„Na weselu koleżanka udawała moją dziewczynę, by rodzina nie truła mi głowy. Nie sądziłem, że potraktuje to na poważnie”
„Wyglądała jak z reklamy – włosy spięte w kok, usta podkreślone, sukienka w kolorze ciemnej zieleni idealnie komponowała się z jej cerą. Uśmiechała się, jakby naprawdę miała ochotę jechać na cudze wesele i udawać cudzą dziewczynę”.

Nie znoszę wesel. Głównie dlatego, że w mojej rodzinie każde takie wydarzenie to nie tylko tańce i flaki, ale też niekończący się przesłuch rodzinny. Ciotka Hela zapyta, czy mam już kogoś „na poważnie”. Wujek Marian rzuci, że trzydziestka to ostatni dzwonek. A ja po prostu chcę przeżyć ten dzień i wrócić do siebie.
Mówili tylko o jednym
Tym razem to było wesele mojego młodszego brata, Pawła. Młodszy o cztery lata, a już żeni się z dziewczyną, którą poznał ledwie dwa lata temu. Pewność w oczach, zakochanie w każdym geście – zupełne przeciwieństwo mnie. Ja wolę stabilność, ciszę. Praca w dziale analiz dużej firmy daje mi dokładnie to, czego potrzebuję – porządek, przewidywalność i ludzi, którzy nie wchodzą sobie w życie z butami.
Jedną z tych osób jest Asia. Siedzi dwa biurka dalej, zawsze uśmiechnięta, trochę zbyt ekspresyjna jak na mój gust, ale dobra w tym, co robi. Czasem żartujemy przy kawie, czasem przekazujemy sobie jakieś firmowe plotki. Nic więcej. Nigdy nie pomyślałbym o niej jako o potencjalnej partnerce. Ale wtedy, tydzień przed weselem, mama zadzwoniła.
– Michał, tylko powiedz, że nie przyjedziesz sam – jej głos był słodki, ale w środku już wiedziałem, że to rozkaz. – Bo wiesz… wszyscy się martwią.
I wtedy wpadłem na pomysł. Asia lubi żarty, wydaje się otwarta, bezproblemowa. Poprosiłem ją, żeby zagrała moją dziewczynę na jeden dzień.
– O matko, to będzie jak w filmie! – zaśmiała się, popijając latte. – Jasne, jestem za. Będę twoją wymarzoną panną!
Wpadłem na pomysł
Droga do rodzinnego domu ciągnęła się w nieskończoność. Siedziałem za kierownicą, próbując się skupić na jeździe, ale co chwilę zerkałem w bok. Asia wyglądała jak z reklamy – włosy spięte w delikatny kok, usta lekko podkreślone, sukienka w kolorze ciemnej zieleni idealnie komponowała się z jej jasną cerą. Uśmiechała się bez przerwy, jakby naprawdę miała ochotę jechać na cudze wesele i udawać cudzą dziewczynę.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu moich rodziców, mama rzuciła się na mnie jak wygłodniały sokół, ale zamiast z typowym: „Jak to, sam?” z ust wyrwało jej się:
– W końcu ktoś porządny! Witaj, kochanie – powiedziała do Asi, przytulając ją jak własną córkę.
Asia zarumieniła się lekko i odpowiedziała:
– Dziękuję. Michał tyle o pani mówił, że mam wrażenie, jakbym już panią znała.
Nie mówiłem o niej nic. Ale to nieważne – mama była oczarowana. W kilka minut Asia zdobyła sympatię wszystkich: ciotek, wujków, nawet mojej zwykle sceptycznej babci. Tej, która jeszcze rok temu poradziła mi, żebym „wziął się za siebie, bo życie ucieka”.
Byli zachwyceni
Patrzyłem, jak Asia krąży między gośćmi, śmieje się, opowiada anegdoty, kładzie mi rękę na ramieniu, poprawia mi kołnierzyk. Grała swoją rolę perfekcyjnie. Podczas obiadu przytuliła się do mnie lekko i szepnęła:
– Masz coś w brodzie – po czym delikatnie wytarła mi kącik ust chusteczką.
Wujek Marian gwizdnął cicho.
– Michał, ty to jednak umiesz wybrać.
Siedziałem jak sparaliżowany. To miała być farsa. Krótka scena. A wyglądało to jak rzeczywistość. Tylko że nie moja.
Odwiozłem ją pod jej blok. Miałem nadzieję, że wszystko zakończy się tu i teraz – uścisk dłoni, może jakiś żart, po czym każde wraca do swojego życia. Asia jednak nie wysiadła od razu. Siedziała cicho, patrząc przez przednią szybę.
– Dzięki, było super. To co, wracamy do rzeczywistości, nie? – rzuciłem ostrożnie, jakby testując grunt.
Odwróciła się do mnie powoli. Na jej twarzy nie było już tego lekkiego uśmiechu, który tak skutecznie rozbrajał moją rodzinę.
– Powiedziałam twojej mamie, że planujemy ślub – powiedziała szeptem, jakby to była jakaś wielka tajemnica.
Myślałem, że się przesłyszałem
– Żartujesz, prawda?
– Dlaczego? – spojrzała mi prosto w oczy, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy.
– Asia, to nie było częścią umowy. To miała być tylko zabawa, pamiętasz?
– Wiem, ale… wyszło tak naturalnie. A twoja mama była taka szczęśliwa. Naprawdę chcesz ją zawieść?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Byłem zbyt skołowany. Tylko że to był dopiero początek. Kilka dni później mama zadzwoniła, roześmiana.
– Michałku, Asia jest cudowna! Gratulacje, synku. Wiedziałam, że w końcu się ogarniesz!
A jeszcze tego samego wieczoru Asia pojawiła się pod moim blokiem. Bez zapowiedzi.
– Pomyślałam, że zjemy coś razem. W końcu… przyszli narzeczeni powinni spędzać czas razem, prawda?
– Nie jesteśmy narzeczonymi. Ja… nie czuję tego.
– Ale twoja rodzina już tak. Naprawdę chcesz ich rozczarować?
Zamilkłem. Poczułem, jak w środku wszystko się napina.
Zrobiło się niezręcznie
Po powrocie do domu odpaliłem laptopa. Otworzyłem jej profil. Zdjęcia z imprez firmowych, z lunchów. Na większości byłem… ja, często w tle. Zrobiło mi się zimno. Jakbym przez przypadek wszedł do czyjegoś snu, z którego nie mogłem się obudzić.
Zaczęło mnie to wszystko dusić. Potrzebowałem innej perspektywy, kogoś z zewnątrz. W kuchni firmowej złapałem Marka, kumpla z działu IT.
– Hej, mogę cię o coś spytać? Chodzi o Asię.
Marek spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
– Myślałem, że wy od dawna jesteście razem.
– Co?
– No mówiła, że jesteście parą. Że poznaliście się jeszcze w starym biurze, ale trzymacie to w tajemnicy. Nawet zdjęcia pokazywała z wakacji. Twierdziła, że byliście razem w górach.
Nigdy z nią nie wyjeżdżałem. Nigdzie.
Nie dowierzałem
Po pracy zadzwoniłem do Pauliny, koleżanki ze studiów, która kiedyś pracowała z Asią.
– Michał? O matko… Asia nadal się kręci wokół ciebie?
– Co masz na myśli?
– Ona zawsze miała na twoim punkcie obsesję. W biurze opowiadała, że jesteście razem, „na razie cicho, ale to coś wyjątkowego”. Myślałam, że to tylko fantazje.
Głos mi ugrzązł w gardle. Nagle wszystko zaczęło składać się w całość. A ja nie wiedziałem, czy to bardziej mnie przeraża, czy przytłacza.
Zadzwoniłem do niej i poprosiłem, żeby przyszła. Chciałem to zakończyć raz na zawsze. Gdy weszła do mojego mieszkania, wyglądała, jakby przyszła na kolację – makijaż, czerwony sweter, butelka wina w ręce.
– Michałku… – zaczęła z uśmiechem, ale przerwałem jej natychmiast.
– Usiądź. Musimy porozmawiać.
Usiadła powoli, przekrzywiając głowę, jakby nie rozumiała, o co chodzi.
– To się kończy. Wymyśliłaś sobie coś, co nie istnieje.
Miałem tego dość
Zamrugała. Jej uśmiech zniknął.
– Ale ja cię kocham. Zawsze cię kochałam – powiedziała cicho, a oczy zaczęły jej się szklić.
– To nie miłość. To coś chorego. Ty żyjesz w wyobrażeniu, którego ja nigdy nie podzielałem.
– Nie zostawisz mnie – szepnęła, a jej głos zrobił się ostry. – Wiem, że mnie kochasz. Jeszcze tego nie widzisz, ale…
– Wyjdź – przerwałem.
Nie ruszyła się.
– Asia, proszę cię. Wyjdź.
Zrobiła dwa kroki w moją stronę.
– Nie wyjdę. Tu jest moje miejsce.
Zadzwoniłem na policję. Stała w korytarzu, kiedy rozmawiałem z dyspozytorem. Patrzyła na mnie, jakbym ją zdradził. Nie złożyłem oficjalnego zawiadomienia. Powiedziałem tylko, że to nieporozumienie. Chciałem, żeby zniknęła, ale nie chciałem jej krzywdzić.
Zostałem sam
Od tamtej nocy minęły trzy tygodnie. Nie widziałem jej od czasu, gdy wyszła z mojego mieszkania, ale czułem jej obecność wszędzie. Nie spałem dobrze. Budziłem się nad ranem, sprawdzając, czy drzwi są zamknięte. Słuchałem odgłosów na klatce schodowej, jakby miała zaraz wrócić.
Nie zgłosiłem niczego. Może z lęku, może ze wstydu. A może z tego idiotycznego poczucia winy, że sam ją do tego sprowokowałem. W końcu to ja poprosiłem ją, żeby udawała moją dziewczynę. To ja potrzebowałem kłamstwa, żeby nie czuć się źle przed własną rodziną. I to ja nie zauważyłem, jak bardzo ona w to wierzyła. Albo chciała wierzyć.
Mama wciąż dzwoni. Pyta o Asię, mówi, że czeka na zaproszenie. Kłamię. Mówię, że mamy trudniejszy okres, że nie wiem, co dalej.
Najgorsze jest to, że nie mam pewności, że to koniec. Czasem, gdy wracam wieczorem z pracy, mam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Czasem w oknie na klatce widzę cień. A czasem… nic. Tylko cisza. Ale to właśnie ta cisza jest najgorsza.
Michał, 30 lat
Czytaj także:
- „Ja na Wielkanoc podałam słodkiego mazurka, a teściowa gorzką krytykę. Ten toksyczny babsztyl nie umie siedzieć cicho”
- „Kochałem psa bardziej niż własną żonę. Ta jędza nie dość, że zabrała mi wszystko, to jeszcze zrobiła mnie w jajo”
- „Miałam pełen koszyczek na święconkę i serce na dłoni. Liczyłam na wielkanocny cud, ale ktoś zrobił mnie w jajo”