„Na przyjęcie komunijne syna przyszedł niespodziewany gość. Po latach dopadły mnie duchy przeszłości i wyrzuty sumienia”
„Nagle do sali wszedł obcy mężczyzna. Najpierw go nie poznałam. Wysoki, ubrany zbyt swobodnie jak na tę okazję, z miną, która nie zdradzała niczego. Stanął w progu z bukietem białych lilii i prezentem w ręku”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy mój mały chłopiec stał się nagle takim poważnym, elegancko ubranym młodzieńcem. Kuba miał przystąpić do Pierwszej Komunii. Biała koszula, garnitur i ta cała otoczka, która trochę mnie przytłaczała. Chciałabym się cieszyć jak inne matki. A jednak zamiast dumy, w środku czułam coś ciężkiego i trudnego do nazwania.
Denerwowałam się
Przez całą noc nie mogłam spać. Wszystko miało być idealnie: tort z trzema piętrami, zamówiony z półrocznym wyprzedzeniem, białe balony, które dmuchałam z Tomkiem do północy. On chciał mi pomóc, choć sam był wykończony po pracy. Taki już jest – cichy, spokojny, zawsze gotowy stanąć z boku, byle tylko nie przeszkadzać. Walczyłam o ten dzień, jakby miał mi coś wynagrodzić.
O Łukaszu – biologicznym ojcu Kuby – nie mówiłam prawie nigdy. Oficjalnie: zmarł. W praktyce: zniknął. Wyszedł po papierosy zaraz po tym, jak powiedziałam mu o ciąży. Zniknął jak zły sen, a ja przez wiele lat wmawiałam sobie, że to było lepsze niż mieć go na co dzień. Nie wiem, czy to była prawda. Wiem tylko, że Tomek był przy nas od zawsze – znosił moje nastroje, płacił za podręczniki i przychodził na wywiadówki.
Dziadek Henryk, mój ojciec, cały tydzień chodził jakiś tajemniczy.
– Szykuj się, Sylwuś, będzie niespodzianka! – mruczał pod nosem.
Sala była pełna ludzi, rozmowy mieszały się z brzękiem sztućców, a białe obrusy i świeczki sprawiały, że przez chwilę naprawdę czułam dumę. Kuba siedział między kuzynami, w garniturze, trochę za dużym, ale z miną dorosłego mężczyzny.
Byłam w szoku
Nagle do sali wszedł obcy mężczyzna. Najpierw go nie poznałam. Wysoki, ubrany zbyt swobodnie jak na tę okazję, z miną, która nie zdradzała niczego. Stanął w progu z bukietem białych lilii i prezentem w ręku. Przez sekundę nikt się nie ruszył. Nie słyszałam już rozmów, jakby ktoś wyłączył dźwięk. Kuba odwrócił się i spojrzał na niego obojętnie.
– Dumny jestem, synu – powiedział na cały głos.
Wstałam od stołu. Spojrzałam na tatę. Unikał mojego wzroku, udawał, że sięga po chusteczkę. Zrozumiałam wtedy wszystko.
– Jak mogłeś? – warknęłam do niego cicho, idąc w jego stronę.
– To jego ojciec – odpowiedział bez przekonania. – Miał prawo…
– Prawo? Po tylu latach?
Nie dokończyłam. Łukasz zbliżył się do Kuby.
– Jestem twoim tatą. Zdziwiony?
Kuba wzruszył ramionami.
– Mama mówi, że tata nie żyje.
Wtedy nikt się już nie odzywał. Goście zamarli, a ja patrzyłam, jak przeszłość wchodzi drzwiami i siada przy stole, przy którym nie było dla niej miejsca.
Wszystko zepsuł
Łukasz podszedł do stołu i zaczął stukać widelcem o kieliszek.
– Chciałbym coś powiedzieć – rzucił.
Zerwałam się z miejsca, ale uprzedził mnie Tomek. Stanął naprzeciw Łukasza, jakby bronił wejścia do innego świata.
– Nie masz prawa – powiedział spokojnie, ale z siłą, której nie znałam.
– Wiem, że nie wychowywałem go, ale…
– Dla niego jesteś nikim – powiedział Tomek. Patrzył Łukaszowi prosto w oczy. – A ja tu byłem, kiedy miał gorączkę, kiedy płakał w nocy, kiedy uczył się czytać.
Ojciec próbował coś wtrącić, ale uniosłam rękę. Nie chciałam słyszeć już żadnych tłumaczeń. Czułam, że wszystko się sypie, a ja nie umiem tego zatrzymać.
Wszyscy wyszli na taras, by ochłonąć. Dania zostały nietknięte, sztućce leżały w rozsypce, jakby przyjęcie przerwała jakaś katastrofa. Tylko Kuba został w sali. Stał przy stole z tortem, wielkim, białym, z hostią z opłatka na górze. Patrzył na niego. Dotykał delikatnie zdobień, jakby sprawdzał, czy to jeszcze jego dzień.
– Dlaczego oni wszyscy się kłócą? – zapytał cicho. – Przecież to moja komunia.
Podeszłam i przytuliłam go. Był taki spokojny, że aż bolało.
Nie miałam słów
To nie była jego wina, ale wszystko spadło właśnie na niego. Ten dzień miał być jego, a stał się rozliczeniem cudzych grzechów.
Łukasza znalazłam na parkingu. Stał przy samochodzie i palił papierosa. Wyglądał, jakby chciał uciec, ale nie wiedział dokąd.
– Po co przyszedłeś? – zapytałam bez wstępów.
– Chciałem zobaczyć, co straciłem – odparł. Głos miał zmęczony, ale nie było w nim żalu. Raczej rezygnacja.
– Dziewięć lat milczałeś. Nie było cię, gdy miał kolki, gdy płakał w nocy, gdy pierwszy raz zachorował. Nie było cię, gdy prosił o ojca. Wiesz, co mu mówiłam?
Łukasz skinął głową.
– Że nie żyję.
– Tak. I wolałam, żeby myślał, że jesteś martwy, niż że go nie chciałeś.
Patrzył gdzieś za mnie, jakby nie umiał wytrzymać mojego wzroku.
– Może za późno, ale chciałbym być ojcem – powiedział cicho.
– Ojcem? – parsknęłam. – A gdzie byłeś, gdy miał czterdzieści stopni gorączki o trzeciej w nocy? Gdy się bał zasypiać, bo śniło mu się, że ktoś go zostawia? Gdzie byłeś, kiedy pytał, dlaczego nikt nie odbiera go z przedszkola tak wcześnie jak inne dzieci?
Wszystko runęło
Zamilkł. W tej ciszy słyszałam tylko jedno pytanie, które nie dawało mi spokoju: czy zrobiłam dobrze, że przez tyle lat trzymałam Kubę z dala od jego ojca?
Wróciliśmy do domu późno. Kuba zasnął w samochodzie. Tomek pomógł mi go przenieść do łóżka, potem zniknął w kuchni. Gdy weszłam, siedział przy stole, z dłonią opartą o czoło.
– Nie czułem się częścią rodziny od momentu, gdy on wszedł do sali – powiedział cicho.
– Przepraszam.
– Nie o to chodzi. Wiem, że nie mogę ci zabronić myśleć o nim. Ale muszę wiedzieć, że dla ciebie też jestem ojcem Kuby.
– Jesteś. To wszystko mnie przerosło. Łukasz pojawił się jak duch. Nie byłam gotowa. Nadal nie jestem. Bez ciebie nie dałabym sobie rady.
Tego wieczoru pierwszy raz od dawna spaliśmy w osobnych pokojach. I pierwszy raz nie wiedziałam, czy jeszcze potrafimy być razem.
Sylwia, 35 lat
Czytaj także:
- „Wydałem furę siana na remont mieszkania po rodzicach. Brat nie chciał mi pomóc, a potem wykręcił numer, że głowa mała”
- „Zainwestowałam w jeansową kurteczkę i szpilki, bo chciałam zabłysnąć w pracy. Ale to tylko ściągnęło na mnie kłopoty”
- „Całe życie wspierałem finansowo syna, a gdy już nie miałem z czego, zostawił mnie na pastwę losu. Wychowałem pasożyta”