„Na walentynki dostałam od męża bukiet z 13 żółtych tulipanów. Choć zaprzeczał, dobrze wiedziałam, co to oznacza”
„Nie mogłam przestać o tym myśleć. Żółte tulipany, trzynaście sztuk, jego zawahanie. Zbyt wiele drobnych rzeczy zaczęło układać się w całość. Tomasz zawsze był ostrożny. Telefon miał na blokadę, ale nigdy wcześniej nie chował go tak skrupulatnie”.

- Redakcja
Dzwonek do drzwi zadźwięczał w chwili, gdy stawiałam czajnik na gazie. Nie spodziewałam się nikogo, więc podeszłam ostrożnie, spoglądając przez wizjer. Kurier.
– Dzień dobry, przesyłka dla pani Anny – mężczyzna uśmiechnął się i podał mi duży bukiet owinięty w elegancki papier.
Podziękowałam i zamknęłam drzwi. Pachniały intensywnie, choć zupełnie nie jak te, które Tomasz zwykle mi kupował. Zerwałam papier i poczułam, jak ściska mi się żołądek. Żółte tulipany. Trzynaście.
Od lat na Walentynki dostawałam od niego czerwone tulipany. Mówił, że są klasyczne, romantyczne, że pasują do mnie. A teraz żółte. Żółte jak ostrzeżenie, jak zazdrość, jak zdrada. I trzynaście – liczba, którą zawsze uważałam za pechową. Czy naprawdę mógł nie wiedzieć? A może wiedział aż za dobrze? Nagle w mojej głowie zaczęły układać się niepokojące obrazy – częste nadgodziny, ukradkowe zerkanie na telefon, jego zdystansowanie. To tylko bukiet czy coś więcej?
Nie zamierzałam milczeć
Kiedy usłyszałam, że Tomasz przekręca klucz w zamku, siedziałam już przy stole, bawiąc się płatkiem jednej z róż. Bukiet stał między nami, jak dowód w sprawie, której jeszcze nie odważyłam się otwarcie oskarżyć.
– Dostałaś? – zapytał z uśmiechem, zdejmując płaszcz.
– Tak – odpowiedziałam, nie patrząc na niego. – Żółte.
Zawahał się. Ledwo zauważalnie, ale jednak.
– Pomyślałem, że… no wiesz, coś innego.
– Coś innego? – Uniosłam brew, starając się brzmieć lekko, choć w środku wrzałam. – Zawsze kupowałeś czerwone.
– No i co z tego? – Zaśmiał się nerwowo, podchodząc do stołu. – Chciałem być oryginalny.
– Oryginalny. – Powtórzyłam, obracając w palcach kartkę z lakonicznym „Kocham cię”. – Wiesz, że żółte kwiaty oznaczają zdradę?
Tomasz zastygł na ułamek sekundy, po czym wzruszył ramionami.
– Naprawdę? Nie miałem pojęcia.
To jedno zdanie sprawiło, że poczułam lodowaty ucisk w żołądku. Tomasz zawsze zwracał uwagę na detale. Wiedział, że jestem przesądna, pamiętał, jak nie lubię trzynastki. A jednak wybrał właśnie taki bukiet. Uśmiechnęłam się, jakbym dawała mu szansę na wyjaśnienia.
– Na pewno?
Zrobiłam się podejrzliwa
Nie mogłam przestać o tym myśleć. Żółte tulipany, trzynaście sztuk, jego zawahanie. Zbyt wiele drobnych rzeczy zaczęło układać się w całość.
Tomasz zawsze był ostrożny. Telefon miał na blokadę, ale nigdy wcześniej nie chował go tak skrupulatnie. W ostatnich tygodniach częściej zostawał w pracy, choć nigdy nie mówił dokładnie, nad czym tak pilnie siedzi. Zaczął też jakoś inaczej się ubierać.
Tego wieczoru czekałam, aż zaśnie. Jego oddech zwolnił, a dłoń, którą zawsze trzymał na kołdrze, opadła bezwładnie. Wstałam ostrożnie i podeszłam do jego marynarki zwieszonej na krześle. W kieszeni wyczułam coś papierowego. Paragon.
Zamarłam. Restauracja, którą dobrze znałam, ale nigdy w niej razem nie byliśmy. Data sprzed kilku dni – wtedy miał być na firmowej kolacji w taniej knajpce. Dwa dania, deser, wino.
Serce mi waliło, ale starałam się oddychać spokojnie. Schowałam paragon na miejsce i wróciłam do łóżka. Patrzyłam w sufit, czując, jak coś we mnie pęka. Jeśli kłamał w tej jednej rzeczy, ile jeszcze było kłamstw, których nie zauważyłam?
A jednak miał kogoś
Kolejnego dnia czułam się jak detektyw we własnym domu. Obserwowałam Tomasza, jego drobne gesty, sposób, w jaki odpowiadał na moje pytania. Był nerwowy. Może nawet bardziej niż zwykle.
Wieczorem, kiedy wszedł pod prysznic, na stoliku nocnym zostawił telefon. Zwykle miał go przy sobie, a teraz leżał tam, na wyciągnięcie ręki. To była chwila. Tylko spojrzeć. Ekran rozświetlił się, gdy dotknęłam go opuszkami palców. Wiadomość. Nieznany numer. Serce mi zamarło.
„Było cudownie. Kiedy się znowu zobaczymy?”
Zrobiło mi się zimno. Chwilę później ekran zablokował się ponownie, jakby chciał ukryć przede mną prawdę, której i tak już nie mogłam cofnąć. Telefon wypadł mi z rąk na materac, a ja sama osunęłam się na łóżko. To nie były moje paranoje. Nie było nadinterpretacji. Ktoś inny pisał do mojego męża. Drzwi łazienki się uchyliły, a Tomasz wyszedł, przecierając włosy ręcznikiem. Znieruchomiał, gdy zobaczył moją twarz.
– Kim jest Natalia? – zapytałam, a mój głos brzmiał obco, jakby należał do kogoś innego.
Spojrzał na mnie, potem na telefon. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Wiedziałam już wszystko.
Byłam w szoku
Tomasz milczał. Siedział na skraju łóżka, lekko pochylony, z twarzą ukrytą w dłoniach. Wciąż miał mokre włosy po prysznicu. Jego telefon leżał między nami na pościeli – ten sam, który zdradził go w jednej sekundzie.
Nie miałam siły pytać go o cokolwiek więcej. Nie musiał nic mówić, wszystko było jasne. Natalia nie była pomyłką, chwilową słabością. Nie pisałaby do niego tak, gdyby to była jednorazowa historia.
– Jak długo? – odezwałam się w końcu.
Podniósł głowę. Przez moment myślałam, że znów spróbuje kłamać. Ale nie. Westchnął ciężko, zacisnął palce na karku.
– Kilka miesięcy.
„Kłamiesz” – pomyślałam odruchowo. Ale nie miałam siły wyciągać z niego więcej. Kilka miesięcy czy rok – jaka to różnica?
Nie krzyczałam. Nie płakałam. Chciałam wyjść, po prostu wyjść i nie wracać.
– Ania… – Tomasz podniósł się gwałtownie. – Nie idź jeszcze.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam coś dziwnego w jego oczach. Strach? Żal? A może bał się samotności bardziej niż utraty mnie? Nie odpowiedziałam. Wzięłam kluczyki i wyszłam, trzaskając drzwiami.
To nas złamało
Wróciłam do mieszkania dopiero nad ranem. W środku panowała cisza. Tomasz nie spał w sypialni – jego strona łóżka była nietknięta. W salonie zastałam go siedzącego w półmroku, z pustą szklanką w dłoni. Nie spojrzał na mnie, gdy weszłam.
– Myślałem, że już nie wrócisz – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. To, że zdradził? Że kłamał? Że cały ten czas myślałam, że mamy problemy jak każda para, a on po prostu miał inną kobietę?
Przeszłam do kuchni i nalałam sobie wody. Moje ręce drżały.
– Nie chciałem, żeby tak to się skończyło – dodał.
– Ale się skończyło. – Wypiłam łyk, patrząc na niego z drugiego końca pokoju. – Masz kogoś, Tomasz. Od miesięcy. Nie próbuj teraz odgrywać skruszonego męża.
Przetarł twarz dłońmi. Był zmęczony. Nie wiedziałam, czy dlatego, że właśnie wszystko się wydało, czy dlatego, że w końcu musiał się przyznać.
– Co teraz? – zapytał, w końcu na mnie spoglądając.
To było dobre pytanie. Nie miałam gotowej odpowiedzi. Jeszcze kilka godzin temu myślałam, że mój świat się zawalił. A teraz czułam jedynie pustkę. Spojrzałam na tulipany.
– Teraz muszę się zastanowić, czy jeszcze jest coś, co warto ratować.
Zostałam sama
Dwa dni później Tomasz się wyprowadził. Nie było wielkich kłótni ani dramatycznych scen. Spakował walizkę, zabrał kilka rzeczy i wyszedł. Klucze zostawił na stole w kuchni, obok zwiędłego bukietu, który wciąż stał w wazonie. Przez kilka godzin siedziałam na kanapie, wpatrując się w drzwi. Czekałam na jakąś reakcję – łzy, złość, ulgę. Nic nie czułam. Może tylko pustkę, która powoli stawała się znajoma. Natalia dzwoniła do niego, gdy wynosił torbę. Widziałam, jak odrzuca połączenie, zaciska szczękę. Czy tego chciał? Czy żałował? To nie miało już znaczenia.
Wieczorem wyrzuciłam kwiaty. Długo patrzyłam, jak spadają do śmietnika, płatki osuwają się cicho na dno. Trzynaście żółtych tulipanów. Teraz wiedziałam, że były pożegnaniem. Tylko Tomasz nie miał odwagi powiedzieć tego wprost.
Anna, 39 lat