Reklama

Dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam, zaparzyłam kawę i spojrzałam przez okno na osiedle skąpane w szarości poranka. Marek, jak zawsze, wyszedł wcześnie, nawet nie zauważyłam, kiedy zamknął za sobą drzwi. Natalia pewnie przewracała się na drugi bok w akademiku, daleko stąd. W mieszkaniu panowała znajoma cisza – ta, do której zdążyłam się przyzwyczaić, choć nigdy jej nie polubiłam.

Reklama

Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Nie spodziewałam się nikogo. Może kurier? Sąsiadka? Otworzyłam i zamarłam. Na wycieraczce leżał bukiet czerwonych róż. Idealnych, świeżych, związanych czerwoną wstążką.

Serce zabiło mi mocniej. Wzięłam kwiaty do rąk, przyłożyłam nos do płatków. Pachniały intensywnie, aż zakręciło mi się w głowie. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nikogo nie było.

– Może to Marek? – mruknęłam, choć sama nie wierzyłam w te słowa.

Mój mąż nie dawał mi kwiatów. Nie od lat. Ale przecież za raz Walentynki, więc może?

Mąż był zdziwiony

Weszłam do mieszkania i postawiłam bukiet na stole. Przez chwilę tylko na niego patrzyłam, jakby same kwiaty mogły mi powiedzieć, od kogo pochodzą. W głowie kotłowały mi się myśli. Czy to możliwe, że Marek w końcu się przełamał i postanowił mnie zaskoczyć? Nie pasowało mi to do niego. Ostatni raz dostałam od niego kwiaty… tak dawno temu, że nawet nie pamiętam kiedy.

Kiedy wrócił z pracy, czekałam na niego w kuchni.

– Marek, czy ty mi dzisiaj coś wysłałeś? – zapytałam, starając się brzmieć naturalnie.

Spojrzał na mnie zdziwiony, a potem przeniósł wzrok na róże.

– Kwiaty? – zmarszczył czoło. – Chyba żartujesz.

No tak. Nawet się nie uśmiechnął. Nawet przez chwilę nie udawał, że to on.

– Na pewno? Zbliżają się Walentynki... – rzuciłam, żeby nie zdradzić, jak głupio się czuję.

To nie ode mnie – odpowiedział obojętnie i wyjął z lodówki wodę.

I tyle. Koniec rozmowy. Koniec tematu. Wzięłam kieliszek wina i wróciłam do salonu. Czułam coś dziwnego, coś, czego nie potrafiłam nazwać. Podekscytowanie? Niepokój? Może jedno i drugie.

Byłam zaintrygowana

Następnego dnia w skrzynce czekała na mnie koperta. Elegancka, kremowa, bez nadawcy. Rozdarłam ją nerwowo i wyjęłam list.

"Alicjo, czy myślisz o mnie czasem tak, jak ja myślę o Tobie?"

Serce zaczęło mi bić szybciej. Ktoś mnie znał. Ktoś wiedział, kim jestem. I nie był to Marek.

Trzymałam kopertę w drżących dłoniach. Litery na papierze wydawały się tak nierealne, jakby były częścią scenariusza, a nie mojego życia. "Czy myślisz o mnie tak, jak ja myślę o Tobie?" – czytałam to zdanie raz za razem, próbując nadać mu sens. Ktoś do mnie napisał. Ktoś, kto znał mnie dobrze.

Schowałam list do torebki i weszłam do mieszkania. Czułam się, jakbym zrobiła coś złego, chociaż przecież nie miałam żadnych tajemnic. To tylko kwiaty i anonimowy list. A jednak, gdy zobaczyłam Marka w salonie, ścisk w żołądku się nasilił.

– Coś się stało? – zapytał, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.

– Nie, wszystko w porządku – skłamałam odruchowo.

Wieczorem, gdy Marek zasnął, usiadłam na łóżku i wyjęłam list. Charakter pisma był znajomy, choć nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. W głowie zaczęły pojawiać się obrazy z przeszłości. Adam. Serce ścisnęło mi się na samo wspomnienie. Moja pierwsza miłość. Chłopak, który zniknął bez słowa dwadzieścia pięć lat temu. To nie mógł być on. A może jednak? Chwyciłam telefon i zaczęłam szukać jego nazwiska w Internecie. Nic. Jakby Adam nigdy nie istniał. Ale jeśli to on, jeśli wrócił… czego ode mnie chce? Mój świat, przez lata poukładany, nagle zaczął się chwiać.

Dostałam SMS-a

Mijały dni, a ja nie mogłam wyrzucić listu z głowy. Z każdym kolejnym porankiem czułam narastające napięcie – jakby ktoś obserwował mnie z ukrycia, jakbym stała się bohaterką historii, nad którą nie miałam kontroli. Kim był nadawca? Dlaczego się nie ujawniał?

Pewnego wieczoru siedziałam w salonie, wpatrując się w ekran telewizora, ale nie byłam w stanie skupić się na filmie. Marek zasnął na kanapie, a ja czułam, że nie pasuję do tej sceny. Jakby moje życie nagle przestało być moje. Wtedy telefon zawibrował. Nieznany numer.

"Alicjo, czy myślałaś o mnie?"

Zamarłam. Serce waliło mi w piersi, ręce lekko drżały, gdy przewijałam ekran.

"Kim jesteś?" – odpisałam.

"Kimś, kto nigdy o Tobie nie zapomniał."

Patrzyłam na te słowa, a świat wokół mnie przestawał istnieć. To musiał być Adam. Wspomnienia wróciły z siłą huraganu. Nasze rozmowy, spacery, pierwsze pocałunki. I dzień, w którym Adam po prostu zniknął. Bez słowa, bez wyjaśnień. A teraz wrócił. I chciał, żebym to pamiętała.

Zaproponował spotkanie

Nie odpisałam od razu. Nie mogłam. Wpatrywałam się w ekran telefonu, próbując zapanować nad chaosem w głowie. Serce waliło mi jak oszalałe, a oddech miałam płytki, jakbym właśnie zrobiła coś niewybaczalnego.

"Nigdy o Tobie nie zapomniałem."

Te słowa mnie uwierały. A ja? Czy ja zapomniałam o Adamie? Nie. Przez lata spychałam go w najdalsze zakamarki pamięci, ale wystarczyło kilka słów, by wszystko wróciło. Telefon zawibrował ponownie.

"Spotkajmy się."

Poczułam ucisk w żołądku. Spotkanie. To słowo miało w sobie coś niebezpiecznego. Jeśli się zgodzę, przekroczę granicę, za którą nie będzie już powrotu do dawnego życia.

"Kiedy?" – odpisałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.

"Jutro. 18:00. Kawiarnia na rogu. Będę czekał."

Nie mogłam zasnąć tej nocy. Marek leżał obok mnie, spokojny, nieświadomy. A ja czułam, że robię coś złego. Ale mimo to następnego dnia ubrałam się staranniej niż zwykle. Delikatny makijaż, sukienka, którą rzadko nosiłam.

Weszłam do kawiarni, rozglądając się nerwowo. Siedział przy oknie. Czas się nad nim nie zlitował, ale nadal to był on. Te same oczy, ten sam uśmiech, który kiedyś znałam na pamięć.

– Alicja – powiedział cicho.

Poczułam, jak wszystko wraca.

Byłam spięta

Przez chwilę po prostu na siebie patrzyliśmy. Dwadzieścia pięć lat. Ćwierć wieku. Tyle czasu zajęło mu, żeby wrócić, żeby znów powiedzieć moje imię.

– Usiądziesz? – zapytał Adam, wskazując krzesło naprzeciwko.

Miał lekko zachrypnięty głos, jakby był spięty. Ja też byłam.

Usiadłam powoli, ostrożnie odkładając torebkę na kolana, jakbym potrzebowała czegoś, czego mogłabym się trzymać. Kelner przyniósł kawę, ale nie dotknęłam filiżanki. Nie chciałam kawy. Chciałam odpowiedzi.

– Dlaczego teraz? – zapytałam w końcu.

Adam spuścił wzrok. Przez dłuższą chwilę milczał, jakby nie wiedział, od czego zacząć.

– Alicja, ja… – westchnął ciężko. – Nie mogłem wtedy zostać. Musiałem zniknąć.

– To za mało – powiedziałam cicho, a on pokiwał głową.

– Wiem. – Przetarł dłonią twarz. – Wpakowałem się w coś, w co nigdy nie powinienem. Miałem długi. Poważne. Kiedy zrozumiałem, że ludzie, którym jestem winien pieniądze, mogą skrzywdzić nie tylko mnie, ale też ciebie… musiałem odejść.

Zamarłam. To nie była historia, której się spodziewałam.

– Bałem się, że jeśli zostanę, to ty zapłacisz za moje błędy – dodał szeptem. – Czy zrozumiesz, jeśli powiem, że zrobiłem to z miłości?

Miałam mętlik w głowie

Poczułam, jak coś ściska mnie w środku. Nie wiedziałam, co czuję. Złość? Smutek? Ulgę?

– A teraz? Dlaczego wróciłeś?

Adam podniósł na mnie wzrok i przez chwilę patrzył, jakbym była jedyną osobą na świecie.

– Bo wciąż cię kocham. I chcę wiedzieć, czy ty… czy kiedykolwiek przestałaś myśleć o mnie.

Zabrakło mi tchu. To było pytanie, którego się bałam najbardziej. Siedziałam naprzeciwko Adama, czując, jak wszystko we mnie wiruje. Nie odpowiedziałam od razu. Bo prawda była niebezpieczna. Przez lata wmawiałam sobie, że Adam to przeszłość. Że jego zniknięcie mnie nie złamało. Że jestem szczęśliwa z Markiem. Ale teraz, gdy siedział przede mną, czułam coś, co powinno było dawno umrzeć.

– Alicja…? – Adam nachylił się lekko, jakby bał się usłyszeć prawdę.

– Nie wiem – wyszeptałam. – Nie wiem, co czuję.

To nie była odpowiedź, na jaką liczył. Spuścił wzrok, zaciskając dłonie.

– Rozumiem – powiedział w końcu. – Nie przyszedłem, żeby burzyć twoje życie. Chciałem tylko wiedzieć, czy… czy jest jeszcze cokolwiek.

Patrzyłam na niego długo. Było. Coś wciąż istniało. Ale czy wystarczająco dużo, żeby rzucić wszystko? Żeby zburzyć dom, który zbudowałam z Markiem?

Wróciłam do mieszkania późno. Marek siedział na kanapie, czytał gazetę, nawet na mnie nie spojrzał. Był. Po prostu był. W lustrze zobaczyłam kobietę, która kiedyś kochała do utraty tchu, a teraz stała na rozdrożu. Następnego dnia rano sięgnęłam po telefon i zablokowałam numer Adama.

Reklama

Alicja, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama