Reklama

Pierwszy raz w życiu opuszczałem Europę. Urlop w Tajlandii był moją podróżą marzeń. Moje trzydzieste urodziny miały być pretekstem do zobaczenia egzotycznych zakątków, które do tej pory znałem jedynie z książek i filmów. Przyjaciel Michał, który mieszkał w Bangkoku od kilku lat, przestrzegał mnie, bym był ostrożny, zwłaszcza na lotnisku. Myślałem, że tylko tak gada. Na lotnisku w Bangkoku spotkałem uprzejmego taksówkarza, którego szeroki uśmiech i spokojny głos przyciągnęły moją uwagę.

Reklama

Zaufałem oszustowi

Somchaia wyglądał jak ktoś, kto zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Z uśmiechem podszedł do mnie, przedstawiając się łamaną angielszczyzną, która brzmiała dziwnie przyjaźnie.

Czy potrzebujesz taksówki? – zapytał.

Skinąłem głową, wdzięczny, że nie muszę samodzielnie zmagać się z tłumem. W trakcie jazdy Somchai opowiadał mi o mieście, przekonując, że zna najlepsze miejsca i że mogę na nim polegać.

Bangkok to piękne miasto, ale musisz uważać na kieszonkowców – powiedział, na chwilę spoglądając w lusterko wsteczne, jakby chciał się upewnić, że słucham. – Mam specjalną skrytkę w samochodzie, gdzie możesz schować swoje pieniądze. Tak będzie bezpieczniej – zasugerował.

Walczyłem z podejrzliwością, ale jego głos i pewność siebie rozładowywały moje obawy. Czułem się nieswojo, ale z drugiej strony coś w jego zachowaniu uspokajało mnie. Somchai mówił dalej, żartując, że to miasto pełne jest sprytnych oszustów. W końcu zdecydowałem się zaufać mu, włożyłem kopertę z pieniędzmi do schowka w bagażniku. Uspokajałem się myślą, że przecież tylko głupiec byłby na tyle bezczelny, by oszukać turystę w tak otwarty sposób. Somchai rzucił mi jeszcze kilka żartów, co sprawiło, że poczułem się trochę lepiej, przekonany, że moje wcześniejsze obawy były przesadzone. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak błędna była moja ocena.

Byłem zdezorientowany

Podczas jazdy Somchai opowiadał mi o „bezpiecznym Bangkoku”, choć wspominał, że zawsze warto być czujnym. Jego opowieści o mieście były barwne i interesujące. W pewnym momencie spojrzał na mnie i powiedział:

Muszę na chwilę się zatrzymać. Może chciałbyś zrobić zdjęcie świątyni, którą mijamy? – zaproponował.

Podziękowałem mu za pomysł i wysiadłem z samochodu, by uchwycić piękno tego miejsca. Kiedy stałem na poboczu, podziwiając architekturę, zauważyłem, że Somchai nie wysiada z taksówki. Wciąż siedział za kierownicą, a silnik cicho pracował. Pomachałem mu ręką na znak, że wszystko w porządku, i obróciłem się, by zrobić zdjęcie. Gdy znów spojrzałem w kierunku taksówki, z przerażeniem zobaczyłem, jak pojazd powoli odjeżdża. Przez chwilę myślałem, że to żart, ale serce zaczęło mi bić mocniej. Zdezorientowany, zacząłem biec za samochodem, krzycząc i machając rękami. Somchai jednak nie reagował. Taksówka zniknęła za zakrętem, a ja stałem na ulicy, oszołomiony i bezradny.

Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. W głowie szukałem racjonalnych wyjaśnień: może Somchai musiał coś załatwić i zaraz wróci? Może źle zrozumiałem jego intencje? Niestety, wraz z upływem czasu zaczynała do mnie docierać brutalna rzeczywistość. Zostałem okradziony w biały dzień i czułem, jak narasta we mnie panika. Biegałem wzdłuż ulicy, rozglądając się desperacko, ale taksówka zniknęła bez śladu. Pozostałem sam, w obcym kraju, bez pieniędzy i dokumentów i z coraz większym poczuciem bezradności.

Wpadłem w pułapkę

Po kilkunastu minutach bezowocnych poszukiwań zdecydowałem się udać do hotelu, gdzie miałem się spotkać z Michałem. Byłem spocony, zdenerwowany i kompletnie oszołomiony całą sytuacją. Wszedłem do lobby, a recepcjonista spojrzał na mnie z lekkim zaniepokojeniem.

Czy wszystko w porządku? – zapytał młody Taj, zauważając moją roztrzęsioną postawę.

– Właśnie... nie jestem pewien. – odpowiedziałem. – Zostałem okradziony przez taksówkarza.

Gdy tylko usłyszał moją historię, recepcjonista skinął głową, jakby nie była to dla niego nowość.

To stary trik – powiedział spokojnie. – Zdarza się tu dość często. Jeśli samochód odjechał z pańskimi pieniędzmi, jest mało prawdopodobne, że go pan odzyska.

Słowa recepcjonisty tylko pogłębiały moje poczucie wstydu. Jak mogłem być tak naiwny? Czułem gniew na siebie, że mimo ostrzeżeń Michała wpadłem w pułapkę. Recepcjonista podał mi butelkę wody, dodając:

– Najlepiej będzie, jeśli zadzwoni pan do przyjaciela. Może uda się coś jeszcze zrobić.

Usiadłem na kanapie, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Michała, licząc, że będzie w stanie mi pomóc. Potrzebowałem jego wsparcia, choć wiedziałem, że moja łatwowierność i naiwność są całkowicie nie do obrony.

Czułem się bezradny

Michał pojawił się w hotelu w ciągu pół godziny.

– Jak to się stało? – zapytał, siadając obok mnie.

Z trudem powtórzyłem mu historię, a jego twarz zacisnęła się w wyrazie irytacji.

Mówiłem ci, żebyś nie ufał ludziom na lotnisku. To zawsze wygląda tak samo – mówił, próbując opanować emocje

Byłem zły na siebie, że tak łatwo dałem się nabrać, i mimo że Michał próbował mnie uspokoić, czułem, że to nie wystarcza.

– To nie tylko kwestia pieniędzy. To upokorzenie, że dałem się tak oszukać – wyrzuciłem z siebie, z trudem powstrzymując emocje.

Michał westchnął i poklepał mnie po ramieniu.

– Wiem, stary. To ciężka lekcja, ale przynajmniej teraz wiesz, że musisz być bardziej ostrożny. Pieniądze można zarobić, ale doświadczenie, które zdobywasz, jest bezcenne.

Choć jego słowa były pocieszające, nadal czułem się bezradny. Michał obiecał pomóc mi w miarę możliwości, co dawało mi pewien komfort, choć świadomość straty nie opuszczała mnie ani na chwilę.

Musiałem wyciągnąć wnioski

Po rozmowie z Michałem wyszedłem z hotelu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza i zebrać myśli. Spacerując po ulicach Bangkoku, starałem się zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Wiedziałem, że muszę to przemyśleć i dojść do jakiegoś wniosku. Jak mogłem być tak łatwowierny? Czułem się oszukany przez swoją własną otwartość i dobre intencje. Gdy przechadzałem się po wąskich uliczkach, w mojej głowie powracały słowa Somchaia o „bezpieczeństwie”. Teraz wydawały się one gorzką ironią. Każdy mijający mnie uśmiechnięty Taj wydawał się być częścią jakiejś nieznanej mi gry, jakby cały Bangkok śmiał się z mojej naiwności.

Ostatecznie jednak doszedłem do wniosku, że muszę zaakceptować to doświadczenie i potraktować je jako cenną lekcję. Nie mogłem pozwolić, by jedno oszustwo zrujnowało mój urlop. Wiedziałem, że teraz będę bardziej czujny i zdystansowany wobec ludzi, ale też bardziej świadomy swojej własnej podatności na oszustwa. Z tym postanowieniem wróciłem do hotelu, gotowy stawić czoła reszcie mojej podróży. Choć portfel był teraz pusty, zyskałem coś cenniejszego – wiedzę i dystans do samego siebie. Byłem gotów zacząć podróż od nowa, z głową pełną nowych wniosków.

Stałem się innym człowiekiem

Siedziałem z Michałem na hotelowym tarasie, wpatrując się w zapadający nad Bangkokiem zmrok. Powietrze było gęste od wilgoci, a miasto tętniło życiem. Michał, w swoim stylu, rzucił:

Witamy w Azji, stary.

Uśmiechnąłem się słabo, ale czułem, że te słowa mają głębsze znaczenie. Choć zaczęło się od trudnej lekcji, wiedziałem, że jestem na dobrej drodze. Straciłem pieniądze, ale zyskałem coś ważniejszego – brutalną lekcję pokory i świadomości, że w każdej sytuacji muszę być ostrożniejszy. Podczas gdy Michał opowiadał mi o swoich pierwszych dniach w Bangkoku, poczułem, że to, co mnie spotkało, było nieuniknionym elementem procesu adaptacji do nowego środowiska. Michał też przeżył swoje trudności, ale każda z nich przyczyniła się do jego rozwoju.

Ważne, że jesteś cały i zdrowy – powiedział Michał, przyglądając się mi badawczo. – To, co się stało, nie definiuje całej podróży. Możesz to odwrócić na swoją korzyść.

Jego słowa dodały mi otuchy. Wiedziałem, że muszę spojrzeć na ten incydent jak na punkt wyjścia. Choć czułem się upokorzony, postanowiłem, że jedno negatywne doświadczenie nie zdominuje reszty mojej podróży. Z każdym dniem spędzonym w Bangkoku, coraz bardziej otwierałem się na nowe doświadczenia, choć z większą ostrożnością niż wcześniej. Wiedziałem, że muszę przepracować swoje emocje i pozwolić sobie na naukę płynącą z błędów. To, co się wydarzyło, stało się częścią mojej podróży i częścią mnie. Wkrótce, zamiast obaw, poczułem wdzięczność. Zdecydowałem, że opuszczę Tajlandię z nowym spojrzeniem na świat i nową mądrością, gotowy na kolejne wyzwania, które przyniesie życie.

Andrzej, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama