„Na wielkanocne śniadanie ciotka zaprosiła mojego eks. Przeczuwałam, że wspólne szukanie pisanek nie skończy się dobrze”
„Przez resztę śniadania udawaliśmy obcych. Rozmawialiśmy z innymi, śmialiśmy się z ciotką, robiliśmy zdjęcia telefonami. A ja nie mogłam przestać zerkać na niego ukradkiem. Jakby każdy jego gest przypominał mi o tamtym poddaszu”.

Nie wiem, kiedy dokładnie się to zaczęło – to uczucie, że moje życie nie do końca należy do mnie. Może wtedy, gdy po raz pierwszy powiedziałam „tak” nie dlatego, że czułam, ale dlatego, że tak wypadało. Albo później, kiedy każdy dzień zamieniał się w rutynę – kawa z kapsułki, dziecko do przedszkola, siedem godzin w biurze, kolacja, pranie, scrollowanie Facebooka, sen.
Byłam znużona
Mam trzydzieści cztery lata, męża, dziecko, kredyt i jakieś marzenie, którego już nie potrafię nazwać. Kiedyś byłam uczuciowa. Płakałam na romansach i pisałam listy, które chowałam do szuflady. Dziś głównie chowam emocje. I czasem siebie.
Na święta pojechałam do ciotki Heli. „Odpoczniesz, Anetko, zmienisz otoczenie” – mówiła przez telefon. Nie chodziło o zmianę miejsca. Chciałam tylko zniknąć na chwilę z własnego życia. Zrobić sobie przerwę od siebie.
Ciotka mieszka w starym domu pod lasem, z drewnianym poddaszem, które pamiętam lepiej niż własną sypialnię. To tam, kiedy miałam siedemnaście lat, pierwszy raz całowałam się z chłopakiem z sąsiedztwa. Miał na imię Krzysiek. Jego oczy były brązowe i spokojne. Znałam je lepiej niż własne odbicie w lustrze.
W domu ciotki pachniało jajkami w majonezie, białą kiełbasą i świeżo pieczonym sernikiem. Ciotka Hela uwijała się jak w ukropie, rozstawiając talerze, poprawiając serwetki, dokładając chrzan do półmiska, jakby od niego zależała jakość świąt.
– Romek, no dajże te kwiaty na stół, nie będę za tobą chodzić! – zawołała z kuchni. – Anetko, siadaj kochanie, zaraz przyniosę żurek.
Wszystko przygotowała
Usiadłam na końcu stołu, obok wujka, który uśmiechnął się do mnie ciepło spod siwych brwi.
– I jak tam w mieście? – zapytał.
– Jak to w mieście. Szybko i zbyt głośno.
Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi wejściowe skrzypnęły i ktoś wszedł. Nie spojrzałam od razu. Dopiero gdy ciotka wypowiedziała to jedno imię, serce zabiło mi nieco mocniej.
– Anetko, pamiętasz Krzyśka? To syn naszych dawnych sąsiadów.
Odwróciłam głowę. Stał naprzeciw mnie, wyższy, bardziej męski niż w moich wspomnieniach. Broda lekko niedogolona, ciemne oczy, te same. Ale coś w jego spojrzeniu było inne. Starsze? Mądrzejsze? A może to ja już nie byłam tą samą dziewczyną?
– Pamiętam – powiedziałam sucho, chowając się za półuśmiechem.
Uścisk dłoni trwał może sekundę. Ale czułam go jeszcze długo potem, jakby zostawił odcisk na mojej skórze.
Przez resztę śniadania udawaliśmy obcych. Rozmawialiśmy z innymi, śmialiśmy się z ciotką, robiliśmy zdjęcia telefonami. A ja nie mogłam przestać zerkać na niego ukradkiem. Jakby każdy jego gest przypominał mi o tamtym poddaszu. O skrzypiących deskach, zapachu drewna, jego oddechu.
Wspomnienia wróciły
Czułam gulę w gardle. Palce lekko drżały, gdy sięgałam po kromkę chleba. Uśmiechałam się do kuzynki, ale w środku siedemnastoletnia ja płakała i chciała zadać mu milion pytań. „Dlaczego wtedy nie napisałeś?”.
– No to co, gramy w chowanego?! – zawołał kuzyn Bartek, już lekko podpity.
– Oszaleliście? Dorośli ludzie! – śmiała się ciotka, ale oczy jej błyszczały.
Zabawnie było patrzeć, jak wujek Romek kryje się za firanką, a kuzynka wsuwa się pod stół. Ja poszłam na górę, na poddasze. Z sentymentu i z przekonania, że nikt mnie tam nie znajdzie.
Usiadłam na starej skrzyni. Pachniało kurzem i drewnem. Wszystko było jak dawniej.
Skrzypnęły schody. Drzwi się uchyliły. Wszedł Krzysiek. Zamarliśmy.
– Dwanaście lat… Myślisz czasem o tamtym dniu? – zapytał cicho.
– Nie wiem, o czym mówisz – rzuciłam zbyt szybko.
– Gdybyś wtedy nie wyjechała…
Zamilkliśmy. Siedzieliśmy obok siebie, oddychając w tej samej ciszy, jak wtedy. Tylko teraz było bardziej boleśnie. Czułam, jakby wszystko wróciło.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mieszkanie pachniało proszkiem do prania i resztkami obiadu. Łukasz przywitał mnie krótkim „hej”, pocałował w czoło i zajął się zmywarką.
Tęskniłam za nim
Nie poszłam do sypialni. Położyłam się na kanapie, pod starym kocem. Światło z kuchni sączyło się przez szczelinę drzwi. Nie umiałam zasnąć. W głowie wciąż miałam jego głos.
Dotknął mojej ręki. Tak delikatnie, że mogłam sobie wmówić, że to przypadek. Ale nie chciałam sobie niczego wmawiać. Czułam jego dotyk, jego zapach i to, że patrzył na mnie jak wtedy, tylko dłużej. Jakby naprawdę żałował.
Telefon zawibrował. „Jeśli kiedyś będziesz chciała pogadać – nie tylko o przeszłości. Krzysiek”. Nie odpisałam. Leżałam na plecach, patrząc w sufit, jakby tam miała się znaleźć odpowiedź. W sypialni Łukasz chrapnął cicho.
Tamten dzień był ciepły, pachnący deszczem. Miałam siedemnaście lat, on był o rok starszy. Uciekliśmy przed ulewą z ogrodu cioci Heli. Poddasze było nasze – schronienie, tajemnica, pierwszy raz.
– Masz mokre włosy – powiedział, siadając obok mnie na skrzyni. – Wyglądasz jak z filmu.
Zaśmiałam się nerwowo, a serce waliło mi jak szalone.
– Ty też… Tylko bardziej jak z jakiegoś starego.
Byłam na rozdrożu
Patrzył mi w oczy. Nie mówił nic. Po prostu patrzył. I wtedy dotknął mojej dłoni. Najpierw czubkami palców. Jakby pytał o pozwolenie.
– Boisz się? – zapytał.
– Trochę – przyznałam.
– Ja też.
Pocałunek był pełen emocji. Nie złożyliśmy żadnych obietnic. Ale coś wtedy powstało – nieme i kruche. Dwa dni później wyjechałam bez pożegnania. Nigdy więcej się nie odezwał.
Rano Łukasz zrobił mi kawę. Bez słowa postawił ją na stole, usiadł naprzeciwko i spojrzał na mnie przez gazetę.
– Dobrze było na świętach? – zapytał, nie odrywając wzroku od tekstu.
Zawahałam się. Chciałam powiedzieć: „Spotkałam kogoś, kogo kiedyś kochałam. I znów poczułam, że żyję ”. Ale odpowiedziałam tylko:
– Było… intensywnie.
Skinął głową. Nic więcej nie powiedział. Jakby mu to wystarczyło.
Myśli wróciły do Krzyśka. Do jego wzroku. Do tego, jak wypowiedział moje imię na poddaszu, jakby mówił je po raz pierwszy – i ostatni – jednocześnie. Zastanawiałam się, czy to wszystko to tylko sentyment. Czy naprawdę czegoś mi brakowało? Czy może po prostu znów chciałam poczuć, że jestem… zauważona?
Aneta, 33 lata
Czytaj także:
- „Przed rozwodem wypłakiwałam się w rękaw sąsiadce. Przyjaciółeczka knuła za moimi plecami, zamiast mnie pocieszać”
- „Przypadkiem odkryłam, że moja przyjaciółka ma kochanka. Skoro nie umie zadbać o męża, to ja jej pomogę”
- „Sąsiedzka awantura na działce zmieniła moje życie. W ogrodzie szukałam ucieczki od problemów, a znalazłam coś lepszego”