Reklama

Każdego dnia budziłam się z tym samym ciężarem na sercu. Samotność była moim nieodłącznym towarzyszem, mimo że teoretycznie nie powinnam czuć się samotna. Przecież miałam męża. Piotr był dobrym człowiekiem, ale jego umysł ciągle zaprzątały sprawy zawodowe, a telefon stał się przedłużeniem jego ręki. Czasem miałam wrażenie, że poślubiłam nie człowieka, ale jego pracę.

Reklama

Nasze rozmowy stały się monotonną wymianą informacji, gdzie intymne tematy ustępowały miejsca kolejnym projektom Piotra. A ja? Ja krążyłam wokół niego jak satelita, desperacko łaknąc choćby chwili jego uwagi. Kiedy na horyzoncie pojawiła się wizja wspólnej majówki, odżyła we mnie nadzieja. Może uda nam się odnaleźć to, co straciliśmy. Może w urokliwym pensjonacie nad jeziorem zdołamy ponownie odkryć siebie nawzajem.

Wiedziałam, że to tylko krótki wypad, ale dla mnie był to sposób na wyrwanie się z codziennej szarości. Wyobrażałam sobie, jak chodzimy ręka w rękę wzdłuż brzegu jeziora, jak siedzimy wieczorami na tarasie, śmiejąc się i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wierzyłam, że te dni spędzone razem zbliżą nas do siebie. Chciałam poczuć, że jestem dla Piotra kimś więcej niż tylko dodatkiem do jego pracy.

W głębi mojej duszy kiełkowały jednak wątpliwości. Czy nasz związek można było jeszcze uratować? Czy Piotr tego chciał? Mimo wszystko postanowiłam podjąć próbę. Spakowałam walizkę, pełna nadziei i niepewności, gotowa wyruszyć w podróż, która miała zmienić wszystko.

Oddalaliśmy się od siebie

– Piotr, może byśmy dzisiaj poszli na spacer nad jezioro? – zaproponowałam z uśmiechem, starając się uchwycić jego wzrok. Siedzieliśmy w samochodzie, zmierzając do pensjonatu, a on, jak zwykle, był pogrążony w przeglądaniu e-maili na telefonie.

– Hmm? – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu. – Przepraszam, mówiłaś coś?

Zacisnęłam dłonie na kierownicy, starając się nie dać ponieść frustracji.

– Mówiłam o spacerze. Myślałam, że moglibyśmy zrobić coś razem, w końcu jest majówka. – W moim głosie słychać było nadzieję.

Piotr westchnął ciężko, wciąż nie spoglądając na mnie.

– Wiesz, że muszę dokończyć kilka spraw. Może później.

Później. Słowo, które stało się moim codziennym towarzyszem. Westchnęłam, patrząc na znikający za oknem pejzaż. Cisza w samochodzie była niemal przytłaczająca.

– Rozumiem, ale czy nie mogłoby to poczekać do jutra? – próbowałam jeszcze raz, choć w głębi duszy znałam odpowiedź.

Piotr w końcu spojrzał na mnie, ale tylko przelotnie, zanim znów wrócił do telefonu.

– Aga, wiem, że się nudzisz, ale musisz zrozumieć, że mam obowiązki. Obiecuję, że jak tylko skończę, będziemy mogli się zrelaksować.

Zabrzmiało to jak dobrze znany refren. Spojrzałam na swoje dłonie. Czułam, jak w środku coś się we mnie załamuje, a chęć do dalszej rozmowy całkowicie znika. Nie chciałam się kłócić. Nie teraz, gdy miałam nadzieję, że ten wyjazd nas zbliży.

– Dobrze – odpowiedziałam cicho, pogrążając się w myślach. Dlaczego ciągle musiałam walczyć o jego uwagę? Co było nie tak z nami, że nawet proste rzeczy stawały się tak trudne?

Podróżowaliśmy dalej w milczeniu, a ja nie mogłam się pozbyć uczucia, że coś ważnego zaczyna wymykać się spod kontroli. W środku mnie narastała mieszanka smutku i frustracji, ale i determinacji, by odnaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Dobrze nam się rozmawiało

Poranek przywitał mnie śpiewem ptaków i łagodnym szumem fal uderzających o brzeg jeziora. Piotr wciąż spał, a ja, nie chcąc marnować pięknego dnia, postanowiłam wybrać się na spacer po terenie pensjonatu. Założyłam lekką sukienkę i cicho wyszłam z pokoju, ciesząc się chwilową wolnością.

Chodząc wzdłuż malowniczych ścieżek, czułam, jak stres opuszcza moje ciało. Przyroda działała na mnie kojąco. Zatrzymałam się przy niewielkim pomoście, wpatrując się w odbicie w wodzie, gdy nagle usłyszałam za sobą kroki.

– Piękny widok, prawda? – Głos był męski i ciepły. Odwróciłam się i zobaczyłam właściciela pensjonatu. Miał uśmiech, który od razu zjednywał sobie ludzi.

– Tak, naprawdę cudowny – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech. – To miejsce jest jak z bajki.

Mężczyzna podszedł bliżej, jego spojrzenie było magnetyzujące.

– Widzę, że doceniasz uroki natury. Nie wszyscy to potrafią.

– Zdecydowanie – przyznałam. – Czasami potrzebujemy chwili, żeby oderwać się od codzienności i po prostu... być.

Skinął głową.

– Dobrze powiedziane. Jestem Adam – przedstawił się, wyciągając dłoń.

– Agnieszka – odpowiedziałam, ściskając jego rękę. Jego uścisk był ciepły i przyjazny.

Nasza rozmowa toczyła się swobodnie. Adam opowiadał mi o pensjonacie, o jego miłości do tego miejsca. Był tak inny od Piotra – obecny, uważny, zainteresowany. Z każdym jego słowem czułam, jak rozpływają się resztki mojej samotności.

– Mam nadzieję, że pobyt tutaj będzie dla ciebie miły i pełen niezapomnianych chwil – powiedział, spoglądając mi w oczy.

– Jestem pewna, że tak będzie – odpowiedziałam, czując, jak w moim sercu budzi się coś nowego, jakby niewielka iskra nadziei.

Rozmowa z Adamem była jak powiew świeżego powietrza. Nie wiedziałam, że tak bardzo mi tego brakowało. Zdałam sobie sprawę, że ten mężczyzna potrafił mnie dostrzec i docenić w sposób, który był dla mnie nowy, ale zarazem tak potrzebny.

Zatraciłam się w tej chwili

Nasze spotkania z Adamem stały się dla mnie swoistą ucieczką. Każdego dnia poświęcaliśmy sobie chwilę, by porozmawiać, spacerować czy po prostu siedzieć nad jeziorem, ciesząc się obecnością drugiej osoby. Czułam, że z każdym kolejnym dniem więź między nami staje się silniejsza. Adam był wrażliwy i empatyczny, zawsze potrafił wyczuć, kiedy coś mnie dręczyło.

– Jak się dziś czujesz? – zapytał któregoś popołudnia, gdy siedzieliśmy na tarasie pensjonatu, wpatrując się w zachodzące słońce.

– Jestem... trochę zagubiona – przyznałam, nieco spuszczając wzrok. – Wiesz, nie sądziłam, że ktoś może tak mnie zrozumieć.

Adam uśmiechnął się łagodnie.

– Czasem potrzebujemy kogoś z zewnątrz, by pomógł nam zobaczyć to, co sami ignorujemy.

Przez chwilę trwała między nami cisza, ale nie była to ta niezręczna, przytłaczająca cisza, której doświadczałam z Piotrem. To było milczenie pełne zrozumienia i spokoju. Popatrzyłam na Adama, a on odwzajemnił moje spojrzenie. W tym momencie poczułam, jak jego dłoń delikatnie dotyka mojej.

– Adam... – zaczęłam, czując, jak narasta we mnie napięcie.

– Agnieszka, jesteś wyjątkową osobą – powiedział cicho, pochylając się bliżej. Jego słowa brzmiały szczerze i prawdziwie.

Serce biło mi jak oszalałe. Wiedziałam, że balansujemy na krawędzi, ale nie mogłam się cofnąć. To było jak magiczny moment, kiedy rzeczywistość staje się nieważna. Adam zbliżył się jeszcze bardziej, aż nasze twarze dzieliły tylko centymetry. Jego usta delikatnie dotknęły moich, a ja pozwoliłam sobie zatracić się w tej chwili, w jego czułości i zrozumieniu.

Pocałunek był delikatny, ale pełen emocji, które aż kipiały wewnątrz mnie. Czułam się rozdarta, wiedząc, że przekraczam granice, które dotychczas były dla mnie nienaruszalne. Jednak w tej jednej chwili ważniejsza była dla mnie bliskość Adama.

Od tego momentu nic nie miało być już takie samo, a ja musiałam stawić czoła konsekwencjom swoich działań i emocji, które ten pocałunek uwolnił.

Zaczęłam się poddawać

Pocałunek z Adamem stał się moim małym sekretem, tajemnicą, która z jednej strony dawała mi poczucie wolności, z drugiej - ciążyła na sumieniu. Każdego ranka budziłam się z poczuciem winy, a jednocześnie z ekscytacją. Wiedziałam, że to, co zrobiłam, było nie fair wobec Piotra, ale pierwszy raz od dawna czułam się naprawdę żywa.

– Aga, wszystko w porządku? – zapytał Piotr, siedząc przy stole w kuchni i wpatrując się w ekran laptopa.

– Tak, w porządku – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie. Jednak wewnętrznie czułam się rozbita na milion kawałków.

Codzienność z Piotrem stawała się coraz bardziej męcząca. Jego obecność przypominała mi o tym, jak daleko od siebie się oddaliliśmy. Z jednej strony chciałam walczyć o naszą relację, ale z drugiej – coraz częściej myślałam o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdyby go w nim nie było. Pragnęłam poczuć się wolna od ciężaru, który mnie przytłaczał.

Zaczęłam analizować nasze wspólne lata. Wspominałam momenty, kiedy byliśmy naprawdę szczęśliwi, ale te wspomnienia z czasem przekształciły się w pytania o to, gdzie popełniliśmy błąd. Czy byliśmy zbyt pochłonięci własnymi sprawami, by dostrzec, że nasze drogi się rozeszły? Czy to ja zbyt wiele wymagałam, a może to Piotr za mało się starał?

Te refleksje doprowadziły mnie do nieuniknionej konkluzji – musiałam podjąć decyzję. Czy walczyć o coś, co zdawało się być już tylko cieniem przeszłości, czy rozpocząć nowe życie? Rozwód stał się realną opcją, choć wywoływał we mnie lęk przed nieznanym. Bałam się samotności, ale jeszcze bardziej bałam się tego, że mogłabym zatracić samą siebie w związku, który przestał mnie uszczęśliwiać.

Przez cały ten czas myślałam również o Adamie. Nasze spotkania były krótkimi chwilami szczęścia, które rozjaśniały moje dni. Czy jednak byłoby rozsądnie budować nowe życie na gruzach poprzedniego?

Decyzja nie była łatwa, a ja musiałam zmierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów.

Agnieszka, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama