„Zajęcia jogi w polu miały dać mi ukojenie. Pozycja lotosu otworzyła mnie na nieoczekiwane uczucie”
„Po zajęciach większość uczestników rozeszła się szybko, niektórzy zostali, by pogadać z instruktorką. Ja usiadłam na ławce z boku, żeby odsapnąć. On podszedł i usiadł po drugiej stronie, nie patrząc na mnie”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się stało, ale przestałam oddychać. Nie fizycznie, rzecz jasna – oddychałam, bo żyłam, ale wewnętrznie, emocjonalnie, jakby wszystko we mnie się skurczyło. Z pracy wracałam otępiała. Zjadałam coś na szybko, siadałam na kanapie i scrollowałam. Tiktok, Instagram, Facebook – nic nie wnosiły, ale też niczego nie wymagały. A to było w tym najwygodniejsze.
Męczyło mnie to
Pewnego dnia, idąc do tramwaju po kolejnym ośmiogodzinnym maratonie w open space, rzucił mi się w oczy plakat przyklejony do słupa: „Letnia joga w parku – pierwsze zajęcia za darmo. Zabierz matę i złap równowagę”.
Nie wiem, co mnie podkusiło. Może to to zdjęcie dziewczyny z zamkniętymi oczami: była wyprostowana, spokojna. Może właśnie spokoju szukałam.
– Na jogę? – prychnęła Aneta z biura, gdy wspomniałam jej przy kawie o moim pomyśle. – Myślałam, że to dla starych babek i celebrytek. Ty będziesz tam siedzieć i mruczeć „ommm”?
– Może i tak – odparłam spokojnie. – Ale gorzej niż teraz już się nie poczuję, więc może warto spróbować?
Na pierwszych zajęciach pojawiłam się piętnaście minut wcześniej, co zupełnie do mnie nie pasowało. Może podświadomie liczyłam, że nikt jeszcze nie zdąży przyjść, że będę mogła spokojnie rozejrzeć się w terenie.
Na trawie leżało już kilka kolorowych mat. Gdzieś z boku, pod drzewem, instruktorka rozkładała głośnik. Miała włosy spięte w luźny kok i uśmiech, jakby nie znała pojęcia stresu. Przez chwilę zazdrościłam jej tej lekkości.
Chciałam czegoś nowego
Znalazłam sobie miejsce trochę z boku, żeby nie rzucać się w oczy. Rozłożyłam matę i usiadłam po turecku. Ludzie zaczęli się schodzić. Młodsze dziewczyny, starsze panie, paru chłopaków. Patrzyłam, jak się witają, rozciągają, śmieją. Ja siedziałam nieruchomo, niepewna, co właściwie tu robię.
Wtedy zauważyłam jego. Przyszedł sam, rozejrzał się z lekkim niezdecydowaniem i usiadł niedaleko mnie. Sprawiał wrażenie, jakby był tu przypadkiem. W przeciwieństwie do innych nie rozglądał się za znajomymi ani nie próbował się integrować. Po prostu siedział i patrzył gdzieś przed siebie.
Zaczęliśmy od oddechu. Zamknęłam oczy i próbowałam nie myśleć o tym, że moje spodnie opinają mnie za mocno, że moja mata skrzypi, że ktoś obok sapie za głośno. Przy pozycji psa z głową w dół wszystko się posypało. Moje ręce się rozjechały, koszulka podciągnęła się do góry, a kolano odmówiło posłuszeństwa. Zerknęłam w bok – chłopak leżał na plecach, patrzył w niebo. Wcale się nie wysilał. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Był sympatyczny
Po zajęciach większość uczestników rozeszła się szybko, niektórzy zostali, by pogadać z instruktorką. Ja usiadłam na ławce z boku, żeby odsapnąć. On podszedł i usiadł po drugiej stronie, nie patrząc na mnie. Siedzieliśmy w ciszy przez dobrą minutę.
– No nie powiem, pozycja trupa była moją ulubioną – odezwał się w końcu z lekkim przekąsem.
– Też ją polubiłam. Tylko wtedy niczego nie musiałam udawać – odpowiedziałam, zaskoczona własną szczerością.
Spojrzał na mnie kątem oka, jakby oceniał, czy żartuję. Nie żartowałam.
– Siostra mnie zmusiła. Mówi, że to mnie „otworzy”.
– Na co?
– Na życie, emocje, ludzi. Albo chociaż żebym przestał wyglądać, jakbym zaraz miał kogoś udusić – powiedział, wzruszając ramionami.
Uśmiechnęłam się.
– Ja z kolei próbuję nie zemdleć od roboty i w ogóle zniknąć. Myślałam, że joga to taki wyłącznik.
– Działa?
– Jeszcze nie wiem.
Zbliżyliśmy się
Znów zamilkliśmy. Potem wstał.
– No to… do zobaczenia, chyba.
– Chyba – odpowiedziałam i odprowadziłam go wzrokiem, jak odchodzi w stronę parkingu.
Na kolejnych zajęciach nie byłam już tak spięta. Wiedziałam, gdzie stanąć, jak rozłożyć matę. On też przyszedł. Tym razem miał swoją matę, choć wciąż wyglądał, jakby nie chciał tu być. Po ćwiczeniach znów usiadł na tej samej ławce. Ja dołączyłam chwilę później.
– Dziś bez pozycji trupa. Zawiedziony? – zapytałam.
– Trochę. Ale przynajmniej nie musiałem udawać psa – odpowiedział i uśmiechnął się lekko.
Zaczęliśmy rozmawiać bardziej swobodnie. Powiedział, że jest architektem, że jego siostra prowadzi te zajęcia i w sumie lepiej być tutaj niż siedzieć wieczorami w pracy, ale że nadal czuje się głupio, próbując dotknąć palców u stóp.
– Po ostatnim związku staram się niczego nie udawać – rzucił nagle.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Zdradziła mnie. W sumie… długo udawałem, że nic nie widzę. Teraz wolę ciszę niż takie udawanie.
Miałam wątpliwości
Pokiwałam głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam coś dodać, ale czułam, że moja własna historia jeszcze jest zbyt świeża, żeby ją wyciągać.
– Przepraszam, nie chciałem marudzić – dodał cicho.
– Nie marudzisz – odparłam. – Czasem dobrze po prostu powiedzieć coś na głos.
Zostaliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Potem każdy poszedł w swoją stronę.
Zauważyłam, że czekam na te wtorki i czwartki bardziej niż zwykle. Przychodziłam kilka minut wcześniej, sprawdzałam, czy już jest. A potem wracałam do domu z lekkim napięciem w żołądku, którego wcześniej nie znałam.
Nie byłam pewna, co on czuje. Z jednej strony rozmawialiśmy coraz dłużej, czasem zostawaliśmy po zajęciach prawie godzinę. Z drugiej – nigdy nie zadzwonił, nie napisał. Nie zaproponował spotkania poza jogą. Zaczęłam się wycofywać.
Nie przyszłam na dwa kolejne treningi. W niedzielę po południu dostałam SMS-a: „W porządku? Filip”. Od razu wiedziałam, kto to. Przez chwilę chciałam zignorować, ale odpisałam krótko: „Jestem. Dzięki, że pytasz”.
Myślałam o nim
W kolejny wtorek stałam na przystanku, czekając na tramwaj do parku. Po zajęciach czekał na ławce. Usiadłam obok.
– Myślałem, że zrezygnowałaś.
– Myślałam, że może to wszystko nie ma sensu. Letnia przygoda, takie rzeczy.
Zamilkł. Nie patrzyłam na niego. Dopiero po chwili się odezwał.
– Ja nie traktuję cię jak przerywnik. Od dawna z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze. Po prostu… nie jestem w tym najlepszy.
Spojrzałam na niego. Był spięty, ale szczery.
– Nie chcę znowu być tą, która za bardzo się zaangażowała – powiedziałam cicho.
– Może tym razem jesteśmy po tej samej stronie.
Uśmiechnęłam się, a on ujął moją dłoń.
Zajęcia się kończyły. Instruktorka ogłosiła, że to ostatni tydzień. Większość grupy przyjęła to z rozczarowaniem, choć wiadomo było od początku, że to letni cykl. Dla mnie to oznaczało coś więcej. Koniec tej przestrzeni, w której wszystko zaczęło się układać.
Wszystko się ułożyło
Filip podszedł po ostatnim treningu.
– Może kawa? – zapytał. Zaskoczyło mnie, że dopiero teraz to zaproponował.
W kawiarni na rogu zamówiliśmy herbatę i ciasto. Po raz pierwszy opowiedziałam mu o moim ostatnim związku. O człowieku, który długo udawał, że mnie kocha, a jeszcze dłużej udawał, że jego romanse są moją winą. Że jestem zbyt emocjonalna i zbyt wymagająca. Opowiedziałam, jak z dnia na dzień się spakował i wyjechał, zostawiając mi tylko wiadomość.
Nie patrzyłam na Filipa, gdy mówiłam. Spuściłam wzrok i czułam, że znów się wstydzę.
– Możesz mówić wszystko – powiedział cicho, gdy skończyłam. – Nic mnie nie przestraszy.
To zdanie zostało we mnie na długo. Potem wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy w stronę przystanku. Złapał mnie za rękę, pierwszy raz tak naturalnie, bez słowa.
Katarzyna, 29 lat
Czytaj także:
- „Miałam pomóc córce w opiece nad wnukiem, a zrobiła ze mnie służącą. Za sprzątanie i gotowanie nie usłyszałam dziękuję”
- „Matka mnie wyswatała, a potem po kryjomu prała brudy mojego męża. Nigdy jej nie zapomnę, że tak się mną zabawiła”
- „Nasze uczucie narodziło się w deszczu jak w romantycznym filmie. Dziś idziemy razem przez życie pod parasolem miłości”