„Na wesele wtargnęła eks mojego męża, ale nie sama. Nasionko było tak podobne, że ogrodnik mógł być tylko jeden”
„Mój Piotr, mój mąż. Goście klaszczący, moja mama ocierająca nos chusteczką, światło fleszy, życzenia, kwiaty. Czułam, że unoszę się nad ziemią. To najpiękniejszy dzień mojego życia – pomyślałam wtedy. Byłam tego pewna. Nie miałam pojęcia, że za kilka godzin wszystko runie. Że ten dzień zamieni się w koszmar”.

- Redakcja
Nigdy nie wierzyłam w bajki o idealnej miłości. Właściwie... do momentu, gdy poznałam Piotra. Miałam wtedy za sobą rozstanie, które poważnie nadwyrężyło moje zaufanie do mężczyzn. Artur – mój były – był jednym z tych facetów, co potrafią zawrócić ci w głowie i zniknąć bez słowa. Po nim nie chciałam już nikogo. Aż przyszedł Piotr.
Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. Na początku był bardzo... zwyczajny. Nie narzucał się, nie czarował na siłę. Ale może właśnie dlatego zwróciłam na niego uwagę? Był spokojny, słowny, stabilny. Z czasem zaczęłam do niego lgnąć. Przy nim znów zaczęłam się uśmiechać. A potem... zakochałam się po uszy. Kiedy poprosił mnie o rękę, płakałam ze szczęścia.
Ślub planowaliśmy długo. Każdy szczegół był dla mnie ważny. Suknia – idealna, szyta na miarę. Menu – wypróbowane pół roku wcześniej. DJ, dekoracje, kwiaty. Wszystko miało wyglądać jak z katalogu. I wyglądało. Gdy stanęliśmy z Piotrem na ślubnym kobiercu, miałam wrażenie, że śnię.
– Czy ty, Piotrze, bierzesz za żonę... – zaczęła urzędniczka, a mi łzy napłynęły do oczu.
Spojrzałam na jego dłonie, na to, jak lekko mu drżały. Na ten jego uśmiech – mój Piotr, mój mąż. Goście klaszczący, moja mama ocierająca nos chusteczką, światło fleszy, życzenia, kwiaty. Czułam, że unoszę się nad ziemią.
„To najpiękniejszy dzień mojego życia” – pomyślałam wtedy. Byłam tego pewna. Nie miałam pojęcia, że za kilka godzin wszystko runie. Że ten dzień zamieni się w koszmar.
Sala weselna zamarła
– Lena, oddychaj, oddychaj – śmiała się Karolina, moja świadkowa, patrząc jak z błyskiem w oku tańczę z Piotrem.
Zespół właśnie zaczął grać romantyczną balladę, a Piotr ścisnął mnie mocno w pasie i przyciągnął bliżej. Tańczyliśmy jak w transie, nasi goście klaskali, atmosfera była jak ze snu.
– Jeszcze chwila i będę płakać z radości – szepnęłam mu do ucha.
– A ja z miłości – uśmiechnął się Piotr.
I właśnie wtedy drzwi do sali rozwarły się z hukiem.
Do środka weszła kobieta. Na oko trzydzieści kilka lat. Wysoka, z włosami związanymi w koński ogon. Trzymała za rękę chłopca – może pięcioletniego. Mały miał marynarkę, dżinsy i patrzył szeroko otwartymi oczami na scenę, jakby sam nie wiedział, gdzie go przyprowadzono.
Muzyka przycichła, a goście zamilkli. Kobieta zrobiła kilka kroków w stronę parkietu i rzuciła głośno:
– Piotr! A więc jednak się ożeniłeś!
Słychać było tylko skrzypnięcie mikrofonu, jakby ktoś niechcący go dotknął. DJ zamrugał zdezorientowany, a ja poczułam, jak nogi miękną mi w kolanach. Obróciłam się powoli, patrząc na Piotra. On zbladł.
– Co się dzieje? – zapytała Karolina szeptem.
– To jest twój syn. I właśnie go zostawiasz – krzyknęła kobieta, wskazując na chłopca. – Tyle czasu milczałeś, ale teraz wszyscy powinni się dowiedzieć, kim naprawdę jesteś!
Gdzieś ktoś upuścił kieliszek, szkło zadźwięczało na podłodze. Sala weselna zamarła. Goście patrzyli to na mnie, to na Piotra. A Piotr... Piotr nie powiedział nic. Nie zaprzeczył. Nie zrobił ani kroku. Po prostu stał.
– Piotr... powiedz coś – wyszeptałam.
Ale on tylko patrzył. A ja czułam, jak coś pęka mi w środku. Jakby ktoś rozrywał mi serce od środka.
– Dlaczego nie zaprzeczyłeś? – przeszło mi przez głowę. – Dlaczego nie zrobiłeś kroku w moją stronę?
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia. Suknia szorowała po posadzce, goście cofali się, robiąc mi przejście. Piotr ruszył za mną, ale nie obchodziło mnie to już.
Nie tego dnia. Nie po tym, co właśnie się stało. Wybiegłam z sali, dusząc się. Miałam ochotę krzyczeć.
Nie wierzyłam mu
Zamknęłam się w pokoju gościnnym, tym samym, w którym jeszcze godzinę wcześniej poprawiałam welon i piłam prosecco z Karoliną. Teraz siedziałam na brzegu łóżka, wciąż w sukni ślubnej, dłonie drżały mi jak po ataku paniki.
Usłyszałam pukanie.
– Lena… mogę?
– Nie. – Głos mi zadrżał. – Ale i tak wejdziesz, prawda?
Piotr wszedł. Miał rozszerzone źrenice, a jego krawat był już rozwiązany. Zdjął marynarkę i trzymał ją nerwowo w rękach.
– Kto to był? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Powiedz. Wszystko. Od razu.
Milczał chwilę, po czym westchnął.
– Alicja. Tak ma na imię. Poznałem ją... jeszcze zanim ciebie spotkałem. To był krótki romans. Nic poważnego. Zerwałem kontakt. I przysięgam, Lena, przysięgam, że nie wiedziałem o dziecku. O niczym.
– I dlatego zamilkłeś tam na sali? Dlatego wyglądałeś, jakby cię przyłapano na zdradzie?
– Bo nie wiedziałem, co powiedzieć! – wybuchł. – To był szok. Pierwszy raz widzę to dziecko na oczy. Nie wiem, czy mówi prawdę!
– Ale nie zaprzeczyłeś. Nawet nie zapytałeś jej, o co chodzi. Po prostu... patrzyłeś.
– Bo poczułem się winny! I nagle... to dziecko… to było za dużo.
– Kłamałeś przez cały czas! – wrzasnęłam. – Udawałeś, że jesteś kimś innym! Chciałam z tobą spędzić życie, a ty masz dziecko i jakąś niedokończoną historię z inną kobietą!
– Nie wiedziałem, przysięgam! – głos mu się łamał. – Nigdy bym cię nie wciągnął w takie bagno, gdybym wiedział!
Oparłam czoło o ścianę. Wszystko kręciło mi się w głowie. Próbowałam złapać oddech, ale nie mogłam. Przed oczami miałam jego obojętną twarz z sali i dziecko, patrzące na Piotra z takim… zawodem?
Zaczęłam analizować. W pamięci pojawiały się przebłyski: zniknięcia, wymówki, dziwne wiadomości w jego telefonie.
– Jak mam ci teraz wierzyć? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział. Tylko stał i patrzył na mnie – jakby sam nie wiedział, kim właściwie jest.
W końcu poznałam prawdę
Po wszystkim usiedliśmy razem. Ja, Piotr i... ona. Alicja. Usiadła naprzeciwko mnie, jakby to był casting na nową narzeczoną. Jej chłodna twarz kontrastowała z oczami chłopca, który bawił się łyżeczką przy stole i nie rozumiał, dlaczego nikt się do niego nie uśmiecha.
– Powiedz mi to jeszcze raz. Całą prawdę – poprosiłam cicho, choć wewnątrz miałam ochotę krzyczeć.
Alicja wzruszyła ramionami.
– Poznałam Piotra w barze. Wpadliśmy na siebie przypadkiem. To działo się szybko, kilka tygodni, potem koniec. Próbowałam się z nim skontaktować, gdy zaszłam w ciążę. Pisałam, dzwoniłam. Nie odbierał.
– Nie pamiętam żadnej wiadomości – wtrącił Piotr, z napiętą szczęką.
– Zmieniałeś numer? Może adres? – Alicja spojrzała na niego z pogardą. – Nie zamierzam się tłumaczyć. On tu jest – wskazała na dziecko. – Ma twoje oczy. I twoje usta.
Spojrzałam na chłopca. Rzeczywiście... coś w tym było.
– Dlaczego przyszłaś akurat dzisiaj?
Alicja zawahała się.
– Bo widziałam wasze zdjęcie w mediach społecznościowych. Bo zrozumiałam, że nic się nie zmieni, jeśli nie zrobię czegoś drastycznego. Nie przyszłam po pomoc. Przyszłam, żebyś się w końcu obudził.
Patrzyłam na nią, a potem na Piotra. Ten chłopiec nie był winny. A jednak to on ucierpi najbardziej. A ja? Ja już nie byłam pewna, kim był mężczyzna, któremu powiedziałam „tak”.
Prawda była bolesna
Zostałyśmy same. Alicja siedziała na niskim fotelu, dłonie splatała nerwowo na kolanach. Ja stałam przy oknie, patrząc, jak dziecko biega po trawie. Było cicho. Nienaturalnie.
– Zadaj to pytanie. Wiem, że ci chodzi po głowie – powiedziała w końcu.
Odwróciłam się powoli.
– Dlaczego właściwie tu przyszłaś? Przecież mogłaś poczekać. Zadzwonić. Przyjść jutro.
Uśmiechnęła się, ale bez cienia radości.
– Bo widziałam, że ci naprawdę na nim zależy. A ja... Ja nie dostałam nawet cienia takiego uczucia. Byłam epizodem. Nikim. I wiesz co? Nie byłam zła o to, że odszedł. Byłam zła, że nigdy nie zapytał. Że nie spróbował się dowiedzieć, co dalej.
– Ale... dziecko?
– Kiedy urodziłam Marcela, byłam sama. Nie chciałam go zmuszać do niczego. Ale potem, po kilku miesiącach... poczułam się tak cholernie samotna. Więc pisałam. Nic. Zero. Uznałam, że skoro milczy, to mu nie zależy.
Wzięła głęboki wdech, a ja poczułam gulę w gardle.
– Nie przyszłam po alimenty. Nie chcę, żeby mnie przeprosił. Chciałam tylko, żeby wiedział, że gdzieś na świecie jest ktoś, kto ma jego twarz. I kto pewnie będzie nosił ten sam ciężar, co ja.
Usiadłam naprzeciwko niej. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzyłam na to dziecko przez okno, a w głowie miałam mętlik. Przestało chodzić o zdradę. Przestało nawet chodzić o mnie. Ten chłopiec nie przyszedł po wyjaśnienia. Przyszedł, bo matka nie umiała inaczej.
– Czy ty go w ogóle kochałaś? – zapytałam po chwili.
– Nie. Ale przez moment miałam nadzieję, że może… on pokocha jego.
Poczułam, jak wewnętrzny żal ściska mnie od środka. Wyszłam z pokoju bez słowa. Po prostu musiałam iść. Przeszłam przez ogród, przez bramkę, aż w końcu doszłam nad rzekę. Stałam tam długo. Patrzyłam na fale i wspominałam, jak Piotr całował mnie pierwszy raz, jak planowaliśmy podróże, dzieci, dom.
A teraz nie byłam już pewna, kim on naprawdę jest. I czy ja nadal chcę to wiedzieć.
Nie umiałam mu wybaczyć
Wróciłam na salę weselną, gdy było już po północy. Goście siedzieli w grupkach, milczeli, niektórzy już wychodzili. Nikt nie odważył się mnie zaczepić. Tylko Karolina rzuciła mi spojrzenie pełne współczucia. W kącie, przy stole z tortem, stał Piotr. Sam. Gdy mnie zobaczył, natychmiast się wyprostował.
– Lena... – zaczął i od razu podszedł. – Dziękuję, że wróciłaś. Proszę, wysłuchaj mnie.
– Nie mamy wiele do dodania – odpowiedziałam chłodno. Ale nie odeszłam. Czekałam.
– Kocham cię. To wszystko, co mogę powiedzieć z całą pewnością. Nie wiedziałem o nim. Gdybym wiedział... Lena, nigdy bym cię nie wciągnął w taką historię.
– Tylko że nie chodzi już o to, czy wiedziałeś. – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Chodzi o to, że nie wiem, kim jesteś. Alicja może mówić jedno, ty drugie. A ja stoję pośrodku ze złamanym sercem i nie wiem, komu wierzyć.
– Ale ja chcę to naprawić. Chcę się nim zająć, jeśli to naprawdę mój syn. Chcę być uczciwy. A przede wszystkim chcę być z tobą. Proszę, daj mi szansę.
Zacisnęłam dłonie. Wszystko we mnie krzyczało: „Uciekaj!” Ale serce jeszcze szeptało coś innego.
– Nie jestem gotowa żyć z twoją przeszłością w mojej przyszłości – powiedziałam w końcu, cicho. – Może kiedyś byłam. Ale po tym wszystkim... nie umiem. Nie dziś.
Piotr przytaknął, oczy miał zaszklone. Nie płakał. Ale był blisko.
– Rozumiem – szepnął.
I tak staliśmy, patrząc na siebie jak dwoje ludzi, którzy jeszcze rano przysięgali sobie wszystko. A teraz nie mieli sobie już nic do dania.
Lena, 29 lat
Czytaj także:
- „Czereśnie pobrudziły moją suknię ślubną, a ja splamiłam honor swojej rodziny. Może mi nie wybaczą, ale ja nie żałuję”
- „Mój były mąż jada francuskie pasztety, a ja w lodówce mam tylko światło. Nie interesują go nawet własne dzieci”
- „Teściowa chciała zrobić ze mnie złodziejkę rodzinnych pamiątek. Jędza straciła rezon, gdy zażądałam tej 1 rzeczy”