Reklama

Delegacja jak każda inna

Moja szefowa zdecydowała, że do Krakowa, w podróż służbową, pojadę wspólnie z moim współpracownikiem Piotrem. Plan wyjazdu mieliśmy bardzo napięty – ciągłe spotkania biznesowe i obiady z kontrahentami. Krótko mówiąc, czekało nas pięć dni pracy na najwyższych obrotach.

Reklama

W końcu nadszedł ostatni wieczór i mogliśmy nieco odsapnąć. Niespodziewanie zadzwonił klient, informując, że musi odwołać spotkanie. Nasz pociąg powrotny odjeżdżał dopiero następnego dnia rano, a pokój hotelowy był już opłacony, więc stwierdziliśmy, że wybierzemy się na przechadzkę po mieście. W końcu taka szansa może się nieprędko nadarzyć ponownie – z naszego rodzinnego Torunia do Małopolski jest przecież spory kawałek.

Nasz wypad rozpoczął się od przechadzki w okolicach Wawelu, a potem przenieśliśmy się na zatłoczony turystami rynek, gdzie dało się usłyszeć mieszankę różnych języków. Nie trwało to jednak długo, bo niedługo potem siedzieliśmy już w knajpce. Ja wzięłam kieliszek wina, a Piotrek zdecydował się na sporych rozmiarów piwo. Początkowo rozmowa toczyła się wokół roboty – w końcu poznaliśmy się właśnie w pracy, ale dość szybko przeszliśmy na tematy bardziej osobiste.

– Wiesz co, przed chwilą do mnie dotarło, że tak naprawdę niewiele mi o sobie powiedziałaś – wypalił Piotr.

– Rzeczywiście, minęło już pół rok, u odkąd razem pracujemy, a nasza wiedza o sobie nawzajem jest znikoma – zgodziłam się.

– W takim razie, śmiało, opowiadaj! Nadarza się doskonała sposobność! Jedyne, co mi wiadomo, to to że niedawno wzięłaś ślub, a poza tym to zupełna pustka w mojej głowie – rzekł z uśmiechem na twarzy.

– No to lecę z tematem. Od ponad roku mam męża, dzieciaków brak, za to mam teściową z piekła rodem, czworonoga i kredyt na karku – powiedziałam, opróżniając lampkę wina.

– A co to za piesek? – zainteresował się znajomy.

– Masz na myśli teściową? – zażartowałam złośliwie.

Konwersacja zaczęła nabierać rumieńców

Ryknął śmiechem, ewidentnie ubawiony moim ciętym dowcipem.

– Piesek to labrador. A kredyt chyba dożywotni – westchnęłam.

– Oj, coś mi się zdaje, że za teściową nie przepadasz! – stwierdził Piotrek, opróżniając kufel. – Ale jeśli chodzi o okropne mamuśki, to ja też mam w tej kwestii sporo do powiedzenia. Moja teściowa chyba nigdy nie zaakceptuje faktu, że zwiodłem jej córunię i zaprowadziłem ciężarną przed ołtarz! Na dokładkę małżonka wywodzi się z majętnej rodziny prawników, a u mnie w domu tylko ubóstwo i ojca nigdy nie było.

– Przypadkiem się wam przytrafiło? – wyszeptałam zdziwiona, gdy kumpel, z którym nie miałam mocno zażyłych relacji, podzielił się tak osobistym wyznaniem.

– No tak, to dlatego wzięliśmy ślub – powiedział szczerze. – Zanim się pobraliśmy, spotykaliśmy się raptem kilka miesięcy. Potem Aneta zaszła w ciążę i zaczęła się szara rzeczywistość. Siedem lat już minęło, mamy drugie dziecko i nie jest nam ze sobą najgorzej. Żona nigdy nie była miłością mojego życia, ale nie narzekam – nieznacznie poruszył ramionami.

– W moim przypadku było zupełnie inaczej… Kiedy kroczyłam do ołtarza, byłam wręcz szaleńczo zakochana, a teraz z Jackiem kłócimy się o byle głupstwo – powiedziałam, wzdychając.

– Jeszcze się dogadacie. Początki bywają ciężkie – Piotr starał się mnie pocieszyć. – A co z dziećmi? Myślałaś już o powiększeniu rodziny?

– Zastanowię się nad tym, gdy przekroczę magiczne trzydzieści lat – parsknęłam śmiechem.

Świetnie się dogadywaliśmy

– E tam, to jeszcze sporo czasu – rzucił żartem Piotr, choć doskonale pamiętał, że niedawno skończyłam 28 lat, bo wyprawiłam w pracy wielką imprezę urodzinową.

– No jasne, śmiej się z tego! Dla kobiety to może być trudny moment – westchnęłam.

– Daj spokój, trzydziestka to żaden wiek! – parsknął. – Ja tam wolę kobiety z doświadczeniem.

– Podobnie jak ta kobieta w filmie z Dustinem Hoffmanem, tak? – parsknęłam śmiechem.

– No, prawie zgadłaś! – odparł z uśmiechem. – To jak, powtórka? – rzucił pytaniem.

Wychyliliśmy kolejne drinki. Rozmowa szła nam jak po maśle, więc przesiedzieliśmy w knajpce do północy

– Chodźmy na piechotę, co ty na to? – zagadnął Piotrek, kiedy wspomniałam, że chyba powinniśmy już ruszać.

– No pewnie, z przyjemnością – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

Przechadzka okazała się niezwykle przyjemna. Dogryzaliśmy sobie wzajemnie i chichotaliśmy niczym wieloletni kumple. Ostatecznie dotarliśmy na krakowski Kazimierz, gdzie naszą uwagę przykuł ogródek piwny, w którym grała muzyka na żywo. Zespół wydobywał dźwięki przypominające country, co sprawiło, że moje stopy zaczęły spontanicznie tupać.

– Masz ochotę trochę potańczyć? – zagadnął Piotr, prowadząc mnie w kierunku obszernego, wyłożonego kocimi łbami, dziedzińca.

W samym centrum, pośród stolików ułożonych w okrąg, kręciło się już parę osób. Piotrek objął mnie mocno i przetańczyliśmy razem kilka utworów. Chyba lekko szumiało mi w głowie, dałam się porwać czarowi tego ciepłego wieczoru. Magiczny Kraków, ludzie wokół nas chichrali się wesoło, a ja widziałam wokół same obce twarze...

Poczułam, że go pragnę

Obejmowałam Piotra, z każdą chwilą coraz śmielej. Czułam przyjemny aromat jego perfum, a jego dłonie spoczywały na mojej talii... Nagle przyszła mi do głowy myśl, że mam chęć na zbliżenie; delikatnie gładziłam dłońmi jego kark, przymykając oczy i wyobrażając sobie coraz bardziej gorące sceny. Dopiero nagłe wspomnienie o Jacku, który czeka na mnie w domu w Toruniu, przywróciło mnie do rzeczywistości. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o mężu i pociągnęłam Piotra w kierunku drzwi.

– Chodźmy już, wracajmy do hotelu – poprosiłam, nagle przestraszona atmosferą, która zrobiła się niebezpiecznie gęsta.

Mina Piotra zdradzała niewielkie rozczarowanie, ale nie odezwał się ani słowem sprzeciwu. Zwyczajnie przedostaliśmy się przez tańczący tłum i poszliśmy dalej, mając nadzieję dotrzeć do naszego hotelu tam, gdzie przypuszczaliśmy, że się znajduje… Mijaliśmy starą synagogę, gdy Piotr zatrzymał się na moment i lekko dotknął mojej ręki.

– Wiesz, bardzo miło spędza mi się z tobą czas. Powiedziałbym wręcz, że doskonale – wyznał.

Wpatrywałam się w jego spojrzenie. Bez wątpienia był atrakcyjnym mężczyzną, co zresztą było dla mnie oczywiste od długiego czasu, ale do tej pory nigdy nie postrzegałam go jako kogoś, z kim mogłoby mnie coś połączyć. Byłam mężatką, a on miał żonę i dzieci… Zawsze uważałam, że miłostki w pracy to totalny przeżytek i szczyt obciachu.

Zagadnął mnie, wspominając, że pięknie pachnę.

– Jaki to zapach? Może kupię go mojej małżonce, żeby przestała mnie męczyć tą swoją waniliową wonią...

– Nie bardzo kojarzę, chyba Gucci. Co tam ci po głowie chodzi? – odparłam, zadając mu pytanie.

– To – odrzekł, delikatnie muskając moje usta swoimi.

Przerwał nam dzwoniący telefon

Nie stawiałam żadnego oporu, pozwoliłam się ponieść tej wyjątkowej atmosferze. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe. W pewnym momencie znalazłam się przy ścianie budynku, a on szepnął mi do ucha, że pragnie uprawiać ze mną miłość.

– Nie umiem wyrzucić cię z głowy od wielu tygodni – mówił, obdarzając mnie pocałunkami i wkradając się ręką pod górną część mojej garderoby. – Zwariowałem na twoim punkcie – dokończył.

„O rany, skąd chłopaki biorą podobne gadki?” – przeszło mi przez myśl z rozbawieniem. W tym momencie w mojej torbie odezwał się komórka.

– Daj spokój, nie podnoś słuchawki – zaapelował Piotrek.

Odsunęłam go delikatnie na bok i sięgnęłam po telefon do mojej torebki. To był mój mąż... Mieliśmy taką małą tradycję – przed pójściem spać gadaliśmy ze sobą chociaż chwilkę.

– Dotarłaś już do hotelu? – odezwał się Jacek. – Strasznie mi ciebie brakuje... Obiecuję, że już nigdy nie zgodzę się na żadne głupie wyjazdy służbowe – dodał czule.

– Ja też za tobą tęsknię – odpowiedziałam, idąc dalej.

Stukot szpilek odbijał się echem od chodnika, przyjemna nocna bryza muskała moje loki, a ja momentalnie doszłam do siebie.

– Przyjadę po ciebie na stację – zapewnił małżonek.

– Na razie – dodał.

– Śpij dobrze – wykrztusiłam przez ściśnięte ze zdenerwowania gardło, nadal czując na ustach muśnięcia warg Piotra.

Między nami przestało iskrzyć

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, dręczona poczuciem winy, ale zaraz potem poczułam ulgę – przecież nic poważnego się nie wydarzyło, małżonek zadzwonił w odpowiednim momencie. Piotrek dopadł mnie kilka kroków później.

– Zmieniłaś zdanie, zgadza się? – spytał.

– Jesteś tym zaskoczony? Piotrek, przecież od roku jestem mężatką! Nie będę kłamać, że dzisiaj poczułam między nami chemię, ale nie mam zamiaru oszukiwać mojego małżonka – odparłam.

– A co by było, gdyby Jacuś się nie odezwał?

– Trudno powiedzieć. Chciałabym wierzyć, że oprzytomniałabym, zanim ściągnęłabym z ciebie te łachy – odparłam, lekko unosząc ramiona i kierując się w stronę taksówek.

– Chyba się przejdę – oznajmił Piotrek, gdy spytałam, czy jedzie razem ze mną.

– Jak wolisz – bąknęłam, pakując się do auta.

Od naszego wyjazdu służbowego upłynęło sporo czasu. Temat tego, co się wydarzyło podczas delegacji, nie jest poruszany w rozmowach z Piotrem, jednak... Coś się zmieniło. Ucieka wzrokiem, gdy na niego patrzę, opuszcza kuchnię w pracy, kiedy do niej zmierzam, traktuje mnie tak, jakbym nie istniała.

Wiecie co, trochę mi głupio z tego powodu. No bo z jednej strony było fajnie, ale z drugiej... Przyznaję, przesadziłam z procentami. Jakbym wtedy nie poszła do tego baru i nie wypiła tyle wina, to kto wie, może wszystko potoczyłoby się inaczej. No ale co się stało, to się nie odstanie. Jedno jest pewne – następnym razem, jak gdzieś wyjadę służbowo, to na bank nie popełnię tego samego błędu i będę się pilnować.

Reklama

Agnieszka, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama