał, czy mamy co jeść. Tylko czy mam plan. A planu nie miałam. Miałam tylko dziecko. I nadzieję, że nie popełnię tych samych błędów co on.
Nie chciałam być taka jak on
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc w parującą herbatę, jakby miała mi odpowiedzieć na wszystkie pytania. Cisza była gęsta, jakby coś zawisło w powietrzu. Może żal. Może wstyd. Może tylko echo przeszłości, która znów wdarła się do mojego życia bez pukania. Wzięłam stary zeszyt i zaczęłam pisać. Nie wiem, po co. Może żeby nie myśleć.
„Miałam ojca. Kiedyś. Potem miałam jego cień. A teraz znów mam pustkę. I nie wiem, co boli bardziej”.
Otworzyłam starą szufladę z dokumentami. Na dnie leżała fotografia – ja w wieku może dziesięciu lat, w różowej sukience, obok tata. Trzyma mnie za rękę, ale patrzy w bok. Jakby już wtedy nie był obecny.
Wspomnienia wróciły z siłą fali uderzeniowej. Płacz mamy w kuchni, trzask drzwi, jak odcinał się od nas bez słowa. Potem jego nieobecność na mojej studniówce. Przy porodzie Kacpra. W życiu. I teraz miał być kim? Wybawcą?
– Nie możesz tak tego ciągnąć, Marta – powiedziałam do siebie. – Musisz coś z tym zrobić.
Wpatrywałam się w swoje odbicie w oknie. Blada, z podkrążonymi oczami, w spranej bluzce. A jednak... nie taka jak ona, moja matka. Ona milczała. Ja krzyczałam w środku.
Pomyślałam o ojcu. Czy naprawdę chciał wrócić? Czy to była tylko próba oczyszczenia sumienia? Bo przecież nie powiedział: „Przepraszam”. Nie zapytał: „Jak sobie radzisz?”. Przyniósł kopertę i swoje oczekiwania.
A ja? Ja też nie zapytałam. Nie powiedziałam: „Tęskniłam”. Chciałam być silna. Ale to mnie dużo kosztowało.
– Może jestem dokładnie taka jak on – powiedziałam na głos i od razu poczułam dreszcz.
Może oboje unikamy bliskości. Potrafimy się tylko oddalać. I rzucać kopertami, zamiast słowami.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Siedziałam przy łóżku Kacpra i patrzyłam, jak śpi. Jego twarz była spokojna. Beztroska. Musiałam się upewnić, że on nie będzie nosił w sobie tego samego ciężaru, co ja.
Przestałam czekać
Codzienność wróciła jak bumerang – rachunki, zakupy, pranie. Pieniądze się skończyły. Zostało kilka banknotów, które włożyłam z powrotem do tej samej koperty. Położyłam ją na półce, obok listu, którego nie wysłałam.
– Mamo, kiedy znów pojedziemy na rowerze nad jezioro? – zapytał Kacper.
– W weekend, skarbie. Obiecuję.
Zaczęłam zapisywać w zeszycie wydatki. Ale też myśli. Codziennie po jednej. Zrobiłam to dla siebie. I dla mojego syna. Bo nie chcę, żeby kiedyś czuł taką pustkę, jak ja. Chcę, żeby miał obecną matkę. I szczęśliwą.
Ojciec więcej się nie odezwał. A ja... nie wiem, czy bym chciała. List leży w kopercie jak pomnik tej jednej rozmowy, która mogła coś zmienić, ale nie zdążyła.
Nie każde spotkanie przynosi drugą szansę. Nie każdy ojciec potrafi wrócić. I nie każda córka musi wybaczyć. Ale każda może przestać czekać.
Marta, 37 lat
Czytaj także:
- „W starym pudle na strychu odkryłam największy sekret teściowej. Latami ukrywała go przed mężem i synem”
- „Nosiłam buty i ubrania po dzieciach, bo wszystkie pieniądze szły na ich przyszłość. Dla mnie zostawały same ochłapy”
- „Przez całe życie stałam w cieniu idealnej siostry. Odkryłam, że jej perfekcyjne życie skrywało mroczny sekret”