Reklama

Rodzinne kolacje u nas zdarzały się rzadko, ale kiedy już wszyscy zbierali się przy jednym stole, atmosfera była podniosła. Mama dopieszczała każdy szczegół – od obrusu po deser, a ojciec zakładał wyprasowaną koszulę, choć wolał dres. Było nas wszystkich siedmioro: ja, mój brat, jego żona, moja siostra z narzeczonym, no i oczywiście rodzice. Tego wieczoru miało być zwyczajnie – śmiech, jedzenie i rozmowy o wszystkim i o niczym. Jednak mama postanowiła przerwać ten teatr pozorów. W jednej chwili rozwaliła całą fasadę, ujawniając coś, co ojciec skrzętnie ukrywał od lat. Byłam zszokowana. Wszyscy byli.

Udawaliśmy, że jest normalnie

Siedzieliśmy przy stole, jakbyśmy brali udział w jakimś przedstawieniu. Mama krzątała się między kuchnią a jadalnią, roznosząc kolejne półmiski z sałatkami i zakąskami. Ojciec siedział naprzeciwko niej, z wyuczonym uśmiechem na twarzy, jakby był gościem w obcym domu, a nie gospodarzem. Wszyscy udawaliśmy, że jest normalnie. Mój brat Igor rozlewał kompot do szklanek, a jego żona, Aneta, szeptała mu coś do ucha, zerkając ukradkiem na mamę. Narzeczony mojej siostry, Krystian, próbował zagaić rozmowę o pracy, jakby to miało rozładować napięcie, które unosiło się w powietrzu od pierwszej minuty.

– W nowym projekcie mamy klienta z Niemiec, dość wymagający, ale dobrze płaci – rzucił w przestrzeń.

– To dobrze – odpowiedziała mama z uśmiechem. – Przynajmniej ktoś ma w tym domu konkrety.

Jej ton był spokojny, niemal uprzejmy, ale wyczułam w nim jakąś ukrytą pretensję. Spojrzałam na ojca. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale oczy miał puste. Jakby był gdzie indziej. Zaczęliśmy jeść. W ciszy. Tylko sztućce brzdękały o talerze. Niby zwyczajna kolacja, a każdy czekał, aż coś się wydarzy. Mama podała kolejne danie i usiadła na swoim miejscu, układając starannie serwetkę na kolanach. Napiła się kompotu. Spojrzała na ojca tak długo, że w końcu wszyscy zamilkli.

– Dobrze, skoro już wszyscy jesteśmy… – zaczęła.

Matka nie miała już siły

– Dobrze, skoro już wszyscy jesteśmy – powtórzyła mama, odkładając kieliszek. – To ja też coś powiem.

Nikt nie odpowiedział. Igor zatrzymał widelec w powietrzu, Krystian spojrzał pytająco na Zosię, a Aneta zaczęła poprawiać serwetkę na kolanach. Ojciec westchnął, ale milczał.

– Myślę, że macie prawo wiedzieć – powiedziała mama, patrząc wprost na niego. – Bo ja już nie mam siły udawać.

– Maryla, nie teraz – rzucił ojciec cicho, niemal błagalnie.

– Teraz, właśnie teraz – odpowiedziała, jakby to zaplanowała od dawna. – Jesteśmy rodziną, prawda? No to rodzina powinna znać prawdę.

Zaczęło się od prostego zdania. Jednego. Tylko że to zdanie zmieniło wszystko.

– Wasz ojciec przez ostatnie dwa lata miał romans.

Szklanka z wodą, którą trzymał Krystian, zadrżała i zadzwoniła o stół. Igor zamarł, jakby nie zrozumiał. Aneta zerknęła na ojca, potem na mamę. Zosia wbiła wzrok w talerz. A ja... ja patrzyłam na nich wszystkich i czułam, jak serce wali mi w piersi.

– Kłamiesz – rzucił ojciec, ale jego głos był słaby, niepewny.

Mama sięgnęła do torebki, leżącej na krześle obok. Wyjęła coś – małe zdjęcie. Położyła je ostentacyjnie na środku stołu, między misą z ziemniakami a półmiskiem z sałatką.

– Ona była z nim w podróży służbowej do Poznania – powiedziała spokojnie. – Dwa miesiące temu.

Talerze przestały brzęczeć. Nikt się nie odzywał.

Coś się we mnie poruszyło

Nie spojrzałam na zdjęcie. Nie chciałam wiedzieć, jak wyglądała. Wystarczyło, że mama wiedziała. Że trzymała to w sobie, że przez tyle miesięcy patrzyła ojcu w oczy, gotowała mu obiady, a w środku dusiła się od żalu. Nikt nie miał odwagi przerwać ciszy. Nawet Igor, który zwykle pierwszy rzucał jakimś żartem, żeby rozładować atmosferę.

– To jakieś nieporozumienie – mruknął ojciec, ale nie sięgnął po zdjęcie.

– Nieporozumienie? – powtórzyła mama, z gorzkim uśmiechem. – Byłam na tyle głupia, że chciałam w to uwierzyć. Myślałam, że może tylko flirt. Może jakaś jedna noc, pomyłka. Ale nie. Zbyt dużo razy znikałeś bez słowa, zbyt często wracałeś późno, zbyt pewnie kłamałeś mi w twarz.

Zosia w końcu podniosła głowę. Jej oczy były mokre.

– Mamo, czemu dopiero teraz?

Bo próbowałam mu wybaczyć – odpowiedziała. – Dawałam czas. Szansę. Myślałam, że zrozumie, że się opamięta, ale on tylko coraz głębiej się pogrążał.

Igor złapał ojca wzrokiem.

– To prawda? Naprawdę to zrobiłeś?

Ojciec w końcu sięgnął po swoją szklankę i wypił ją duszkiem. Nie odpowiedział. Spojrzał na zdjęcie, jakby je pierwszy raz widział.

– Nie wiem, co chcesz osiągnąć – powiedział w końcu cicho. – Publiczne upokorzenie?

Mama tylko westchnęła.

– Nie. Chciałam, żebyś przestał udawać.

Wtedy coś się we mnie poruszyło.

– A my? My mamy teraz co z tym zrobić?

Ojciec nie zamierzał się tłumaczyć

Ojciec patrzył na mnie długo, jakby nie rozumiał pytania. Jakby nie był gotów, że ktoś inny niż mama mu je zada. W jego oczach było coś nowego – nie wstyd, nie skrucha, raczej żal. Może do samego siebie, może do życia, które mu się wymknęło spod kontroli.

– Chciałem was chronić – powiedział. – Myślałem, że to nie ma znaczenia, dopóki dom jest cały.

– Dom?! – Igor wybuchł. – Dom to nie ściany, tylko my! Co myślałeś, że nie zauważymy? Że mama nie pęka po kawałku każdego dnia?!

Aneta cicho powiedziała:

– Wiedziałam. Domyślałam się, kiedy mama dzwoniła do mnie wieczorami i bez słowa płakała przez telefon.

Mama spojrzała na nią z wdzięcznością, a ja po raz pierwszy poczułam, że to nie tylko o zdradę chodzi. To był cały teatr, w którym każdy z nas grał rolę. Udawaliśmy normalność. Uśmiechy, życzenia na święta, wspólne zdjęcia przy stole – wszystko to tylko dekoracja, która właśnie się posypała. Krystian podrapał się po karku.

– Nie jestem częścią tej rodziny, ale… chyba nigdy nie widziałem tak dobrze wyreżyserowanej ciszy.

Zosia wstała od stołu i wyszła bez słowa do ogrodu. Nikt za nią nie poszedł.

Ojciec rozłożył ręce.

– Zrobiłem błąd. Nie zamierzam się tłumaczyć. Wiem, co straciłem.

Mama wstała i spojrzała na wszystkich.

Nie chcę więcej kłamać. Już nie.

Zaczęła zbierać talerze. Bez złości. Spokojnie. Jakby wreszcie mogła zrobić to, co powinna dawno temu.

Nie wiedzieliśmy, co dalej

Siedzieliśmy przy stole, ale kolacja się skończyła. Jedzenie wystygło, niektóre talerze wciąż były pełne. Mama wynosiła naczynia do kuchni, a my patrzyliśmy po sobie bez słów. Zosia wróciła z ogrodu. Miała czerwone oczy, ale głos spokojny.

Czy wy się rozwodzicie?

To pytanie zawisło w powietrzu jak ciężka zasłona. Mama zatrzymała się w progu kuchni i popatrzyła na ojca.

– Nie wiem – odpowiedziała. – Jeszcze nie wiem. To nie jest takie proste. Trzydzieści lat razem to nie decyzja do podjęcia przy schabie i buraczkach.

– I co? – zapytał Igor. – Będziemy teraz udawać dalej? Spotykać się na urodzinach, świętach, przy choince?

Ojciec spuścił głowę. Pierwszy raz od początku tej kolacji wyglądał naprawdę… jak pokonany. Nie jak ktoś, kto wpadł, tylko jak ktoś, kto już nie wierzy, że da się to wszystko poskładać.

– Nie wymagam, żebyście mi wybaczyli – powiedział. – Nie jestem pewien, czy sam sobie kiedyś wybaczę.

Mama wróciła do stołu i usiadła. Położyła dłonie na blacie i spojrzała po nas wszystkich.

Nie zrobiłam tego, żeby się mścić. Zrobiłam to, bo nie chciałam już dłużej udawać, że nic się nie stało. Chcę zacząć nowy rozdział. Jakiś prawdziwy. Nie wiem jeszcze jak.

Wszyscy milczeli. Tylko w tle z kuchni cicho sączyła się muzyka z radia. Jakby świat na zewnątrz w ogóle nie zauważył, że nasz się właśnie rozsypał.

Uczę się od mamy odwagi

Po tej kolacji nic już nie było takie samo. Następnego dnia każde z nas rozjechało się do siebie, jakbyśmy wracali z pogrzebu – nie osoby, ale iluzji, w którą wierzyliśmy. Przez pierwsze dni nie odbierałam telefonu od mamy, potem napisała wiadomość: „Dziękuję, że byłaś. Wiem, że to było trudne”. Ojciec wyprowadził się kilka tygodni później. Nie było wielkiego dramatu, nie wrzeszczeli na siebie, nie dzielili majątku z linijką w ręku. Po prostu się wyprowadził. Zabrał walizkę, kilka książek i stare zdjęcia, które kiedyś wisiały w salonie. Zostawił obrączkę w szufladzie kuchennej.

Mama nie wracała już do tego wieczoru, ale ja nie mogłam o nim zapomnieć. Chodziło o coś więcej niż zdradę. Chodziło o to, jak łatwo można budować życie na nieprawdzie. Jak można się przyzwyczaić do roli, którą się odgrywa, i jak bardzo boli, kiedy ktoś zdejmie maskę. Czasem odwiedzam mamę. Gotuje wtedy obiad, nie ma już rodzinnych kolacji z całą ekipą, ale są rozmowy – prawdziwe. Bez udawania. Ojciec też czasem dzwoni. Mówi, że żałuje. Nie wiem, co mam mu odpowiadać. Może jeszcze kiedyś się spotkamy przy jednym stole. Może nie. Na razie uczę się od mamy odwagi, żeby nie bać się prawdy. Nawet jeśli boli. Bo tylko z niej da się zbudować coś, co nie runie od byle tajemnicy.

Nina, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama