„Na randce z koleżanką obojgu nam serce zabiło mocniej. Czułem się jak bohater hiszpańskiego romansidła”
„Nina oderwała swoje wargi od moich i znowu spojrzała w kierunku wejścia. Odruchowo też się odwróciłem. W drzwiach stał mężczyzna i patrzył prosto na nas. Zachwycony nie był. Raczej wściekły, a może zrozpaczony”.
- Bartosz, 30 lat
Tamtego dnia prostowałem kości po wyjściu z autobusu, wiedząc, że czeka mnie jeszcze dalsza podróż. Paczka starych znajomych oczekiwała na mnie wśród opustoszałych bałtyckich plaż. Niestety, nie dostałem wcześniej urlopu.
Co za niespodzianka!
Cieszyłem się pogodą, i ze świadomością, że do pociągu mam jeszcze sporo czasu, postanowiłem rozejrzeć się wśród straganów z książkami. Może po prostu kupię sobie jakąś na podróż? Mijałem stoisko za stoiskiem, sarkając pod nosem na ceny, które pomimo posezonowych obniżek pozostały dość wygórowane. Na pewno wyższe niż w większości znanych mi antykwariatów, o internecie nie wspominając.
– A dla pana Bartka mamy serię „Poczytaj mi, mamo” – usłyszałem znajomy głos.
Podniosłem głowę znad stołów pełnych książek i wybuchnąłem szczerym śmiechem. Nina… Koleżanka z liceum. Też się śmiała, i to dość zalotnie. Nie widzieliśmy się od matury. Ile to już lat? Jedenaście? Czas szybko leci. Podała mi dłoń na powitanie.
– Piękna jak zawsze – skomplementowałem ją niczym rasowy dżentelmen.
Zobacz także
– Całe liceum nie mogłam się doczekać takich słów. Jeszcze powiedz, że jak zwykle wyglądam niezwykle albo podobny tekst na tani podryw.
– Skąd pomysł, że chcę cię poderwać?
– A nie po to przyjechałeś? – udała zdziwioną, ciągle się śmiejąc. – W plecaku nie masz dla mnie mnóstwa prezentów?
– Gdybym wiedział, że cię tu spotkam… – podjąłem grę. – Bardziej bym się spodziewał zobaczyć ciebie obsługującą Wielki Zderzacz Hadronów albo mieszającą jakiś wybuchowy roztwór.
– Ludzie, słyszeliście? Nazwał mnie wiedźmą! – pisnęła.
Nina w szkole średniej interesowała się fizyką i chemią. Język polski i w ogóle przedmioty humanistyczne to zdecydowanie nie była jej bajka. A teraz spotkałem ją za straganem z książkami.
– Wyrobiłam się literacko po prostu – podsumowała kokieteryjnie. – Co dla szanownego pana? Dostojewski, Remarque, Llosa czy może Cortázar?
– A Lagerkvista, Faulknera, Mauriaca i Manna nie łaska?
– Którego Manna? Tomasza, Henryka czy Klausa? – odparła sprytnie.
– Wojciecha… Punkt dla ciebie.
– Dziękuję.
Iskrzyło między nami
Jak to jest, że można nie widzieć się z kimś ponad dekadę i przy pierwszym spotkaniu gawędzić tak, jakby ostatnie spotkanie odbyło się ledwie wczoraj? Najdziwniejsze, że w szkole nie interesowaliśmy się sobą. Ja byłem w jednej klasowej paczce, Nina w drugiej. Inne towarzystwo, zainteresowania, sposoby spędzania wolnego czasu. A teraz żart gonił żart, anegdotki przeplatały się z flirtem. Iskrzyło między nami jak podczas burzy. Z każdą chwilą Nina podobała mi się coraz bardziej. Nie ma to jak wakacyjny przypadek. Po sezonie, na kiermaszowej wyprzedaży, ale co tam. Liczy się sam fakt!
– No, przyznaj się wreszcie – zagaiła.
– Do czego? – zdziwiłem się.
– Że przez cała szkołę się we mnie podkochiwałeś i bałeś się mi to powiedzieć.
– No pewnie… Czasem tylko podchodziłem bliżej, żeby ogrzać się w blasku twojej urody i poświecić światłem odbitym od gwiazdy – zażartowałem.
– Mów dalej, mój Romeo, mów…
– Pogadamy przy kawie. Niniejszym cię zapraszam. Mogę tu zostawić plecak?
– Jasne, tylko muszę wytłumaczyć szefowej, że mam wychodne – Nina była nieco zdziwiona, ale jak zauważyłem, również ucieszona. – A ty nie masz aby pociągu?
– Mam, ale poczeka. Pojadę następnym.
Poszliśmy na kawę
W drodze do kawiarni Nina jeszcze coś sobie przypomniała i zatrzymała się na chwilę, odprawiając mnie gestem nieco dalej. Do kogoś zadzwoniła, wydawała się wzburzona, a na policzki wystąpiły jej rumieńce, z którymi wyglądała jeszcze ładniej. Po chwili dołączyła do mnie i, już uspokojona, zaproponowała pobliską sympatyczną kawiarenkę.
Gawędziliśmy o tym i owym. Nina była rozwódką, miała synka. Studiów nie udało jej się skończyć, zaszła w ciążę, potem wyszła za mąż za człowieka, który był ojcem jej dziecka. W ten sposób się o nim wyrażała. Niby połączyła ich wielka miłość, ale jeszcze większy był huk, z jakim się rozstali. Tak przynajmniej twierdziła.
Ja „pochwaliłem” się swoim kawalerstwem i nieudanymi związkami, dość oszczędnie gospodarując szczegółami. Moje apetyty na wakacyjną przygodę nieco ostudziła informacja, że Nina ma dziecko, ale nie na tyle, by koleżanka ze szkolnych lat nagle przestała mi się podobać. Przecież nic się nie stanie, jak do znajomych nad morzem dołączę później.
Trochę się zawstydziłem sam przed sobą, że zachowuję się jak egoistyczny palant, ale zaraz się rozgrzeszyłem. W końcu nasz flirt był przecież obustronny i dobrowolny. Byliśmy dorośli.
– One po prostu nie rozumiały twojej miłości do książek – Nina podsumowała wspomniane przeze mnie byłe dziewczyny. – Nie chciały się tobą dzielić.
– Być może – przyznałem zupełnie poważnie. – Bywa, że człowiek jest zazdrosny o rzeczy materialne. A książka to nie jest zwykła rzecz. Wręcz przeciwnie.
– Ja bym potrafiła to zrozumieć… – powiedziała cicho Nina.
– Naprawdę?
Dziwnie się zachowywała
Na początku nie zwróciłem na to uwagi, ale Nina po mniej więcej kwadransie naszej rozmowy zaczęła coraz częściej spoglądać w kierunku drzwi lokalu. Wyglądało, jakby nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie stąd wyjdziemy. Nudziła się ze mną?
– Naprawdę… – wymruczała zmysłowo. Następnie wstała, nachyliła się nade mną i… pocałowała mnie w usta.
Zbaraniałem, ale oddałem pocałunek. Też wstałem i staliśmy tak nad parującymi filiżankami, całując się delikatnie i zmysłowo. Nie mogło to trwać wiecznie, inni goście kawiarni zaczęli nawet bić nam brawo, a ja poczułem się dziwnie, podniecony i skrępowany jednocześnie. Wolałbym się całować bez świadków, przynajmniej ten pierwszy raz. Nina oderwała swoje wargi od moich i znowu spojrzała w kierunku wejścia. Odruchowo też się odwróciłem. W drzwiach stał mężczyzna i patrzył prosto na nas. Zachwycony nie był. Raczej wściekły, a może zrozpaczony. Odwrócił się z ręką na klamce, kopnął w doniczkę na parapecie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Obsługa lokalu zaczęła coś za nim krzyczeć, ale nikt go nie gonił. Rozsypaną ziemię i potłuczoną doniczkę da się szybko pozamiatać; nikt nie chciał natomiast ryzykować spięcia z furiatem. Usiedliśmy i czekałem na wyjaśnienia.
– Przepraszam cię – powiedziała Nina.
– Nie ma za co. Świetnie całujesz. Co to za facet? Twój były mąż?
– Nie. Powiedzmy, że adorator. Nachalny. Powiedziałabym, że wręcz stalker.
– Rozumiem. Ale przecież od tego jest policja – zauważyłem.
– Nie rozumiesz. Kiedyś pracowaliśmy razem. Nie chce się ode mnie odczepić, choć wiele razy dawałam mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie.
– Mów dalej.
– Wie, że jestem sama z dzieckiem, wie, że nikogo nie mam. To znaczy wiedział parę minut temu…
Czułem się wykorzystany
Dopiłem kawę. Jeszcze przed chwilą miałem zamiar zamówić kolejną, ale jakoś przeszła mi na to ochota.
– To do niego dzwoniłaś? Żeby mu pokazać, że jednak ktoś jest w twoim życiu?
– Tak – pokiwała głową.
– Nie lepiej byłoby zablokować jego numer w telefonie? Zignorować, traktować jak powietrze, po prostu olać? A nie robić przedstawienie ze mną w roli głównej?
– Źle ci było? – syknęła rozgniewana Nina. – Wykorzystane biedactwo!
– Owszem, biedactwo – potwierdziłem. – Instrumentalnie wykorzystane do jakiejś gry, której zasad nie rozumiem. Jaką mam gwarancję, że mówisz prawdę?
– Żadnej – wzruszyła ramionami.
– Odnoszę wrażenie, że taką scenę dialogu czytałem w książkach wiele razy… – westchnąłem.
– Życie jest powtarzalne, mój drogi. I skończ, za przeproszeniem, gadać bzdury o jakimś instrumentalnym traktowaniu. A ty co niby chciałeś zrobić ze mną? Ożenić się? Czy może instrumentalnie wykorzystać nadarzającą się okazję? W drodze nad morze zabawić się z przypadkowo spotkaną koleżanką z dawnych lat?
Miała rację. Oboje mieliśmy ambitne plany wzajemnego wykorzystania się. Tylko akurat Ninie się udało, a mnie niekoniecznie. Wyszedłem na durnia.
– Uległem po prostu twojemu czarowi, a ty mówisz o moich niecnych pobudkach i nieszczerych intencjach – teatralnie przewróciłem oczami. – Wstydź się!
– Nie można było tak od razu? – Nina zaśmiała się, mimo że jeszcze parę sekund temu wyglądała na urażoną. – To co? Bawimy się jak na początku naszego spotkania?
– Ja kokietowałem?
– A co? Może ja?!
Znowu roześmialiśmy się.
Działałem spontanicznie
Jednak zamówiłem kolejną kawę. Pogadaliśmy jeszcze chwilę o rzeczach poważnych i mniej poważnych. Dopytywałem, czy w związku z dzisiejszą sytuacją nie będzie miała jakichś nieprzyjemności. Stwierdziła tylko, że to raczej definitywny koniec jej problemów.
– To taki typ mężczyzny, który pielęgnuje głównie miłość własną, i to rozbuchaną do niebotycznych rozmiarów. Wytłumaczy sobie po prostu, że nie byłam go warta – powiedziała z przekonaniem.
– Skoro tak twierdzisz – bąknąłem.
Przez chwilę panowała cisza. Nie myślałem, że to powiem, ale powiedziałem:
– Masz z kim zostawić synka? Bo może pojechałabyś ze mną? Znajomi już czekają, to tylko kilkanaście kilometrów stąd.
Była chyba przyjemnie zaskoczona, ale grzecznie odmówiła. Miała regularny etat, na stoisku z książkami dorabiała w weekendy. O nagłym urlopie nie było mowy.
– Nie jestem chyba aż tak spontaniczna – uśmiechnęła się.
– Jak to? A ten pocałunek?
– Był wyreżyserowany.
– Jako grający główną rolę mam wątpliwości… A tak między nami, przecież tę rolę mógł odegrać dowolny facet.
– Wyobraź sobie, że się nie trafił – wzruszyła ramionami. – Musiałby być i przystojny, i sympatyczny. Taki, którego chciałabym pocałować. I oczytany.
– Rzeczywiście, facet zanim potraktował z kopa tę doniczkę, pomyślał: „ten to musi być oczytany”. Nina, obudź się!
Było wesoło, ale czas naglił. Kilka pociągów odjechało, kolejny był dopiero nazajutrz. Poszliśmy na stragan z książkami, gdzie zostawiłem plecak. Wymieniliśmy się telefonami i adresami mailowymi. Nie pocałowaliśmy się na pożegnanie. Spektakl skończył się w kawiarni. Wsłuchując się w stukot kół pociągu, myślałem nad tym, co się wydarzyło. Dziwny splot zdarzeń. Zbieg okoliczności nie do przewidzenia.
Nie miałem pewności, czy się odezwę, ale tuż przed stacją docelową napisałem SMS-a: „Pojechałabyś ze mną nad morze za rok?”. Przeczuwałem, że odpowiedź będzie twierdząca, i nie pomyliłem się. Od razu zacząłem sprawdzać pociągi powrotne. O dogodnych godzinach, takich, żeby po drodze z dworca kolejowego na autobusowy podejść na stoisko z książkami i kontynuować przygodę. Może wydłużę ją na całe życie?