„Na wakacjach zrozumiałam, że więcej nas dzieli niż łączy. Ja byłam żądna przygód, a mój luby myślał tylko o leżaku”
„Na lotnisku trzymaliśmy się za ręce. W samolocie przytuliłam się do niego i zasnęłam z uśmiechem. Jeszcze wtedy wierzyłam, że ten wyjazd coś naprawi. Że tylko potrzebujemy przerwy od codzienności. Ale tam, wśród kolorowych uliczek, zapachu przypraw i dźwięku obcego języka, zrozumiałam, że tak naprawdę jesteśmy już bardzo, bardzo daleko od siebie”.

- Redakcja
Od dwóch lat jestem w związku z Kamilem. Mieszkamy razem w Warszawie, w dwupokojowym mieszkaniu na Mokotowie, wynajmowanym od znajomego jego mamy. Na pierwszy rzut oka nasze życie wygląda jak z katalogu: wspólne śniadania w niedzielę, rowery w piwnicy, piesek rasy „adoptowany kundel”. Znajomi mówili o nas „idealna para”, a ja przez długi czas myślałam, że tak właśnie jest. Ale coś we mnie zaczęło się kruszyć.
Kamil pracuje w IT, zdalnie. Ja w agencji reklamowej, często wracam późno, w głowie pełno briefów i deadline’ów. Mimo tego wieczorami razem oglądaliśmy seriale, zamawialiśmy sushi, rozmawialiśmy... choć ostatnio coraz mniej. Może właśnie dlatego ten wyjazd wydał mi się tak potrzebny – myślałam, że wspólny urlop nas zbliży. Marzyłam o zwiedzaniu, smakowaniu nowego miejsca, rozmowach przy lokalnym winie na placu jakiegoś uroczego miasteczka. Kamil marzył o leżaku. I spokoju.
Pojawiły się pierwsze nieporozumienia już przy planowaniu. „Po co rezerwować bilety do muzeum z góry?”, pytał. A ja skrupulatnie układałam plan zwiedzania na każdy dzień. Ale tłumaczyłam sobie, że przecież różnice są normalne. Że dogadamy się na miejscu. Na lotnisku trzymaliśmy się za ręce. W samolocie przytuliłam się do niego i zasnęłam z uśmiechem. Jeszcze wtedy wierzyłam, że ten wyjazd coś naprawi. Że tylko potrzebujemy przerwy od codzienności. Ale tam, wśród kolorowych uliczek, zapachu przypraw i dźwięku obcego języka, zrozumiałam, że tak naprawdę jesteśmy już bardzo, bardzo daleko od siebie.
Plaża czy stare miasto?
– Naprawdę chcesz siedzieć w hotelu, mając całe miasto pod nosem? – zapytałam go, stojąc już w sandałach, z przewodnikiem w dłoni i torbą na ramię.
Kamil leżał rozłożony na łóżku, w samych kąpielówkach.
– A co w tym złego? Chcę odpocząć. Ty zawsze musisz coś robić.
– Bo to są wakacje! A nie emeryckie sanatorium! – podniosłam głos. – Jesteśmy w jednej z najpiękniejszych części południowej Europy, a ty serio wolisz telewizję po włosku i plastikowy leżak?!
Wzruszył ramionami i sięgnął po pilota.
– Nie przesadzaj. Mamy tydzień. Pójdziemy gdzieś jutro.
Jutro. Jutro. Wszystko zawsze było „jutro”. Już czułam, jak to się skończy – siedzeniem na balkonie i kłótniami, co zjeść na kolację.
– Dobrze. To ja idę sama – rzuciłam sucho.
– Znowu robisz aferę z niczego.
Zignorowałam to. Wyszłam, trzaskając drzwiami mocniej, niż zamierzałam. Szłam brukowaną uliczką wśród zapachu bazylii i wywieszonego prania. Stare miasto było bajkowe. Kolorowe okiennice, leniwe koty na murkach, dzieci grające w piłkę między domami. A ja – sama. Ze łzami w oczach. Czułam się gorzej niż samotna. Czułam się ignorowana. Jakby moje potrzeby były fanaberią. Wiedziałam, że mamy różne temperamenty, ale pierwszy raz naprawdę poczułam, że jesteśmy jak dwa różne światy. Jakbyśmy się nigdy tak naprawdę nie poznali.
Każdy robi, co chce?
Wróciłam późnym wieczorem. Nogi bolały mnie od chodzenia, ale głowa była pełna obrazów – maleńkich galerii, staruszka sprzedającego ręcznie robione wachlarze, kawiarenek, w których pachniało cytryną i kawą. Usiadłam na chwilę przy fontannie na rynku. Patrzyłam, jak ludzie rozmawiają, śmieją się, całują. I pomyślałam, że to wszystko miałam robić z Kamilem. A przeżywałam sama. W hotelowym pokoju światło było zgaszone, ale Kamil nie spał. Leżał w łóżku z rękami skrzyżowanymi na piersi, wpatrzony w sufit.
– To tak teraz będzie? Każdy robi, co chce? – zapytał bez cienia emocji.
– A co miałam robić? Leżeć przy tobie i się nudzić?
– Można było pójść na kompromis.
– Czyli robić tylko to, co ty chcesz? – wypaliłam. – Bo umówmy się, Kamil. Twój „kompromis” to: ty leżysz, ja rezygnuję.
– Beata, nie dramatyzuj.
– Nie dramatyzuję. Po prostu chcę czegoś więcej niż hotelowy koc i drink z plastiku!
Chciałam, żeby zrozumiał, że chodzi o coś więcej niż o jeden dzień. O to, że od dawna czuję się przy nim jak obca. Jak kobieta, której obecność mu nie przeszkadza, dopóki nie wymaga zbyt wiele. Nie odpowiedział. Odwrócił się plecami. Położyłam się obok, ale spałam w ubraniach, bokiem, z myślą, że jesteśmy bliżej końca niż jakiegokolwiek kompromisu.
Nie da się z nią już być
Nie spałam prawie całą noc. Rano, kiedy Kamil wstał po wodę, udawałam, że śpię. Jednocześnie słyszałam, jak rozmawia na balkonie przez telefon.
– Nie, stary, serio... Mam dość. Wszystko jej nie pasuje. Ja chcę spokoju, a ona biega jak wariatka po mieście. Może to po prostu nie to - mówił.
Serce mi waliło. Czułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł wody. Gdy wrócił do środka, siedziałam już na łóżku.
– Może to po prostu nie to? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Podsłuchiwałaś?
– Nie musiałam. Mówisz o mnie, jakbyś się już spakował i tylko czekał, aż recepcja odda ci kaucję.
– Beata…
– Nie. Nie „Beata”. Powiedz mi wprost. To już koniec?
Westchnął. Przez chwilę myślałam, że się popłacze. Ale nie. Pokręcił głową, wziął głęboki oddech.
– Ja nie wiem, czy my jeszcze do siebie pasujemy. Od dawna mam wrażenie, że wszystko cię we mnie drażni. A ja… czuję się, jakbyś mnie ciągle testowała. Jakbyś czekała, aż nie spełnię twoich oczekiwań.
Te słowa bolały bardziej niż jakiekolwiek „koniec”. Bo brzmiały, jakby już przestał walczyć.
Przypadkowa rozmowa w kawiarni
Wyszłam z hotelu bez słowa. Nie wiedziałam, gdzie iść, ale wiedziałam, że nie mogę zostać. Przez kilka godzin błąkałam się po mieście. Wpatrzona w ludzi, w witryny, w fontanny. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił dziurę. Głód ściskał mi żołądek, ale nie byłam w stanie nic przełknąć. Usiadłam w jakiejś małej kawiarni. Przy stoliku obok siedziała starsza para, z którą czasami mijaliśmy się w hotelu – on trzymał ją za rękę, ona czytała przewodnik. Rozmawiali półgłosem, uśmiechali się do siebie. Nagle kobieta zwróciła się do mnie:
– Pani też tu na miesiąc miodowy?
Uśmiechnęłam się smutno.
– Nie… My się chyba właśnie rozchodzimy.
Zrobiło się niezręcznie, ale ona nie uciekła wzrokiem. Pochyliła się nieco.
– Czasem trzeba się pogubić, żeby odnaleźć siebie. Ja też miałam taki czas. Mój pierwszy mąż... – urwała, a mężczyzna uśmiechnął się lekko i ścisnął jej dłoń. – Ale teraz jestem szczęśliwa. I wiem, że szczęście nie zawsze przychodzi z tym, z kim myślałaś, że je zbudujesz.
Podziękowałam jej i odeszłam z tą jedną myślą: że przez ostatnie dwa lata tak bardzo chciałam być „z kimś”, że kompletnie zapomniałam, jak to jest być „sobą”.
Walizka już spakowana
Wróciłam do hotelu późnym wieczorem. Kamil siedział na balkonie, wpatrzony w rozgwieżdżone niebo. Nie zapytał, gdzie byłam. Ja nie zapytałam, czy na mnie czekał. Usiadłam naprzeciwko niego. Przez chwilę milczeliśmy, słuchając tylko cykad i odległego gwaru miasta.
– Beata… – zaczął, ale przerwałam mu ruchem dłoni.
– Ja wiem. I ty też wiesz. Nie jesteśmy dla siebie. I oboje to wiemy.
Patrzył na mnie długo. Smutno, ale spokojnie.
– Może kiedyś byliśmy… ale teraz? Już nie – przyznał.
Skinęłam głową.
– Dziękuję za to, co było. Naprawdę. Ale ja chcę czegoś innego. Chcę życia, które będzie moje, nie czyimś kompromisem.
Nie kłóciliśmy się. Nie było dramatów. Byliśmy zmęczeni – tym, że nie umiemy się spotkać gdzieś pośrodku, że próbujemy się na siłę dopasować, jak puzzle z różnych pudełek. Spakowałam się w milczeniu. On tylko pomógł mi zamknąć walizkę. Poprosiłam, żebyśmy wrócili do Polski osobno. Zgodził się bez słowa. Nie płakałam. Może dlatego, że płakałam już tyle razy wcześniej. A może dlatego, że pierwszy raz od dawna czułam, że robię coś naprawdę dobrego dla siebie.
Beata, 28 lat
Czytaj także:
- „Urlop w Chorwacji stał się tanim melodramatem. Było pięknie do czasu, gdy w kieszeni męża znalazłam dowód zdrady”
- „Na wakacjach bez narzeczonego miałam odkrywać uroki Grecji. Prawdziwym odkryciem był dla mnie jednak Adonis z wyspy”
- „Zafundowałam chłopakowi na wakacje marzeń w Grecji. Czekałam na pierścionek, a dostałam zimny prysznic”