„Moim największym zawodowym sukcesem, był romans z szefem. Szybko przekonałam się, że życiowy parkiet bywa śliski”
„Nie zdążyłam nawet wrócić do swojego biurka, gdy telefon zaczął dzwonić. Najpierw recepcja, potem dział HR, a chwilę później ktoś z zarządu chciał pilnie porozmawiać z Marcinem. W biurze wrzało. Każdy udawał, że pracuje, ale wszyscy żyli tylko jednym – tym, co właśnie widzieli”.

- Redakcja
Każdego dnia w pracy musiałam udawać. Mieć kamienną twarz, nie rzucać zbyt długich spojrzeń, nie pozwalać sobie na miękki ton, gdy mówiłam do niego. Marcin był nie tylko moim szefem, ale też mężczyzną, którego pokochałam. Nasz związek był sekretem, ukrytym za zamkniętymi drzwiami, spojrzeniami przemykającymi między biurowymi korytarzami. Tydzień temu byliśmy razem nad jeziorem – tylko my, cisza i jego dotyk. Chciałam to zatrzymać na zdjęciach. Schowałam je na pendrivie, który miałam zawsze przy sobie. Tym samym, z którego dziś miałam zgrać prezentacje. Nie wiedziałam, że zostawienie moich osobistych rzeczy na 5 minut bez opieki, będzie skutkowało taką katastrofą. Tak, dosłownie 5 minut, bo tyle zajęło mi pójście po kawę do automatu. 5 minut przekreśliło mnie na wieczność. 5 minut, które dało jednej osobie szanse na całkowite zniszczenie mojej reputacji i... miłości. Ale po kolei...
Wtedy niczego nie byłam świadoma, chciałam, żeby ten dzień się skończył, bo wyjątkowo bardzo nie lubiłam prowadzić takich spotkać. Gapie, chrząkanie po kątach sali konferencyjnej, znudzone twarze. No nic. Został mi jeden krok – kliknięcie „Udostępnij ekran”.
Stałam tam jak idiotka
Sala konferencyjna była pełna. Zarząd, menedżerowie, przedstawiciele działów i oczywiście Marcin. Siedział w pierwszym rzędzie, skupiony, z założonymi rękami, jak zwykle opanowany. Karolina usiadła nieopodal, z notatnikiem na kolanach i tą swoją miną wiecznej uczennicy. Czułam, jak spływa mi pot z karku, choć klimatyzacja chodziła na pełnych obrotach.
– Dzień dobry wszystkim. Za chwilę rozpoczniemy prezentację wyników kwartalnych... – zaczęłam, klikając pierwszy slajd. Wszystko szło zgodnie z planem. Wprowadzenie, analizy, dane. Jeszcze dwa slajdy i koniec.
Nagle ekran zamigotał. Na ułamek sekundy pokazało się coś innego. Błękitne niebo, mój uśmiech, jego ręka na mojej talii. Zamarłam. Kliknęłam nerwowo dalej, ale było za późno – kolejny obrazek: Marcin bez koszuli, siedzący obok mnie na pomoście. Następny: nasz pocałunek. Na sali zapadła cisza. Przerażająca, dusząca cisza.
– To nie miało się tu znaleźć… – wyszeptałam, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
– Wyłącz to natychmiast! – Marcin zerwał się z miejsca.
– Czy to… on? – zapytał półgłosem jeden z członków zarządu, nachylając się do kolegi.
– Ja nic nie wiem... – pisnęła Karolina, ale w jej oczach błysnęło coś, co aż za dobrze znałam – satysfakcja.
Stałam tam jak idiotka, wpatrując się w ekran, który właśnie pokazywał moje życie prywatne – rozdarte na części przed całym biurem. Upokorzenie paraliżowało mi kręgosłup, a gardło zaciskało się jak w potrzasku.
Biuro aż huczało od plotek
Nie zdążyłam nawet wrócić do swojego biurka, gdy telefon zaczął dzwonić. Najpierw recepcja, potem dział HR, a chwilę później ktoś z zarządu chciał „pilnie porozmawiać” z Marcinem. W biurze wrzało. Każdy udawał, że pracuje, ale wszyscy żyli tylko jednym – tym, co właśnie widzieli. Plotki rozchodziły się jak dym po pożarze. Zza rogu słyszałam szepty i tłumione chichoty.
– Widziałeś, jak blisko się trzymali?
– No proszę cię, przecież on ma żonę.
– Ale że ona? Taka grzeczniusia zawsze była…
Zamknęłam się w łazience. Wpatrywałam się w swoje odbicie i nie poznawałam tej twarzy. Zaczerwienione oczy, rozmazany makijaż, drżące usta. „Oddychaj, Basia. Po prostu oddychaj.” Próbowałam się poskładać, ale każdy oddech palił mnie od środka. Po godzinie zebrałam się na odwagę. Marcin nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. W końcu poszłam do jego gabinetu. Zastałam go samego, patrzącego przez okno.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, zamykając drzwi.
– Teraz nie… Nie teraz – mruknął bez odwracania głowy.
– Myślisz, że zrobiłam to specjalnie? – spytałam, czując, jak głos zaczyna mi drżeć.
Zamilkł. Jego milczenie bolało bardziej niż krzyk. Wyszłam, nie czekając na odpowiedź. Czułam się zdradzona – nie tylko przez niego, ale przez cały świat, który jeszcze rano był moim domem. Teraz biuro było polem minowym, a ja byłam jedyną, która chodziła po nim boso.
Wiedziałam, czyja to sprawka
Nie szukałam tej rozmowy. Po prostu szłam po kawę, starając się jakoś przetrwać dzień. I wtedy ją usłyszałam. Karolina stała przy ekspresie, odwrócona do mnie plecami, rozmawiała przez telefon z kimś, kogo najwyraźniej znała na tyle dobrze, by przestać się pilnować.
– …no przecież wiedziałam, co robię. Miała się trochę opamiętać – rzuciła z zaskakującą beztroską.
Stanęłam jak wryta. Coś we mnie zawyło. Cofnęłam się o krok, ale podeszłam znów. Powiedziała to z taką pewnością, z tym samym chłodnym tonem, którym wcześniej komentowała cudze błędy. Już nie miałam wątpliwości. To była ona. Tylko ona miała dostęp do tej prezentacji dzień wcześniej. Zacisnęłam pięści i jeszcze tego samego dnia poszłam do niej. Siedziała przy biurku, jakby nic się nie stało. Jej wzrok był czysty, niewinny. Ale w kącikach ust czaił się cień uśmiechu.
– To twoja robota, prawda? – zapytałam, stając naprzeciwko niej.
– Nie wiem, o czym mówisz… – odpowiedziała przeciągle, unosząc brwi. Jej głos był przesłodzony, z domieszką kpiny.
– Wiedziałaś, że ten pendrive był podpięty. Wiedziałaś, co na nim było. – Ledwo panowałam nad głosem.
– Może powinnaś lepiej pilnować swoich rzeczy – mruknęła, wpatrując się w ekran.
Odwróciłam się i odeszłam. Serce waliło mi jak szalone. Karolina nie tylko mnie zdradziła. Ona mnie z premedytacją upokorzyła. A teraz siedziała i pracowała, jakby nic się nie stało.
Miałam ochotę krzyczeć
Zadzwonili z HR w środę rano. „Zarząd zdecydował o czasowym zawieszeniu pani w obowiązkach służbowych, do wyjaśnienia sytuacji”. Głos w słuchawce był zimny, wyprany z emocji. Miałam wrażenie, że dzwoni automat, nie człowiek. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Nikt nie zapytał o moją wersję. Byłam problemem, który trzeba było usunąć.
Marcin? Milczał. Widziałam go tylko raz, gdy wychodził z windy. Minął mnie bez słowa, jakbyśmy byli obcymi ludźmi. Jakby nic nas nigdy nie łączyło. Jego obojętność bolała bardziej niż wszystko inne. Dlatego po pracy pojechałam do niego. Czekałam pod blokiem, aż wróci. Gdy mnie zobaczył, stanął, jakby nie wiedział, co zrobić.
– Porozmawiamy? – zapytałam, nie dając mu wyboru.
Wpuścił mnie do mieszkania, ale nie zaproponował nawet, żebym usiadła. Stałam, jak petentka.
– Czy ty w ogóle… coś czułeś? – zapytałam cicho.
– To wszystko było zbyt skomplikowane… – odpowiedział po dłuższej chwili.
– Nie odpowiedziałeś – powtórzyłam.
Zacisnął usta, spuścił wzrok. Nic nie powiedział. A ja zrozumiałam więcej, niż chciałam. Byłam dla niego tylko fragmentem życia, który teraz trzeba było odciąć. „Zbyt skomplikowanym”. Wyszłam bez słowa. Na klatce schodowej miałam ochotę krzyczeć. O wszystko, o to, jak łatwo mnie zostawił, jak łatwo mnie oddał. Ale zamiast tego zsunęłam się po ścianie i siedziałam tak przez chwilę, bez siły, bez tchu.
Poczułam wreszcie ulgę
Spotkałyśmy się poza firmą. Wysłałam jej wiadomość: „Chcę z tobą porozmawiać. Nie o pracy. O nas”. Odpisała niemal od razu, jakby czekała na ten moment. Umówiłyśmy się w kawiarni niedaleko biura, gdzie nikt nas nie znał. Przyszła punktualnie, z idealnie ułożonymi włosami i błyszczykiem na ustach. Usiadła naprzeciwko mnie, jakbyśmy miały omówić jakiś projekt, nie zdradę.
– Widziałam, jak na niego patrzysz. Ale to ja byłam tu pierwsza – powiedziała od razu, zanim zdążyłam się odezwać.
Zatkało mnie. A więc to naprawdę o to chodziło?
– Miłość to nie konkurs – powiedziałam cicho.
– Dla ciebie może nie. Dla mnie – tak. I nie zamierzam nigdy przegrywać. – Jej głos był chłodny, rzeczowy.
– Nie boisz się, że któregoś dnia ktoś zrobi to samo tobie?
– Może – wzruszyła ramionami. – Ty zostawiłaś pendrive w komputerze. Nie moja wina, że nie potrafisz oddzielić pracy od prywatnego życia.
– Czyli to był plan? Od początku?
– Nazwij to… korektą hierarchii – uśmiechnęła się lekko.
Spojrzałam na nią. Nie było w niej ani odrobiny wyrzutów sumienia. Tylko przekonanie, że wygrała. Wstałam.
– Życzę ci szczęścia. Serio – powiedziałam.
Nie odpowiedziała. Wzrok miała utkwiony w filiżance, jakby temat był już zamknięty. Wyszłam na ulicę i pierwszy raz od tygodni poczułam… ulgę. To już nie była moja walka.
Uczę się oddychać od nowa
Złożyłam wypowiedzenie. Nie czekałam, aż zarząd „dojdzie do wniosków”, albo Marcin zdecyduje, że warto porozmawiać. Firma, która jeszcze niedawno była całym moim światem, nagle stała się tylko miejscem, gdzie mnie zdradzono i upokorzono. Nie było sensu walczyć o coś, co już nie istniało. Nawet wspomnienia przestały być moje – teraz miały w sobie smak wstydu. Z Marcinem nie miałam więcej kontaktu. Nie dzwonił, nie pisał. Żadnego „przepraszam”, żadnego „jak się trzymasz?”. Może bał się odpowiedzi. Może po prostu nie chciał wiedzieć. A może odetchnął z ulgą, że zniknęłam z jego życia tak, jak przyszłam – po cichu, bez scen.
Zaczęłam szukać pracy. Trudno było wrócić do pełnej motywacji, kiedy serce jeszcze bolało, ale potrzebowałam czegoś, co zajmie mi głowę. Czegokolwiek, co nie przypominałoby mi o Karolinie, prezentacji, jego dłoni na moim karku. Ludzie mówili: „czas leczy rany”, ale nie mówili, że zanim wyleczy, trzeba przejść przez piekło. Zaufanie? Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek komuś zaufam. Może. Ale nie teraz. Teraz uczę się oddychać od nowa. Każdy poranek to nowa walka – bez niego, bez tamtej firmy, bez iluzji. Tylko ja i świadomość, że jeszcze wczoraj byłam zakochana, a dziś... jestem silniejsza. Nie wszystko kończy się happy endem. Ale niektóre zakończenia to jedyna droga do wolności.
Basia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Robiłam soczyste i pulchne kotlety mielone, a mój mąż ględził, że mamusia robi lepsze. Dłużej nie dam się tak poniżać”
- „Żona siedzi w domu i nic nie robi, a nasza miłość umiera. Niech się lepiej łapie za mopa, zamiast za mój portfel”
- „Myślałam, że poznałam księcia z bajki. Czar szybko prysł, gdy się okazało, że zasiał nasionko w ogródku innej królewny”