„Na mikołajki dostałam od teściowej książkę kucharską. Myśli, że nie mam nic do roboty poza pichceniem obiadków mężowi”
„Najtrudniejsza jest jednak relacja z jego mamą. Teściową. Zawsze uśmiechniętą, zawsze uprzejmą, ale w każdej tej uprzejmości jest jakaś drzazga, drobna szpilka. A ja udaję, że nie czuję ukłucia”.

- Redakcja
Nazywam się Ania. Z pozoru moje życie wygląda dokładnie tak, jak powinno wyglądać życie trzydziestolatki z kilkuletnim stażem małżeńskim — praca w biurze rachunkowym, popołudnia spędzane na krzątaniu się po mieszkaniu, przygotowania do mikołajek, które uwielbiam od dziecka. Wszystko jest zwyczajne… aż za bardzo. A jednak ostatnio czuję, jakby coś pod skórą tego życia pulsowało nerwowo, jakby miało zaraz pęknąć.
Adam… Mój mąż. Kocham go, lubię z nim być, ale między nami zrobiło się zimniej. Już nie całuje mnie na dzień dobry, tylko mruczy coś pod nosem. Siedzi dużo w telefonie. Czasem mam wrażenie, że kiedy mówię — słyszy jedynie szum tła. Staram się, jak mogę: sprzątam, gotuję, pamiętam o jego ulubionej kawie… Ale w zamian dostaję tylko krótkie „dzięki”. A ja nie chcę „dzięki”. Chcę po prostu, żeby mnie zobaczył.
Najtrudniejsza jest jednak relacja z jego mamą. Teściową. Zawsze uśmiechniętą, zawsze „uprzejmą”, ale w każdej tej uprzejmości jest jakaś drzazga, drobna szpilka. A ja udaję, że nie czuję ukłucia. Wczoraj wpadła z prezentem mikołajkowym. Mała paczka, nic wielkiego. W środku książka kucharska i wsunięty liścik — staranne pismo, jej charakterystyczne „ą” i „ę”.
– Może ci się przyda – powiedziała, podając mi pakunek.
– Dziękuję, naprawdę miło z pani strony – odpowiedziałam, choć w brzuchu skręciło mnie jak po kwaśnym mleku.
Wieczorem pokazałam liścik Adamowi.
– Niepotrzebnie to czytałaś – mruknął tylko, nie podnosząc wzroku.
A na kartce było jedno zdanie: „Dobra żona wie, jak dbać o dom. Inaczej staje się niepotrzebna.” Poczułam, jakby to nie była rada… tylko ostrzeżenie.
To miała być aluzja
Poranek po mikołajkach zaczął się tak zwyczajnie. Adam wstał, przeciągnął się, wszedł do kuchni i nalał sobie kawy, jakby poprzedniego wieczoru nic się nie wydarzyło. Ja stałam przy blacie z kubkiem herbaty i czułam, jak niepokój we mnie rośnie. Chciałam spokojnie zacząć rozmowę, ale miałam wrażenie, że każde słowo rozbije się o jego obojętność.
– Adam, możemy porozmawiać? – zapytałam, gdy usiadł przy stole.
– O czym? – zerknął na mnie krótko.
– O twojej mamie. Ciągle mam wrażenie, że mnie ocenia, że coś jej we mnie nie pasuje. I jeszcze ten prezent.
Adam westchnął, jakby już był zmęczony, choć dopiero minęła ósma rano.
– Wyolbrzymiasz. To tylko książka, nic wielkiego.
– To nie chodzi o książkę – próbowałam utrzymać spokojny ton. – Wczoraj poczułam, że to miała być aluzja. Jakby chciała mi wytknąć, że sobie nie radzę.
– Po co w ogóle to analizujesz? – przerwał mi. – Przecież wcześniej było dobrze.
– Nie było dobrze – odpowiedziałam bardziej nerwowo, niż planowałam. – Staram się, robię wszystko, żebyśmy mieli dom, w którym oboje czujemy się dobrze. A mam wrażenie, że jestem w tym sama.
Adam spojrzał na mnie chłodno, bez cienia emocji.
– Może po prostu nie ma o co robić takiego zamieszania.
I wtedy coś we mnie drgnęło.
– Może lepiej byłoby, żebyś kiedyś stanął po mojej stronie – powiedziałam cicho, ale zdecydowanie.
Adam zamilkł. Uciekał wzrokiem.
Dobre żony dbają o dom
Nie wytrzymałam. Wstałam wcześniej niż zwykle, ubrałam się i pojechałam do teściowej. Wahałam się jeszcze w windzie, lecz kiedy drzwi jej mieszkania się otworzyły, wiedziałam, że odwrotu już nie ma.
– O, dzień dobry. Nie spodziewałam się – powiedziała z tym spokojem, który zawsze mnie peszył. – Wejdź.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Pachniało ziołami i świeżo zaparzoną kawą. Jej twarz była uprzejma, a jednak czułam ukryty dystans, jakby dzieliło nas coś więcej niż różnica pokoleń.
– Chciałam zapytać o wczorajszy prezent – zaczęłam. – Dlaczego go pani tak przygotowała?
Teściowa uniosła brwi.
– To tylko drobiazg. Dobre żony dbają o dom, to naturalne. Myślałam, że ci się przyda, tyle.
– Tylko że to wyglądało jak wyrzut – powiedziałam, starając się zachować spokój. – Zastanawiam się, czy to było zamierzone.
– Skoro tak to odebrałaś, to znak, że coś w tym jest – odpowiedziała powoli. – Czasem ludzie sami czują, co powinni poprawić.
Te słowa uderzyły we mnie. Wstałam, podziękowałam za rozmowę, choć ręce drżały mi ze złości i poczucia upokorzenia.
To będzie początek końca
Wróciłam do domu, gotując się w środku. Po rozmowie z teściową miałam wrażenie, że ktoś próbuje mnie przepchnąć przez drzwi, za którymi wcale nie chcę być. Weszłam do mieszkania, a Adam siedział na kanapie i rozmawiał przez telefon. Zatrzymałam się, bo usłyszałam znajomy ton. Ten, w którym zawsze był bardziej synem niż mężem.
– Mamo, mówiłem ci… Nie, nie będę z nią znów o tym rozmawiać. Tak, wiem, że ona sobie nie radzi. Tak, wiem, co myślisz. Możesz przestać? – mówił szeptem, ale wystarczająco głośno, żebym usłyszała każde słowo.
Zrobiło mi się gorąco. Podeszłam bliżej.
– Nie wiem, jak długo wytrzymam tę atmosferę – powtórzył do telefonu. – Ona wszystko bierze do siebie. No przecież widzisz, jaka jest.
To „jaka jest” we mnie pękło. Otworzyłam drzwi od pokoju z hukiem. Adam podskoczył.
– Mamo, oddzwonię – rzucił szybko i odłożył telefon.
– Mów dalej – powiedziałam. – Jestem ciekawa, jaka jestem.
– Ania, uspokój się. Źle to zrozumiałaś.
– Serio? Bo brzmiało to tak, jakbyś omawiał mnie jak jakiś problem do rozwiązania. Twoja mama mówi, że sobie nie radzę? A ty co? Kiwasz głową jak uczniak?
Adam zacisnął usta i wzruszył ramionami.
– Po prostu… czasem czuję się zmęczony.
– Zmęczony? – parsknęłam. – A ja? Mam wszystko robić, słuchać jej przytyków, twojego milczenia i udawać, że jest pięknie?
– Nie chcę kłótni – powiedział.
– To nie będzie kłótnia – odparłam. – To będzie początek końca.
Jego twarz pobladła, ale nie zaprzeczył. I to bolało najbardziej.
Czasem myślę, że ma rację
Wybiegłam z salonu, zanim zrobiłam coś, czego bym po sobie nie podejrzewała. Zamknęłam się w łazience i oparłam dłonie o blat. Widziałam w lustrze kogoś, kto od miesięcy próbował być rozsądny, cichy, spokojny, ugodowy. Kogoś, kto udawał, że drobne kłucia można przełknąć. Ale prawda była prosta: uwierało mnie to małżeństwo bardziej niż w ciasny sweter, którego nikt już nie chce nosić. Wyszłam po kilku minutach. Adam siedział w tym samym miejscu, tyle że teraz udawał, że przegląda coś w telefonie.
– Powiesz mi wprost, co mówiła twoja mama? – zapytałam.
– Ania, nie rób scen – mruknął. – Ona martwi się o mnie. Widzi, że jesteśmy różni.
– Różni? – usiadłam naprzeciw niego. – To słowo, którego używa się, gdy chce się być miłym. Powiedz to normalnie.
Adam odłożył telefon i spojrzał na mnie tak chłodno, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.
– Ona uważa, że nie pasujemy do siebie. I czasem myślę, że ma rację.
Te słowa uderzyły we mnie mnie mocno.
– Czyli od jakiegoś czasu uzgadniacie między sobą, kiedy się rozstaniemy? – zapytałam, wbijając w niego wzrok.
– Nie przesadzaj. Po prostu mówiłem jej, że ciężko mi w tym wszystkim. Że nie potrafię już z tobą tak żyć.
– A ze mną nikt nie rozmawiał – powiedziałam cicho. – Ze mną nikt nie ustala, czego ja chcę. Tylko ze mną można rozmawiać o tym, co „źle robię”.
Zamilkł. Patrzył na swoje dłonie, jakby bał się moich oczu.
– Wiesz co? – dodałam. – Nie będę prosić o miejsce obok kogoś, kto mnie tam nie widzi.
Wstałam. Wiedziałam już, że nie wrócę na to miejsce na kanapie. Ani do tej roli.
To była najlepsza odpowiedź
Po rozmowie z Adamem wyszłam z mieszkania. Ulica była cicha, a ja pierwszy raz od dawna nie czułam tego przygniatającego ciężaru w klatce piersiowej. Szłam bez celu, aż dotarłam pod blok przyjaciółki, do której zawsze mogłam wejść bez zapowiedzi. Zadzwoniłam. Otworzyła szybko.
– Ania? Co się stało?
– Chcę wiedzieć, czy zwariowałam – powiedziałam, wchodząc do środka. – Bo albo ja coś źle widzę, albo mój mąż od miesięcy żyje w dwóch światach. W jednym udaje partnera. W drugim prowadzi konsultacje z mamą, jakby przygotowywał raport o moich błędach.
Usiadłam na krześle i opowiedziałam jej wszystko: rozmowę przez telefon, słowa o tym, że „ma dość”, że „może nie pasujemy”, że jestem „jaka jestem”. Im dłużej mówiłam, tym bardziej czułam w środku narastającą pewność.
– Ania… – zaczęła delikatnie – to nie brzmi jak ktoś, kto chce budować związek. To brzmi jak ktoś, kto dawno się z niego wypisał, ale jeszcze nie miał odwagi ci powiedzieć.
– Boję się, że ma rację jego mama – powiedziałam. – Może naprawdę jestem dla niego ciężarem.
– Nie jesteś ciężarem – odpowiedziała. – Jesteś kobietą, która próbowała za dwoje. Jeśli on nie umie odciąć pępowiny, to jego problem, nie twój.
Te słowa we mnie trafiły. Otwierały oczy.
Wróciłam późnym wieczorem po swoje rzeczy. Adam siedział w salonie i unikał mojego wzroku.
– Co robisz? – zapytał, choć odpowiedź była oczywista.
– Wyprowadzam się – powiedziałam spokojnie. – Nie będę żyć z kimś, kto o mnie dyskutuje jak o obowiązku.
Nie próbował mnie zatrzymać. To była najlepsza odpowiedź, jaką mogłam dostać.
Prawdziwa decyzja dopiero przede mną
Drzwi zamknęły się za mną cicho. Niosłam dwie torby i płaszcz zarzucony niedbale na ramię. Nie miałam jeszcze planu, gdzie dokładnie pójdę. Wiedziałam tylko jedno: nie wrócę tam, gdzie byłam niewygodnym elementem w czyjejś układance. Zatrzymałam się na dole, w ciemnym przedsionku. Powietrze było zimne, ale to milczenie z góry, to niepróbowanie mnie zatrzymać, było jeszcze zimniejsze. Czułam w sobie mieszankę ulgi i bólu, taki ciężar, który nie znika od razu, ale w końcu przestaje ciągnąć w dół.
Wyszłam na ulicę, a świat wyglądał zwyczajnie. Ludzie wracali z pracy, psiaki ciągnęły smycze, ktoś niósł siatki z zakupami. Było mi dziwnie, bo mój świat właśnie się rozwalił a cała reszta ani drgnęła. Jednak w tej zwyczajności było coś kojącego. Nie wszystko musi runąć ze mną. Kiedy dotarłam do mieszkania przyjaciółki, światła paliły się już w jej oknie. Wiedziałam, że mogę tam przenocować, zamieszkać chwilę, może dłużej. Ale to była tylko przestrzeń przejściowa. Prawdziwa decyzja dopiero przede mną.
Usiadłam na ławce przed blokiem, zanim zadzwoniłam do niej, żeby zeszła na dół. Spojrzałam na swoje dłonie i pierwszy raz od miesięcy poczułam, że nie drżą. Nie wiedziałam, jak dokładnie będzie wyglądać moje życie za tydzień, miesiąc, rok. Wiedziałam tylko jedno: jeśli wybrałam siebie, to chociaż to jest pewne. I chociaż bolało, ta decyzja była bardziej moja niż cokolwiek przez ostatnie lata.
Ania, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa dała nam pieniądze na zakup domu, a teraz się w nim panoszy. Mam wrażenie, że to ja jestem tu intruzem”
- „Teściowa wypluła moją wigilijną zupę do kosza i krytykowała pierogi. Za rok nie wpuszczę jej do domu”
- „Teściowa kpiła ze mnie, bo nie mam wykształcenia. Synowa bez dyplomu nie jest właściwa dla jej syna”