Reklama

Zdecydowałam się nie czekać do Świąt i jeszcze w listopadzie odwiedzić miejsce spoczynku mamy i taty, żeby posprzątać zwiędłe kwiaty i wypalone znicze. Ogarnęłam grób i z poczuciem dobrze wykonanego zadania wróciłam do siebie.

Reklama

Coś się nie zgadzało

Niedaleko centralnej alejki znajdował się nagrobek pradziadków. Zmęczone nogi dały mi się we znaki, dlatego odpoczęłam na żelaznej ławce obok niego. Moją uwagę przykuła piękna figura dużego anioła, pod którym umieszczono mniejszego aniołka. Rodzinne przekazy mówiły, że pogrążona w żalu prababcia zamówiła ten wyjątkowy element dla upamiętnienia swojej córeczki Stefci, która niespodziewanie zmarła jako jedenastolatka wskutek wypadku w szkole.

W dzieciństwie regularnie zapalałam dla niej malutki znicz. Z biegiem czasu powstało między nami jakieś niewytłumaczalne przywiązanie. Jej twarz doskonale zapadła mi w pamięć z wyblakłej fotografii umieszczonej na medalionie, który zdobił jej nagrobek.

Kolejny raz wpatrywałam się w napis na nagrobku. W pewnym momencie zauważyłam coś dziwnego. Przecież Stefcia nie mogła ulec wypadkowi w szkole w środku sierpnia. Wtedy trwały wakacje! Byłam pewna, że kryje się za tym jakaś zagadka. Niestety, nie miałam się kogo poradzić w tej sprawie. Wszyscy najstarsi członkowie rodziny już odeszli.

Chciałam poznać prawdę

Ta historia zaczęła mnie intrygować. Wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam wiadomość do osób, które dbają o ten grób. Zaznaczyłam, że należę do rodziny i chciałabym się z nimi skontaktować. Złożyłam papier na cztery części, schowałam go do plastikowej torebki i zabezpieczyłam zniczem.

Gdy za oknem robi się ponuro, najbardziej odpowiada mi spędzanie czasu w kuchni. Wtedy mogę oddać się gotowaniu. Któregoś dnia, gdy układałam jadłospis na Święta, nagle rozdzwonił się telefon. Usłyszałam nieznany mi głos mówiący po polsku z wyraźnym amerykańskim akcentem.

– Dotarła do mnie pewna notatka. Należę do waszej rodziny. Co powiesz na spotkanie? – usłyszałam propozycję od nieznanego rozmówcy, który – jak się później dowiedziałam – okazał się moim dalekim krewnym.

Spotkanie zaplanowaliśmy w jednym z hoteli. Wkrótce zobaczyłam nadchodzącego faceta koło czterdziestki, ubranego w tweedową marynarkę i dżinsy.

– Jestem Tomek – przedstawił się, wyciągając w moją stronę rękę.

Po rozmowie wyszło na jaw, że Tomek pracuje jako psycholog. Przyjechał z USA na konferencję. Podczas przerwy postanowił odwiedzić cmentarz, gdzie natknął się na mój liścik.

Odnalazłam kuzyna

Zachowywał się swobodnie i z typowo amerykańską otwartością. Ani trochę nie zaskoczył go fakt, że zostawiłam wiadomość na nagrobku.

– Sprytnie to wymyśliłaś – stwierdził z aprobatą. – Bez tego nie miałbym szansy cię znaleźć.

Wyznał, że od jakiegoś czasu myślał o dłuższej wizycie w Polsce. Planuje stworzyć autobiografię, która opisze też jego pochodzenie. „Lepiej trafić nie mogłam” – przemknęło mi przez głowę.

– Świetna okazja. Skoro zamierzasz badać historię, to mamy w rodzinie pewną niewyjaśnioną sprawę… – od razu wykorzystałam nadarzającą się okazję.

Przedstawiłam mu moje podejrzenia dotyczące tego, jak zginęła Stefcia. Dostrzegłam, że ta opowieść naprawdę poruszyła Tomka.

– Brzmi jak scenariusz filmowy – stwierdził z entuzjazmem. – Tak właśnie rozpoczynają się kryminały albo filmy grozy.

– Okropność – zadrżałam. – Nie chciałabym zobaczyć małej Stefci we śnie!

– Jeśli ci się przyśni, musisz mi o tym powiedzieć – odparł z powagą.

Chciałam zaprosić go do siebie, ale niestety odmówił.

– Niestety nie dam rady – powiedział, kręcąc głową. – Przez dwa dni jestem zajęty konferencją i dyskusjami, a później muszę lecieć z wykładem najpierw do Amsterdamu, a potem do Londynu. Naprawdę nie znajdę czasu.

Byłam zajęta

– A może wpadniesz do nas na Boże Narodzenie? Będzie łamanie opłatkiem, spróbujesz wszystkich tradycyjnych dań, które przygotuję – kusiłam.

– Niestety, nie mam takiej możliwości. Ale obiecuję, że odezwę się, jeśli znajdę jakieś informacje o Stefci.

– Byłabym ci bardzo wdzięczna, bo sama nie mogę sobie pozwolić na przeszukiwanie archiwów i muzeów.

Szczerze mówiąc, nawet specjalnie nie myślałam o tym, kiedy zadzwoni. Miałam sporo na głowie i skupiłam się na własnych sprawach. Czas płynął szybko, bo ciągle coś robiłam. W końcu przyszedł bożonarodzeniowy okres.

W Wigilię świeciło słońce i chwycił porządny mróz. W naszym mieszkaniu zebrała się cała rodzina, a ja wciąż miałam sporo rzeczy do ogarnięcia przed wigilijną kolacją. Na szczęście moje córki pomogły mi dokończyć przygotowania w kuchni. W salonie, w centralnym punkcie, dumnie prezentowało się świąteczne drzewko, a stół był już przykryty śnieżnobiałym obrusem. Wszyscy domownicy kręcili się po domu.

Co ciekawe, nawet nasze dwa kociaki, które zazwyczaj stroniły od zgiełku, dziś tam były. Kiedy dotarła szwagierka z bliskimi, wszyscy razem udaliśmy się do salonu. Nie zdążyliśmy nawet dobrze podejść do zastawionego stołu, gdy nagle odezwała się moja komórka.

Odezwał się

– Przecież mieliśmy wyciszyć telefony – usłyszałam pełen dezaprobaty głos męża.

– Właśnie to robię – odpowiedziałam, spiesząc do miejsca, gdzie zostawiłam swoją torebkę z dzwoniącym smartfonem. Zauważyłam, że dzwoni Tomek. Odebrałam telefon, ignorując dezaprobujące spojrzenia rodziny.

– Słucham?

– Hej, ciężko mi to powiedzieć – zawiesił głos.

– Gdzie teraz jesteś? – zapytałam wprost.

– W okolicach centrum miasta…

– No to wpadnij do nas!

Na początku się wzbraniał, ale już po piętnastu minutach zapukał do drzwi.

– Ale niespodzianka – wykrzyknął mój syn z błyskiem w oczach. – Od tylu lat czekamy z dodatkowym nakryciem i wreszcie się doczekaliśmy!

Gdy wprowadziłam Tomka do środka, zapoznałam go z resztą towarzystwa. Na początku był nieco speszony, ale momentalnie poczuł się jak u siebie. Okazało się nawet, że zna kolędy.

– To zasługa mojej babci, nauczyła mnie polskich tradycji – wyjaśnił.

Odkrył tajemnicę prababci

Kiedy skończyliśmy jeść, piliśmy herbatę i prowadziliśmy ospałą konwersację. Nagle Tomek poruszył się na swoim krześle.

– Słuchaj – zwrócił się do mnie. – Chciałaś się dowiedzieć, jaka historia kryje się za małą Stefcią? Udało mi się wszystko ustalić.

– Naprawdę? – poderwałam się z miejsca. – No jasne, że chcę wiedzieć! To faktycznie była jakaś tajemnicza sprawa?

– Kamieniarz po prostu się pomylił – powiedział Tomek, ale widząc jak markotnieję, szybko sprostował. – To tylko żart. Jasne, jest w tym tajemnica. Dość skomplikowana i smutna historia. Zastanawiam się, czy dziś jest dobry moment, żeby o tym mówić.

– Dziś jest szczególny dzień, kiedy wybaczamy sobie wszystko – oznajmiła żona mojego brata.

– Sprawdzałem dokumenty w różnych miejscach. Archiwum, USC i administracja cmentarza. Czy wiesz, że Stefcia była rodzoną siostrą twojej babci?

– Wiem o tym.

– A słyszałaś, że przyszły na świat tego samego dnia? To były bliźniaczki, Stefania i Jadwiga.

– Babcia Jadzia nigdy nie wspomniała, że miała bliźniaczą siostrę.

To był wypadek

– Bliźniaczki odziedziczyły gigantyczną fortunę po dalekim krewnym. Traktował je jak swoje wnuczki i zapisał im cały majątek. Problem w tym, że fundusz powierniczy Stefci jakoś się rozpłynął. Natomiast konto Jadwigi wprost puchło od pieniędzy. Cała familia żyła z tego jak pączki w maśle. Aż przyszedł feralny 15 sierpnia. Dziewczynki spędzały czas w ogrodzie. W pewnym momencie pradziadek za mocno pchnął Jadwigę na huśtawce, która wyleciała w powietrze i nieszczęśliwie upadła, uderzając głową w ławkę. Nie przeżyła tego uderzenia. Wszyscy zamarli z przerażenia. Wtedy któryś z krewnych zorientował się, że śmierć Jadwigi oznacza finansową katastrofę dla wszystkich. Postanowili więc zgłosić, że to Stefcia miała wypadek. I tak właśnie Stefcia do końca swoich dni musiała udawać Jadwigę.

Wokół nas nie było słychać nawet szeptu.

– To jak to z tą wersją o nieszczęściu w szkole? – próbowałam trzymać się tego, co wszyscy powtarzali.

Nie wiedzieliśmy co powiedzieć

– Brzmiało wiarygodnie. Trenowała, coś poszło nie tak, nikt nie kwestionował tej historii.

– A skąd wzięła się data w sierpniu, skoro trwały wakacje?– nie przestawałam pytać.

– Początkowo prababcia stanowczo się sprzeciwiała. W końcu machnęła ręką i oznajmiła, że mogą robić co chcą, pod warunkiem że na grobie znajdzie się prawdziwa data i fotografia Jadwigi. I tak tylko ona potrafiła odróżnić jedną siostrę od drugiej. Prababcia dokładnie wiedziała, którą z nich opłakuje.

– Dawniej takie rzeczy się zdarzały. Ale teraz, kiedy mamy testy DNA, to już nie może mieć miejsca – stwierdził racjonalnie mój mąż.

– Nie masz pojęcia, do czego są zdolni ludzie żądni kasy – odrzekł z powagą Tomek. – A potem do końca swoich dni dźwigają to brzemię.

– Podobnie jak w przypadku mojej babci Jadwi…, znaczy się, babci Stefci – wyszeptałam.

Reklama

Joanna, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama