Reklama

Nazywam się Piotr. Mam sześćdziesiąt osiem lat i od ośmiu żyję sam. Choroba zabrała moją żonę, a mnie zostawiła z pustką, której nie potrafię zapełnić do dziś. Mieszkam w tym samym bloku od ponad czterech dekad. Dawniej w trójkę – ja, Maria i nasz kot, potem we dwoje. Teraz tylko ja. Każdy dzień wygląda podobnie. Wstaję o siódmej, zaparzam herbatę – czarną, z cytryną – i włączam radio. Lubię głosy z radia, nie są wymagające. Potem krzyżówki, poranny spacer do sklepu po chleb, czasem jabłka. Obiad jem sam, przy stole dla dwóch osób, ale zawsze po lewej stronie – tam, gdzie siadała Maria. W jej miejscu pustka.

Reklama

Popołudnia są najgorsze. Cisza boli wtedy najbardziej. Czasem dzwoni Andrzej, stary przyjaciel z pracy. Dobrze, że chociaż on został. Rodzina się nie odzywa. Mój brat ma swoje życie, dzieci i wnuki. Ja... mam wspomnienia. Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Wracałem z zakupów, gdy usłyszałem szuranie mebli za ścianą. Mieszkanie obok – przez lata puste – nagle ożyło. Wyglądało na to, że trwa w nim remont. Nagle zupełnie niespodziewanie – ktoś zapukał do moich drzwi.

Nowa sąsiadka zza ściany

Przede mną stała kobieta – może trochę młodsza ode mnie, choć niewiele. Biło od niej niezwykłe ciepło.

– Dzień dobry – powiedziała pierwsza. – Jestem nową sąsiadką.

Skinąłem głową, niepewny, co odpowiedzieć.

– Wprowadziłam się wczoraj – dodała. – Klara jestem.

– Piotr – mruknąłem. – Miło mi.

Chwilę milczeliśmy.

– Lubi pan herbatę? – zapytała nagle.

– Co?

– Zapraszam na sąsiedzką herbatkę. Mam malinową – dodała z uśmiechem.

Spojrzałem na nią z niepewnością. Dawno nie byłem u nikogo. Po co mi to? A jednak… to było miłe. Skinąłem głową.

– Malinowa to moje ulubiona.

Wtedy poczułem, że coś się właśnie zaczyna.

Rozmowy przy herbacie

Klara miała mieszkanie urządzone prosto, ale przytulnie. Jeszcze pachniało farbą i nowością. Na parapecie stały doniczki z ziołami. W kącie pokoju leżał koc, a na stoliku – bukiet świeżych kwiatów. Przysiadłem niepewnie na brzegu fotela, a ona krzątała się w kuchni. Po chwili przyniosła dwa kubki.

– Uwaga, gorące – powiedziała, stawiając malinową herbatę przede mną.

Pachniała dzieciństwem. Albo może po prostu – czymś, co nie było samotnością.

– Wie pan, nie jestem dobra w poznawaniu ludzi. Zawsze albo mówię za dużo, albo milczę jak zaklęta – powiedziała, siadając naprzeciwko. – Ale sąsiedzi to co innego. Z sąsiadami trzeba żyć dobrze. Taki mój plan na starość.

Uśmiechnąłem się, trochę niezdarnie.

– Rozwiodłam się dwa lata temu – powiedziała nagle. – Sama decyzja nie bolała. Bolało tylko to, że przez tyle lat byłam obok kogoś, kto nawet mnie nie zauważał. Wie pan, jak to jest?

Skinąłem głową, choć nie wiedziałem. Moja Maria była całą moją rzeczywistością.

– A pan? – zapytała cicho. – Przepraszam, jeśli jestem zbyt wścibska…

– Maria… zmarła osiem lat temu – odpowiedziałem.

Zamilkła na moment. W jej oczach pojawiło się coś, czego dawno nie widziałem – szczery smutek i uważność.

– Miał pan piękne życie z Marią, prawda?

– Nie wiem, czy na nie zasłużyłem – powiedziałem. – Ale tak… było piękne.

Nie wiem, jak długo jeszcze siedzieliśmy, ale kiedy wróciłem do siebie, nie odpaliłem od razu radia. Po raz pierwszy od dawna nie potrzebowałem głosu w tle. Myślałem o Klarze. Zaczynałem czekać na jej stuknięcie w drzwi. I bałem się, że to coś znaczy.

Długo skrywana tajemnica

Któregoś wieczoru, już po ósmej, siedziałem w fotelu z krzyżówką na kolanach. Ciszę przerwał głos dochodzący z balkonu Klary.

– Jeszcze mu nie powiedziałam… Nie wiem, czy zrozumie – jej głos był stłumiony, niespokojny.

Miałam wrażenie, że mówi o mnie. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Co jeśli coś przede mną ukrywa? Może wcale nie jest tym, za kogo się podaje? Przypomniałem sobie wszystkie historie, które przez lata słyszałem w radiu – o kobietach, które udają kogoś innego... Następnego dnia nie wytrzymałem. Czekałem, aż zaprosi mnie na herbatę. Gdy to zrobiła, bez owijania w bawełnę zapytałem:

– Przez przypadek słyszałem Pani rozmowę na balkonie. Jeśli coś pani ukrywa, proszę powiedzieć. Mam już swoje lata, ale nie chcę być głupcem.

W jej oczach pojawiło się zaskoczenie. Wzięła głęboki oddech.

– Chodzi o… moją przeszłość. Ale może powinien pan wiedzieć.

Usiadła naprzeciwko i przez chwilę milczała.

– Miałam syna. Dawno temu. Byłam młoda, głupia, sama. Oddałam go do adopcji. To była jedyna możliwość wtedy. Teraz… próbuję go odnaleźć.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem, jak moje serce bije szybciej. Z jednej strony – współczucie. Z drugiej – niepewność.

– Przepraszam, że nic nie mówiłam wcześniej – dodała. – Ale nie wiedziałam, czy pan zrozumie.

Męskie wsparcie

Zadzwoniłem do Andrzeja wieczorem. Nie dzwonię często – może raz na kilka miesięcy. Ale tego wieczoru potrzebowałem kogoś, kto mnie znał zanim stałem się tym... samotnym starszym panem od krzyżówek i malinowej herbaty.

– No, Piotruś, co się stało? – zapytał w swoim zawsze lekko zgryźliwym tonie. – Dzwonisz z zaświatów?

– Andrzej, przestań. – Westchnąłem. – Poznałem kobietę.

– Co ty mówisz?! – zaśmiał się.

Mówię poważnie. Jest moją sąsiadką. Dobrze się nam rozmawia. Ale ona… ma swoją historię.

– Piotr, ty też masz. Każdy ma. Ale może pora przestać się zadręczać i ruszyć wreszcie dalej.

– A jeśli to za wcześnie?

– Osiem lat? – przerwał. – Nie ma czegoś takiego jak za wcześnie. Jest tylko… teraz. I ty masz teraz. Więc weź się w garść.

Rozłączyliśmy się, a ja długo siedziałem w ciemnym pokoju, patrząc na zdjęcie Marii. Była tam taka piękna, taka pewna siebie. Patrzyła w obiektyw z tym uśmiechem, który znałem na pamięć.

– Może jeszcze nie wszystko stracone – powiedziałem cicho do siebie. – Może to właśnie teraz, nie za wcześnie, nie za późno…

I wtedy po raz pierwszy od lat poczułem, że mam ochotę żyć.

Coś się zaczyna tlić

Klara przyszła z filiżanką herbaty. Usiadła naprzeciwko mnie, tak jak co wieczór. Ale tego wieczoru było coś innego w jej oczach. Przez chwilę milczeliśmy.

– Myślałem dziś o Marii – powiedziałem w końcu.

Klara nie odpowiedziała. Po prostu słuchała.

– Myślałem, że jak zacznę... czuć coś do kogoś, to ją zdradzę. Ale doszedłem do wniosku, że to nie tak. Maria... była moim życiem. A ja wciąż tu jestem i muszę coś zrobić ze swoim.

Popatrzyłem jej w oczy. Nie uciekała wzrokiem.

– Nie wiem, czy potrafię jeszcze kochać – powiedziałem szczerze.

Uśmiechnęła się lekko. Westchnęła.

– To dobrze. Ja też nie. Możemy się razem tego uczyć.

I tak siedzieliśmy – dwójka ludzi, którzy stracili wiele, ale jeszcze się nie poddali. Nie było wielkich słów, żadnych pocałunków. Tylko obecność. I spokój. A to więcej, niż miałem przez osiem lat. Zrozumiałem, że nie chodzi o to, by wszystko zapomnieć. Chodzi o to, by zrobić miejsce. Nie zamiast. Obok.

Piotr, 68 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama