„Na samą myśl, że mam spotkać się w Wigilię z wnukami, robi mi się gorzej. W tym roku święta spędzę z dala od domu”
„Nie marzyłam o samotnych świętach w wynajętym domku na Mazurach. Jednak jeszcze bardziej nie chciałam widzieć, jak wnuki odruchowo sięgają po telefony, kiedy zaczynam mówić”.

- Redakcja
Jeszcze kilka lat temu czekałam na święta z bijącym sercem. Planowałam, co ugotuję, zastanawiałam się, czy dzieci zjedzą więcej pierogów z kapustą, czy makowca. Uwielbiałam ten harmider, dźwięk odgarnianych krzeseł i śmiech wnuków rozbrzmiewający w kuchni. Teraz na samą myśl, że mam się z nimi spotkać, robi mi się gorzej. Może to starość, może rozczarowanie... A może po prostu przestałam się łudzić, że jeszcze dla kogoś jestem ważna. W tym roku święta spędzę inaczej – z dala od domu, hałasu i wymuszonych uśmiechów.
Nie gryzłam się w język
– Mamo, wszystko w porządku? – zapytała Dorota przez telefon. – Jakoś tak cicho ostatnio u ciebie.
– Wszystko dobrze – skłamałam. – Trochę zmęczona jestem.
– Myślałam, że już szykujesz listę zakupów! Znowu zrobisz swój żur z grzybami, prawda?
– W tym roku nie... – zawahałam się. – Nie będzie mnie na święta.
– Co to znaczy „nie będzie”? – zaniemówiła. – Jedziesz gdzieś?
– Tak. Myślę, że dobrze mi zrobi zmiana otoczenia. Już wszystko zarezerwowane.
W słuchawce zapanowała długa cisza. Aż usłyszałam jej szept:
– Mamo, ty nie możesz tak po prostu... Wnuki czekają!
– Oni nawet o mnie nie pamiętają. A tobie i Robertowi i tak wiecznie coś nie pasuje – powiedziałam ostro, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
– To nieprawda... – zaczęła, ale głos jej zadrżał. – Może ostatnio było trochę napięć, ale...
– Nie chcę napięć. Chcę spokoju. Dla siebie.
– Ty naprawdę chcesz być sama w Wigilię?
Spojrzałam na szarzejące za oknem niebo.
– Wolę być sama, niż samotna wśród ludzi – odpowiedziałam cicho i się rozłączyłam.
Coś we mnie się zmieniło
Długo siedziałam w fotelu, wpatrując się w ekran zgaszonego telewizora. W mojej głowie dudniło pytanie Doroty: „Ty naprawdę chcesz być sama w Wigilię?” Nie chciałam. Nie marzyłam o samotnych świętach w wynajętym domku na Mazurach. Jednak jeszcze bardziej nie chciałam widzieć, jak wnuki odruchowo sięgają po telefony, kiedy zaczynam mówić.
– Babciu, daj spokój. Kogo to obchodzi? – powiedziała rok temu Majka, gdy próbowałam opowiedzieć jej o świętach z mojego dzieciństwa.
Uśmiechnęłam się wtedy, udając, że nie boli. Z kuchni dobiegał wówczas śmiech Doroty i Roberta. Śmiali się z jakiegoś filmu, nie zauważając, że po raz kolejny zostałam sama. Siedziałam na końcu stołu jak figura z muzeum – obecna, ale zbędna. A później ta rozmowa w kuchni, którą usłyszałam przypadkiem, gdy wracałam z łazienki.
– Może byśmy już nie jeździli do mamy co roku? – mówił Robert. – Ona się tak przejmuje tym wszystkim, że aż się nie da odpocząć. Dzieci się nudzą, ja mam dość tych opowieści o dawnych czasach...
– Przestań – uciszała go Dorota. – Przecież to tylko raz w roku.
– No właśnie, raz w roku musimy udawać, że nas to wszystko interesuje...
Wtedy coś we mnie się zmieniło. I wiedziałam, że za rok nie będę im przeszkadzać. Już nigdy więcej. Gdy tak rozmyślałam, telefon znów zadzwonił. Tym razem to była wnuczka.
– Babciu? Mama płakała po twoim telefonie. Czy ty naprawdę nie przyjedziesz?
– Nie, kochanie – powiedziałam miękko. – W tym roku święta będą inne.
– Bez ciebie to nie będą święta – szepnęła.
Zamknęłam oczy.
Serce zabiło mi szybciej
Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Spojrzałam na walizkę, którą wczoraj zaczęłam pakować. Kilka swetrów, książka, herbatniki – jakby to miały być zwykłe dni, a nie ucieczka od rodziny. Telefon zadzwonił po ósmej. Wyświetliło się imię: Krystian. Mój wnuk, ten najstarszy, student z Warszawy. Zazwyczaj kontaktowaliśmy się tylko, gdy potrzebował przelewu.
– Babciu? – jego głos był inny niż zwykle, spokojniejszy. – Masz chwilę?
– Dla ciebie zawsze – powiedziałam spokojnie, choć serce zabiło mi szybciej.
– Mama mówiła, że nie chcesz być z nami na święta... – zawahał się. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że ja bardzo chcę.
– Ty? – zdziwiłam się.
– Tak, bo pamiętam zapach twojego barszczu, jak się śmiałaś, gdy rozlewałem kompot. Babciu, twoje opowieści były najlepsze. Tylko przy rodzicach wstydziliśmy się przyznać, że je lubimy.
Zamilkłam. Słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Chciałem cię zapytać, czy jak nie przyjedziesz, to mogę przyjechać do ciebie. Sam. Na tę twoją „ucieczkę”.
– Przecież masz swoje życie – wyszeptałam.
– A ty jesteś jego częścią. Nie chcę cię tracić, babciu.
Zamknęłam oczy. Może jednak nie jestem całkiem niewidzialna.
Nie oczekiwałam przeprosin
Wieczorem zadzwoniła Dorota. Od razu wiedziałam, że coś się święci.
– Mamo, przemyślałam to wszystko. Wiem, że poczułaś się odsunięta. Przepraszam cię za to – zaczęła.
– Nie chcę przeprosin. Chcę tylko odrobiny szczerości – powiedziałam bez gniewu.
– Wiem, wiem... Może chociaż wpadniesz na Wigilię? Na dwie godzinki. Dzieci będą szczęśliwe, my... też się postaramy.
– „Też się postaramy” – powtórzyłam cicho. – To nie brzmi jak zaproszenie z serca.
– Mamo, proszę cię, nie komplikuj. Babcia powinna być z rodziną w święta.
– Ciekawe, kiedy ostatni raz czułam się jak część tej rodziny – mruknęłam.
Znowu ta cisza.
– A wiesz, że Krystian do mnie dzwonił? – spytałam po chwili. – Powiedział, że chciałby spędzić święta ze mną.
– Co?! – głos córki podskoczył o oktawę. – On nawet nie mówił, że cię odwiedzi!
– Może dlatego, że wy wszyscy robicie święta z przymusu. A on chce. Dobrowolnie.
– Mamo, to absurd! Święta to święta. Rodzina siada razem do stołu. Bez podziałów, bez fochów.
– Czasem lepiej usiąść samemu z kimś, kto cię naprawdę widzi – powiedziałam sucho. – Krystian mnie widzi.
– Czyli rozumiem, że nie przyjedziesz?
– Nie, ale drzwi u mnie zawsze będą dla was otwarte. Nawet jeśli nigdy nie zapukacie.
Odpowiedziała tylko krótkim „dobranoc”. Odłożyłam telefon i dopięłam walizkę.
Uśmiechnęłam się pod nosem
Wyjechałam dzień przed Wigilią. Śnieg prószył delikatnie, jakby ktoś posypywał świat cukrem pudrem. W autobusie było cicho – tylko szum ogrzewania i kilku pasażerów drzemiących w grubych kurtkach. Patrzyłam przez okno na mijane pola. Telefon przez całą drogę milczał. Dopiero gdy dojechałam do małego domku przy jeziorze, ekran rozbłysnął. Wiadomość od Krystiana:
„Babciu, dojadę jutro po południu. Przygotuj herbatę malinową”.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zapomniałam już, jak to jest, kiedy ktoś na coś ode mnie czeka. Wieczorem zadzwoniła Dorota. Długo zastanawiałam się, czy odebrać. W końcu przesunęłam palcem po ekranie.
– Mamo… jesteś już tam? – spytała cicho.
– Jestem. Jest spokojnie – odpowiedziałam.
– Chciałam… chciałam tylko powiedzieć, że dzieci bardzo przeżyły twoją decyzję. My też. Jakoś tak… pusto bez ciebie.
– Pusto jest od dawna. Tylko teraz wreszcie to poczuliście.
– To nieprawda… – zaczęła, ale zaraz jej głos się załamał. – My po prostu… nie zawsze wiemy, jak być razem. Jesteśmy zabiegani, zmęczeni, a ty… ty jakoś cichniesz przy nas.
– Bo przy was moje słowa nie są potrzebne. Ani moje wspomnienia.
– To nie tak… – szepnęła. – Może powinnam była mówić dzieciom, żeby cię słuchały. Może powinnam… więcej od nich wymagać.
– A może powinnaś wymagać więcej od siebie – odpowiedziałam łagodnie. – Nie po to, żeby mnie uszczęśliwić, tylko żeby nasza rodzina nie zamieniła się w teatr.
Z drugiej strony słuchawki znów zapadła cisza.
– Mamo… możemy przyjechać po świętach? Tylko na chwilę. Bez udawania?
– Zobaczymy.
Gdy się rozłączyłyśmy, wyszłam na ganek. Jezioro było skryte pod mgłą, światło lamp kładło się na śniegu długimi smugami. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że oddycham tak, jak chcę – nie tak, jak trzeba. Jutro przyjedzie Krystian. A reszta… reszta może przyjdzie z czasem.
Zachciało mi się płakać
Krystian przyjechał punktualnie. Przyniósł pierniczki i worek pomarańczy. Uściskał mnie tak mocno, że aż zachciało mi się płakać. Poszliśmy na spacer wzdłuż zamarzniętego jeziora, a potem usiedliśmy w kuchni nad kubkami gorącej herbaty.
– Babciu, wiesz, że ten domek jest super? – powiedział, rozpinając kurtkę. – Tu naprawdę można odpocząć. Od ludzi, od presji.
– Czasem trzeba uciec, żeby w ogóle siebie usłyszeć – odparłam.
– I usłyszeć innych – dodał cicho.
Wieczorem wyciągnęliśmy stare zdjęcia z mojego albumu. Krystian słuchał opowieści z takim zaangażowaniem, że serce mi rosło. Śmialiśmy się, że jak tak dalej pójdzie, to sam je będzie w przyszłości opowiadał swoim wnukom. Następnego dnia dostałam wiadomość od Doroty.
„Mamo, nie było barszczu, nikt nie zaśpiewał kolęd. Dzieci ciągle mówią o tobie. Ja też. Tęsknię”.
Popatrzyłam na Krystiana.
– Co byś zrobił, gdyby reszta przyjechała jutro?
– Schowałbym telefon i powiedział: „Usiądźcie i słuchajcie babci” – zaśmiał się.
– To może... zostaniesz jeszcze dzień?
– Zostanę tyle, ile trzeba.
Nie wiem, czy za rok znów spędzę święta tutaj. Nie wiem, czy znowu będę chciała uciec. Może coś się zmieni. Może nie. Wiem jedno – to był pierwszy raz od wielu lat, kiedy nie czułam się zbędna. I to wystarczy.
Irena, 68 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W dzieciństwie nie mogłam patrzeć, jak tata traktuje mamę. Niestety okazuje się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni”
- „Synowa woli siedzieć w domu z dziećmi, zamiast robić karierę. Potem się zdziwi, jak chłop się będzie oglądał za innymi”
- „Porzuciłam rodzinę dla kochanka, a on uciekł z moimi oszczędnościami. Mam żal do męża za to, że nie chce mnie znać”