„Na urlopie z przyjaciółkami czuję się jak sekretarka. Staję na rzęsach, by było na tip-top, a damy tylko kręcą nosem”
„Chciałam, żeby to były naprawdę nasze wakacje. Żebyśmy coś przeżyły, zobaczyły. Ale zamiast wdzięczności czułam się, jakbym była opiekunką kolonijną, a nie koleżanką. Odpowiadałam za plan, czas, nastroje, zdjęcia i... pogodę, chyba też”.

- Redakcja
Mam na imię Karolina i mam trzydzieści jeden lat. Z tych, co to „ogarnięte”. Tak przynajmniej wszyscy mówią. Że jak coś trzeba załatwić, zaplanować, zorganizować – to do Karoliny. Karolina ogarnie. I zazwyczaj rzeczywiście ogarniam. Rocznice, urodziny, śluby, parapetówki. Przez ostatnie pięć lat chyba nie było imprezy, którą bym nie współorganizowała. Oczywiście „dla dobra grupy”. Dla moich przyjaciółek. Bo kocham je jak siostry – mimo że czasem mam wrażenie, że one mnie traktują jak sekretarkę.
Ten wyjazd do Chorwacji? Też ja. Znalezienie lotów – moja sprawka. Apartament z widokiem na morze? Zarezerwowałam go o drugiej w nocy, bo wtedy wpadła promocja. Plan zwiedzania? Róbcie bingo: to ja stworzyłam plik w Excelu i dodałam linki do biletów, opisy miejsc, nawet pogodę na każdy dzień. Powysyłałam dziewczynom wszystko dwa tygodnie wcześniej, żeby „mogły się przygotować”. I co usłyszałam już na lotnisku?
– Karola, serio? Czemu lecimy o szóstej rano? Przecież mogłyśmy polecieć później.
Później było tylko gorzej. W ciągu pierwszych dwóch dni dowiedziałam się, że nocleg „mógłby być bliżej plaży”, że „tyle zwiedzania to przesada”, że „człowiek nie ma kiedy odpocząć”. Jakby odpoczynek polegał na siedzeniu bez sensu w jednym miejscu i scrollowaniu Instagrama. A ja? Chciałam, żeby to były naprawdę nasze wakacje. Żebyśmy coś przeżyły, zobaczyły. Ale zamiast wdzięczności czułam się, jakbym była opiekunką kolonijną, a nie koleżanką. Odpowiadałam za plan, czas, nastroje, zdjęcia i... pogodę, chyba też.
I wiecie co? Już drugiego dnia miałam dosyć. Czułam się, jakbym była niewidzialna. Jakbym była tylko funkcją. Bez prawa do zmęczenia, do nerwów, do odpoczynku. I wtedy, po raz pierwszy, przemknęło mi przez głowę coś, czego nigdy wcześniej nie pomyślałam: A co, jeśli to nie są prawdziwe przyjaźnie?
W wakacje czułam się jak sekretarka
Śniadanie było w teorii prostą sprawą. Pół bagietki, ser, pomidor i herbata. Miało być spokojnie, ale nawet to nie wyszło. Magda, jeszcze w piżamie, z rozczochranymi włosami i miną, jakby całą noc przepłakała, spojrzała na plan dnia, który leżał na stole, i powiedziała tonem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie słyszałam:
– Serio, musimy teraz iść do tego muzeum? Przecież mówiłyśmy, że chcemy chillować.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Od dwóch tygodni wiedziała, co planuję. Wspólnie wybierałyśmy miejsca. Nawet dodała to muzeum do listy atrakcji. Powstrzymałam się, żeby nie odpowiedzieć ostro.
– Magda, przecież ustalałyśmy, że poniedziałek to dzień na zwiedzanie. We wtorek i środę plażujemy. Sama mówiłaś, że chcesz zobaczyć te wystawy.
Wtrąciła się Sylwia, z bułką w ręku:
– Ale może jednak zrobimy to inaczej? Jakoś... bardziej na luzie?
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Magda dodała:
– Ty zawsze wszystko musisz mieć zaplanowane. Nawet jak jesteśmy na wakacjach. Wiesz, Karola, to się robi męczące. Wszystko robisz pod siebie.
Zamarłam. Patrzyłam na nią, a w gardle czułam coś ciężkiego. Sylwia uciekła wzrokiem gdzieś za okno, a Kasia udawała, że nie słyszy.
– Przepraszam, że chcę, żebyśmy miały dobrze zorganizowany wyjazd. Myślałam, że wszystkim na tym zależy – powiedziałam cicho.
– No właśnie – rzuciła Magda z lekką ironią. – Ty myślałaś. Ale może czasem warto zapytać innych. Może nie każdy chce funkcjonować według twojego harmonogramu. Może nie każdy chce mieć kontrolę nad wszystkim, jak ty.
Zrobiło się niezręcznie. Nikt się za mną nie wstawił. Każda patrzyła gdzieś indziej. Usiadłam z powrotem, ale śniadanie już mnie nie interesowało. W głowie krążyły mi tylko te słowa: „Wszystko robisz pod siebie”. „Nie umiesz odpuścić kontroli”. Czy naprawdę tak to wygląda? Czy naprawdę jestem aż tak trudna? Przecież ja to wszystko zrobiłam dla nas. Bez mojego zaangażowania nie byłoby tej podróży. Ale może właśnie na tym polega problem. Może nikt mnie o to nie prosił. I może one tego wcale nie chciały. Siedziałam wśród nich i czułam się, jakbym była zupełnie sama.
Zero wdzięczności
Wieczorem usiadłam na tarasie z winem i nadzieją, że może da się jeszcze jakoś wszystko wyprostować. Dziewczyny powoli schodziły się na zewnątrz. Każda w swoim nastroju. Kasia przyniosła chipsy, Sylwia narzuciła na ramiona sweter i powiedziała, że chyba będzie burza. Magda miała ze sobą tylko telefon, na który co chwilę zerkała. Spojrzałam na nie i powiedziałam, spokojnie, bez wyrzutu:
– Chciałabym porozmawiać. Może warto, żebyśmy się wszystkie zaangażowały. Ja nie chcę być szefem tej wycieczki. Naprawdę.
Zapanowała cisza, po której Sylwia zaśmiała się i machnęła ręką:
– Oj Karola, przecież ty lubisz planować. Zawsze wszystko masz pod kontrolą, to twoje.
– No właśnie – wtrąciła Magda. – Nie przesadzaj, dobrze nam z tym. Jakbyś nie robiła planu, to byśmy się pewnie tu nie znalazły.
Słuchałam ich i czułam, jak znów jestem traktowana nie jak osoba, tylko jak funkcja. Znowu ta sama narracja: „Ty to lubisz”, „Tobie to wychodzi”. Nikt nie zapytał, czy ja chcę. Czy mam siłę. Czy potrafię jeszcze czerpać z tego przyjemność.
– Ale ja też chciałabym po prostu odpocząć – powiedziałam ciszej. – Bez sprawdzania godzin, bez prowadzenia was za rękę. Po prostu być. Jak reszta z was.
Kasia podniosła wzrok, jakby coś do niej dotarło, ale nie powiedziała nic. Sylwia natomiast zaśmiała się pod nosem:
– Dobra, Karola. Nie dramatyzuj. Weź się wyluzuj trochę. To przecież tylko wakacje.
Przez chwilę miałam wrażenie, że siedzę z obcymi kobietami. Jakbym się wślizgnęła do cudzego kręgu i udawała, że należę. Moje słowa zderzały się z betonem. Nie przeszły, nie zrobiły w nich żadnego wrażenia. A ja czułam się, jakby mnie nie było. Jakby wszystko, co mówiłam, było jedynie niewygodnym szumem. Wróciłam do pokoju przed resztą. Położyłam się na łóżku i gapiłam się w sufit. W głowie krążyła tylko jedna myśl: dlaczego muszę prosić o pomoc? Dlaczego muszę się tłumaczyć z tego, że chcę też odpocząć?
Potrzebowałam spokoju
Wstałam wcześniej niż zwykle. Słońce dopiero zaczynało przedzierać się przez szpary w żaluzjach, kiedy spakowałam torbę i zostawiłam telefon na stole w kuchni. Nie napisałam nic. Nie zostawiłam kartki. Po prostu wyszłam. Cicho, na palcach, żeby ich nie obudzić. Potrzebowałam przestrzeni. Tylko dla siebie.
Szłam długo, bez celu. Miasto dopiero się budziło, ulice były prawie puste, a wiatr pachniał czymś znajomym, może bazylią, może solą. Usiadłam przy małym stoliku w kawiarni z widokiem na port. Zamówiłam kawę, nie spiesząc się z jej wypiciem. Obserwowałam ludzi – parę starszych Włochów przy sąsiednim stoliku, kelnera zamiatającego chodnik, kobietę w czerwonej sukience, która właśnie odwiązywała rower. Wszystko było takie ciche, spokojne. I zupełnie inne niż tam, w naszym apartamencie.
Weszłam do wody, kiedy słońce stało już wysoko. Morze było ciepłe i spokojne, fale łagodnie uderzały o brzuch. Płynęłam daleko, dopóki nie czułam już dna pod stopami. Nie myślałam o planie dnia, nie analizowałam, nie odliczałam godzin. Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczułam, że mam w sobie ciszę. Nie był to spokój, który przychodzi po ciężkiej pracy. To był spokój, który pojawił się, gdy przestałam się starać. Dopiero wieczorem wróciłam. Drzwi do apartamentu były uchylone, słychać było muzykę z laptopa i śmiechy. Kiedy weszłam, rozmowy ucichły. Sylwia pierwsza się odezwała:
– Gdzie byłaś?! Martwiłyśmy się!
Spojrzałam na nie i powiedziałam najspokojniej, jak potrafiłam:
– Dziś miałam prawdziwe wakacje.
Nie odpowiedziały. Nie wiedziały, co powiedzieć. Stały, wpatrując się we mnie. Poszłam do pokoju, zamknęłam drzwi i poczułam coś, czego nie czułam od dawna: ulgę.
To nie były moje wakacje
Wieczorem usiadłam z Agnieszką na tarasie. Jako jedyna nie zachowywała się, jakby chciała przeskoczyć nad tym, co się wydarzyło. Przyniosła dwie herbaty i usiadła obok mnie bez słowa. Przez chwilę tylko słuchałyśmy cykad i odgłosów rozmów z sąsiednich apartamentów. W końcu odezwała się cicho, bez oskarżeń:
– W sumie… trochę za bardzo liczyłyśmy na ciebie. Tak jakoś wyszło. Każda pomyślała, że ty wszystko ogarniesz.
Popatrzyłam na nią z boku. Czekałam, co jeszcze powie, ale ona milczała. Może pierwszy raz naprawdę chciała mnie usłyszeć.
– To już nie jest odpoczynek, Aga – odpowiedziałam. – To była praca. Serio. Planowanie, rezerwacje, bilety, budzenie was rano, szukanie knajpy, gdzie nikt nie powie, że za drogo albo za tłusto. To nie były moje wakacje. To był harmonogram, który miał was wszystkich zadowolić.
Przygryzła wargę. Widać było, że słucha uważnie. Chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Więc kontynuowałam:
– To nie pierwszy raz. Przypominasz sobie wyjazd w góry dwa lata temu? Albo majówkę u Sylwii w domku? Też ja rezerwowałam noclegi, ogarniałam jedzenie, nawet prowadziłam auto, kiedy wy się śmiałyście z tyłu.
– Pamiętam – powiedziała cicho. – Ale jakoś... nie myślałam, że to cię aż tak męczy. Wydawało się, że to lubisz.
– Może lubiłam, kiedyś. Ale teraz... teraz potrzebuję czegoś innego. Czasem mam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do waszych planów. Kimś, kto ma wszystko spiąć, żeby reszta mogła się dobrze bawić. Nie odpowiedziała od razu. Siedziałyśmy długo w milczeniu, patrząc na morze i ciemniejące niebo. W końcu powiedziała:
– Nie wiedziałam. Serio. Chyba żadna z nas nie wiedziała.
– Wiem. Ale też żadna nie zapytała.
Agnieszka skinęła głową. Może coś do niej dotarło. A może nie. Nie miałam już siły sprawdzać.
Karolina, 31 lat
Czytaj także:
- „Wakacje all inclusive z przyjaciółką były porażką. Zamiast apartamentu z basenem, dostałyśmy norę z karaluchami”
- „Wakacje z przyjaciółką to był horror. Okazała się skąpą, zmanierowaną dziewuchą. Ludzie wytykali nas palcami”
- „Na wakacje z chłopakiem zabrałam też przyjaciółkę ze złamanym sercem. Chwila nieuwagi i zamieniłyśmy się miejscami”