Reklama

Pielgrzymka zawsze była dla mnie czasem refleksji, oderwania od codziennych trosk i miejscem, gdzie mogłam skupić się na swoich modlitwach. Po powrocie z ostatniej, czułam się inaczej – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wyciszenie, które towarzyszyło mi przez te kilka dni, ustąpiło miejsca dziwnemu niepokojowi. Gdy okres spóźniał się już drugi tydzień, postanowiłam zrobić test ciążowy, choć myśl, że mogę być w ciąży, wydawała mi się nierealna. Z mężem staraliśmy się o dziecko od 5 lat, a mimo to Bóg nas nie obdarzył tym darem.

Reklama

Wróciłam z apteki z testem ukrytym głęboko w torebce. W łazience, gdy czekałam na wynik, czułam narastające napięcie. Dwie kreski. Byłam w szoku. Moje dłonie drżały, a serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałam, co myśleć, jak reagować. Radość mieszała się z przerażeniem. Przed oczami stanęła mi twarz męża – ten jego pełen nadziei uśmiech, kiedy wyjeżdżałam na pielgrzymkę, jakby wierzył, że ten wyjazd zmieni wszystko. I w pewnym sensie zmienił.

Mąż uznał, że to cud

– Jarek, musimy porozmawiać – powiedziałam, siadając obok niego na kanapie. Wieczór zdążył opaść na nasze małe mieszkanie, a światło z telewizora rzucało ciepły blask na jego twarz. Popatrzył na mnie z zainteresowaniem, odrywając wzrok od ekranu.

– Coś się stało? – zapytał, dostrzegając w moich oczach coś, co wyraźnie go zaniepokoiło.

Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić kołaczące serce. Pod jego troskliwym spojrzeniem czułam, jak łzy zaczynają zbierać się w kącikach moich oczu.

Zobacz także

Jestem w ciąży – wyszeptałam, czując, jak słowa te odbijają się echem w mojej głowie.

Jarek przez chwilę milczał, jakby próbował zrozumieć, co właśnie usłyszał. Potem jego twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem. To był ten uśmiech, pełen miłości i ulgi, który widziałam tak rzadko w ostatnich latach.

– Naprawdę? – zapytał, a w jego głosie brzmiała taka nadzieja, jakby właśnie usłyszał największy cud. – Nasze modlitwy zostały wysłuchane! Bóg nas pobłogosławił!

Był taki szczęśliwy

Nie mogłam wytrzymać tego spojrzenia pełnego wiary i szczęścia. Odwróciłam wzrok, czując jak gorycz miesza się z poczuciem winy. Przypomniałam sobie tamten moment podczas pielgrzymki, kiedy wpatrywałam się w gwiazdy nad pustym polem, a on podszedł do mnie. Adam – nieznajomy, który przez te kilka dni stał się kimś więcej niż tylko towarzyszem drogi. Jego słowa, czuły dotyk, spojrzenia pełne zrozumienia… To wszystko było jak sen, z którego nie chciałam się budzić. To było coś, czego mi brakowało od tak dawna, że zapomniałam, jak bardzo tego potrzebuję.

Teraz jednak musiałam stawić czoła rzeczywistości. To, co wydarzyło się wtedy, miało swoje konsekwencje, a ja nie wiedziałam, jak się z nimi zmierzyć.

– Jarek... – zaczęłam, ale nie byłam w stanie dokończyć. Nie mogłam zniszczyć jego szczęścia, które zobaczyłam w jego oczach. Zamiast tego uścisnęłam jego dłoń i uśmiechnęłam się, choć w moim sercu czaił się strach.

– Kochanie, damy radę – powiedział, przyciągając mnie do siebie i delikatnie głaszcząc po włosach. – Będziemy mieli dziecko. Wierzyłem, że ten dzień nadejdzie.

Poczułam, jak łzy płyną mi po policzkach, ale ukryłam je, wtulając twarz w jego ramię. Jarek był tak szczęśliwy, a ja wiedziałam, że muszę udawać, że czuję to samo. Ale jak długo mogłam udawać?

Musiałam udawać

W następnych dniach Jarek niemal unosił się nad ziemią. Z zapałem planował przyszłość – od zakupów wózka po wybór imienia. Każda rozmowa, każdy jego gest przeszywał mnie poczuciem winy. Im bardziej się cieszył, tym bardziej czułam, że zapadam się w kłamstwo, które stworzyłam.

Któregoś wieczoru, gdy przygotowywałam kolację, telefon zadzwonił. Na ekranie pojawiło się imię Adama. Zamarłam. Nie odbierałam, choć serce waliło mi jak szalone. Gdy dzwonek ucichł, przeszłam do salonu, gdzie Jarek oglądał jakiś program.

– Kto to był? – zapytał, zauważając moją bladość.

Nic ważnego, pomyłka – skłamałam, czując, jak to słowo pali mnie w gardle.

Odpuścił, ale ja nie mogłam przestać myśleć o Adamie. Co chciał mi powiedzieć? Każdego dnia czułam, jak pętla wokół mojego sekretu się zaciska. Moje życie stało się pułapką, z której nie widziałam wyjścia. Gdy Jarek przytulał mnie do siebie, czułam się, jakby jego ramiona były zimne jak kajdany, które sama na siebie nałożyłam.

Nic od niego nie chciałam

Spotkałam Adama zupełnie przypadkiem. Wychodząc z apteki, niemal na niego wpadłam. Zamarłam, widząc jego twarz, która przypomniała mi o tamtej nocy na pielgrzymce. W jego oczach dostrzegłam cień tego, co między nami zaszło.

– Musimy porozmawiać – powiedział cicho, chociaż w jego głosie wyczułam determinację.

– Adam, to nie jest dobry moment... – próbowałam go zbyć, ale złapał mnie delikatnie za ramię.

– A kiedy będzie dobry? Musimy to wyjaśnić. Czy... – zawahał się, jego wzrok spoczął na moim lekko zaokrąglonym brzuchu. – To moje dziecko?

Serce zatrzymało mi się na chwilę. Wiedziałam, że muszę coś powiedzieć, ale słowa nie chciały przejść przez gardło. Zamiast tego skinęłam głową, ledwo widocznie, ale wystarczająco, by Adam to zauważył. Zbladł.

– Co zamierzasz zrobić? – spytał, jego głos pełen był niepokoju.

– Nic nie mogę zrobić – odparłam, starając się zachować spokój. – Jarek nie może się dowiedzieć. On wierzy, że to cud.

Adam odsunął się o krok, jakby próbując zrozumieć sytuację. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a między nami rosła przepaść, której nie mogliśmy przekroczyć.

– A co ze mną? – spytał w końcu, głosem pełnym bólu.

Nie odpowiedziałam. Zostawiłam go tam, stojącego na chodniku, podczas gdy sama uciekałam przed prawdą, która prędzej czy później musiała wyjść na jaw.

Miałam mętlik w głowie

Czas mijał, a moje życie zmieniało się w ciągłe udawanie. Z jednej strony miałam Jarka, który promieniał szczęściem, z drugiej – Adama, który coraz częściej próbował się ze mną skontaktować. Za każdym razem ignorowałam jego wiadomości, ale wiedziałam, że nie mogę tego robić w nieskończoność.

Pewnego popołudnia, gdy Jarek był w pracy, Adam zjawił się pod naszym domem. Nie wiem, jak mnie znalazł. Zobaczyłam go przez okno, stojącego przy furtce z determinacją na twarzy. Nie miałam siły na kolejną konfrontację, ale wiedziałam, że tym razem nie mogę uciekać.

– Czego chcesz? – zapytałam, otwierając drzwi. Czułam, jak narasta we mnie złość, będąca mieszanką strachu i poczucia winy.

– Chcę wiedzieć, co planujesz – odpowiedział spokojnie, choć w jego oczach dostrzegłam zranienie. – To też moje dziecko, Agnieszka. Nie mogę tego ignorować.

Nie masz żadnych praw do tego dziecka! – wybuchłam, ale natychmiast pożałowałam swoich słów. – Przepraszam... Adam, po prostu nie wiem, co robić. Jarek... on nie może się dowiedzieć.

– Więc mam się po prostu wycofać? Udawać, że nic się nie stało? – Jego głos był pełen bólu, ale też rezygnacji.

– Tak będzie lepiej – powiedziałam cicho, patrząc na niego błagalnie. – Dla nas wszystkich.

Adam odwrócił wzrok, jakby próbował ukryć swoje emocje. W końcu skinął głową, choć wiedziałam, że to go niszczy.

– Dobrze, ale jeśli zmienisz zdanie... – zawahał się, a potem dodał: – Zawsze będę czekał i kiedyś chciałbym je zobaczyć.

Odszedł, a ja zostałam sama, zamykając za sobą drzwi. Czułam, jak powoli tracę kontrolę nad własnym życiem, a decyzje, które podjęłam, ciągnęły mnie w dół. Czy mogłam w ogóle znaleźć wyjście z tej sytuacji, nie raniąc wszystkich dookoła?

Zżerały mnie wyrzuty sumienia

Niedługo po spotkaniu z Adamem, Jarek zaproponował, byśmy spędzili weekend u jego rodziców. Chciał podzielić się z nimi radosną nowiną. Nie miałam siły protestować, choć perspektywa kolejnego udawania przytłaczała mnie coraz bardziej.

Wieczór u teściów przebiegał spokojnie, aż do momentu, gdy Jarek, z dumą trzymając mnie za rękę, oznajmił, że spodziewamy się dziecka. Jego rodzice wybuchli radością, a matka Jarka zaczęła planować, jakimi prezentami nas zasypie, jakie zabawki kupi.

Bóg was pobłogosławił, moje dzieci – powiedział ojciec Jarka, klepiąc go po ramieniu. – Wiedziałem, że wasze modlitwy zostaną wysłuchane.

Czułam, jak wewnątrz mnie coś pęka. Każde ich słowo wbijało we mnie kolejny gwóźdź. Gdy Jarek opowiadał o swoich planach na przyszłość, ja nie mogłam oderwać myśli od Adama, który zniknął z mojego życia, ale nie z mojego serca. W nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Jarka, wsłuchując się w jego spokojny oddech. Czułam, jak lęk i wina narastają we mnie, aż w końcu nie wytrzymałam. Wyszłam na zewnątrz, starając się złapać oddech w zimnym, nocnym powietrzu.

– Wszystko w porządku? – Usłyszałam za sobą głos Jarka. Stał w drzwiach, z troską w oczach.

– Nie mogłam zasnąć – odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie.

– Zbyt wiele emocji, co? – Uśmiechnął się i przytulił mnie, ale ja poczułam tylko zimno jego ramion. – Kocham cię, Agnieszka. To będzie najpiękniejszy czas w naszym życiu.

– Też cię kocham – powiedziałam, z wahaniem.

Z każdym dniem ten związek wydawał się coraz bardziej nierealny. W głębi duszy wiedziałam, że prawda w końcu wyjdzie na jaw.

Reklama

Agnieszka, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama