„Na własne życzenie na starość wprowadziłam się do piekła. Z rodziną jednak najlepiej wychodzi się na zdjęciach”
„Teraz los zadrwił ze mnie i znowu mieszkamy razem tak jak dawniej. Tyle że teraz nie jesteśmy dwiema dziewczynkami, które kłócą się o sukienkę, tylko starymi kobietami z całym bagażem urazów. Pierwsze dni pod jej dachem były dla mnie jak upokorzenie. Wszystko przypominało mi, że to ona tu rządzi”.

- Redakcja
Kiedy umarł mój mąż, zostałam sama , a właściwie sama ze świadomością, że przez całe życie żyłam „na dziś”. Nigdy nie odkładałam, nie liczyłam skrupulatnie każdej złotówki jak moja siostra. Teraz moja emerytura starcza ledwie na czynsz, jedzenie i leki. Oszczędności? Nawet nie wiem, co to znaczy. Kiedy skończyły się pieniądze, musiałam przełknąć dumę i zadzwonić do Heleny.
– Wiesz, Hela… ja… potrzebuję pomocy – wydusiłam wtedy, a serce waliło mi jak młotem.
Niechętnie zgodziła się, żebym wprowadziła się do niej. To było dla mnie jak policzek, bo odkąd pamiętam, Helena była zawsze „tą lepszą”: odpowiedzialną, pracowitą, gospodarującą każdym groszem. Ja byłam roztrzepaną siostrą, która miała więcej marzeń niż rozsądku. Już w dzieciństwie słyszałam porównania: „Ucz się od Helenki, ona to ma głowę na karku!”. Nigdy nie byłam w stanie jej dorównać.
Teraz los zadrwił ze mnie i znowu mieszkamy razem, tak jak dawniej. Tyle że teraz nie jesteśmy dwiema dziewczynkami, które kłócą się o sukienkę, tylko starymi kobietami z całym bagażem urazów. Pierwsze dni pod jej dachem były dla mnie jak upokorzenie: jej spojrzenia, pełne wyższości uwagi, skrzypienie jej kroków w kuchni, które przypominały mi, że to ona tu rządzi. Czuję, jak narasta we mnie napięcie. Z jednej strony czuję wdzięczność, że mnie przyjęła, a z drugiej – coraz większy bunt. Bo choć mam niewiele, wciąż mam swoją dumę.
Buzowała we mnie złość
Śniadanie u Heleny wygląda zawsze tak samo, czyli chleb krojony w równiutkie kromki, ser ułożony jak od linijki, herbata w szklankach z koszyczkiem. Ja od zawsze byłam inna – chaotyczna, byle jak smarowałam masło, zostawiałam okruszki. Teraz każde moje niechlujstwo widać jak na dłoni.
– Mogłaś odkładać, Janka – zaczęła Helena, odkładając nóż. – Całe życie mówiłam ci, że kiedyś przyjdzie starość. A ty co? Hulaj dusza, piekła nie ma. I co? Teraz wszystko na mojej głowie.
– Ale przynajmniej nie przeżyłam życia z kalkulatorem w ręku – odburknęłam, smarując kromkę zbyt grubą warstwą masła, jakby na złość. – Ty zawsze liczysz, liczysz, a ja… po prosu żyłam.
Helena uniosła brew.
– Żyłaś? Mówisz o tym twoim wiecznie pijanym mężu, czy o tych pracach, z których cię wiecznie wyrzucali?
– Nie musiałam się nikomu podlizywać. Przynajmniej miałam wolność – odpowiedziałam, choć w środku coś mnie ścisnęło.
– Wolność? – prychnęła. – To nie wolność, tylko brak odpowiedzialności. A teraz… teraz mam cię na karku.
Zamilkłam, ale w głowie mi huczało. Znów czułam się jak dziewczynka, której matka stawia Helenę za wzór. „Dlaczego nie możesz być jak twoja siostra?”. Wtedy też złościłam się i buntowałam, ale nic to nie zmieniało. Teraz było podobnie, tylko że w dodatku byłam od niej zależna. Patrzyłam na nią z rosnącą złością. Może i miała rację, może zmarnowałam życie. Ale nie dam jej satysfakcji, żeby to przyznać.
Czułam się jak więzień
– Wiesz, Janka, problem z tobą jest taki, że ty nigdy niczego nie kończyłaś – powiedziała Helena następnego ranka, nalewając kawę do filiżanek. – Najpierw te twoje kursy, potem prace. Zawsze coś zaczynałaś, a potem uciekałaś.
– Przynajmniej próbowałam! – uniosłam głos. – Ty całe życie w tym samym biurze, w tych samych czterech ścianach. Jak w klatce!
– Ale miałam stabilność. A ty? Nieudane małżeństwo, bez dzieci, bez domu. – Jej słowa były zimne jak lód. – Wiesz, co mnie boli najbardziej? Że teraz muszę cię utrzymywać.
– Musisz? – roześmiałam się gorzko. – Nie ja się o to prosiłam, tylko życie zmusiło mnie, żeby przyjść pod twój dach. Myślisz, że to dla mnie przyjemność?
Helena spojrzała na mnie ostro.
– Nie chodzi o przyjemność, tylko o odpowiedzialność. Ty zawsze uciekałaś, a ja musiałam być tą silniejszą.
– Tak, bo ty zawsze chciałaś być lepsza! – wyrzuciłam z siebie. – Zawsze ta mądrzejsza, ta rozsądniejsza. Nigdy mnie nie akceptowałaś.
W jej oczach pojawiło się coś na kształt bólu, ale zaraz zgasiła to chłodnym tonem.
– Nie przesadzaj. Sama wybrałaś swoje życie.
Usiadłam przy stole, patrząc w kubek z kawą. Czułam się jak więzień u własnej siostry. Chciałabym wyjść, trzaskając drzwiami, ale dokąd? Nie mam już dokąd pójść. A jednak we mnie wciąż narastał bunt. Może nie mam pieniędzy, ale mam język i pamięć. I nie pozwolę, żeby codziennie wbijała mi nóż w serce.
Wygarnęłam jej wszystko
Tej nocy obudziło mnie szuranie w kuchni. Myślałam, że Helena przyszła napić się wody, ale gdy otworzyłam drzwi, usłyszałam jej głos. Mówiła sama do siebie.
– Boże, ja tego nie wytrzymam… – westchnęła ciężko. – Całe życie musiałam być ta odpowiedzialna. Zawsze na mnie spadało wszystko. A teraz jeszcze ona… Jakbym znów miała na głowie dziecko, które nigdy nie dorośnie.
Stałam w korytarzu, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Serce waliło mi w piersi. To o mnie. O mnie tak mówiła, jakbym była jakimś balastem.
– Będzie tu siedzieć do końca, a ja… ja też mam prawo do spokoju – ciągnęła Helena, zanosząc się łzami. – Nie chcę, żeby została tu na zawsze…
Nie wytrzymałam. Weszłam do kuchni, a ona aż podskoczyła, widząc mnie w drzwiach.
– Więc to tak, siostrzyczko? – wycedziłam. – Jestem dla ciebie ciężarem, którego nie da się znieść?
– Janka… ja… nie wiedziałam, że słyszysz… – zaczęła, ale przerwałam jej krzykiem.
– Nie jestem tu z wyboru! Nie przyszłam, żeby uprzykrzyć ci życie! Los tak chciał, rozumiesz?! Los, nie ja!
– Ale to ty całe życie tak je prowadziłaś! – odburknęła. – Zawsze ucieczka, zawsze brak odpowiedzialności!
– A ty? – krzyknęłam jeszcze głośniej. – Całe życie patrzyłaś na mnie z góry, nigdy nie widziałaś we mnie siostry, tylko wieczne rozczarowanie!
Słowa odbijały się od ścian kuchni jak pociski. Stałyśmy naprzeciwko siebie, obie czerwone ze złości. I po raz pierwszy miałam wrażenie, że mówię jej wszystko to, co dławiło mnie od dzieciństwa.
Łzy spływały mi po policzkach
– Ty zawsze musiałaś być tą silniejszą! – wrzasnęłam, aż echo odbiło się od ścian kuchni. – A ja? Ja nigdy nie byłam dla ciebie wystarczająca.
Helena stała z rękami opartymi o blat.
– Bo nigdy nie chciałaś się starać, Janka! Ja musiałam przejmować obowiązki, kiedy ty biegałaś za swoimi zachciankami. Mama chorowała, ojciec pił, a kto trzymał ten dom w kupie? Ja! Zawsze ja!
– A ja nigdy nie czułam się kochana – syknęłam przez zęby. – Nawet jako dziecko. Ty byłaś oczkiem w głowie, a ja… dodatkiem, którym nikt się nie przejmował.
– Nieprawda – odpowiedziała, ale głos jej zadrżał. – Po prostu ktoś musiał być rozsądny.
– Nie! – uderzyłam pięścią w stół. – Ty mnie nigdy nie chciałaś zrozumieć. Zawsze byłam „tą gorszą”. A teraz mam cię jeszcze przepraszać, że oddycham?
W jej oczach pojawił się błysk, jakby chciała coś odpowiedzieć, ale odwróciłam się na pięcie i niemal wybiegłam z mieszkania. Potrzebowałam powietrza, czegokolwiek, byle nie jej spojrzenia. Szłam bez celu ulicami, aż minęłam park, potem dworzec. Nogi niosły mnie same. W głowie kłębiły się wspomnienia: pierwsza praca, szybkie zakochania, to, jak uciekałam od wszystkiego, co pachniało odpowiedzialnością.
Helena miała rację – zawsze byłam roztrzepana. Ale czy naprawdę zasłużyłam, żeby po tylu latach usłyszeć, że jestem tylko ciężarem? Usiadłam na ławce. Latarnie rozświetlały wilgotny bruk, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Żal do niej mieszał się z żalem do samej siebie. Tak wiele decyzji, które mogłam podjąć inaczej…
Porozmawiałyśmy od serca
Wróciłam późnym wieczorem. Korytarz pachniał bigosem, który musiała odgrzać, choć wiedziałam, że pewnie i tak nie tknęła kolacji. Zrzuciłam płaszcz i cicho weszłam do kuchni. Helena siedziała przy stole, ramiona miała pochylone, a dłonie splecione jak do modlitwy.
– Wróciłaś – powiedziała bez gniewu, jakby tylko stwierdzała fakt.
Usiadłam naprzeciwko. Cisza ciążyła między nami, aż wreszcie się odezwała:
– Wiesz, Janka… boję się. Boję się, że zostaniesz tu na stałe. Że już nigdy nie będę miała spokoju. – Jej głos był cichy, prawie łamiący się. – A jednocześnie… kiedy cię nie ma, czuję pustkę.
Patrzyłam na nią zaskoczona. Nie spodziewałam się takiego wyznania.
– Myślisz, że ja mam łatwo? – odparłam w końcu. – Czuję się upokorzona, że muszę prosić o dach nad głową. Czuję się… bezużyteczna. Ale nie mam już siły walczyć o niezależność.
Helena podniosła na mnie oczy. Widziałam w nich zmęczenie, nie złość.
– Ty zawsze byłaś inna. Ja się tego bałam. Bo jak człowiek nie ma nikogo, kto weźmie na siebie ciężar, to zostaje z nim sam.
– A ja całe życie czułam, że nie jestem dla ciebie dość dobra – odpowiedziałam szczerze. – Może dlatego ciągle uciekałam.
Siedziałyśmy tak długo, w półmroku kuchni, mówiąc mniej, niż chciałyśmy. W słowach było więcej smutku niż wyrzutów. Ale po raz pierwszy od lat rozmawiałyśmy bez wrzasku.
Niepewne pojednanie
Siedziałyśmy razem przy kuchennym stole jeszcze długo po tym, jak herbata w szklankach wystygła. Patrzyłam na Helenę i miałam wrażenie, że życie zatoczyło pełne koło – znów mieszkałyśmy razem, jak w dzieciństwie. Z tą różnicą, że tamte lata były początkiem, a teraz obie jesteśmy już bliżej końca. Zastanawiałam się, czy to kara za moje błędy. Za to, że żyłam „na dziś”, bez planów i zabezpieczenia. Czy może los dał mi ostatnią szansę, by spróbować zrozumieć siostrę, której nigdy tak naprawdę nie znałam. Bo choć mieszkałyśmy pod jednym dachem przez tyle lat, to zawsze coś nas dzieliło – jej ambicja, moja beztroska, jej porządek i moja ucieczka przed odpowiedzialnością.
Spojrzałam na Helenę. Wydawała się twardsza, niż była w rzeczywistości. Dostrzegłam w niej nie tylko surową, apodyktyczną kobietę, ale też starą, zmęczoną osobę, która tak samo jak ja boi się samotności.
– Nie wiem, Hela… – odezwałam się cicho. – Może wytrzymamy razem rok. Może pięć. A może jutro znów się pokłócimy tak, że nie będziemy mogły na siebie patrzeć. Ale jedno wiem. Teraz nie mam już innego domu.
Nie odpowiedziała. Tylko skinęła głową i podała mi talerzyk z kromką chleba. Milczałyśmy. W tej ciszy było wszystko – gniew, żal, ale i coś, co przypominało kruche, niepewne pojednanie. I tak siedziałyśmy – dwie siostry, które nigdy nie potrafiły być razem, a jednak mają tylko siebie na starość.
Janina, 72 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na polu ogórków mój mąż chodził z sąsiadką do stodoły. Udawał niewiniątko, ale czułam, że nasze małżeństwo już skisło”
- „Moje odmiany tulipanów, których nikt nie miał w okolicy, zniknęły. Gdy sąsiad zbudował szklarnię, wiedziałem, że ma coś za uszami”
- „Zostałam w domu z synkiem i poświęciłam karierę dla rodziny. Na nic mi zgrywanie matki-polki, bo mąż i tak mną gardzi”