„Na stoku chciałam podreperować złamane serce i kondycję. Okazało się, że w obu przypadkach trzeba dobrego instruktora”
„Nie czekając na moją odpowiedź, ruszył w dół, poruszając się z gracją i pewnością, której mogłam tylko zazdrościć. Przełknęłam ślinę i powoli, niepewnie ruszyłam za nim. Kilka minut później byłam już na dole, cała i zaskakująco zadowolona z siebie”.

Zimowy wieczór w Warszawie nie był tak mroźny, jak moje myśli. Siedziałam na parapecie, zerkając na neonowy napis kawiarni naprzeciwko, który pulsował jak moje złamane serce. Niedawno odwołałam swoje własne zaręczyny, a życie, które wydawało się w końcu układać, rozpadło się na kawałki. Byłam zmęczona udawaniem, że wszystko jest w porządku, słuchaniem złotych rad ludzi, którzy nie wiedzieli, jak to jest budować wspólne życie przez sześć lat i nagle patrzeć, jak się wali.
Uparła się
– Karola, daj spokój – powiedziała Magda, moja przyjaciółka. Jej głos był stanowczy. – Wiem, że nie masz ochoty ruszyć się z kanapy, ale… Słuchaj, znalazłam super ofertę wyjazdu w Alpy. Narty, świeże powietrze, nowi ludzie. Tylko ty i ja.
Spojrzałam na nią, czując, jak we mnie rośnie opór. Czy ona naprawdę myślała, że śnieg i zjazdy na nartach uratują mnie przed myślami o tym, co straciłam? Ale potem spojrzałam na swoje odbicie w oknie. Blada twarz, cienie pod oczami. Może to była okazja, żeby choć na chwilę uciec.
Trzy dni później jechałyśmy do Austrii. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, powitała nas cisza przerywana odgłosami wiatru i ciepło schroniska. Magda natychmiast wpadła w wir rozmów z innymi gośćmi, a ja usiadłam przy kominku.
Na stoku czułam się jak ryba wyrzucona na brzeg. Niepewność, brak koordynacji i paniczny strach przed upadkiem – te uczucia towarzyszyły mi przez pierwsze godziny. Ale potem, nie wiedzieć czemu, poczułam lekki zastrzyk adrenaliny, jakby moje ciało pamiętało, jak to jest czuć radość.
Uratował mnie
– Cholera! – wrzasnęłam, próbując zachować równowagę. Moje nogi rozjechały się w dwie różne strony. Już miałam zaliczyć widowiskowy upadek, kiedy ktoś złapał mnie za ramię i postawił na nogi.
– Spokojnie, młoda damo – usłyszałam głos z nutą rozbawienia. – Nie taki diabeł straszny, jak się go posmaruje woskiem.
Przede mną stał wysoki mężczyzna. Jego oczy, jasne i bystre, patrzyły na mnie z mieszanką ciekawości i rozbawienia.
– Dziękuję… – wydusiłam, próbując złapać oddech.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł, pomagając mi złapać równowagę. – Ale może następnym razem nie próbuj wyprzedzać samej siebie.
Poczułam, jak na moje policzki wkrada się rumieniec, i nie był to efekt mrozu.
– Przepraszam, dopiero zaczynam.
– Naprawdę? – Uniósł brew. – W takim razie, nie obraź się, ale nie wyglądasz na kogoś, kto za chwilę zostanie mistrzynią slalomu.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie był złośliwy, raczej bezpośredni.
– Może nie, ale przynajmniej próbuję – wyprostowałam się, starając się wyglądać na pewniejszą siebie.
Byłam z siebie dumna
– To się chwali. A teraz spróbuj za mną. Pokażę ci, jak to się robi – wskazał na stromy odcinek stoku, a ja poczułam lodowaty dreszcz.
– Nie wiem, czy jestem gotowa…
– Jasne, że jesteś. Tylko pamiętaj: ciężar ciała na przednią nogę i patrz tam, gdzie chcesz jechać, a nie na czubki nart.
Nie czekając na moją odpowiedź, ruszył w dół, poruszając się z gracją i pewnością, której mogłam tylko zazdrościć. Przełknęłam ślinę i powoli, niepewnie ruszyłam za nim. Kilka minut później byłam już na dole, cała i zaskakująco zadowolona z siebie.
– I jak? – zapytał, zerkając na mnie przez ramię.
– Lepiej niż się spodziewałam – odparłam.
– Adam – przedstawił się, wyciągając rękę.
– Karolina.
– Widzisz? Mówiłem, że dasz radę. A teraz chyba zasłużyłaś na gorącą czekoladę.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, ruszył w stronę schroniska, gestem zapraszając mnie do środka. Jego swobodny sposób bycia i nonszalancja sprawiały, że chwilami zapominałam o swojej niezdarności. Może to był po prostu przypadkowy dzień na stoku, a może coś więcej?
Wahałam się
W schronisku opowiedział mi o tym, jak jako dziecko uczył się jazdy na nartach. Ja zaś, z kubkiem czekolady w dłoniach, pierwszy raz od dawna poczułam, że śmieję się bez wysiłku. Kiedy się pożegnaliśmy, Adam rzucił:
– Jutro o dziesiątej. Na tym samym stoku. Pokażę ci, jak zjechać bez krzyku.
Nie czekając na moją odpowiedź, uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.
Rano zbudził mnie dźwięk budzika. Na zewnątrz pierwsze promienie słońca odbijały się od śniegu. Przeciągnęłam się, rozważając, czy naprawdę powinnam pójść na to spotkanie z Adamem. Magda już od rana trajkotała jak nakręcona, krążąc po pokoju w kombinezonie narciarskim.
– Wstawaj, Karola! Nie marnuj takiego dnia!
– Wstaję, wstaję – mruknęłam.
Nie byłam pewna, czy jestem gotowa na jeszcze jeden dzień emocji. Ale coś w sposobie, w jaki Adam na mnie patrzył, kiedy mówił o nartach, kazało mi spróbować. A może po prostu chciałam na chwilę zapomnieć o wszystkim, co mnie trzymało w miejscu.
Było sympatycznie
Na stoku pojawiłam się chwilę przed dziesiątą. Adam już tam był.
– Jesteś punktualna. To dobry znak – powiedział, kiedy podeszłam bliżej.
– Nie chciałam stracić okazji do kolejnej dawki twoich mądrości – odpowiedziałam, zaskakując samą siebie lekkim tonem.
– Dobrze, że mnie słuchasz. To podstawa każdej udanej lekcji – zażartował, po czym spojrzał na mnie z wyraźną oceną. – Dziś pojedziemy trochę wyżej. Stawiam na rozwój.
Nie byłam pewna, czy rozwój to dokładnie to, czego potrzebuję, ale zanim zdążyłam zaprotestować, wciągnął mnie na wyciąg. Wjechaliśmy na wyższy punkt stoku. Widok był oszałamiający – morze białych szczytów, pokrytych połyskującym śniegiem.
– Gotowa?
– Nie – odparłam szczerze.
– To dobrze – zaśmiał się. – Gdybyś była, byłoby nudno.
Zsunął się w dół, niemal płynąc po śniegu, a ja chwilę później ruszyłam za nim. Nie było to tak eleganckie, jak jego ruchy, ale – o dziwo – utrzymałam się na nogach. Gdy dotarliśmy na dół, Adam uniósł dłoń, żeby przybić mi piątkę.
– To było całkiem niezłe. Chyba jestem lepszym nauczycielem, niż myślałem.
– Może po prostu miałeś dobrą uczennicę – ripostowałam z uśmiechem.
Zauroczył mnie
Kolejne godziny upłynęły nam na zjazdach, śmiechu i przekomarzaniu się. Było w nim coś, co pozwalało mi poczuć się swobodnie, mimo że znałam go zaledwie od wczoraj.
W schronisku znowu usiedliśmy razem. Tym razem Adam opowiadał mi o swoich podróżach.
– Podróżowanie otwiera umysł. Pokazuje, jak niewiele znaczą rzeczy, o które na co dzień się martwimy.
– Brzmi jak bajka – zauważyłam.
– Może, ale to też trochę ucieczka – jego głos na moment stracił lekkość.
Pod koniec dnia odprowadził mnie pod schronisko.
– Jutro? – zapytał, kiedy już miałam wchodzić do środka.
– Zastanowię się – odparłam, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że nie mogę się doczekać.
W drodze do pokoju spotkałam Magdę. Jej mina mówiła wszystko.
– Kto to jest? – zapytała od razu.
– Tylko znajomy. Pomaga mi na stoku.
– Jasne – rzuciła z przekąsem. – W takim razie nie widziałam jeszcze „tylko znajomego”, który patrzy na ciebie w ten sposób.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam, że Adam zaczyna być dla mnie kimś więcej niż przypadkowym towarzyszem. Ale jeszcze nie wiedziałam, dokąd to wszystko zmierza.
Wszystko się rozsypało
Kolejne dni upłynęły na dalszej nauce. Czułam, że zbliżamy się do siebie. Ale tuż przed moim powrotem do Warszawy powiedział mi ostatnie słowa, które przekreśliły cały ten pobyt:
– Z tobą poczułem, że czegoś mi brakuje. Ale to nie znaczy, że mogę… jestem zaręczony.
Byłam dla niego jak okno, przez które mógł zajrzeć w inną rzeczywistość. Ale nie mogłam być kimś, kto odbiera mu to, co zbudował z inną kobietą. Nie mogłam powstrzymać łez. Cała droga do domu upłynęła w milczeniu. Magda nawet nie próbowała mnie pocieszać.
Miesiąc później dostałam wiadomość od Adama. Tytuł brzmiał „Dziękuję”.
„Karolina, chciałem Ci podziękować za tamte dni. Pokazałaś mi, że życie to coś więcej niż rutyna, obowiązki i oczekiwania. Nie zniszczyłem tego, co miałem, ale nie dlatego, że nie czułem do Ciebie niczego ważnego. Po prostu zrozumiałem, że to nie byłby dobry start dla nas obojga.
Życzę Ci, żebyś odnalazła kogoś, kto sprawi, że zapomnisz o tym, co cię bolało. Kogoś, kto będzie cię wspierał w każdej chwili. Dziękuję za wszystko. Adam”.
Zamknęłam laptopa, nie wiedząc, co czuję. Ale tego wieczoru, pierwszy raz od dawna, zasnęłam bez łez.
Karolina, 33 lata