„Mieliśmy weselić się na góralskim weselu, ale narzeczony osiągnął szczyty hipokryzji. Już nigdy nie spojrzę mu w oczy”
„Zza jej pleców dobiegł mnie znajomy, melodyjny śmiech. Odwróciłam się i wtedy ją zobaczyłam. Kasia. Wysoka, opalona, z burzą rudych włosów spiętych niedbale klamrą. Miała na sobie granatową sukienkę, zbyt swobodną. Podeszła z szerokim uśmiechem, nie zwracając na mnie większej uwagi”.

- Redakcja
Nigdy wcześniej nie byłam w tych stronach. Michał prowadził, ja patrzyłam przez szybę na krętą drogę między wzgórzami i wmawiałam sobie, że wszystko będzie dobrze. To tylko wesele jego kuzyna. Tylko weekend z jego rodziną. Tylko kilka dni udawania, że pasuję. A jednak w żołądku ściskało mnie coś znajomego – lęk. Michał niewiele mówił o swojej przeszłości. O „tamtych dziewczynach”. O tej jednej w szczególności. Kasia. Gdy wspomniałam o jego dzieciństwie w górach, nagle zamilkł. Pomyślałam, że to tylko zmęczenie. Ale nie był już obecny. Już tam był.
Czułam się jak mebel
Zatrzymaliśmy się na parkingu przed pensjonatem, gdzie miała nocować większość gości weselnych. Michał wysiadł pierwszy, przeciągnął się i z ulgą powiedział:
– No, jesteśmy. Góry jak z obrazka, nie?
Uśmiechnęłam się, choć serce biło mi szybciej. Już za chwilę miałam wejść do świata jego wspomnień. Tam, gdzie wszyscy znają się od dziecka, a ja jestem tylko tą „nową”. W holu pachniało drewnem i ciastem. Michał przywitał się z ciotką Basią – wysoką, chudą kobietą w perłowym swetrze – która od razu mnie zmierzyła wzrokiem i rzuciła:
– O, to ty jesteś tą jego narzeczoną? No, no, ładna dziewczyna. A czym się zajmujesz?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zza jej pleców dobiegł mnie znajomy, melodyjny śmiech. Odwróciłam się i wtedy ją zobaczyłam. Kasia. Wysoka, opalona, z burzą rudych włosów spiętych niedbale klamrą. Podeszła z szerokim uśmiechem, nie zwracając na mnie większej uwagi.
– Michał! – rzuciła i bez skrępowania rzuciła mu się na szyję. – No nie wierzę, że cię widzę!
– Hej, Kasiu – odpowiedział cicho, odwzajemniając uścisk.
– To ile to lat? Dziesięć?
– Osiem chyba – odparł, uśmiechając się. – Poznaj, to Anka.
– Cześć – rzuciła szybko, nawet nie patrząc mi w oczy.
Stałam obok jak mebel. Obserwowałam ich, jak się śmieją, jak kończą zdania za siebie. A ja? Miałam wrażenie, że jestem statystką w filmie o ich wspólnym dzieciństwie. I już wtedy poczułam się zbędna.
Próbowałam się uśmiechać
Parkiet uginał się pod stopami tańczących gości. Wesele rozkręcało się szybko – jakby każdy chciał jak najprędzej zapomnieć o garniturze i pończochach, i po prostu rzucić się w wir zabawy. Siedziałam przy stole między wujkiem, który opowiadał anegdoty o dzikach, a kuzynką Michała, która właśnie planowała drugie dziecko. Próbowałam się uśmiechać. Próbowałam być obecna. Ale co chwilę mój wzrok wędrował tam, gdzie Michał – i ona. Kasia. Tańczyła z jakimś znajomym, ale to nie miało znaczenia. Bo patrzyła tylko na Michała. A on – raz po raz – odwzajemniał to spojrzenie. Krótkie uśmiechy, które mieli tylko dla siebie. Gdyby nie byli otoczeni ludźmi, można by pomyśleć, że to właśnie oni są parą.
– Podoba jej się, nie? – rzuciła nagle ta kuzynka, zerkając w stronę parkietu.
– Kto? – udawałam, że nie wiem.
– Kasia zawsze miała do Michała słabość. Byli kiedyś parą, ale to tylko taka młodzieńcza przygoda. Choć... – urwała z uśmiechem.
Poczułam, że robi mi się gorąco. Serce przyspieszyło. Gdy Michał wrócił do stołu, zapytałam półżartem:
– Ej, a Kasia to taka twoja... stara znajoma? Bo coś czuję, że zna cię lepiej niż ja.
– Nie przesadzaj – odpowiedział szybko. – Po prostu wychowywaliśmy się razem. Mieliśmy kiedyś taki krótki epizod, ale to było lata temu.
– Krótki epizod?
– No, Anka, serio? Przecież jesteśmy tu razem.
Nic nie odpowiedziałam na to.
Wiedziałam, co się święci
Impreza dobiegła końca, a my zmęczeni wróciliśmy w końcu do pokoju. Nawet nie wiem kiedy padłam do spania. Obudziłam się nagle. Była 4 w nocy. Przez uchylone okno wpadało chłodne, górskie powietrze, a obok mnie – pusto. Michała nie było. Przez chwilę leżałam nieruchomo, wmawiając sobie, że pewnie poszedł do łazienki. Albo zapalić. Ale minuty mijały, a drzwi się nie otwierały.
Zrzuciłam z siebie koc i wstałam. Na korytarzu było cicho, choć w dolnych partiach pensjonatu nadal słychać było przytłumioną muzykę. Schodziłam po schodach boso, słysząc każdy własny krok. Prawie zawróciłam, ale wtedy zauważyłam światło pod jednymi drzwiami. Drzwi były półprzymknięte. I głosy.
– Ale przyznaj, że czasem o nas myślisz – mówiła ona. Poznałam ten głos bez trudu.
– Kasia, nie teraz – odpowiedział Michał. Cicho, niemal szeptem. – Nie komplikuj wszystkiego.
– Przecież i tak czuję, że coś między nami zostało. Ja nigdy nie zapomniałam.
– Przeszłość... to tylko przeszłość.
– Ale piękna. I prawdziwa. Nie żałujesz?
Nie słyszałam odpowiedzi. Może nie było żadnej. A może nie chciałam jej usłyszeć. Delikatnie pchnęłam drzwi. Siedzieli blisko siebie, przy małym stoliku. On z pochyloną głową. Ona z dłonią na jego nadgarstku. Żadne mnie nie zauważyło.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziałam chłodno.
Michał poderwał się jak oparzony.
– Anka, to nie...
– Jasne. Tylko rozmowa, prawda?
Ale ja już wiedziałam. Nawet jeśli nie pocałunek, nawet jeśli nie dotyk – to była zdrada.
Łzy ciekły mi po policzkach
– Powiedz mi prosto w oczy, Michał. Czy ty ją nadal kochasz? – rzuciłam, zanim zdążyli zamknąć za sobą drzwi pokoju. Staliśmy w korytarzu, pod osłoną nocy, ale dla mnie to była już scena publiczna. Wszystko we mnie kipiało.
– Anka, proszę cię, nie tu, nie teraz...
– A kiedy? Jak się z nią spotkacie znowu? Po cichu, w nocy? – głos mi drżał, ale mówiłam dalej. – Powiedz prawdę.
Kasia, jakby w ogóle nie była zawstydzona, oparła się nonszalancko o framugę i przeciągnęła:
– Odpowiedz jej, Michał. Przecież kiedyś mnie kochałeś. I wiesz co? Ja nadal czuję coś do ciebie. Może nawet więcej niż kiedyś.
– Przestań – powiedział cicho Michał. Ale nie spojrzał na mnie. Patrzył w podłogę.
– Co mam przestać? Mówić prawdę? – zaśmiała się, a we mnie pękło coś ostatni raz.
– Michał, nie musisz wybierać. Już wybrałeś. Milczeniem. Ucieczką. Patrzeniem w podłogę, a nie w moje oczy.
– Anka, ja...
– Nie. Już nie chcę tego słuchać.
Łzy ciekły mi po policzkach, a ja nawet nie próbowałam ich ścierać. Czułam się naga, wystawiona na pokaz, jakby całe to wesele było jednym wielkim przedstawieniem, w którym ja grałam rolę „tej drugiej”. Kasia uniosła brwi i zadrwiła:
– Może nie powinnaś się tak przejmować. To tylko uczucia.
A ja poczułam, że całe moje życie właśnie rozpadło się na kawałki. I że nikt nie zamierza ich posklejać.
Czułam się pusta
Wyszłam. Nawet nie wiem, kiedy. Po prostu znalazłam się na zewnątrz. Szłam przed siebie, bez celu, jakbym mogła zostawić za sobą nie tylko pensjonat, ale i wszystko, co w nim zostało – ich śmiech, ich szept, jego spojrzenie, które nigdy nie było do końca moje. Górska wioska spała. Drewniane domy wyglądały jak scenografia z bajki. Ale ja byłam w innym świecie. Świecie, w którym nie byłam dość dobra. Dość piękna.
– Może byłam tylko zastępstwem – wyszeptałam do siebie. – Może on po prostu nie umiał być sam.
Przeszłam obok zamkniętej karczmy, przystanku autobusowego, potem małej kapliczki. W ciszy, która mnie otaczała, słyszałam tylko własny oddech. I pytania w głowie. Czy to wszystko, co mieliśmy, było prawdą? Czy można być kochaną „trochę”? Czy można budować przyszłość z kimś, kto ciągle patrzy za siebie? Usiadłam na kamieniu przy strumieniu, zapatrzona w ciemność. Gdyby to był film, pewnie rozpętałaby się śnieżyca, dramatyczna muzyka zaczęłaby grać. Ale tu była tylko noc i góry, które milczały.
Czułam się pusta. Nie zraniona – wypalona. Jakby wszystko, co we mnie było dobre i ufne, wyparowało. Nie wiedziałam, czy wrócę do Michała. Nie wiedziałam, co powiem. Albo czy cokolwiek jeszcze warto mówić. Wiedziałam tylko jedno, że dzisiejszej nocy coś się skończyło. I nie wiem, czy jutro będę umiała wstać jak zwykle.
Nie podjęłam decyzji
Wróciłam o świcie. Pensjonat był cichy, jeszcze nieobudzony. Michał leżał na łóżku, ubrany, z ręką na kocu – jakby zasnął, czekając. Albo udawał, że czekał. W progu zatrzymałam się na chwilę. Nie powiedziałam nic. A on tylko uniósł głowę i spojrzał, jakby sprawdzał, czy naprawdę to ja.
– Gdzie byłaś? – zapytał.
Milczałam. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją powoli na krześle i usiadłam przy oknie. W górach słońce zaczęło wschodzić. Różowo-żółty blask ślizgał się po śniegu, tak piękny, jakby nic się nie wydarzyło. Michał usiadł, przetarł twarz dłonią.
– Anka, możemy...?
– Nie teraz – przerwałam.
Cisza była gęsta jak mgła. Wiedziałam, że powinnam zadać pytania. „Czy coś was jeszcze łączy?”, „Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?”, „Czy mnie jeszcze kochasz?”. Ale nie miałam siły. Może też nie chciałam znać odpowiedzi. Czasem milczenie boli mniej niż prawda. W mojej głowie kłębiły się tylko fragmenty. Jej śmiech. Jego spojrzenie. Moje własne odbicie w lustrze – dziewczyny, która była pewna, że zna tego człowieka.
Zasnęłam jeszcze na chwilę, ubrana, na brzegu łóżka. Obudził mnie zapach kawy. Michał siedział na fotelu, z kubkiem dla mnie w ręku. Nie podał go, tylko postawił obok. Nie powiedział: „przepraszam”. Nie powiedział: „kocham cię”. Tylko spojrzał – jakby czekał, aż coś postanowię. Ale ja nie podjęłam decyzji. Jeszcze nie. Bo czasem między zdradą a przebaczeniem, między odejściem a zostaniem, jest długa, długa cisza. I ja w niej właśnie byłam.
Anka, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na polach winogron, wplątałam się w miłosne grono, które zebrało gorzkie owoce. Byłam tylko pionkiem w cudzej grze”
- „Pojechałam zbierać brzoskwinie i wylądowałam na sianie w stodole. Bałam się, że wrócę z owocem tej słodkiej chwili”
- „Na polu malin przystojny Stefan zasiał we mnie nasionko. Czułam się wyjątkowo, bo nie wiedziałam, że chętnych ma na pęczki”