Reklama

Zawsze byliśmy tą „poprawną” rodziną. Święta, urodziny, Wszystkich Świętych – wszystko zorganizowane, zadbane, przewidywalne. Mama dbała, byśmy trzymali się razem, choć podejrzewam, że robiła to bardziej z poczucia obowiązku niż przekonania. Po jej śmierci dwa lata temu zostały już tylko te rytuały. Nikt z nas nie miał odwagi, by przyznać, jak naprawdę jest. Jak się mijamy, jak siedzimy razem przy jednym stole, ale każdy z nas rozmawia tylko na tyle, na ile trzeba.

Odkąd mama odeszła, próbowałam to wszystko trzymać w kupie. Jej stroiki, jej znicze, jej zwyczaj porządkowania grobu na długo przed pierwszym listopada – przejęłam wszystko. Może to było naiwne. Może miałam nadzieję, że w tych gestach coś się odbuduje. Ale czułam, że to tylko fasada. Że pod spodem mamy niewypowiedziane rzeczy, których nikt nie chce ruszać.

Zbliżał się kolejny dzień Wszystkich Świętych i znowu zaproponowałam, że zrobię stroik. Magda powiedziała tylko „jak chcesz”, Tomek coś tam odburknął. Ojciec przytaknął. I znów zostałam z tym sama. Tyle że tym razem nie wszystko poszło zgodnie z planem.

Potraktowała mnie podle

Czemu przestawiłaś stroik? – spytałam, ledwie zdążyłam dojść do grobu.

Magda nawet się nie odwróciła. Klęczała przy zniczu, jakby to pytanie jej nie dotyczyło.

– Ładniej wygląda, jak ten większy jest na środku – powiedziała spokojnie, z tą swoją udawaną uprzejmością, którą znałam od dziecka.

Spojrzałam na kompozycję. Mój stroik – robiony nocami, z białymi różami, takimi, jakie lubiła mama – leżał z boku, jak niepotrzebna ozdoba. Na środku leżał ogromny, idealnie symetryczny wieniec, zrobiony przez Magdę.

– Ale postawiłam go tu rano – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niej.

– No i co? Zrobiłam ładniejszy, to przestawiłam. Po co robić sceny?

Zrobiło mi się duszno. Ojciec stał po drugiej stronie grobu, wzrokiem omiatał nazwisko mamy na nagrobku, jakby modlił się, żebyśmy się nie pokłóciły. Tomek udawał, że rozmawia z dziećmi, które biegały między grobami.

– To nie o estetykę chodzi – powiedziałam. – To był mój stroik.

– No i co z tego? – syknęła Magda, wstając. – Myślisz, że tylko ty miałaś matkę?

– Dziewczyny… – wtrącił się ojciec, zmęczonym głosem. – Proszę was, nie dzisiaj.

Ale było już za późno. Magda spojrzała na mnie z takim chłodem, jakbyśmy nie były siostrami, tylko obcymi kobietami na cudzym pogrzebie.

– Zawsze wszystko musisz robić po swojemu. Nawet na grobie chcesz mieć ostatnie słowo. Żałosne.

Zamilkłam. Patrzyłam na ten nowy stroik, duży, „ładniejszy”. Z jakiegoś powodu czułam się, jakby ktoś znowu zabrał mi mamę.

Nie potrafiłam odpuścić

Wieczorem krążyłam po mieszkaniu jak duch. Kilka razy brałam telefon do ręki, odkładałam. W końcu zadzwoniłam.

– No? – odezwał się ojciec. Zmęczony, jakby spał.

– Możemy porozmawiać?

– Amelia… Nie ma o czym. To tylko stroik. Takie rzeczy się zdarzają.

Zaparło mi dech. Stroik?

– To nie o stroik chodzi – powiedziałam ostrożnie. – Chyba o coś więcej. Tylko nikt nie chce tego powiedzieć na głos.

Po drugiej stronie słyszałam jego oddech. Długo milczał.

Dajmy już temu spokój – rzucił. – Nie ma sensu tego drążyć. Niepotrzebne emocje.

– Tata, wiem, że to nie chodzi o kwiaty. Magda... – zawahałam się. – Mam wrażenie, że ona mnie nienawidzi. Od lat.

– Przesadzasz – uciął. – Jesteście różne. To wszystko.

– To „wszystko” brzmi jak jakiś sekret.

Ojciec znowu zamilkł. Chciałam usłyszeć choć jedno słowo wyjaśnienia. Albo zaprzeczenia. Cokolwiek. Ale usłyszałam tylko:

– Dobranoc, Amelia.

I rozłączył się. Zaparzyłam herbatę, ale nawet jej nie dotknęłam. Przez godzinę siedziałam przy kuchennym stole, wpatrzona w ten przeklęty stroik, który po kłótni zabrałam z cmentarza. Zastanawiałam się, co tak naprawdę między nami pękło. Czy to możliwe, że to zawsze tam było? Że mama mnie faworyzowała? Może. Byłam tą „wrażliwą”. Tą, którą trzeba było bronić. Ale nigdy nie czułam się lepsza. Po prostu… bardziej z nią związana. A może właśnie to bolało Magdę najbardziej.

To wyznanie zwaliło mnie z nóg

Nie zapowiedziałam się. Ojciec nie odbierał, więc po prostu pojechałam. Deszcz siąpił monotonnie, w radiu mówili o korkach i wypadkach, ale ja i tak ledwo słyszałam. W głowie dudniła mi tylko jedna myśl: co oni przede mną ukrywają? Drzwi były otwarte, jak zawsze. Weszłam cicho. Usłyszałam głosy z kuchni – ojciec i Magda. Ich słowa były tłumione, ale wyraźnie napięte.

Powinniśmy jej w końcu powiedzieć – szepnęła Magda.

– Nie teraz – odpowiedział ojciec. – Nie po tym cyrku na cmentarzu.

– Ale przecież ona już coś podejrzewa! Widziałeś, jaka była… To się nie skończy samo.

– Jeszcze nie teraz – powtórzył twardo. – Daj mi czas.

Weszłam bez pukania.

– Na co mam wam dać czas?

Oczy Magdy zrobiły się wielkie. Ojciec wstał, jakby chciał zasłonić ją sobą.

– Amelia… nie powinnaś tego słyszeć.

Ale usłyszałam – przerwałam. – I chcę wiedzieć, o co chodzi. Natychmiast.

Magda spojrzała na ojca, potem na mnie. W jej oczach nie było już chłodu. Był strach. I coś jeszcze – wstyd?

– Nie rób tego – powiedział do niej ojciec cicho.

– A może to ty nie chcesz tego zrobić – odparła ostro. – Całe życie chowałeś ją pod kocem kłamstw, a my mieliśmy milczeć.

– O czym mówicie? – głos mi się załamał. – Co przede mną ukrywacie?

Magda wstała, podeszła do mnie powoli, jakby bała się, że ją uderzę.

– To nie ty powinnaś stawiać stroik na rodzinnym grobie. Bo to nie ty… ty nie należysz do tej rodziny.

Zamarłam. Patrzyłam to na nią, to na ojca. A raczej... na człowieka, którego zawsze nazywałam ojcem.

– Co ty mówisz? – wyszeptałam.

Ale wiedziałam, że już się nie wycofają.

Nie mogłam w to uwierzyć

– Usiądź – powiedział ojciec cicho, ale ja tylko cofnęłam się o krok. Nie chciałam usiąść. Nie chciałam słuchać. A jednocześnie… musiałam.

– Mama… miała romans – zaczął po chwili, unikając mojego wzroku. – To było dawno temu. Wtedy dowiedziała się, że jest w ciąży.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Powietrze stało się ciężkie, ciało jak z waty. Magda stała obok, sztywna. Nie patrzyła na mnie, tylko w podłogę.

– Kiedy się urodziłaś… – mówił dalej ojciec – …już wiedzieliśmy, że to nie moje dziecko. Ale twoja mama błagała mnie, żebym cię wychował jak własną. Więc zrobiłem to. Bo ją kochałem.

– Kłamiesz – powiedziałam cicho. – To niemożliwe. Przecież… jestem twoja. Byłam twoją córeczką…

Magda prychnęła. Cicho, ale wyraźnie.

– Byłaś córeczką tatusia, bo on tak udawał. A mama? Całe życie miałaś fory. Jej ulubienica. Bo byłaś jej tajemnicą. Jej grzechem. A my? My byliśmy tylko dodatkiem.

– Magda, dość – warknął ojciec.

– Nie! – krzyknęła. – Całe życie się gryzłam, a teraz już nie będę. Miałaś wszystko, Amelia. Nawet po jej śmierci! Ten stroik… to był mój sposób, żeby choć raz poczuć, że też mogę coś znaczyć. Że to moja matka, nie tylko twoja!

Stałam jak wbita w ziemię. Tyle chciałam powiedzieć – że nie wiedziałam, że nie chciałam tego, że to nie moja wina – ale nic nie wydobyło się z moich ust. Wybiegłam w deszcz, w noc. Z oczu leciały mi łzy, ale już nie wiedziałam, z jakiego powodu. Ze wściekłości, bólu, żalu? Nie chciałam już znać żadnej z tych prawd.

Podjęłam decyzję

Była noc, ale poszłam na cmentarz. Szłam bez parasola, przemoczona, w obłoconych butach. Mimo to nie zawróciłam. Musiałam tam być. Tam, gdzie wszystko się zaczęło. Tam, gdzie teraz leżała. Grób mamy był ciemny, rozmyty deszczem. Obok świecił się jeden znicz. Jego małe światło drżało na wietrze, jakby też nie wiedziało, gdzie jest jego miejsce. Usiadłam na zimnej ławce i po raz pierwszy od lat mówiłam do niej szczerze.

Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Cisza. Tylko krople deszczu odbijały się od marmuru jak wyrzuty sumienia.

– Całe życie myślałam, że jestem… twoja. Że jestem „nasza”. A teraz nawet nie wiem, kim jestem.

Patrzyłam na litery wyryte w kamieniu. Alicja. Mama. Ciepła, cicha. Kochająca? A może tylko zagubiona.

– A może ty też się bałaś? Może myślałaś, że lepiej mnie chronić kłamstwem… Nie wiem. Może ja też bym tak zrobiła.

Wzięłam głęboki oddech, jakby miała mi odpowiedzieć.

– Ale już wystarczy. Muszę wiedzieć, kim jestem naprawdę.

Sięgnęłam do torebki po kartkę, na której napisałam jedno imię. Znałam je ze zdjęć z albumu mamy, tego starego, którego nikt nie ruszał. Twarz z przeszłości, zawsze z boku, zawsze z ciemnymi oczami. Podobnymi do moich.

Chcę się z nim skontaktować – powiedziałam szeptem. – Muszę wiedzieć, czy… jestem częścią czegoś, czy tylko przypadkiem, z którego wszyscy próbowali się wyplątać.

Wstałam. Poczułam w sobie nową ciszę. Nie spokój. Raczej pustkę. Ale może od niej trzeba zacząć.

Amelia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama