„Na dyniowej farmie odkryłyśmy swoje sekrety. Gdy w siostrze kiełkowała pesteczka, jej narzeczony uprawiał mój ogródek”
„– Chciałam, żebyś była pierwsza, która się dowie. Bo jesteś moją siostrą. I mimo wszystko najważniejszą – powiedziała cicho. Otworzyła wieczko. W środku – test ciążowy. Dwie kreski. – To pozytywny? – zapytałam głosem dziecka. – Tak. Będziemy mieli dziecko. Ja i Tomek. Świat mi zawirował”.

- Redakcja
Karolina była tą idealną. Starszą siostrą, której zawsze się wszystko udawało. Miała lepsze oceny, ładniejsze sukienki, więcej znajomych. A teraz – idealnego narzeczonego. Kiedyś próbowałam być jak ona. Z czasem zaczęłam po prostu pragnąć mieć coś, co należało do niej. Przez całe dzieciństwo patrzyłam na Karolinę z podziwem. Z wiekiem podziw zmienił się w zazdrość, zazdrość w rywalizację, a rywalizacja… w zdradę. Dziś jedziemy na wspólne zdjęcia jesienne. Dynie, liście, gorąca czekolada w modnych kubkach. Złudzenie bliskości. Mam jej jednak coś do powiedzenia. Co może po prostu zburzyć jej świat.
Każde jej słowo było jak szpila
– Wysiądź pierwsza, bo chyba mi się but zaklinował w pasie – jęknęła Karolina, balansując przy drzwiach auta.
Wysiadłam i złapałam równowagę na błotnistym parkingu. Wiatr pachniał stęchlizną i zbutwiałymi liśćmi. Jesień wyglądała dokładnie tak, jak powinna: soczyste pomarańcze, brunatne brązy, niebo przyprószone ciemnoszarymi chmurami. Wszystko było piękne jak z obrazka w socialach. Tylko że czułam się, jakby ktoś położył mi stutonowy ciężar na klatce piersiowej.
– Serio, mogli tu wysypać trochę żwiru. Moje botki tego nie wytrzymają – mruknęła Karolina, poprawiając szalik z napisem „Bride to be”.
– Wyglądasz ładnie – rzuciłam, choć tak naprawdę chciałam zerwać ten szal z jej szyi.
– Dzięki. Miałam dziś przymierzyć suknię, ale przełożyłam. Zdjęcia są ważniejsze – powiedziała, rozglądając się, jakby każdy moment musiał być uchwycony.
Szłyśmy przez pole dyni. Wokół inne pary, rodziny, dzieci. Ludzie śmiali się, pozowali, bawili. My szłyśmy obok siebie, jak dwie wrogo nastawione do siebie satelity. W kieszeni kurtki miałam telefon. A tam roiło się od wiadomości od Tomka. Czasem czułych, czasem głupich, czasem zbyt odważnych.
– Tomek powiedział, że mam nie zapomnieć dyni do zupy. Znasz go, kocha takie detale – roześmiała się, a ja aż się skrzywiłam.
– Jasne. Tomek to detalista – odpowiedziałam cicho.
Każde jej słowo było jak ukłucie. Każde przypominało, że zabrałam jej coś, co nigdy nie powinno być moje. Ale nie potrafiłam oddać. Jeszcze nie teraz. Może po zdjęciach. Może jeszcze nie teraz. Może... nigdy.
Ręce mi się trzęsły
Usiadłyśmy przy drewnianym stoliku, który wyglądał, jakby pamiętał jeszcze czasy PRL-u, tylko teraz ktoś dołożył do niego modne emaliowane kubki i dynię jako ozdobę. Karolina wyjęła telefon i zaczęła przeglądać zdjęcia.
– Patrz, to dobre. Chyba zrobię z tego post z podpisem „Spadają liście, ale my trzymamy się mocno” – zachichotała.
Zamrugałam.
– No... świetne. Bardzo... wasze.
Kubki z gorącą czekoladą parowały przed nami. Pachniały słodko, ale nie mogłam ich ruszyć. Ręce mi się trzęsły. Karolina spojrzała na mnie z ukosa.
– Ty, wszystko okej? – zapytała nagle. – Jakaś blada jesteś. I milczysz dziwnie.
Odetchnęłam, zacisnęłam palce na kubku. To miał być ten moment. Przełknęłam ślinę i zaczęłam:
– Karolina, muszę ci coś powiedzieć. I wiem, że to nie jest najlepsze miejsce, ale…
– Nie mów, że znowu zmieniłaś chłopaka – przerwała mi z uśmiechem. – Ty to potrafisz. Twoje serce jest jak hostel – zawsze ktoś na chwilę wpada i szybko znika.
Roześmiała się. Ja nie.
– Nie o to chodzi – wydukałam.
– No to mów. Ale szybko, bo zaraz idziemy na te zdjęcia.
Spojrzałam na jej twarz, tak znajomą, a jednocześnie tak obcą w tej chwili. Nie byłam gotowa. Nie mogłam zniszczyć jej dnia. Jeszcze nie.
– Może po zdjęciach – wyszeptałam. – Może później.
Uśmiechnęła się znowu, a ja tylko skinęłam głową. Nie zauważyła, że mój uśmiech był całkiem zagubiony.
– Po wszystkim mam dla ciebie niespodziankę – rzuciła tajemniczo. – Ale dopiero potem.
Pokazała mi swój test ciążowy
Słońce zaczęło się chować za drzewa, kiedy kończyłyśmy ostatnią serię zdjęć. Karolina poprawiała loki i sprawdzała, czy dynia dobrze wygląda w jej dłoni. Fotografka była przesympatyczna, a mnie w głowie pulsowało tylko jedno: „Powiedz jej. Teraz albo nigdy”. Ale znów przegapiłam moment. Znów byłam tchórzem.
– Dobra, wystarczy tego pozowania – powiedziała Karolina z uśmiechem. – Już mnie nogi bolą. A teraz… chodź, coś ci pokażę.
Złapała mnie za rękę, jak kiedyś, gdy byłyśmy dziećmi i uciekałyśmy z domu na lody. Pociągnęła mnie w stronę ławki pod drzewem. Wyciągnęła z torebki małe pudełeczko. Białe, plastikowe. Poczułam znajomy lęk, ten sam, co przy klasówkach z chemii, kiedy wiedziałam, że nic nie umiem.
– Chciałam, żebyś była pierwsza, która się dowie. Bo jesteś moją siostrą. I mimo wszystko… najważniejszą – powiedziała cicho.
Otworzyła wieczko. W środku – test ciążowy. Dwie kreski.
– To... pozytywny? – zapytałam głosem dziecka.
– Tak. Będziemy mieli dziecko. Ja i Tomek.
Świat mi zawirował. Dosłownie. Liście zakręciły się wokół nas, jakby ktoś uruchomił wiatrak prosto w moją twarz. Zaczęło mi dzwonić w uszach. Patrzyłam na ten test i myślałam tylko, że to jego dziecko. Jej dziecko. Nie moje.
– Marta? Hej, co z tobą?
– Nic… To wspaniale – wymamrotałam.
Zdradziłam własną siostrę
Nie pamiętam, jak wróciłyśmy do auta. Chyba milczałyśmy. Może mówiła coś o imionach, może znów śmiała się z tej swojej „ciążowej intuicji”. A ja? Czułam się jak cień człowieka. Zmęczony cień, którego nikt nie zauważa. Kiedy zamknęła bagażnik i rzuciła mi kurtkę, nagle się odwróciłam.
– Karolina?
– Hmm?
– Ja muszę ci coś powiedzieć. To nie może tak zostać.
Zmarszczyła brwi. Nadal trzymała rękę na klamce bagażnika.
– Co znowu? Co masz za minę?
Wzięłam głęboki wdech. Wreszcie.
– Ja i Tomek… my… to trwało. Przepraszam...
Stała. Zamarła. Oczy jej się rozszerzyły, jakby właśnie usłyszała coś absurdalnego.
– Co?!
– Spotykaliśmy się. Od miesięcy. Nie wiem, co mi odbiło. Ale to nie było jeden raz, Karolina. Zdradziłam cię.
Powiedzenie tego na głos było jak wbicie sobie sztyletu w pierś. Ale miałam też wrażenie, że pierwszy raz od miesięcy oddycham naprawdę. Cisza. Nie taka dramatyczna. Po prostu martwa.
– Powiedz to jeszcze raz – powiedziała szeptem.
– Zdradziłam cię – powtórzyłam, czując, jak moje serce tłucze się w klatce piersiowej.
Wtedy rzuciła we mnie kubkiem. Ciepła czekolada rozlała się po mojej kurtce. Krzyknęła, choć nie usłyszałam słów. Tylko coś jakby dźwięk zranionego zwierzęcia. Chciałam podejść, dotknąć jej, ale odsunęła się jak od trucizny.
– Nie dotykaj mnie. Ty… ty nie jesteś moją siostrą.
Chciałam być szczera, a zniszczyłam wszystko.
Nie chciała mnie znać
W samochodzie panowała cisza tak gęsta, że czułam niemal jej smak w ustach. Jechałyśmy w milczeniu. Z radia sączyła się jakaś melancholijna ballada, ale nie byłam w stanie jej słuchać. Karolina nie spojrzała na mnie ani razu. Patrzyła sztywno przed siebie, trzymając kierownicę tak mocno, że aż pobielały jej kostki. Zatrzymała się na poboczu. Las po jednej stronie, pole dyni po drugiej. Liście tańczyły na wietrze jakby złośliwie, przypominając, że to miał być nasz „jesienny czas”.
– Dlaczego? – spytała cicho, nie patrząc na mnie.
– Nie wiem… – wyszeptałam. – Może chciałam być kimś, kogo on widzi. Kogoś, kim ty zawsze byłaś.
– Więc zabrałaś mi życie – powiedziała sucho. – Dziecko. Mężczyznę. Zaufanie.
Złapałam się za podbródek, żeby nie zacząć płakać jak dziecko. Ale łzy i tak same spłynęły.
– Wiem, że nie mogę tego naprawić. Nie proszę o przebaczenie. Chciałam, tylko żebyś wiedziała. Żebyś usłyszała to ode mnie.
Odwróciła się wtedy w moją stronę. Jej spojrzenie było puste. Ale nie obojętne. Bolało.
– Nie chcę cię znać. Może już nigdy...
Skinęłam głową. Nic innego nie mogłam zrobić. Wysiadła. Zatrzasnęła drzwi. Poszła między dynie. Jakby chciała się zgubić w tym pomarańczowym świecie, który miał być tłem naszej bliskości, a stała się sceną zdrady. Zostałam sama. Siedziałam i patrzyłam przed siebie. Jesień była naszym czasem. Teraz została mi tylko cisza i kubek z zimną już czekoladą.
Prawda czasem pali wszystko
Droga powrotna do domu dłużyła się niemiłosiernie. Jechałam powoli, choć nie było korków. Po prostu nie miałam dokąd się spieszyć. W radiu mówili coś o końcu złotej jesieni, o pierwszych przymrozkach. Karolina nie wróciła do samochodu. Zostawiła mnie tam, jak zostawia się śmieci – bez słowa, bez spojrzenia. I miała do tego prawo. W domu rzuciłam klucze na komodę i usiadłam na podłodze, oparta o zimną ścianę. Rozpięłam kurtkę, jeszcze wilgotną od czekolady. Pachniała słodko-gorzko. Idealnie pasowała do tego, co zrobiłam.
Nie odezwała się. Nie zadzwoniła. Nie napisała. I nie sądzę, że to kiedykolwiek zrobi. Czasem myślimy, że wyznanie prawdy nas oczyści. Ale prawda nie zawsze ratuje. Czasem pali. I niszczy wszystko, co próbowałaś ochronić. Nie wiem, czy będzie z Tomkiem. Nie wiem, co z dzieckiem. Może je urodzi. Może znajdzie siłę, by być matką. Ale nie wiem, czy znajdzie siłę, by znów być moją siostrą. Jesień zawsze była naszym czasem. Śmiech między dyniami, kubki z cynamonową kawą, zdjęcia w szalikach. Teraz patrzyłam przez okno na spadające liście i widziałam tylko koniec. Nie wiem, czy prawda mnie uwolniła. Ale wiem, że zabrała mi jedyną osobę, którą kochałam naprawdę.
Marta, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na widok ojca robi mi się niedobrze. Mam gdzieś, że rodziców ma się tylko jednych, po tym co zrobił, nie chcę go znać”
- „Gdy z kieszeni wypadły mu lśniące kasztany, już czułam, co jest grane. Stary grzyb przygruchał sobie młodą jesieniarę”
- „Mój ojciec zostawił mnie, gdy miałam 10 lat. Chciałam być częścią jego nowej rodziny, ale odtrącił mnie jak śmiecia”