„Na nocnej zmianie w pracy działy się niestworzone rzeczy. Prawie rzuciłam tę robotę, bo pieniądze to nie wszystko”
„Serce waliło mi jak młotem, a na czole pojawiły się krople potu. Moja głowa zaczęła podsuwać coraz dziwniejsze scenariusze. Co jeśli w tym miejscu straszyło? A może ciążyła nad nim jakaś klątwa? Przypomniałam sobie wszystkie horrory, które znałam”.

- Listy do redakcji
Po studiach na anglistyce dostałam pracę w miejscu, które wspierało zagranicznych klientów.
– Twoje zadanie to rozmowy z wkurzonymi ludźmi zza granicy, którzy nie mogą znaleźć swojej przeglądarki internetowej na ekranie komputera – tak szef zespołu przedstawił mi zakres obowiązków.
Ponieważ dobrze radziłam sobie z technologią, pomyślałam że dam radę. Kiedy usłyszałam o pracy na trzy zmiany, przez wszystkie dni tygodnia i święta, trochę się zawahałam. Ale wynagrodzenie wyglądało zachęcająco, więc zdecydowałam się przyjąć tę ofertę.
Na początku miałam wątpliwości
Przez pierwsze cztery tygodnie przechodziłam wdrożenie – przysłuchiwałam się rozmowom starszego stażem kolegi, mając podpięte słuchawki do jego aparatu. W ten sposób poznawałam tajniki obsługi klienta i sposoby radzenia sobie z komputerowymi usterkami. Zazwyczaj zgłoszenia dotyczyły drobnych spraw. Sama praca nie należała do wymagających i skomplikowanych, choć nie zawsze była przyjemnością. Zdarzali się bowiem klienci, którzy potrafili być wyjątkowo nieprzyjemni i aroganccy.
Przestrzeń biurowa zrobiła na mnie kiepskie wrażenie. Przypominała bardziej fabrykę niż miejsce pracy – wszędzie stały rzędy biurek z małymi przepierzeniami między nimi. W centrum znajdował się aneks kuchenny dostępny dla wszystkich pracowników. Na zewnątrz, przy korytarzu, mieściły się łazienki. By opuścić strefę biurową, trzeba było zeskanować kartę dostępu – system potwierdzał odblokowanie drzwi krótkim sygnałem dźwiękowym. Za nimi siedział znudzony ochroniarz w swoim pomieszczeniu, a stamtąd prowadziło wyjście na zewnątrz. Górna kondygnacja była kopią parteru, oczywiście bez portierni i drzwi wejściowych.
W biurze klimatyzacja chodziła non stop, a ja kiepsko znoszę zimno. Do tego wszędzie słychać było nieustający gwar rozmów, od którego dało się uciec jedynie idąc do kuchni albo toalety. Zastanawiałam się, czy naprawdę powinnam tu pracować.
Miałam zacząć na nockach
Rozpoczęłam pracę po zakończeniu szkolenia. Kiedy minął miesiąc, w harmonogramie przydzielono mi pierwszy nocny dyżur. Perspektywa samotnej zmiany trochę mnie przerażała, ale musiałam się z tym zmierzyć.
– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – uspokoił mnie Maciek, kiedy wyznałam mu swoje wątpliwości. – Telefony w nocy prawie nie dzwonią, a jeśli pojawi się coś trudnego, przekażesz temat odpowiedniemu działowi. Bez stresu.
Kiedy dotarłam do pracy, większość ludzi już wyszła. W pomieszczeniu zostało ledwie parę osób, w tym mój współpracownik Grzesiek z przeciwległego biurka i jedna brunetka, której nie kojarzyłam z imienia.
– Wszystko pod kontrolą – powiedział Grzesiek, zbierając swoje rzeczy. – Oby tak dalej. No to pa.
Odprowadził brunetkę, a ja zostałam sama. Na zewnątrz panował mrok, podobnie jak w pomieszczeniu biurowym. Nikłe światło dawało tylko parę małych lamp na biurkach, podczas gdy wszystko inne ginęło w ciemności. Ruszyłam w kierunku ekspresu, żeby zapewnić sobie filiżankę kawy, a przy tej okazji podkręciłam temperaturę na klimatyzatorze, bo zrobiło mi się chłodno. Dwa razy zabrzmiał telefon – odebrałam oba połączenia. Następnie sięgnęłam po książkę i zagłębiłam się w lekturze, siedząc w niewielkiej kałuży światła. Dookoła panowała niepokojąca cisza. Zdecydowanie zbyt głęboka.
Zrobiło mi się dziwnie. Zerknęłam dookoła siebie. Wszędzie panowała ciemność i głucha cisza. Książka, którą próbowałam czytać, zupełnie mnie nie wciągała. To, że nikogo oprócz mnie tu nie było, a wokół zalegała kompletna cisza, sprawiało, że czułam się coraz bardziej zaniepokojona. Sięgnęłam po telefon i zaczęłam przeglądać internet, próbując odwrócić uwagę od nieprzyjemnych myśli. Nagle przestraszyłam się, słysząc sygnał czytnika zamontowanego przy drzwiach. Nasłuchiwałam, ale nie dobiegł mnie dźwięk otwierania. Wstałam i wyjrzałam zza biurka, by lepiej widzieć wejście. Drzwi ani drgnęły, a w pobliżu nie było żywej duszy. Pomyślałam, że to pewnie tylko moja wyobraźnia, więc powróciłam do przeglądania mediów społecznościowych.
Nagle wydarzyło się coś nietypowego
Czytnik znów zapiszczał. Ale drzwi pozostały zamknięte, nikt się nie pojawił.
– Jest tam ktoś? – zapytałam niepewnym głosem, czując rosnący niepokój.
Odpowiedziała mi cisza. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w kierunku wejścia.
– Słyszy mnie ktoś? – odezwałam się ponownie.
Kompletna cisza i mrok. Tylko czerwona dioda czytnika świeciła, sygnalizując, że drzwi są zamknięte.
Wpatrywałam się w drzwi, kiedy niespodziewanie urządzenie wydało charakterystyczny dźwięk „piip”, a kontrolka zabłysła na zielono. Przez szklane panele mogłam dokładnie zobaczyć pusty korytarz. Mimo że było tam ciemno, słaba poświata z ulicznej lampy sączyła się przez wejście. Poczułam, jak serce zaczyna mi walić jak oszalałe.
Z wahaniem złapałam za klamkę, czując jak trzęsie mi się ręka. Po lekkim szarpnięciu drzwi otworzyły się, wydając delikatne pyknięcie. Zerknęłam przez szparę – po drugiej stronie nie dostrzegłam żywej duszy. Ostrożnie wyszłam i sprawdziłam korytarz. Kompletnie pusty. Ruszyłam schodami na wyższe piętro, gdzie przyłożyłam kartę do czytnika, ale dioda nadal świeciła na czerwono. Dostęp zabroniony. Podeszłam bliżej i przez szybę próbowałam coś wypatrzeć w środku. Wszędzie panował mrok. Ze zdumieniem dotarło do mnie, że jestem jedyną osobą nie tylko na tym piętrze, ale w całej bryle budynku!
Pędząc w dół schodami, prawie zderzyłam się z drzwiami wejściowymi. W momencie, gdy je pchnęłam, rozległ się dźwięk telefonu. Rzuciłam się w kierunku stolika i chwyciłam za słuchawki.
– Słucham? – powiedziałam zdyszana.
Cisza. Dobiegał jedynie cichy szum, a następnie usłyszałam charakterystyczne pyknięcie – ktoś się rozłączył. Odłożyłam słuchawki, przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech, powtarzając sobie w myślach, że nie mam powodów do obaw. Nagle znów usłyszałam dzwonienie. Najpewniej dzwoni ta sama osoba, która się wcześniej rozłączyła – przeszło mi przez głowę.
– Halo?
Kolejny raz w słuchawce usłyszałam tylko lekki szum. Podobnie jak poprzednio, osoba po drugiej stronie się rozłączyła.
– Świetnie się bawisz, co? – powiedziałam pod nosem, chociaż wcale nie miałam ochoty na żarty.
Halo? Czy jest tu ktoś?
Serce waliło mi jak młotem, a na czole pojawiły się krople potu. Moja głowa zaczęła podsuwać coraz dziwniejsze scenariusze. Co jeśli w tym miejscu straszyło? A może ciążyła nad nim jakaś klątwa? Przypomniałam sobie horrory, w których źródłem paranormalnych zjawisk często okazywały się dawne miejsca pochówku rdzennych Amerykanów. No tak, ale przecież w naszym kraju nigdy nie żyli Indianie! Może za to pod fundamentami spoczywały szczątki ze starego, zapomnianego cmentarza? Albo jeszcze dawniej chowano tu zmarłych według pogańskich rytuałów?
– Halo, jest tam ktoś? – zawołałam w mrok. – Jeżeli mnie słyszysz... odezwij się jakoś...
Drrr!!!
Nagle odezwał się telefon stojący na pobliskim biurku, przez co aż podskoczyłam, piszcząc głośno. W tej samej chwili rozbrzmiał drugi aparat, a zaraz po nim trzeci... Po kolei włączały się wszystkie telefony na piętrze. W mgnieniu oka cała przestrzeń biurowa, przed chwilą tak ponuro cicha, wypełniła się jazgotem dzwonków. Stałam sparaliżowana strachem, zatykając uszy i mrużąc oczy, nie mogąc powstrzymać krzyku.
Pobiegłam jak szalona w kierunku wyjścia. Przyłożyłam kartę do czytnika, ale dioda ani drgnęła – świeciła na czerwono. Zostałam zamknięta!
– Nie! – krzyknęłam z przerażeniem.
Dookoła rozbrzmiewały dzwonki telefonów, a ja czułam, jak serce wali mi jak młotem, kiedy raz za razem desperacko próbowałam odblokować drzwi identyfikatorem. W końcu zaczęłam uderzać w szybę. Nic to nie dało. Strażnik, o ile w ogóle był gdzieś w budynku, prawdopodobnie nie mógł mnie usłyszeć.
W jednej chwili zapadła całkowita cisza – ani jeden telefon już nie dzwonił. Zsunęłam się wzdłuż szyby, a z moich oczu popłynęły łzy. Trudno mi określić, ile czasu minęło. Musiałam chyba zdrzemnąć się na moment, bo gdy się ocknęłam, poranne, blade światło już wpadało przez okna. Powoli powlokłam się do stanowiska pracy, będąc zdecydowana, że to mój ostatni dzień w tej firmie.
Nie mogłam w to uwierzyć
Czekałam tylko, aż zjawi się Maciek. Gdy wreszcie przyszedł, przedstawiłam mu całą sytuację, próbując ze wszystkich sił zachować spokojny ton. Nie do końca mi to wyszło.
– No proszę, duchy? – powiedział cicho po moim wyjaśnieniu. – Nawiedzony biurowiec?
– Słuchaj, ja naprawdę...
– Poczekaj moment – uciął moją wypowiedź. – Daj mi sekundę.
Sięgnął po telefon, wykręcił numer i odezwał się krótko:
– Dawid? Z tej strony Maciek. Wpadnij do mnie na moment, dobrze?
W niedługim czasie, może po trzech minutach, pojawił się nieznajomy młodzieniec, którego pierwszy raz widziałam w naszych progach.
– Mariola, to jest Dawid – odezwał się Maciek, robiąc prezentację. – Dawid zajmuje się u nas komputerami, a przy okazji ma dość osobliwe, no... zainteresowania. Sam chcesz powiedzieć? Nie? No to ja się tym zajmę.
Maciek przerwał na moment, przyglądając się uważnie Dawidowi.
– Z tego co kojarzę, to właśnie nasz kumpel jest odpowiedzialny za te nocne psikusy, których byłaś ofiarą. Nie pierwszy raz coś takiego zrobił. Wcześniej nastraszył dwie inne dziewczyny podczas ich pierwszego dyżuru. Na szczęście były razem i złapały go na gorącym uczynku. Przecież cię wtedy przestrzegałem, co nie? – spojrzał na Dawida.
Ten przytaknął.
– Nie ujdzie ci to płazem – powiedział surowo Maciek. – Możesz już iść.
– Poczekaj moment! – krzyknęłam, widząc że Dawid się odwraca. – Czyli to naprawdę ty stałeś za tymi wszystkimi numerami z drzwiami i telefonami?
– No tak – odparł cicho. – Bardzo cię przepraszam.
Stałam w milczeniu, wpatrując się w jego twarz. W końcu nie wytrzymałam – uniosłam rękę i wymierzyłam mu mocny policzek, wkładając w to całą wściekłość i przerażenie, które we mnie siedziały. Dawid najpierw znieruchomiał kompletnie oszołomiony, a potem odwrócił się na pięcie i zwiał.
– Zasłużył na to – skomentował Maciek. – Ale więcej tak nie rób. Teraz najlepiej wróć do domu i odpocznij. Liczę, że to zajście nie sprawi, że zrezygnujesz z pracy w naszej firmie...
– Muszę to przemyśleć – mruknęłam niechętnie.
Zdecydowałam się nie odchodzić i przepracowałam tam jeszcze cztery lata. Jednak między mną a Dawidem nigdy się nie ułożyło. Wzajemna uraza była zbyt silna. Starałam się trzymać od niego jak najdalej. Pewnie dlatego, że był świetny w tym co robił, firma go nie zwolniła. Ale ja się go po prostu bałam – ktoś, kto potrafi tak krzywdzić innych, budził we mnie strach. W moich oczach to było chore.
Mariola, 26 lat