„Na majówce teściowa odkryła moje grzeszki. Myślałem, że już po mnie, ale ona wciągnęła mnie w swoją brudną grę”
„Danuta. Moja teściowa. Kobieta jak z kryminału: wie wszystko, ale niczego nie mówi, chyba że ma w tym interes. Miała oczy, które przeszywały na wylot, i uśmiech, który skrywał tajemnicę. Nasze relacje? Poprawne, jak wszystko w tej rodzinie. Tylko że za tą poprawnością coś się kryło – coś, czego nigdy nie chciałem odkryć. Aż do tej majówki”.

- Redakcja
Nie było konkretnego momentu, w którym zauważyłem, że moje małżeństwo z Joanną się sypie. Bo to nie był nagły przełom, tylko coś, co cicho obumierało przez lata. Jak roślina, której już nie podlewasz, ale wciąż trzymasz w ładnej doniczce, chociaż nie ma to sensu.
Joanna była kobietą ambitną. Pracowała do późna, ciągle coś planowała, rezerwowała, ogarniała. Ja – przeciwnie. Ceniłem ciszę, poranne kawy i brak napięć. Pasowaliśmy do siebie tylko z pozoru. Było między nami poprawnie, grzecznie, bez dramatów. Tylko że z czasem przestałem cokolwiek czuć.
Romans nie wydarzył się nagle. Pojawił się jak cień – subtelnie, cicho, bez ostrzeżenia. Ot, koleżanka z pracy, która najpierw zapytała, czy nie chcę herbaty, potem opowiedziała o swoich życiowych rozczarowaniach, a na koniec – o 23:17 – zapisała się w moim telefonie jako „H.” Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej wieczorów, czasem noce.
Joanna nie wiedziała. Albo udawała, że nie wie. Kiedy oznajmiła, że majówkę spędzi w Warszawie, bo „w korporacji szykuje się gorący okres”, nie protestowałem. Zaskoczyło mnie tylko, że zaproponowała, bym pojechał sam do domku letniskowego – z jej matką. Bo czuła się samotna, bo przyda się jej relaks. Zgodziłem się. Może miałem wyrzuty sumienia wobec Joanny, a może po prostu było mi wszystko jedno.
Danuta. Moja teściowa. Kobieta jak z kryminału: wie wszystko, ale niczego nie mówi, chyba że ma w tym interes. Miała oczy, które przeszywały na wylot, i uśmiech, który skrywał tajemnicę. Nasze relacje? Poprawne, jak wszystko w tej rodzinie. Tylko że za tą poprawnością coś się kryło – coś, czego nigdy nie chciałem odkryć. Aż do tej majówki.
Tego ranka, pakując torby do bagażnika i słysząc, jak Danuta zamyka drzwi od swojego mieszkania, poczułem niepokój. Głupi, irracjonalny, ale wyraźny. Nie wiedziałem, że właśnie pakuję się w coś, co rozsypie moje sekretne życie na drobne kawałki.
Teściowa zachowywała się podejrzanie
– Czy Joanna naprawdę nie mogła z nami jechać? – zapytała Danuta z powściągliwą grzecznością, patrząc prosto przed siebie przez przednią szybę samochodu.
– Naprawdę. Praca – odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od drogi. – Terminy ją gonią.
Danuta nie skomentowała. Ale i tak usłyszałem jej milczenie głośniej niż jakiekolwiek słowa. Znamy się już tyle lat, a nigdy nie umiałem odgadnąć jej nastroju. Jej spokój zawsze mnie dezorientował. Nawet teraz – siedziała wyprostowana, ręce splecione na kolanach, wyglądała, jakby jechała na pogrzeb.
W bagażniku: składane krzesła, kiełbasa, zgrzewka piwa. Ale czułem, że coś wisi w powietrzu. Tylko jeszcze nie wiedziałem co.
– Jak myślisz – odezwała się teściowa po chwili. – Czy człowiek powinien mówić całą prawdę swoim bliskim?
– Zależy, o jaką prawdę chodzi – odbiłem pytanie, zbyt szybko. Poczułem, że zareagowałem zbyt nerwowo.
Danuta uśmiechnęła się kącikiem ust. Nie odpowiedziała.
Dojechaliśmy do domku po trzech godzinach jazdy. Wyszła pierwsza, rozprostowała nogi, rozejrzała się. Jakby sprawdzała, czy teren jest bezpieczny. A potem rzuciła:
– Ja nas rozpakuję. Ty rozpal ogień. Trzeba zrobić kolację.
Przy stole była cicho. Przestawiała sztućce, nalewała zupę, mówiła o pogodzie. A potem ni z tego, ni z owego:
– Czasami zdrady biorą się z braku rozmowy. Ale czasami… z zaniedbania. Prawda?
Nie patrzyła na mnie, a ja nie patrzyłem na nią. Łyżka zastygła mi w dłoni. Była noc, a ja miałem wrażenie, że ogień w kominku zaczyna wygasać szybciej niż zwykle.
Zaczęła mnie szantażować
Ognisko trzaskało nerwowo. Gałęzie skwierczały, jakby coś chciały powiedzieć. Danuta siedziała naprzeciw mnie, w tej swojej beżowej kurtce, której nienawidziłem, bo zawsze pachniała lawendowym płynem do płukania. Miała w ręku kubek z herbatą z rumem, a spojrzenie – trzeźwiejsze niż moje.
– Ładnie się pali – powiedziałem, próbując zabić ciszę.
– Tak – odparła bez cienia uśmiechu. – Zwłaszcza, jak się doleje oliwy do ognia.
– Danuta… o co chodzi? – zapytałem w końcu, starając się brzmieć swobodnie. Ale mój głos się załamał na ostatnim słowie.
Spojrzała na mnie. I wtedy to padło.
– Wiem, że ją zdradzasz.
Zamarłem. Serce mi stanęło. Byłem pewien, że się przesłyszałem.
– Co...? – jęknąłem, ale już wiedziałem, że nie wybrnę. Zbyt spokojnie to powiedziała. Zbyt pewnie.
– Z Hanią, tak? Ta blondynka, która dzwoniła, kiedy Joanna była w szpitalu. Myślałam, że to przypadek. Ale potem widziałam cię z nią. Dwa razy.
Zaparło mi dech.
– To nie tak... – zacząłem. – My tylko... To nie było na serio...
– Dobra, dobra – przerwała. – Czy ja cię wyglądam na kobietę, którą interesuje, czy to było na serio?
Milczeliśmy. Ognisko strzeliło. Komar ugryzł mnie w szyję, ale się nie poruszyłem.
– I co teraz? Powiesz Joannie? – spytałem cicho.
– Nie – odpowiedziała po chwili. – Ale coś za coś.
Uniosłem brwi.
– Chcę wiedzieć wszystko. Od początku. Nazwisko, jak długo, gdzie się spotykacie. Wszystko.
– Dlaczego?
Danuta spojrzała w płomienie. Wydawało mi się, że coś się w niej poruszyło – może cień, może wspomnienie.
– Bo wiedza to potęga. A ja lubię kontrolować sytuację.
Miałem mętlik w głowie
Od rana czułem, że coś jest nie tak. Danuta zachowywała się jak zwykle: robiła kawę, rozwieszała pranie, narzekała na stare zawiasy w drzwiach tarasowych. Ale jej spojrzenia… były inne. Każde z nich mówiło: „wiem o tobie więcej, niż myślisz”.
Starałem się udawać. Rąbałem drewno, czytałem książkę, której nie rozumiałem, bo litery mieszały się z myślami. Wieczorem, gdy siedzieliśmy na werandzie, znów zaczęła.
– Wiesz, Piotrek... Joanna nie jest aniołem. Ale ty... Ty też nie jesteś diabłem. Po prostu jesteście jak... dwa niepasujące do siebie kawałki układanki.
– To znaczy?
– Że ja nie szukam winnych. Szukam informacji.
W tym momencie dotarło do mnie, że nie chce mnie zniszczyć. Przynajmniej nie od razu. Chce... kontrolować. A może więcej? Czy to wszystko jakaś gra?
Następnego dnia zaproponowałem spacer. Musiałem wyprzedzić jej ruchy.
– Może ty też masz coś do ukrycia, co? Po co ci te wszystkie informacje?
– Grozisz mi?
– Nie. Ale jeśli mam być z tobą szczery, chcę wiedzieć, w co grasz. Nie jestem taki naiwny, jak sądzisz.
Zatrzymała się. Spojrzała na mnie z nowym błyskiem w oku. Czymś między uznaniem a pogardą.
– Zaczyna się robić interesująco – szepnęła.
To mnie zszokowało
Ranek był senny i cichy. Danuta smażyła jajecznicę, jak gdyby nigdy nic. Ale atmosfera była gęsta. Usiadłem do stołu. Obserwowała mnie, jakby ważyła, czy już jestem gotowy na kolejną porcję jej rewelacji.
– Joanna też miała romans – rzuciła znienacka, łamiąc ciszę jak suchy patyk.
– Co?! – uniosłem wzrok. – Skąd ty...
– Piotrek, błagam cię. Jesteś facetem, który ukrywa telefon pod poduszką i myśli, że nikt nie zauważy. A Joanna... Ona przynajmniej miała klasę. Dyskrecję. Nie zostawiała śladów. Ale nie trzeba szukać śladów, wystarczy słuchać ludzi.
Zbladłem.
– Mówisz to, żeby mnie zbić z tropu. Kłamiesz.
– Mówię, żebyś wiedział, że nie jesteś jedynym aktorem w tym teatrze. Joanna była zakochana. Dawno temu. A może wciąż jest. Tylko ty o tym nie wiesz, bo jesteś zbyt zajęty swoimi kłamstwami.
Patrzyła, jak jej słowa się we mnie wgryzają. I nie przestawała.
– A co jeśli ten romans z przeszłości powrócił? Jeszcze nadal trwa?
– Kto to jest?
– A to zależy, ile jeszcze jesteś w stanie mi powiedzieć o Hani – odpowiedziała, jedząc spokojnie kromkę chleba z masłem.
Wybuchnąłem.
– To chore! Ty wszystko układasz jak puzzle, tylko zapominasz, że tu są ludzie, nie pionki!
– Ale to nie ja kogoś zdradzam.
I wtedy po raz pierwszy pomyślałem: może Danuta nie chce mnie zniszczyć. Może ma inny cel.
Teściowa miała na nas haki
Pakowałem się powoli, jakby ciężar każdej rzeczy w walizce był większy niż powinien. Cisza między nami była już nie tak gęsta, jak przedtem. Przestała mnie szantażować. Nie musiała. Miałem świadomość, że Danuta trzyma karty i tylko decyduje, kiedy je wyłożyć.
Przy śniadaniu nic nie powiedziała. Dopiero gdy już wrzuciłem torby do bagażnika, podeszła. W ręce trzymała kremową kopertę, starannie zaklejoną.
– Tu masz wszystko, co cię interesuje – powiedziała. – Informacje, o które pytałeś. Zdjęcia. Adres. Niekiedy warto wiedzieć, z kim dzieli się łóżko. Nawet jeśli już nie ma w nim miłości.
– Co mam z tym zrobić?
– Co chcesz. Ale pamiętaj – cena wiedzy to odpowiedzialność. Możesz ją użyć, możesz spalić. Ale jeśli zdecydujesz się działać… to już nie będzie odwrotu.
– Dlaczego mi to dajesz?
– Bo jesteś moim zięciem. A rodzina powinna trzymać się razem – powiedziała z zimnym uśmiechem.
Wsiedliśmy do samochodu. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Jechaliśmy jak dwójka wspólników po nieudanej transakcji – każde z nas z własnym planem i nową wiedzą.
Gdy zatrzymałem się pod blokiem, wyciągnęła kluczyki z torebki i powiedziała:
– Teraz jesteśmy wspólnikami. To lepsze niż bycie rodziną.
Zostałem sam. Z kopertą. Nie pojechałem prosto do domu. Zatrzymałem się na parkingu pod lasem i rozdarłem papier. W środku – zdjęcie. Joanna. Jakiś facet. Trzymali się za ręce. Teściowa miała rację, a teraz miała na nas wszystkich haki.
Miała nad nami władzę
Joanna siedziała przy stole, gdy wszedłem do domu. Przeglądała jakiś raport na laptopie, w okularach, które zawsze zsuwają się jej z nosa, gdy jest zmęczona. Uśmiechnęła się lekko, jakby właśnie myślała o czymś ciepłym. Jakby świat był nadal normalny.
– I jak majówka z mamą? – zapytała, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Spokojnie – odpowiedziałem. – Dużo lasu, mało ludzi.
– To dobrze. Muszę ci pokazać coś śmiesznego później – dodała i wróciła do pracy.
Usiadłem na kanapie. W głowie miałem wir. Koperta leżała w aktówce. Wiedza, która może rozsadzić to, co zostało z naszego małżeństwa. Ale jej nie wyjąłem. Nie tego dnia.
Zacząłem patrzeć na nią inaczej. Każdy gest. Sposób, w jaki poprawia włosy, jak kładzie dłoń na klawiaturze. Nie jak mężczyzna patrzący na żonę. Jak ktoś, kto właśnie dowiedział się, że całe jego życie mogło być jedynie iluzją.
Nie powiedziałem jej o Danucie. Ani o tym, że wiem. Jeszcze nie.
Danuta... teraz dzwoni raz w tygodniu. Zawsze mówi rzeczowo. Nigdy nie wspomina o kopercie. Ale w jej głosie jest coś nowego – jakby zyskała pewność siebie. Jakby wiedziała, że mój los jest teraz w jej rękach. W końcu miała nad nami wszystkimi władzę.
Piotr, 35 lat
Czytaj także:
- „Masażysta z sanatorium mógł być moim synem, ale dał mi więcej niż mąż przez te wszystkie lata. Niczego nie żałuję”
- „Gdy on liczył moje PIT-y, ja liczyłam na coś więcej. Mąż nie zasługiwał na to, co zrobiłam, ale serce nie sługa”
- „Mąż zaczął chodzić do kościoła. Mówił, że się nawraca, ale ja dobrze wiedziałam, że coś tu śmierdzi”