„Na polu porzeczek mówił takie rzeczy, że do dziś lico mi płonie. Nie tylko ja wpadłam jak śliwka w kompot”
„Kiedy pierwszy raz podał mi skrzynkę z porzeczkami, uśmiechnął się tak, jakbyśmy się znali od dawna. I chociaż od razu zapaliła mi się czerwona lampka, coś we mnie zadrżało. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te delikatne gesty, ciche rozmowy codziennie rano, zaczną rozniecać moje nadzieje”.

- Redakcja
Gdyby ktoś zapytał mnie wtedy, czego naprawdę pragnę, odpowiedziałabym bez zawahania: spokoju. Takiego zwykłego, codziennego spokoju, bez dramatów, bez uciekania przed przeszłością, bez wbijających się w serce wspomnień. Po wszystkim, co przeszłam — zdrady, rozczarowania, ucieczkę z toksycznego związku — potrzebowałam wreszcie oddechu. Dlatego, gdy trafiła mi się oferta pracy sezonowej przy zbiorze porzeczek, nie wahałam się ani chwili. Fizyczna praca, zmęczenie, monotonia – to miało mi dać ukojenie.
Pierwszego dnia, gdy stanęłam między rzędami krzaczków, byłam pewna, że nikogo tam nie poznam. Ludzie przyjeżdżali, pracowali, odchodzili. Zero więzi, zero pytań. I wtedy go zobaczyłam. Norbert nie był tym typem faceta, który od razu zwraca uwagę. Miał spokojne, łagodne spojrzenie, które jednak potrafiło zatrzymać mnie na dłużej.
Kiedy pierwszy raz podał mi skrzynkę z porzeczkami, uśmiechnął się tak, jakbyśmy się znali od dawna. I chociaż w środku od razu zapaliła mi się czerwona lampka, coś we mnie zadrżało. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te delikatne gesty, ciche „cześć” codziennie rano i rozmowy o byle czym, zaczną rozniecać moje nadzieje. Myślałam, że wreszcie spotkałam kogoś, kto chce mnie poznać, a nie oceniać. Że on, tak jak ja, szuka prostego, spokojnego życia. Jak bardzo się myliłam...
Nasze palce musnęły się na moment
– Trzymaj, bo zaraz wszystko wysypiesz – Norbert wyciągnął rękę i chwycił moją skrzynkę, zanim zdążyła spaść z plandeki.
– Dzięki, uratowałeś mi moje porzeczkowe życie – zaśmiałam się, zaskoczona tym, jak lekko przychodziło mu mnie rozśmieszyć.
Norbert uśmiechnął się i spojrzał na mnie tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tylko skinął głową i odszedł z pełną skrzynką. Patrzyłam za nim, czując ciepło, które nie miało nic wspólnego z sierpniowym słońcem.
Od tamtej chwili, te drobne wymiany słów stały się naszym rytuałem. Niby nic wielkiego — raz podał mi wodę, innym razem stanął przede mną, żebym mogła bezpiecznie przejść po śliskiej, błotnistej ścieżce. A jednak jego spojrzenia, takie ciche, nieśmiałe, sprawiały, że moje serce zaczynało bić trochę szybciej.
– Ciężko dzisiaj, co? – zagadnął pewnego dnia, gdy oboje opieraliśmy się o skrzynki w cieniu drzewa.
– Jak zawsze. Ale to nawet lepsze niż siedzenie i myślenie – odpowiedziałam, może trochę za szczerze.
– Też czasem uciekam w pracę. Przynajmniej człowiek czuje, że coś zrobił, nie? – uśmiechnął się i podał mi butelkę wody. Nasze palce musnęły się na moment, a ja poczułam, jak dreszcz przebiega mi po plecach.
Złapałam się na tym, że analizuję każdy jego gest. Czy ten uśmiech był tylko koleżeński? Czy specjalnie czekał, aż skończę swoją część, żeby pójść razem do chłodni? Z każdym dniem utwierdzałam się w przekonaniu, że między nami jest coś więcej niż tylko porzeczki i zmęczenie. Bałam się tego uczucia. Przecież już nie raz się sparzyłam. A jednak, gdy Norbert tego dnia odgarnął mi kosmyk włosów z policzka, poczułam, że moja ostrożność powoli topnieje. Na koniec dnia, kiedy odprowadzał mnie do samochodu, odważyłam się zapytać:
– Norbert… Ty zawsze taki jesteś? Taki... uważny?
Jego odpowiedź przyszła natychmiast, bez zawahania:
– Tylko jak naprawdę kogoś lubię.
Wróciłam do domu z uśmiechem na ustach, czując, jak jego słowa rozbijają na kawałki mur, który tyle lat budowałam wokół siebie.
Mówił to, czego bardzo pragnęłam
Był upalny dzień, taki, w którym powietrze drgało od gorąca, a porzeczki kleiły się do palców bardziej niż zwykle. Norbert przysiadł obok mnie na przerwie, wyjął z plecaka kanapki i bez pytania podał mi jedną.
– Jeszcze chwila i wykończą nas te krzaki – westchnął. – Ale w sumie... Lubię to. Prosta robota, zero kombinowania.
Spojrzałam na niego spod oka. W jego głosie była jakaś szczerość, której nie potrafiłam zignorować.
– Też zaczynam to doceniać. Spokój, nikt ci nie wchodzi w życie bez pytania. Człowiek sam sobie układa dzień – odpowiedziałam, a w środku już czułam, że chcę wiedzieć więcej o jego świecie.
– Wiesz, Iwona… ja zawsze marzyłem o takim prostym życiu. Mały dom, kawałek ogródka, może pies. Żeby rano wstawać i wiedzieć, że obok jest ktoś, z kim można się śmiać z głupot. Bez tych wszystkich udawanych emocji, bez biegania za czymś, co nie ma sensu. Chciałbym kiedyś mieć rodzinę, taką prawdziwą. – Jego głos na moment ucichł, jakby bał się, że powiedział za dużo.
Słuchałam go, a w mojej głowie układały się obrazy, które znałam tylko z marzeń. Norbert mówił dokładnie to, czego tak bardzo pragnęłam. Nie szukał wielkich słów, nie rzucał pustych frazesów. To wydawało mi się... takie prawdziwe.
– Zazdroszczę ci, że potrafisz to tak jasno widzieć. Ja przez długi czas myślałam, że takie rzeczy są dla innych. Dla mnie zawsze zostaje miejsce na końcu stołu – powiedziałam cicho, czując, że może mówię zbyt wiele.
– To bzdura – jego dłoń zatrzymała się na moim ramieniu. – Ty się po prostu boisz, że ktoś ci znowu to wszystko zabierze.
Milczałam. Bo trafił w punkt. A jednocześnie jego słowa dawały mi dziwną otuchę. Chciałam uwierzyć, że może tym razem... że może on... Każdy dzień spędzony z Norbertem był jak mały fragment układanki, z której próbowałam zbudować nową wersję siebie. Zaczęłam marzyć. O nas, o tych jego opowieściach o domku z ogródkiem, o spacerach z psem, które nagle nabrały dla mnie osobistego znaczenia. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś patrzył na mnie tak, jak on patrzył tego dnia. Jakby chciał zobaczyć nie tylko to, kim jestem teraz, ale też wszystko, co próbowałam ukryć. I przez chwilę pozwoliłam sobie na to głupie uczucie, że może tym razem historia potoczy się inaczej.
Byłam tylko przelotnym flirtem
Był zwyczajny dzień. Może trochę bardziej nerwowy, bo plantator poganiał nas, żeby zdążyć z dostawą przed burzą. Norbert jak zawsze pracował niedaleko mnie, żartując z kolegami i od czasu do czasu zerkając w moją stronę. Niby wszystko było jak zwykle. Do momentu, gdy wróciłam po telefon, który zostawiłam przy skrzynkach. Szłam przez chłodnię, gdy usłyszałam jego głos. Zatrzymałam się, zanim jeszcze zdałam sobie sprawę, że podsłuchuję.
– No jasne, że Anita wszystko organizuje, ona ma do tego głowę – mówił do któregoś z chłopaków. – Ja to bym pewnie zorganizował wesele na polu porzeczek, żeby tylko było tanio.
– A co z tą dziewczyną? Tą, no... od zbiorów? – usłyszałam śmiech drugiego. – Wiesz, Iwona chyba myśli, że coś między wami jest.
Norbert też się zaśmiał. Taki śmiech, który rozcina człowieka od środka.
– Przesadzasz. Miła dziewczyna, nie powiem, ale bez przesady. Praca, flircik, żeby czas szybciej leciał, wiesz jak jest. Po co to komplikować?
Nie wiem, jak długo tam stałam. Minutę? Wieczność? Słowa Norberta rozlewały mi się w głowie, jakby były o mnie, a jednocześnie zupełnie mnie nie dotyczyły. Byłam tylko „flircikiem”. Przerywnikiem w jego życiu, który miał umilić mu pracę. Wyszłam z chłodni tak, żeby mnie nie zauważyli. Czułam, jak ziemia ugina się pod moimi stopami, jak nogi odmawiają posłuszeństwa. Z każdą sekundą wzbierała we mnie fala złości, wstydu i… tego najgorszego – rozczarowania sobą.
Jak mogłam być tak głupia? Jak mogłam nie zauważyć, że dla niego to była tylko zabawa? Przypominałam sobie każde jego spojrzenie, każdy gest i nagle, jak przez mgłę, widziałam w nich coś innego. Coś, czego wcześniej nie chciałam widzieć. „Ile jeszcze razy muszę się sparzyć, żeby zrozumieć, że takie rzeczy nie są dla mnie?” – ta myśl rozrywała mi serce. Norbert pojawił się z powrotem na polu, jakby nic się nie stało. Uśmiechał się do mnie z daleka, a ja patrzyłam na niego i czułam, że to już nie jest ten sam człowiek.
Wygarnęłam mu wszystko
Nie potrafiłam udawać, że nic się nie stało. Gdy Norbert po raz kolejny podszedł z tym swoim „życzliwym” uśmiechem, coś we mnie pękło.
– Norbert, masz chwilę? – zapytałam, tonem, który nawet dla mnie zabrzmiał zbyt spokojnie.
Spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale bez wahania skinął głową i ruszył za mną w stronę chłodni. Czułam, jak dłonie zaciskają mi się w pięści, jak powstrzymuję łzy, które już czekają, żeby wylać się z całą siłą.
– A ja naprawdę myślałam, że coś dla ciebie znaczą te rozmowy – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Że nie jestem tylko... przerywnikiem, rozumiesz?
Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, które szybko zamieniło się w nerwowy uśmiech.
– Iwona, nie bierz tego tak do siebie... To miało być niewinne. Praca, pogaduszki. Przecież nic wielkiego się nie wydarzyło, prawda?
Czy on właśnie próbował mnie przekonać, że to wszystko, co dla mnie zaczynało znaczyć, było tylko „niewinnym” dodatkiem do jego dnia?
– Widziałeś, jak patrzyłam na ciebie. Widziałeś, co czuję. I ani razu nie pomyślałeś, że może to coś więcej dla mnie znaczy? – głos mi zadrżał, ale nie odpuściłam. – Traktowałeś mnie jak zabawkę, Norbert.
Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć „nie przesadzaj”.
– Iwona, nie chciałem cię zranić. Naprawdę. Myślałem, że oboje wiemy, o co chodzi. Praca bywa nudna, czasem dobrze jest z kimś pożartować, spędzić trochę czasu, bez zobowiązań. Przepraszam, jeśli to źle odebrałaś.
To był moment, w którym poczułam, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Ten jego ton, to protekcjonalne „źle odebrałaś”, jakby odpowiedzialność za wszystko była teraz po mojej stronie.
– Wiesz co, Norbert? Nie musisz mnie przepraszać. Po prostu trzymaj się z dala ode mnie. Ja nie jestem dodatkiem do twojego planu dnia – wyrzuciłam z siebie i nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłam się na pięcie.
Opuściłam plantację szybkim krokiem, czując, że nie jestem w stanie złapać oddechu. Każdy krok bolał, jakby wbijał mi się w serce. Nie miałam planu, dokąd pójdę. Musiałam po prostu uciec, zanim rozsypię się na kawałki na oczach tych wszystkich ludzi.
Zawiodłam samą siebie
Chodziłam bez celu, pozwalając, by sierpniowy wiatr targał moimi włosami. Każdy krok był ciężki, jakby moje ciało nagle stało się zbyt duże, zbyt nieporadne, zbyt… niechciane. Trafiłam na niewielką polną drogę, gdzie nikt nie mógł mnie zobaczyć. Dopiero tam, gdy byłam pewna, że jestem sama, usiadłam na kamieniu i przestałam udawać, że jestem silna.
– No i co, Iwona? Gratulacje, znowu dałaś się nabrać – powiedziałam do siebie na głos, gorzko i ironicznie.
Każdy jego gest, każde słowo, które wcześniej wywoływało we mnie dreszcz nadziei, teraz odbijało się w głowie jak złośliwe echo. Ile razy słyszałam już te same frazesy od mężczyzn, którzy potrafili świetnie mówić o marzeniach, ale nigdy nie chcieli, żeby ktoś taki jak ja stał się ich częścią? Zaczęłam analizować każdą scenę od nowa, tak jakby przewijanie tej taśmy mogło sprawić, że dostrzegę moment, w którym powinnam się była zorientować.
– Praca bywa nudna, więc dobrze czasem pożartować – sparodiowałam jego głos, zgrzytając zębami.
– Idiotka. Naprawdę uwierzyłaś, że ktoś taki jak on może chcieć być z tobą?
Gorzki śmiech wyrwał się z moich ust. Taki, który nie koi, tylko boli. Bo prawda była taka, że nie zawiódł mnie tylko Norbert. Zawiodłam samą siebie. Bo znowu – mimo wszystkich przysiąg i ostrzeżeń, które składałam samej sobie – chciałam wierzyć, że tym razem będzie inaczej. Że ktoś spojrzy głębiej, dalej niż na powierzchnię tego, kim byłam kiedyś.
– Czy naprawdę jestem kimś, kogo można wykorzystać, a potem rzucić z uśmiechem? – zapytałam siebie, a cisza wokół była najlepszą odpowiedzią.
Miałam ochotę wrócić na tę plantację i wyrzucić mu to wszystko w twarz jeszcze raz, głośniej, mocniej. Ale przecież to nie miało sensu. Jego świat nie przewidywał miejsca dla mnie. Byłam dodatkiem, przerywnikiem w jego planach, o którym miał zapomnieć zaraz po sezonie. Tylko ja musiałam nauczyć się zapominać trochę dłużej.
Muszę nauczyć się mówić „dość”
Wieczorem siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w pustą kartkę papieru. Nie wiedziałam, po co ją w ogóle wyciągnęłam. Może myślałam, że spisanie tego wszystkiego jakoś mi pomoże, ale gdy próbowałam zacząć, nie mogłam znaleźć żadnych słów, które oddałyby to, co czułam. Może poza jednym – rozczarowanie. Norbertem. Sobą. Całym tym naiwnym marzeniem, że mogę zacząć od nowa bez ryzyka kolejnych ran.
Włożyłam długopis z powrotem do szuflady. Nie chciałam dzisiaj układać myśli. Nie chciałam znowu rozkładać siebie na części pierwsze i szukać winy w każdym źle zinterpretowanym spojrzeniu. Patrzyłam w okno na ciemniejące niebo i nagle zrozumiałam, że jeśli teraz nie postawię granicy, nikt jej za mnie nie postawi. Że jeśli nie nauczę się mówić „dość”, to za każdym razem ktoś taki jak Norbert będzie mógł wejść w moje życie, pośmiać się, wziąć to, co chce, i odejść.
Nie umiałam obiecać sobie, że już nigdy nie zaufam. To było zbyt trudne. Ale obiecałam sobie jedno – że nie pozwolę nikomu więcej mówić mi, co mam czuć. I że jeśli to ma oznaczać samotność, to trudno. Przynajmniej w tej samotności będę mieć siebie. I chociaż nie czułam się silna, chociaż serce bolało mnie tak, że ledwo oddychałam, wiedziałam jedno – tego wieczoru Norbert nie zabierze ze sobą mojej pewności siebie. Nie tym razem.
Iwona, 29 lat
Czytaj także:
- „Żona traktuje mnie jak portfel, dlatego zdradzam ją na prawo i lewo. Kochanki przynajmniej udają, że mnie lubią”
- „Mąż mnie zdradził i kpi, że po latach wymienił Fiata na Porsche. Gorzko pożałuje, że mnie tak upokorzył”
- „Na stare lata wpadła mi w oko nowa sąsiadka. Poczułem, że łączy nas coś więcej niż miłość do malinowej herbaty”