„Na Majorce miałam odzyskać siebie. Zamiast tego dałam się złamać kolejnemu facetowi, który grał mną tylko dla zabawy”
„Piasek był gorący, a słońce łaskotało moją skórę, jakby chciało zetrzeć z niej cały warszawski kurz. Leżałam z książką na leżaku, udając, że czytam, choć tak naprawdę od kilku minut obserwowałam pewnego mężczyznę. Wysoki, z potarganymi włosami i tym niedbałym luzem, który niektórzy mają w genach”.

- Redakcja
W Warszawie życie biegło jak po sznurku, ale wewnętrznie czułam się jak jakaś połamana nitka. Pracowałam w korporacji, gdzie dni zlewały się w jedno, a noce przynosiły jedynie pustkę. Po trudnym rozstaniu z partnerem, który latami wysysał ze mnie energię, a potem odszedł bez słowa, postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Majorka miała być oddechem – ucieczką od wszystkiego, co znane. Z Izą, moją przyjaciółką, różniłyśmy się diametralnie. Ona mówiła, że miłość to fikcja, ja jeszcze wierzyłam, że ktoś może zobaczyć mnie naprawdę. Może, mimo wszystko, coś dobrego było jeszcze przede mną?
Uratował mnie z opresji
Piasek był gorący, a słońce łaskotało moją skórę, jakby chciało zetrzeć z niej cały warszawski kurz. Leżałam z książką na leżaku, udając, że czytam, choć w rzeczywistości od kilku minut obserwowałam mężczyznę stojącego przy barze. Wysoki, z lekko potarganymi włosami i tym niedbałym luzem, który niektórzy mają we krwi. Nagle moją uwagę przykuło coś innego – jakiś natręt próbował usiąść przy mnie.
– Przepraszam, ona czeka na chłopaka – powiedział tamten, podchodząc z butelką wody i pewnością siebie, która rozbroiła intruza. – Dobrze zagrałem?
– Idealnie – odpowiedziałam z ulgą. – Dzięki.
– Marcin – podał mi rękę. – Wyglądałaś, jakbyś potrzebowała ratunku.
– Natalia. I tak, potrzebowałam. Nie wiem, co on sobie myślał.
Usiadł obok, ale z zachowaniem bezpiecznego dystansu.
– Jesteś tu na długo?
– Tydzień. Urlop z przyjaciółką.
– A ja sam. Właściwie to uciekłem z biura. Trzy lata temu rzuciłem pracę w korpo. Teraz podróżuję, trochę piszę, trochę fotografuję. Próbuję żyć naprawdę.
Zainteresowało mnie to, może aż za bardzo.
– A ty? Co robisz?
– Korpo. Standard.
Uśmiechnął się ciepło.
– Jeszcze się wyzwolisz.
Wieczorem, już w hotelu, opowiedziałam o nim Izie. Pokręciła głową.
– Tacy jak on? Albo żonaty, albo świr. Uważaj, Nati.
– Przesadzasz. Chyba mam prawo pogadać z kimś normalnym?
– Jasne. Ale nie zapomnij, że niektórzy wcale nie są aż tacy „normalni”, na jakich się kreują.
Nie odpowiedziałam. Może nie chciałam słyszeć tego, co mówi.
Nagle byliśmy blisko
Z każdym dniem Marcin był coraz bliżej. Najpierw zaprosił mnie na kawę, potem spacerowaliśmy wzdłuż plaży, aż nagle nasze rozmowy zaczęły przypominać zwierzenia. Miał w sobie coś, co sprawiało, że chciałam mówić. O tym, co boli, o tym, czego się boję.
– Wiesz, czasem mam wrażenie, że cały świat oczekuje ode mnie, że będę silna. A ja czasem nie mam już siły – powiedziałam, patrząc w ciemną wodę.
– Też to znam. Dlatego uciekłem – odparł cicho. – Miałem świetną pensję, służbowe auto, karty do knajp, ale żadnego życia. Wiecznie ktoś czegoś ode mnie chciał. I nagle zrozumiałem, że nie wiem, kim jestem, kiedy wyłączę komputer.
Szliśmy w ciszy, tylko szum fal nas otulał. Potem usiedliśmy na piasku. Marcin podał mi muszlę.
– Zbieram je w każdej nowej zatoczce. Takie moje małe mapy wspomnień.
Uśmiechnęłam się. To było romantyczne i trochę dziecinne – i właśnie dlatego poruszające. Wieczorem w jego pokoju było cicho, miękko. Pachniał solą i czymś jeszcze – czymś kojącym. Najpierw mnie pocałował, delikatnie, jakby sprawdzał, czy może. Potem długo mnie obejmował, jakby w tym objęciu chciał mnie uleczyć. Nie pamiętam, kiedy dokładnie to się stało, ale nagle byliśmy blisko. Tak bardzo, że czułam, że oddychamy jednym rytmem.
– Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym – wyszeptał.
I w tym momencie uwierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Że tym razem to nie tylko wakacyjna przygoda.
I wszystko się posypało
Trzeciego dnia po naszym zbliżeniu spotkaliśmy się na śniadaniu. Marcin był jak zawsze czuły, nawet zabawny. Zapytał, czy chcę dziś popłynąć łódką. Pokiwałam głową z uśmiechem, czując się lekka i szczęśliwa. Ale potem wszystko się posypało. W drodze na plażę zatrzymałam się przy kafejce, by kupić sok. I wtedy go zobaczyłam. Siedział z jakimś mężczyzną, opartym nonszalancko o krzesło. Miał drogie okulary przeciwsłoneczne i coś w sobie... cynicznego.
– Stary, nie wierzę, że zrobiłeś to w cztery dni! – rzucił ten typ z zadowoleniem, podając Marcinowi zwinięty plik banknotów.
Marcin przyjął je bez słowa. Uśmiechnął się, choć nie tak, jak uśmiechał się do mnie.
Zamarłam. Krew odpłynęła mi z twarzy.
– Przecież mówiłeś, że to nie jest typ romantyczki! – dodał ten drugi. – Ale żeby aż tak poleciała...
Zrobiłam pół kroku w tył, a potem drugi. Marcin odwrócił się i spojrzał prosto na mnie. Nasze oczy się spotkały. I to wystarczyło.
– Natalia... – podszedł do mnie niemal biegiem. – To nie tak, jak myślisz...
– A jak? – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – To tylko jakiś durny zakład?
Zawahał się. A potem skinął głową.
– Na początku... tak. Ale potem...
– Przestań! Nawet nie próbuj mi wciskać tego kitu!
Patrzyłam na niego długo. A potem odwróciłam się i odeszłam. Nie mogłam płakać. Jeszcze nie.
Czułam się jak idiotka
Wróciłam do hotelu, ciągnąc za sobą sandały, które wciąż grzęzły w piachu. Iza spojrzała na mnie od progu. Nie musiałam nic mówić.
– Coś ci zrobił, tak? – zapytała tylko.
Pokiwałam głową, siadając na łóżku. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Czułam, jakby ktoś obciął mi struny głosowe nożyczkami. Dopiero po kilku minutach udało mi się wyszeptać:
– To był zakład. On i jego kolega się założyli. Że on mnie...
Iza przeklęła pod nosem, a potem usiadła obok. Bez pytań. Bez rad. Tylko była.
– Wiedziałam, że coś z nim jest nie tak – powiedziała w końcu. – Ale nie chciałam cię dobijać.
– Nie dobiłaś. Sama się dobiłam.
Zostawiłam ją w pokoju i wyszłam. Noc była ciepła, pachniała solą i rozczarowaniem. Przeszłam promenadą, potem skręciłam na cichszą uliczkę. Nagle nie mogłam oddychać. Usiadłam na murku i skuliłam się, jakbym chciała zniknąć. Czułam się jak idiotka. Naiwna, która znów dała się podejść. Zaufałam komuś. I znowu zostałam wykorzystana.
Głowa dudniła mi od pytań. Jak mogłam nie zauważyć? Dlaczego tak łatwo się otworzyłam? Gdy wróciłam do pokoju, Iza już spała. Spakowałam się po cichu. Każdy ruch ręki był jak cięcie – wkładałam do walizki nie tylko ubrania, ale też kawałki swojej naiwności. Rano kupiłam bilet do Warszawy. Nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej. Majorka miała mnie uleczyć. Tymczasem zgniotła mnie jeszcze mocniej.
Serce mi zadrżało na chwilę
Minął tydzień, odkąd wróciłam. Warszawa przywitała mnie sierpniowym dusznym powietrzem i znajomym szarym niebem. W pracy nikt nie pytał, jak było. I dobrze. Nie chciałam nic mówić. Zaszyłam się w swoim świecie – dom, biuro, cisza. Pewnego wieczoru znalazłam w skrzynce maila. Nadawca: Marcin. Temat: „Nie wiem, czy to przeczytasz”. Serce mi drgnęło na moment, ale szybko się otrzeźwiłam. Nie chciałam tego czytać. A jednak... otworzyłam.
„Natalia, wiem, że nie mam prawa niczego już od Ciebie oczekiwać. Wiem, że zraniłem Cię bardziej niż ktokolwiek wcześniej. Na początku to faktycznie był zakład. Mój kumpel, Daniel, rzucił mi wyzwanie – uwieść kogoś takiego jak Ty. Kogoś, kto wygląda, jakby nie szukał przygody, tylko prawdy. I to miało być trudne. Ale... nie przewidziałem, że sam się w to wszystko tak zaplączę. Że się zakocham. Tak, wiem, że brzmi to jak tania wymówka. Ale wszystko, co powiedziałem Ci po tamtym pierwszym wieczorze, było prawdziwe. Ty byłaś prawdziwa. I może to właśnie mnie najbardziej przeraziło”.
Nie czytałam dalej. Zamknęłam laptopa. Wieczorem spotkałam się z Izą. Zamówiłyśmy wino.
– Więc co, dajesz mu szansę? – zapytała bez ogródek.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Może kiedyś. Ale nie teraz. Ten mail... był potrzebny. Ale chyba nie wystarczy.
– I bardzo dobrze – skwitowała. – Papier zniesie wszystko. Ty nie musisz.
W domu zasnęłam pierwszy raz od dawna bez ścisku w klatce piersiowej.
Chcę wreszcie zacząć ufać sobie
Nie wiem, czy Marcin mówił prawdę. Czy naprawdę coś do mnie poczuł, czy tylko ładnie grał do samego końca? Może to, co napisał, było szczere. Może nie. Ale w pewnym momencie przestało to mieć znaczenie. Zrozumiałam, że nie chodziło o niego. Chodziło o mnie. O to, że tak bardzo chciałam być zauważona, że wystarczyły dwa spojrzenia i kilka czułych słów, bym zaczęła się łudzić. Że znowu oddałam swoje emocje komuś, kto nie był gotów, by je unieść. Że pozwoliłam, by ktoś inny decydował, czy jestem warta uczuć, czy nie.
Zaczęłam terapię. Właściwie to Iza mnie zapisała, a ja nie zaprotestowałam. Na pierwszym spotkaniu nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale po kilku minutach łzy spływały mi po policzkach. W końcu mogłam je wypłakać – te, które nie wypłynęły na Majorce. Powoli uczę się znowu siebie. Tego, że nie muszę być idealna, żeby zasłużyć na miłość. Że mogę być zraniona i dalej mieć wartość. Że to nie moja naiwność była problemem, tylko jego gra.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zaufam mężczyźnie. Ale wiem, że kiedyś zaufam sobie. I to będzie najważniejsze. Słońce znów zagląda do mojego mieszkania. Robię porządek w szafie. Wyrzucam stare rzeczy. Nie te, które przypominają mi o Marcinie – takich nie ma. Wyrzucam te, w których siebie nie poznaję. Może kiedyś znowu pojedziemy z Izą na wakacje. Ale tym razem nie po to, by uciec. Tylko po to, by się cieszyć.
Natalia, 28 lat
Czytaj także:
- „Na moim weselu w cieście z rabarbarem znaleźliśmy skarb. Mężulek miał brudny sekrecik, o którym zapomniał mi wspomnieć”
- „Na oczepinach zatańczyłam we frywolnej zabawie i wyznałam miłość kochankowi. Zrobiłam w balona przyszłego męża i siebie”
- „Myślałam, że przez aplikację upolowałam księcia, a to zwykły prostak. Zamiast wielkich bicepsów, miał ogromne ego”