„Dałam się wyprowadzić w pole przystojnemu brunetowi. Pięknie mówił o miłości, ale zapomniał wspomnieć o żonie”
„Gospodarstwo wyglądało jak każde inne, ale już pierwszego dnia spotkałam Grześka. Przystojny, pewny siebie, z zawadiackim uśmiechem, jakby wiedział coś, czego ja nie wiem. Przedstawił się jako kierownik i od razu rzucił żartem, że nowym zawsze trzeba tłumaczyć, ale on jest bardzo cierpliwy”.

- Redakcja
Nigdy nie planowałam wyjeżdżać daleko. Myślałam, że całe życie spędzę w naszej wiosce, pracując w miejscowym sklepie jak moja mama. Ale po zimie coś się we mnie złamało. Codziennie te same twarze, te same rozmowy o niczym... I to mieszkanie z rodzicami, gdzie nawet własnego kąta nie miałam. Dlatego, gdy zobaczyłam ogłoszenie o pracy sezonowej przy cebuli, nie wahałam się długo. Daleko, na drugi koniec województwa – może nie był to Paryż, ale wystarczająco daleko, by na chwilę odetchnąć.
Przyjechałam z jedną torbą, bez większych oczekiwań. Gospodarstwo wyglądało jak każde inne, ale już pierwszego dnia spotkałam Grześka. Przystojny, pewny siebie, z takim zawadiackim uśmiechem, jakby wiedział coś, czego ja nie wiem. Przedstawił się jako kierownik i od razu rzucił żartem, że nowym dziewczynom zawsze trzeba wszystko dwa razy tłumaczyć, ale on jest bardzo cierpliwy. I wtedy spojrzał na mnie tak, że poczułam się jak ktoś wyjątkowy. Może to było głupie, ale w tamtej chwili pomyślałam, że ten wyjazd zmieni moje życie.
Chciałam wierzyć w każde słowo
– Wiesz, że źle trzymasz tę cebulę? – Grzesiek nachylił się nade mną i zanim zdążyłam się spłoszyć, jego dłonie poprawiły moje. – Jak tak będziesz sortować, to Kinga dostanie szału.
– Kinga? – zapytałam, próbując ukryć, że zrobiło mi się gorąco, gdy poczułam jego zapach. Miał w sobie coś z lasu i dymu z ogniska. – To ta właścicielka?
– Królowa całego tego bałaganu – uśmiechnął się lekko. – Ale spokojnie, z nią to ja gadam. Ty masz się skupić na robocie i... czasem się do mnie uśmiechnąć.
Zaśmiałam się nieporadnie, bo nie wiedziałam, jak reagować na takie teksty. Jeszcze wczoraj stałam za kasą w sklepie spożywczym i nikt tam nie patrzył na mnie tak, jak on teraz.
– Przyjezdne zawsze mają pod górkę – dodał. – Ludzie tutaj są nieufni. Ale ja ci pomogę, Lilka. Zresztą… lubię ambitne dziewczyny.
Pracowaliśmy ramię w ramię przez kolejne godziny. Grzesiek opowiadał różne historie o tym, jak to niby uratował plon przed gradobiciem i jak nauczył „leniwych studentów” pracować w polu. Nie wiem, czy wszystko było prawdą, ale mówił to z takim przekonaniem, że chciałam wierzyć w każde słowo. Po pracy, gdy wszyscy rozeszli się do swoich kwater, Grzesiek zaczepił mnie przy kantynie.
– Kawa? – zaproponował, a ja, mimo zmęczenia, od razu się zgodziłam.
Usiedliśmy przy drewnianym stole. Grzesiek nie mówił już o pracy. Pytał, skąd jestem, dlaczego przyjechałam, czego szukam w życiu. Czułam, że słucha naprawdę, choć zgrabnie omijał pytania o siebie.
– A twoja rodzina? – zagadnęłam mimo wszystko.
– Zostawmy to, Lilka. Nie wszystko nadaje się na pierwszą kawę – odpowiedział i napił się, patrząc mi prosto w oczy. – Ale jeśli chcesz, żebym cię tutaj poprowadził, to musisz mi trochę zaufać.
Byłam pewna, że chcę. I że to dopiero początek.
Codziennie znikaliśmy we dwoje
Był ciepły, duszny wieczór. Praca skończyła się później niż zwykle, ale Grzesiek czekał na mnie przy sortowni. Miał na sobie białą koszulkę, która opinała mu ramiona, i tę swoją niegrzeczną minę.
– Co taka zamyślona, Lilka? – zagadnął, gdy podeszłam. – Nie wiesz, że po ciężkiej robocie trzeba przewietrzyć głowę?
– A ty jesteś od wietrzenia głów? – próbowałam żartować, choć serce waliło mi jak opętane.
– Od wielu rzeczy jestem – uśmiechnął się półgębkiem i bezceremonialnie złapał mnie za rękę. – Chodź, pokażę ci miejsce, gdzie żaden cebulowy zapach nie dolatuje.
Zaprowadził mnie na skraj gospodarstwa, gdzie za starym sadem było trochę krzaków i niewielka łąka. Usiadłam na trawie, a Grzesiek przysiadł obok, tak blisko, że czułam ciepło jego ciała.
– Wiesz, ja naprawdę nie powinienem... – zaczął, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Nie powinienem się w to mieszać. Ale nie mogę się powstrzymać.
– Mieszać w co? – zapytałam, choć serce już znało odpowiedź.
Grzesiek nie odpowiedział. Zamiast tego po prostu mnie pocałował. Mocno, pewnie, tak jakby wiedział, że tego właśnie chcę. Przez chwilę walczyłam ze sobą, że to za szybko, że powinnam się cofnąć, ale... nie cofnęłam się.
– Widzisz, Lilka – powiedział cicho, kiedy nasze usta się rozłączyły – tutaj każdy gra w jakieś gierki. Ty jesteś nowa, czysta. Dlatego cię polubiłem.
Chciałam zapytać, co to znaczy, ale jego ręka znów pogładziła moją dłoń i słowa utknęły mi w gardle. Spotykaliśmy się tak codziennie. Po pracy, kiedy wszyscy szli pod prysznice albo rozsiadali się w kantynie, my znikaliśmy wśród krzaków. Grzesiek był czarujący, uważny, ale... coś we mnie zaczęło kiełkować. Niepewność. Kiedy pytałam o Kingę, zbywał temat śmiechem.
– Lepiej nie traćmy czasu na takie rozmowy – mówił, przyciągając mnie bliżej.
Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciałam tego wiedzieć.
Czułam się jak idiotka
– Lilka, właścicielka chce z tobą porozmawiać – rzuciła do mnie Halina, starsza pracownica, kiedy sortowałam kolejną skrzynkę cebuli.
Serce zabiło mi mocniej. Nie znałam Kingi dobrze, widywałam ją tylko z daleka. Zawsze elegancka, z tym jej lodowatym uśmiechem, który mroził krew w żyłach. Nie wiedziałam, czego może chcieć ode mnie. Zaprosiła mnie do swojego domu. Pachniało tam drogimi perfumami i świeżo parzoną kawą. Siedziała przy stole, rozłożone zdjęcia i jakieś papiery leżały przed nią, jakby czekała tylko, aż usiądę.
– Lilka, prawda? – zapytała miękko, ale coś w jej głosie brzmiało ostrzej niż nóż. – Zaparzę ci herbaty.
Pokiwałam głową. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, po co mnie tu ściągnęła.
– Wiesz, młode dziewczyny często nie rozumieją, w co się pakują, kiedy trafiają w takie miejsca jak to – zaczęła, spoglądając na mnie przez filiżankę. – Myślą, że przyjechały tylko do pracy. A czasem ktoś robi z nich pionki w swojej grze.
Wyciągnęła kilka zdjęć. Na pierwszym byliśmy my – ja i Grzesiek, schowani za stodołą, wtuleni w siebie jak nastolatkowie.
– To twój kierownik – powiedziała z uśmiechem, który tym razem był lodowaty. – I mój mąż.
Zrobiło mi się zimno. Nie byłam w stanie wykrztusić słowa.
– Wiesz, nie jesteś pierwsza – dodała, poruszając paznokciem kolejne zdjęcia, na których były inne dziewczyny. – Ale tym razem potrzebowałam dowodów. Pomogłaś mi je zdobyć.
Wbiła we mnie spojrzenie, jakby była ciekawa, czy się popłaczę, czy ucieknę. A ja siedziałam tam, nie mogąc się ruszyć. Czułam, jakby ktoś ściągnął ze mnie ubrania i zostawił nagą na środku tego chłodnego, białego pomieszczenia.
– Myślałam... – zaczęłam, ale głos mi się załamał.
– Myślałaś, że to bajka o dziewczynie z wioski i przystojnym kierowniku? – Kinga się roześmiała. – Cóż, bajki zwykle szybko się kończą.
Nie pamiętam, jak wyszłam z tego domu. Nogi niosły mnie same. Czułam się jak idiotka, która dała się wciągnąć w cudzą walkę.
Powiedział, że mnie „lubi”
Grzesiek czekał przy sortowni, tak jakby wiedział, że przyjdę. Oparł się o ścianę i udawał wyluzowanego, ale widziałam, że nerwowo pociera dłońmi spodnie.
– Lilka… – zaczął, ale ja podniosłam rękę, by go uciszyć.
– Czy choć jedno twoje słowo było prawdziwe? – zapytałam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.
– Nie przewidziałem, że Kinga posunie się aż tak daleko... – westchnął i spojrzał gdzieś w bok. – Ale tak, Lilka, to, co między nami... ja cię naprawdę lubię. Tylko to nie powinno się wydarzyć.
– „Lubię cię”? – powtórzyłam, czując jak zaciska mi się gardło. – A to całe „zaufaj mi”, „przyjezdne mają ciężej, ja ci pomogę” – to też było tylko po to, żebyś miał swoje przygody?
– Słuchaj… – Grzesiek zrobił krok w moją stronę, ale się cofnęłam. – Kinga i ja… nasze małżeństwo od dawna nie istnieje. Mieszkamy razem, bo tak jest wygodniej, bo to jej gospodarstwo. Ja jestem tylko dodatkiem, który jeszcze się przydaje, rozumiesz?
– Nie, Grzesiek, nic nie rozumiem. Wiesz, że mnie wciągnęliście w swoje chore rozgrywki? Wiesz, że ona wykorzystała mnie, żeby cię pogrążyć? – Głos mi zadrżał, ale nie odpuściłam. – A ty? Ty nawet nie miałeś odwagi powiedzieć mi prawdy. Pozwoliłeś, żebym myślała, że zakochałam się w kimś, kim ty nie jesteś.
Milczał. Widziałam, że nie ma już żadnych słów, które mogłyby naprawić to, co się stało.
– Wiesz co? – powiedziałam w końcu, czując, jak we mnie coś pęka. – Nie chcę być częścią waszych afer. To nie mój poziom.
Odwróciłam się i odeszłam, nie czekając na jego reakcję. Nie obejrzałam się za siebie, choć bardzo chciałam. Ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, utknę w tym miejscu na dobre.
Czułam tylko obrzydzenie
Pukała do drzwi mojego pokoju socjalnego tak cicho, jakby wiedziała, że w środku siedzę z zaciśniętą szczęką i nie mam siły z nikim rozmawiać.
– Mogę? – zapytała tonem, który brzmiał niemal przyjacielsko.
Nie odpowiedziałam, ale weszła. Miała na sobie elegancki sweter i zapięła włosy w ciasny kok. Zupełnie nie pasowała do tego brudnego pokoju, w którym pakowałam swoje rzeczy do podręcznej torby.
– Lilka, nie rób takiej miny – powiedziała z uśmiechem. – Jesteś młoda, wyjdziesz z tego.
– Nie przyszła pani chyba po to, żeby mnie pocieszać – rzuciłam, nie odwracając się.
– Prawda. Przyszłam ci powiedzieć, że dziękuję – odpowiedziała chłodno. – Dzięki tobie mam to, czego chciałam. Nie pierwszy raz zresztą. Mój mąż nigdy nie zrozumie, że kobiety są silniejsze. Pomogłaś mi to udowodnić temu staremu wydze.
Odwróciłam się i spojrzałam jej prosto w oczy. Już nie czułam strachu ani żalu. Czułam obrzydzenie.
– Ale pani nie wygrała – powiedziałam powoli. – Wszyscy przegraliśmy.
Kinga uniosła brwi, jakby nie do końca rozumiała, o czym mówię, a może po prostu ją to nie obchodziło.
– Ja nie przegrywam, Lilka. Ja tylko zamykam sprawy po swojemu – odpowiedziała i ruszyła do drzwi.
Zatrzymała się jednak jeszcze na chwilę, odwracając głowę przez ramię. Uśmiechnęła się tak, jakby rozgryzła mnie do cna.
– A ty? Ty też kiedyś będziesz umiała grać tak, jak ja. Wystarczy, że ktoś cię odpowiednio mocno skrzywdzi.
Wyszła, zostawiając mnie w ciszy. Spakowałam resztę rzeczy drżącymi rękami i wiedziałam jedno — muszę stąd uciec, zanim zacznę wierzyć, że ona ma rację.
Już nie wierzę w bajki
Wysiadłam z busa na dworcu i przez chwilę stałam jak słup soli, nie wiedząc, gdzie mam iść. Niby wracałam do siebie, do wioski, do domu rodziców, ale czułam się, jakbym już nie pasowała do tamtego świata. Byłam już inna. W brudnej torbie miałam kilka rzeczy, w kieszeni zarobione pieniądze, a w głowie bałagan, którego nie dało się tak szybko posprzątać. Kupiłam bilet powrotny. Pociąg miał opóźnienie, więc usiadłam na ławce, patrząc, jak ludzie spieszą się gdzieś, zupełnie nieświadomi, że dla kogoś świat właśnie runął.
Miałam ochotę płakać, krzyczeć, ale nie zrobiłam nic. Tylko siedziałam i ściskałam rączkę torby, jakby to miało mi uratować życie. Przegrałam. Pozwoliłam, żeby ktoś zrobił ze mnie pionka w swojej grze. A przecież tak bardzo chciałam być kimś więcej. Kiedy wreszcie wsiadłam do pociągu, usiadłam przy oknie i wpatrywałam się w mijające pola. Tam, daleko, gdzieś za horyzontem, zostawiłam Grześka, Kingę, ich chore małżeństwo i swoje złudzenia. Byłam naiwna. Naiwna do bólu.
Ale... w tym całym upokorzeniu było coś, co zaczynało we mnie kiełkować. Robiłam się twardsza. Może świat nie jest sprawiedliwy. Może nie dostajemy tego, na co zasługujemy. Ale przysięgłam sobie jedno, że już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś decydował za mnie. To ja będę wybierać, komu wierzyć. Nawet jeśli to będzie oznaczało samotność i walkę z wiatrakami. Pociąg wjechał na stację. Wstałam, poprawiłam torbę i ruszyłam przed siebie, zostawiając za sobą Lilkę, która wierzyła w bajki.
Lilianna, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Jestem szczęśliwa z narzeczonym, ale jego eks robi wszystko, by zniszczyć nasz związek. Już sama nie wiem, komu ufać”
- „Na działce zbierałem maliny zamiast punkty w grze komputerowej. Dziś wiem, że wakacje bez wi-fi też mogą być fajne”
- „W sanatorium chciałem dokuczyć byłej żonie, więc podrywałem inną. Przez grę na dwa fronty, przegrałem wszystko”