Reklama

Małżeństwo z Wiktorią było moją dumą. W naszych ślubnych obietnicach brzmiało: „na dobre i na złe”, a ja zawsze sądziłem, że naprawdę je realizujemy. Może dlatego tak późno dostrzegłem, jak schematyczne stało się nasze życie. Ja – korporacyjny trybik w codziennym biegu między projektami, a Wiktoria – artystka, kiedyś pełna energii, dziś wpatrzona pustym wzrokiem w przestrzeń.

Reklama

Chciałem być oryginalny

Jej urodziny były jak okazja do zmiany. Szukałem prezentu, który przypomniałby jej o radości życia. Wpadłem na pomysł zajęć jogi – coś dla ciała i ducha. Karnet na kurs w popularnym studio wydawał mi się idealny.

– Joga? Serio? – Zaśmiała się, gdy wręczałem jej kartkę z grafiką lotosu.

– Zobaczysz, spodoba ci się – zapewniałem, czując dumę, że pomyślałem o czymś więcej niż tylko kwiaty.

Początkowo wszystko zdawało się być trafione. Wiktoria wracała z zajęć uśmiechnięta, bardziej energiczna. Wierzyłem, że znalazłem klucz do ożywienia jej życia. Ale wkrótce pojawiły się pierwsze sygnały, że coś jest nie tak.

Zaczęło się niewinnie. Wiktoria, która wcześniej zasypiała obok mnie z książką, nagle zaczęła wracać do domu później niż zwykle. Twierdziła, że po jodze czasem idą z dziewczynami na herbatę. Nie przeszkadzało mi to – w końcu od dawna marudziła, że brakuje jej przyjaciółek. Ale potem zauważyłem, jak często zerka na telefon, czasem się uśmiecha, czasem zastyga, jakby chciała coś ukryć.

Czułem, że coś się dzieje

Raz zapytałem, jak było na zajęciach.

– W porządku – odpowiedziała krótko, wzruszając ramionami. – Sylwek mówi, że robię postępy.

– Sylwek? – Uniosłem brew.

– Instruktor. Jest świetny, naprawdę potrafi zmotywować – Wiktoria uśmiechnęła się w sposób, który nie przypadł mi do gustu.

Nie powiedziałem nic, ale od tamtej pory zacząłem zwracać uwagę na szczegóły. Zauważyłem, że Wiktoria coraz częściej wybierała ubrania, które podkreślały jej sylwetkę, coś, co wcześniej rezerwowała raczej na nasze wspólne wyjścia. Do tego doszły perfumy – delikatny zapach, który od razu wyczuwałem, gdy szła na wieczorne zajęcia.

Pewnego dnia, kiedy znów spóźniła się na kolację, postanowiłem z nią porozmawiać. Siedzieliśmy przy stole, ona z nosem w telefonie, ja z widelcem wbitym w niedokończoną porcję makaronu.

– Wszystko w porządku? – zagadnąłem, próbując brzmieć neutralnie.

– Tak, czemu pytasz? – Odparła zaskoczona, odkładając telefon.

– Mam wrażenie, że ostatnio jesteś trochę… nieobecna. Wciągnęła cię ta joga, co?

– No co ty. To tylko zajęcia. Trochę ruchu mi nie zaszkodzi, prawda? – Jej ton był lekki, ale nie patrzyła mi w oczy.

– Na pewno to tylko joga? – zapytałem bardziej dosadnie, niż zamierzałem.

Wiktoria uniosła brew, a na jej twarzy pojawiło się coś, co można było odebrać jako irytację.

– O co ci chodzi? Naprawdę zaczynasz podejrzewać, że zamiast skłonów robię coś innego? Boże, Tomek, odpuść, naprawdę.

Zrobiło mi się głupio

Zamilkłem, czując ukłucie wstydu. Może przesadzałem. Ale kiedy po chwili wstała od stołu, zabierając telefon ze sobą do sypialni, napięcie we mnie tylko wzrosło.

Nie mogłem dłużej ignorować niepokoju. Następnego wieczoru postanowiłem sprawdzić, jak wyglądają te zajęcia. Ubrałem się dyskretnie i wybrałem miejsce z boku sali, by nie rzucać się w oczy.

Sylwek – wysoki, pewny siebie, emanował charyzmą. Gdy prowadził ćwiczenia, jego głos brzmiał niemal hipnotycznie. Uśmiechał się do wszystkich, ale do Wiktorii… inaczej. Patrzyłem, jak dotyka jej ramienia, poprawiając pozycję. Moje serce waliło jak oszalałe.

Po zajęciach próbowałem spokojnie z nią porozmawiać.

– Sylwek wygląda na dość… zaangażowanego w swoją pracę – rzuciłem mimochodem.

Wiktoria wzruszyła ramionami.

– Taki jego styl. To po prostu joga, Tomek. Przestań się doszukiwać problemów.

Jej chłodny ton tylko podsycił moją frustrację.

Kilka dni później, gdy Wiktoria była pod prysznicem, spojrzałem na jej telefon leżący na stoliku. Zwykle nigdy tego nie robiłem, ale tym razem ciekawość i niepokój wzięły górę. Na ekranie widniała wiadomość od Sylwka: „Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Twój uśmiech zawsze poprawia mi dzień.”

Serce mi zamarło

Przewinąłem rozmowę – żarty, komplementy, niektóre wiadomości ocierały się o granice flirtu, inne ją przekraczały. To nie były niewinne rozmowy. Gdy Wiktoria wróciła do pokoju, szybko odłożyłem telefon.

– Wyglądasz dziwnie – powiedziała, wycierając włosy ręcznikiem.

Nie wiedziałem, jak to rozegrać. Postanowiłem czekać. Kilka godzin później usłyszałem jej cichą rozmowę przez telefon. Podsłuchałem, jak mówiła:

– Jasne, że jutro przyjdę. Nie mogłabym tego przegapić.

Nie wytrzymałem.

– Z kim rozmawiasz? – wszedłem do pokoju, udając spokój.

Zamarła, ale szybko się opanowała.

– Koleżanka pyta o harmonogram.

Patrzyłem na nią, w myślach widząc te wszystkie wiadomości. Wiedziałem, że czas na konfrontację zbliża się nieuchronnie. Wieczorem, gdy Wiktoria kładła się spać, podsunąłem jej telefon.

– Chciałem o coś zapytać – rzuciłem, a jej twarz momentalnie zbladła.

– Co ty robisz z moim telefonem? – zapytała, a jej głos drżał.

– To ja powinienem zapytać, co ty robisz z Sylwkiem – powiedziałem chłodno, pokazując jej wiadomości. – Więc? Chcesz mi coś wyjaśnić?

Zdradzała mnie

Wiktoria spojrzała na mnie z mieszaniną złości i paniki.

– Przeglądasz moje rzeczy? To chore!

– A to? – wskazałem na ekran. – To nie jest chore? Co tu się dzieje?

Opuściła głowę.

– To nie tak, jak myślisz…

– Naprawdę? Bo wygląda na to, że masz romans – rzuciłem ostro.

Wiktoria wybuchła:

– Nic nie rozumiesz! Sylwek sprawia, że czuję się zauważona! Ty tylko analizujesz, kontrolujesz mnie, jakbyśmy byli projektem w twojej pracy!

Te słowa były jak cios.

– Więc to moja wina?

– Nie o to chodzi. – Jej głos złagodniał, oczy się zaszkliły. – Po prostu… nie wiem, kim jesteśmy teraz.

Nie mogłem dłużej słuchać. Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Myśli krążyły wokół Wiktorii i Sylwka, ich wiadomości, słów, które usłyszałem. Nad ranem podjąłem decyzję – muszę skonfrontować się z nim osobiście.

Poszedłem do niego

Postanowiłem odwiedzić jego studio jogi. Sala była pusta, a Sylwek sprzątał maty. Na mój widok uniósł brwi, ale jego pewność siebie ani na moment nie opuściła twarzy.

– Ty jesteś Tomek, prawda? – zagadnął, jakbyśmy byli starymi znajomymi.

– Chcę wiedzieć, co łączy cię z moją żoną – zacząłem ostro.

Uśmiechnął się lekko, co tylko podniosło mi ciśnienie.

– Wiktoria to niesamowita kobieta. Ale wiesz co? Wasze małżeństwo już dawno było w rozsypce. Nie musiałem robić wiele.

– Więc to tak? Uwodzisz znudzone mężatki? – rzuciłem, z trudem powstrzymując złość.

– Ja tylko pokazuję im, czego im brakuje – odparł z udawaną niewinnością. – To ty zaniedbałeś swoją żonę.

Nie wytrzymałem.

– Nie masz pojęcia, co się dzieje w naszym małżeństwie!

– A jednak jestem tutaj, a ty musisz mnie odwiedzać. To o czymś świadczy, nie? – Jego spokojny głos działał jak prowokacja.

Zacisnąłem pięści, ale powstrzymałem się przed czymś głupim. Wstałem i wyszedłem, zostawiając za sobą Sylwka z jego pewnym siebie uśmieszkiem.

Po drodze do domu w głowie tłukło mi się jedno pytanie: kto tak naprawdę zawiódł w tym małżeństwie?

Byłem w rozsypce

Wróciłem do pustego mieszkania. Wiktorii nie było w domu – pewnie znów na zajęciach, a może u Sylwka. Siedziałem w kuchni, patrząc na nasze wspólne zdjęcia na lodówce. Kiedyś to wszystko wydawało się takie proste. Miłość, ślub, plany na przyszłość. Gdzieś po drodze zgubiliśmy siebie nawzajem. Ale kiedy to się stało?

Jej słowa wracały do mnie jak echo: „Nie wiem, kim jesteśmy teraz”. Ja też nie wiedziałem. Czy byliśmy tylko przyzwyczajeniem? Projektem, który porzuciliśmy oboje, gdy życie stało się zbyt wygodne?

Gdy w końcu usłyszałem klucz w drzwiach, serce zabiło mi mocniej. Wiktoria weszła cicho, jakby bała się, że wciąż będę zły. Usiadła naprzeciwko mnie.

– Nie wiem, co dalej – powiedziała po chwili milczenia. Jej głos był cichy, ale szczery. – Nie chciałam cię ranić. Po prostu… zgubiłam się w tym wszystkim.

– A myślisz, że ja się nie zgubiłem? – odparłem, czując, jak gniew miesza się z rezygnacją. – Może oboje to zawaliliśmy.

Patrzyliśmy na siebie długo, aż w końcu Wiktoria spuściła wzrok.

– Nie wiem, czy jeszcze potrafimy to naprawić – szepnęła.

– Ja też nie wiem – przyznałem. – Ale jedno wiem na pewno: tak dalej nie da się żyć.

Zostaliśmy tam, siedząc w ciszy, jakby ta rozmowa była tylko początkiem czegoś większego. Czy zakończenia, czy nowego rozdziału – tego już żadne z nas nie było pewne.

Reklama

Tomasz, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama