„Na świątecznym jarmarku wyrwałem nie tylko ostatnią choinkę. W tym roku moje Święta będą miały zapach romansu”
„Początkowo rozmowa była niezręczna. Ja opowiedziałem o pracy i samotnych Świętach, a ona – że to jej pierwsze Boże Narodzenie po rozwodzie. Wyjaśniła, że próbuje nadać sens Świętom, ale brakowało jej kogoś do wspólnego stołu”.
Na kilka dni przed Wigilią postanowiłem zrobić coś, co nie zdarzyło mi się od dzieciństwa: kupić choinkę. Nie jakąś sztuczną, którą można złożyć w pięć minut, ale żywą, pachnącą lasem. Może to była próba dodania odrobiny ciepła do mojego pustego mieszkania?
To było coś nowego
Wsiadłem do samochodu i pojechałem na pobliski jarmark, gdzie sprzedawano drzewka. Było późne popołudnie, a miejsca przypominało bardziej pole bitwy niż targowisko – resztki igliwia i porzucone sznurki walały się po asfalcie. Choinek praktycznie już nie było. Zostało jedno, niezbyt okazałe. Wziąłem je bez wahania.
Gdy wracałem do auta, zauważyłem kobietę, która stała przy stanowisku sprzedaży, wyraźnie zdenerwowana. Kręciła głową, a jej policzki były zaróżowione od chłodu i emocji.
– Coś nie tak? – zapytałem, choć wcale nie zamierzałem się angażować.
– Wszystkie choinki wyprzedane – odpowiedziała z irytacją. – Naprawdę? Nawet w takim miejscu? – dodała, rozkładając ręce.
– No cóż, mamy 24 grudnia – odparłem sucho, wskazując na moje znalezisko.
Spojrzała na mnie zrezygnowana. Była ładna, może trochę zmęczona. Westchnęła ciężko, krzyżując ramiona.
– Wiem, wiem, moja wina, że zostawiłam to na ostatnią chwilę – powiedziała, rzucając ukradkowe spojrzenie na moją choinkę. – Ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Bez choinki to chyba już w ogóle nie będą święta.
Było mi jej żal
Normalnie wzruszyłbym ramionami i wrócił do auta, ale coś mnie powstrzymało. Może jej ton, pełen czegoś, co znałem aż za dobrze – samotności zmieszanej z rezygnacją?
– Jeśli to dla pani aż tak ważne… – zacząłem, a potem, zanim zdążyłem się rozmyślić, dodałem: – Możemy się nią podzielić.
– Co takiego? – spytała, unosząc brwi.
– Choinką – wskazałem na drzewko. – Zawsze można ją przeciąć na pół. I tak pewnie skończę sam przed telewizorem, więc nie jest mi potrzebna cała.
Kobieta roześmiała się nerwowo, a zaraz potem pokręciła głową.
– Nie wiem, czy to genialny pomysł, czy kompletny absurd, ale… dziękuję. Tylko jak niby miałoby to działać?
Wzruszyłem ramionami, starając się nie wyglądać na skrępowanego. W rzeczywistości czułem się jak kompletny idiota.
– Możemy spróbować podzielić ją jakoś… symbolicznie? – zaproponowałem, bardziej żartem niż na poważnie.
Spodobała mi się
Na moment zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami wiatru śmigającego po pustym parkingu. Wreszcie kobieta wyciągnęła rękę w moją stronę.
– Ania – powiedziała, przedstawiając się z uśmiechem. – Choinka czy nie, to miło, że chciał pan pomóc.
– Bartek – odpowiedziałem, ściskając jej dłoń. Była ciepła.
– Choinka to symbol, ale najważniejsze, co się pod nią znajdzie, prawda? W takim razie może zamiast ją dzielić, zaproszę pana na świąteczną kolację?
Zaskoczyła mnie. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz ktoś mnie gdzieś zaprosił. A już na pewno nie w święta. Mimo to, wbrew wszelkim swoim przyzwyczajeniom, odpowiedziałem:
– Jeśli nie będzie to problem… chętnie.
Skinęła głową, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Wymieniliśmy się numerami telefonów, a potem pomogłem jej załadować „naszą” choinkę na tylne siedzenie jej samochodu. Gdy odjeżdżała, czułem się dziwnie… lepiej niż zwykle. Miałem zaproszenie na świąteczną kolację z kimś, kto nie był ekranem mojego laptopa.
Cieszyłem się na spotkanie
Kiedy wszedłem do mieszkania Ani, poczułem zapach pierników i igliwia – choinka, choć mała, wyglądała pięknie w kącie pokoju. Ania zaprosiła mnie do stołu.
Początkowo rozmowa była niezręczna. Ja opowiedziałem o pracy i samotnych Świętach, a ona – że to jej pierwsze Boże Narodzenie po rozwodzie. Wyjaśniła, że próbuje nadać sens Świętom, ale brakowało jej kogoś do wspólnego stołu. Słowa powoli zamieniały się w coś bardziej naturalnego. Wieczór, który miał być szybkim spotkaniem, przeciągnął się aż do późnej nocy.
– Może nie wszystko stracone – powiedziała Ania, patrząc na migoczące światełka na choince. W tamtej chwili czułem, że ma rację.
Po kolacji usiedliśmy na kanapie. Ania wyznała, że przez lata małżeństwa czuła się niewidzialna – jakby była tylko dodatkiem do życia swojego męża. Ja przyznałem, że praca zawsze była dla mnie ucieczką od lęku przed porażką w relacjach. Oboje mieliśmy wrażenie, że w życiu coś przegapiliśmy, a teraz próbowaliśmy to odzyskać, choćby w ten jeden wieczór.
– Wiesz, ta choinka… – powiedziała cicho. – Może i nieidealna, ale coś w niej jest.
– Trochę jak my – rzuciłem, półżartem, ale na moment zapadła między nami cisza pełna porozumienia.
Czas płynął, a rozmowy stały się bardziej intymne. Żadne z nas nie szukało rozwiązania dla swojego życia. Tego wieczoru wystarczało, że nie byliśmy sami.
Liczę na nowy początek
Obudziłem się rano na kanapie, otulony miękkim kocem. W kuchni unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Ania stała przy oknie, wpatrując się w zaśnieżone podwórze.
– Dzień dobry – powiedziała, podając mi kubek. – Mam nadzieję, że dobrze się spało.
– Najlepiej – przyznałem, siadając przy stole.
Rozmowy z poprzedniego wieczoru zmieniły swój ton. Ania z uśmiechem rzuciła, że może co roku powinniśmy dzielić się choinką. Śmiałem się, ale gdzieś w głębi poczułem, że to nie był tylko żart.
Na koniec spojrzała na mnie z iskrą w oku.
– Może święta to nie taki zły czas, żeby coś zacząć? – rzuciła.
– Może – odpowiedziałem, czując, że jest w tym więcej prawdy, niż chciałem przyznać.
Wychodząc z mieszkania Ani, poczułem lekkość, której nie znałem od lat. Zanim wsiadłem do samochodu, obejrzałem się na okno jej mieszkania – stała tam, machając mi na pożegnanie. Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że Święta to pusty rytuał, ale teraz czułem, że nawet w niedoskonałości można znaleźć sens.
Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Ale pierwszy raz od dawna miałem ochotę to sprawdzić. Może warto było ryzykować, by odnaleźć ciepło tam, gdzie wcześniej widziałem tylko chłód.
Bartosz, 38 lat