„Ukochana wymarzyła sobie praktyczny prezent na mikołajki. Nie rozumiem, czemu obraziła się, gdy dostała miotłę”
„Wyobrażałem sobie już jej reakcję – śmiech, może jakiś szturchaniec, i to spojrzenie: »Ty głupku, ale cię kocham«. Tak to miało wyglądać. Idealna scenka. W końcu chodziło o to, żeby było lekko, zabawnie, z pomysłem”.

Z Natalią byliśmy razem już prawie dwa lata. Wspólne mieszkanie, niedzielne śniadania w łóżku, jej skarpetki w mojej szufladzie. Żyliśmy razem, tak po prostu. I niby wszystko było w porządku. Kochaliśmy się, tylko czasem miałem wrażenie, że ona czeka na coś więcej. Że liczy na jakiś zwrot akcji, na poważniejszy gest. Ja byłem z tych, co uważają, że życie to nie dramatyczna telenowela, tylko dobry sitcom – śmiech, dystans i pomysłowość.
Strofowała mnie
Natalia miała serce na dłoni. Potrafiła się wzruszyć na reklamie z psem i przytulała mnie tak, jakby od tego zależało moje przetrwanie, ale czasem mówiła:
– Mateusz, nie wszystko można obrócić w żart.
A ja wtedy się śmiałem. No właśnie – o to chodziło! Lepiej się śmiać, niż płakać. Dlatego, kiedy zbliżały się Mikołajki, postanowiłem podejść do sprawy z fantazją. Nie tam żadne perfumy, a nie kolejna książka, którą przeczyta w dwa wieczory. Chciałem być oryginalny, zrobić coś, co zapamięta na długo i co rozbawi ją do łez. Wtedy wpadłem na pomysł.
Miniaturowy zestaw do sprzątania – miotełka, szufelka, rękawiczki i karteczka: „Dla najlepszej gospodyni – od Mikołaja z poczuciem humoru”. Idealne, przesłodkie, trochę ironiczne, na luzie. Przecież dziewczyny lubią, jak się je zaskakuje. Siedziałem z tym pudełkiem na kolanach w kuchni i sam do siebie się uśmiechałem.
– No stary, tym razem przebiłeś samego siebie – powiedziałem do siebie, zerkając na fikuśną wstążkę.
Chciałem ją zaskoczyć
Wyobrażałem sobie już jej reakcję – śmiech, może jakiś szturchaniec, i to spojrzenie: „Ty głupku, ale cię kocham”. Tak to miało wyglądać. Idealna scenka. W końcu chodziło o to, żeby było lekko, zabawnie, z pomysłem.
W Mikołajki zaprosiłem ją do siebie na kolację. Starałem się, chociaż czułem lekki stres. Miało być śmiesznie, z przymrużeniem oka. Wiedziałem jednak, że Natalia przywiązywała wagę do szczegółów, do symboliki, a mój prezent, cóż… był raczej z kategorii „dla beki”. Usiadła naprzeciwko. Uśmiechnąłem się, wyjąłem spod stołu nieduże, starannie zapakowane pudełko i podałem jej z entuzjazmem.
– Proszę, dla perfekcyjnej pani domu. Zestaw deluxe!
Natalia zerknęła na mnie niepewnie, potem rozwiązała kokardkę. Pudełko otworzyła powoli. Przez chwilę tylko patrzyła na jego zawartość. Mała różowa miotełka, plastikowa szufelka, ścierka w serduszka. Nic nie mówiła. Uśmiech na mojej twarzy zaczął powoli topnieć.
– No, co? Fajne, nie? – rzuciłem, próbując rozładować atmosferę. – Dla najlepszej gospodyni! Taki żarcik…
Nie była zadowolona
Cisza. Nadal patrzyła na prezent. W końcu podniosła głowę. Oczy miała spokojne, ale nie było w nich nic, co by przypominało radość.
– A ja kupiłam ci zegarek – powiedziała cicho. – Żebyś nie spóźniał się na randki.
Podała mi niewielką paczuszkę. Zegarek był prosty, elegancki. Natalia wstała od stołu, zostawiła swoją torebkę i wyszła, zamykając za sobą drzwi powoli, niemal bezgłośnie. Zostałem sam, z miotełką na stole i uczuciem, które nie chciało dać się nazwać. To nie był gniew ani smutek – coś pomiędzy. Niezrozumienie, niedowierzanie. W głowie wciąż kołatało mi jedno: przecież to miał być tylko żart.
Wino w moim kieliszku przestało już smakować. Przeszedłem się po mieszkaniu kilka razy, w końcu usiadłem na kanapie i wpatrywałem się w drzwi, jakby miały się zaraz otworzyć. Może wróci? Może uzna, że przesadziła, że przecież zna mnie i wie, że lubię się wygłupiać? Nie wracała.
W głowie zaczęły się pojawiać inne obrazy. Nasze wspólne poranki, kiedy przynosiła mi kawę do łóżka, wieczory, kiedy przykrywała mnie kocem, gdy zasypiałem na kanapie. Rzeczy, których sam nie robiłem, ale które od niej dostawałem niemal codziennie. Bez pytania, bez proszenia, bez oczekiwania czegokolwiek w zamian.
Nie rozumiałem jej
Zacząłem przypominać sobie rozmowy, których wtedy nie rozumiałem: gdy mówiła, że ma wrażenie, że jestem nieobecny albo że traktuję wszystko jak zabawę. Wydawało mi się, że przesadza, że wyolbrzymia. Teraz te zdania wracały do mnie z nową siłą. To nie była tylko ta miotełka, to było wszystko, co się na nią nałożyło: to, że nie słuchałem, że nie brałem jej na poważnie.
Leżałem na kanapie i obracałem zegarek w dłoni. Dopiero teraz miałem odwagę mu się przyjrzeć. Był lekki, prosty, czarny pasek, jasna tarcza, cienka koperta. Natalia znała mój gust, wiedziała, że nie cierpię zbędnych bajerów i topornych bransolet. Wszystko było dokładnie takie, jak powinno. Odwróciłem go i dopiero wtedy zauważyłem wygrawerowane słowa. Ledwo widoczne, drobne litery: „Na każdą chwilę razem. Natalia”. Proste, ciepłe, trafione.
Zrobiło mi się dziwnie. Poczułem, jak coś ściska mnie w klatce piersiowej. Westchnąłem i zdjąłem zegarek. Położyłem go obok miotełki. Leżały teraz obok siebie jak dwa zupełnie różne języki, dwa przeciwstawne komunikaty. Jeden mówił: „Jesteś dla mnie ważny, myślę o tym, kim jesteś i co czujesz”. Drugi: „Lubię sobie pożartować, niekoniecznie rozumiem, co to znaczy być razem”.
Było mi głupio
Przecież mogłem coś wymyślić. Mógłbym jej kupić książkę, o której wspominała albo zabrać ją dokądś, dokąd zawsze chciała pójść. Mógłbym ją wysłuchać, ale nie – zamiast tego dałem jej miotełkę i jeszcze się z tego śmiałem.
Zdałem sobie sprawę, że ona nie była zła. Ona była rozczarowana i to bolało najbardziej, bo gniew można rozładować, wykrzyczeć. Rozczarowanie osiada gdzieś głębiej i zostaje. Siedziałem tak długo. Chciałem coś do niej napisać, może się wytłumaczyć, ale nie miałem pojęcia, od czego zacząć. Bo jak wytłumaczyć, że chciało się być śmiesznym, a wyszło się na głupiego?
Patrzyłem raz na zegarek, raz na miotełkę i czułem, że chyba właśnie przestałem być sobą. A może po raz pierwszy zobaczyłem, kim naprawdę jestem? Wreszcie sięgnąłem po telefon i nacisnąłem ikonę mikrofonu. Mówiłem cicho, powoli:
– Chciałem tylko żeby było zabawnie, żebyśmy się pośmiali, ale chyba czas dorosnąć i przestać myśleć, że wszystko da się obrócić w śmiech… Nie wiem, co jeszcze mogę ci powiedzieć. Tylko to, że żałuję. Naprawdę.
Zatrzymałem nagrywanie. Przez chwilę wpatrywałem się w ekran. Kciuk wisiał nad ikoną kosza, ale nie skasowałem, wysłałem. Nie dlatego, że miałem nadzieję, po prostu chciałem, żeby wiedziała, nawet jeśli miała nie odpowiedzieć.
Natalia nie odpisywała. Odsłuchała wiadomość, ale nie zareagowała. Nie zadzwoniła, nie spytała, jak się czuję. Nie napisała, że jej przykro. I choć wcześniej myślałem, że wystarczy jeden telefon, jedna wiadomość, jedna rozmowa, teraz wiedziałem, że są momenty, po których się nie wraca. Przekroczyłem jakiś niewidzialny próg i nie wiedziałem, czy da się przez niego przejść z powrotem.
Mateusz, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że synowa to dar niebios. Zmieniłam zdanie kiedy odkryłam, co wyprawiała, gdy ja wychodziłam na roraty"
- „Myślałam, że gorący romans z prezesem otworzy mi drzwi do awansu. Jego 1 zdanie uświadomiło mi, jak bardzo się myliłam”
- „Pojechaliśmy z mężem na rekolekcje adwentowe. Gdy ja się modliłam za nasze małżeństwo, on adorował koleżankę z pracy”