„Po 30 latach na zjeździe klasowym, spotkałam swojego cichego adoratora. Jego wyznanie, przeraziło mnie nie na żarty”
„Stał pod oknem, lekko zgarbiony, trochę zmęczony. Kiedyś był cichym chłopakiem z ostatniej ławki, zawsze zbyt nieśmiały, zbyt nijaki, żeby zwracać na niego uwagę. Teraz coś się zmieniło. Siwe włosy, krótkie, schludne. Broda. I ten spokój w oczach. Podeszłam. Sama nie wiem, dlaczego”.

- Redakcja
Mieszkam sama w dwupokojowym mieszkaniu na przedmieściach i pracuję w urzędzie, gdzie każdy dzień wygląda tak samo. Rano herbata z termosu, papiery, głupie żarty kolegi z pokoju obok, potem powrót do domu, szybki obiad i serial, który oglądam bardziej z przyzwyczajenia niż z zainteresowania. Mój syn, Tomek, już dorosły, wyprowadził się do Wrocławia, ma swoje życie. Dzwoni rzadko, a kiedy już rozmawiamy, brzmi, jakby robił to z obowiązku. Prawie się nie widujemy. Z jego ojcem rozwiodłam się dziesięć lat temu i od tamtej pory nie byłam z nikim na poważnie. Zresztą… chyba już nie umiem.
Pewnego wieczoru, między zupą a kolejnym odcinkiem „Ojca Mateusza”, wpadło mi do skrzynki zaproszenie – „Spotkanie klasowe po 30 latach”. Prawie się roześmiałam. Co ja tam będę robić? Słuchać, jak wszyscy chwalą się wnukami, domami za miastem i szczęśliwymi małżeństwami? Kogo to obchodzi, że jestem urzędniczką i że w weekendy układam pasjanse? Ale wtedy przyszła wiadomość od Kingi: „Będziesz, prawda? Będzie fajne!”. I choć wszystko we mnie mówiło „nie”, coś jednak zaczęło się kruszyć.
– Mamo, serio chcesz jechać? – zdziwił się Tomek, gdy wspomniałam o spotkaniu. – Po co? Żeby się dołować?
Wzruszyłam ramionami. Sama jeszcze nie wiedziałam, czemu... ale zaczęłam się wahać.
Marek miał spokój w oczach
Sala była przystrojona balonami i śmiesznymi zdjęciami sprzed trzydziestu lat. Z głośników leciał Lady Pank, a przy wejściu witała mnie wielka tablica z napisem: „IV C – 30 lat później!”. Przez chwilę stałam jak wryta, ściskając w dłoni torebkę jak tarczę. Nie znałam połowy twarzy – niektórzy zmienili się nie do poznania, inni wyglądali tak samo, tylko siwi, grubsi.
– Anna?! To ty?! – pisnęła Kinga, nagle pojawiając się znikąd. Przytuliła mnie mocno, pachniała drogimi perfumami. – Myślałam, że się nie pojawisz!
– Sama nie wiem, co mnie podkusiło – próbowałam się uśmiechnąć.
– Marek też przyszedł, wyobrażasz sobie?
Zanim zapytałam „który Marek?”, już go zobaczyłam. Stał pod oknem, lekko zgarbiony, z kieliszkiem wina. Kiedyś był cichym chłopakiem z ostatniej ławki, zawsze zbyt nieśmiały, zbyt nijaki, żeby zwracać na niego uwagę. Teraz… coś się zmieniło. Siwe włosy, krótkie, schludne. Broda. I ten spokój w oczach. Nie uśmiechał się, ale patrzył uważnie, jakby widział więcej niż inni. Podeszłam. Sama nie wiem dlaczego.
– Cześć – powiedziałam cicho. – Marek, prawda?
– A ty Anna. Pamiętam. Zawsze miałaś zeszyty w idealnym porządku.
Zaśmiałam się. Głos miał ciepły, spokojny.
– I ty zawsze miałeś książkę pod pachą, nawet na wuef.
– Nie wszystko się zmienia – powiedział z lekkim uśmiechem.
Zaczęliśmy rozmawiać. O błahostkach. Ale słuchał uważnie. Uważniej niż ktokolwiek od bardzo dawna.
Był zupełnie inny, niż wszyscy
Minął tydzień. Wróciłam już do swojej codzienności – kubek herbaty, tramwaj o 7:12, w pracy te same twarze, to samo „co tam, Anka?”. Spotkanie klasowe wydawało się jak sen, którego nie jestem pewna, czy mi się przyśnił, czy wydarzył naprawdę. A jednak… Marek napisał. „Pójdziesz ze mną na kawę? Pamiętam, że kiedyś piłaś czarną bez cukru”. Zdziwiło mnie, że pamięta taki szczegół. Ja sama już ledwo pamiętałam, co lubię. Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko dworca. Przyszedł wcześniej. Już czekał przy stoliku z oknem. Było w nim coś… bezpretensjonalnego. Nie udawał, że wszystko w jego życiu jest świetnie. Nie silił się na śmieszność ani na tanie komplementy. Po prostu był.
– A więc... rozwiedziona i zmęczona życiem – rzuciłam z przekąsem, zanim zdążyłam się powstrzymać. – A ty?
– Wdowiec. Dwa lata temu – odpowiedział spokojnie. – Czasem się śmieję, że w życiu zbieram ludzi po przejściach.
Zawstydziłam się. Chciałam coś powiedzieć, ale uprzedził mnie:
– Nie jestem smutny. Po prostu... mam inną dynamikę.
Rozmawialiśmy prawie dwie godziny. O książkach, o samotności, o dzieciach. Marek opowiadał o swojej córce, która mieszka w Norwegii. Uważnie słuchał, gdy mówiłam o Tomku. Patrzył tak, jakby każde moje słowo miało znaczenie. Wieczorem zadzwoniła do mnie Kinga.
– No i co?! – rzuciła bez przywitania. – Marek to niegłupi facet, co? Trochę taki… inny.
– Inny. To dobre słowo – powiedziałam.
Nie wiedziałam jeszcze, czy to dobrze, czy źle.
Ukrywał coś przede mną
Marek był uważny. Aż za bardzo. Czasem mówił coś o mnie, zanim ja sama zdążyłam to pomyśleć. Jakby mnie znał… lepiej niż powinien. Któregoś dnia spotkaliśmy się w parku. Usiadł na ławce i bez słowa wyjął z torby termos.
– Czarna. Bez cukru – powiedział.
– Skąd wiesz, że nie zmieniłam zdania?
– Nie zmieniłaś.
Uśmiechnęłam się, ale gdzieś wewnątrz coś mnie ukłuło. Skąd on to wie? Później, tego samego dnia, wracałam po drobne zakupy. Kiedy mijałam kiosk, zauważyłam go znowu. Stał w alejce obok stacji benzynowej i rozmawiał przez telefon. Już miałam do niego podejść, gdy usłyszałam:
– ...tak, wiem, pamiętam. Wiem, że powinienem. Nie, jeszcze jej nie powiedziałem.
Zamarłam. Stałam za słupem ogłoszeniowym jak idiotka. Czułam, jak bije mi serce. „Jeszcze jej nie powiedziałem”? Czego? Odeszłam. Po cichu. Nie wiedział, że tam byłam. Następnego dnia zadzwonił, jakby nic się nie stało. Zaprosił mnie na kolację.
– W porządku – odpowiedziałam, choć chciałam go zapytać, co, do cholery, dokładnie miałeś mi powiedzieć?
Zamiast tego siedzieliśmy w knajpie z włoskim jedzeniem, a on opowiadał o jakiejś wystawie. Słuchałam tylko połowicznie. Cały czas miałam przed oczami jego pochyloną sylwetkę i ten szept: „Jeszcze jej nie powiedziałem”. W końcu nie wytrzymałam.
– Marek, mogę zapytać... czy ty masz jakieś tajemnice przede mną?
Zamilkł. Przez chwilę patrzył mi prosto w oczy. Potem spuścił wzrok.
– Każdy coś ma.
– Ale ty masz coś konkretnego. Wiem to.
Chciał się uśmiechnąć. Nie udało mu się.
– To nie tak. Po prostu… są rzeczy, które trudno się mówi. Nawet jeśli się bardzo chce.
Nie naciskałam. Ale zaczęłam myśleć. I cofnęłam się myślami… do szkoły. Do czegoś, co kiedyś dostałam. Albo... prawie dostałam.
Serce waliło mi jak oszalałe
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Wstałam z łóżka, zaparzyłam rumianek, a potem – bez konkretnego celu – otworzyłam szufladę z pamiątkami. Była tam stara kaseta magnetofonowa, bilety do kina sprzed lat, suszony liść klonu i… pudełko z listami. Niewiele ich było. Kilka od koleżanek, jeden od Tomka z kolonii. I ten dziwny, bez koperty, zapisany nierównym pismem na szkolnym papierze w kratkę: „Nie wiem, czy to przeczytasz. Nie mam odwagi powiedzieć ci tego wprost. Ale jesteś dla mnie kimś ważnym. Bardzo ważnym. Może kiedyś się odważę. M”. Nigdy nie wiedziałam, kto go napisał. Wtedy pomyślałam, że to głupi żart. Może chłopcy się założyli. List wrzuciłam do pudełka i zapomniałam. Aż do teraz. „M.” – Marek? Następnego dnia pojechałam do Kingi. Powiedziałam jej, że widuję się z Markiem. Najpierw ucieszyła się, ale gdy zaczęłam mówić o jego zachowaniu, spoważniała.
– On był kiedyś… dziwny. Ale chyba nie w zły sposób. Wiesz, że kiedyś był w tobie zakochany?
Zamarłam.
– Żartujesz.
– Nie. Pamiętam, bo raz przyszedł na wagary, a potem pytał mnie, czy ty się z kimś spotykasz. Tak nieśmiało, w swoim stylu. Chyba nawet chciał ci coś napisać. Ale wtedy byłaś z tamtym... Piotrem?
Pokręciłam głową. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Myślisz, że to on napisał ten list?
– Może. Ale dlaczego to wszystko takie dziwne…? Anna, on chyba nie jest do końca szczery.
Wróciłam do domu i jeszcze raz przeczytałam ten list. I jeszcze raz. Ręka mi drżała. Jeśli to był Marek… to czemu przez trzydzieści lat nic nie powiedział?
Jego wyznanie mnie przeraziło
Spotkaliśmy się w sobotę, u niego. Mieszkał skromnie, w starym bloku z widokiem na las. Na stole herbata, dwie filiżanki. Półmrok. Cisza. Nie siadałam. Stałam przy oknie, z listem w dłoni.
– Marek. Powiedz mi prawdę.
Podniósł wzrok znad kubka. Oczy miał zmęczone.
– Co chcesz wiedzieć?
– To ty napisałeś ten list?
Przez chwilę nic nie mówił. Potem skinął głową.
– Tak. To ja.
Serce ścisnęło mi się w piersi. Nie wiem, czego się spodziewałam – zaprzeczenia? Kłamstwa? A może właśnie tego.
– Czemu nic nie powiedziałeś? Przez te wszystkie lata?
Wstał. Podszedł do mnie, ale nie dotknął. Stał tak, blisko.
– Bo nie chciałem cię wystawiać na śmieszność. Byłem nikim. Cichym chłopakiem z ostatniej ławki. Ty byłaś... światłem. Bałem się, że mnie wyśmiejesz. A potem... potem było za późno.
– I dlatego po trzydziestu latach odgrzewasz tamte emocje?
– Nie. Nie o to chodzi. Spotkałem cię przypadkiem miesiąc przed tym zjazdem. Na ulicy. Szłaś z torbą, wyglądałaś na zmęczoną. Pomyślałem, że może... może los daje mi drugą szansę. I jak dowiedziałem się o spotkaniu klasowym, wiedziałem, że muszę tam być.
– Czyli wiedziałeś, że tam będę?
– Tak.
Milczałam.
– Ale to nie wszystko – dodał po chwili.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Pamiętasz Piotra? Tego twojego chłopaka z liceum?
– Jasne, że pamiętam. Co z nim?
– To ja wtedy... wtedy widziałem go z inną. Przypadkiem. Pod szkołą. Całowali się. Miałem ci powiedzieć. Chciałem. Ale nie miałem odwagi. A potem nagle zerwaliście. Nigdy nie wiedziałem dlaczego. Tyle lat czekałem, myślałem o tobie... Układałem różne scenariusze... Bałem się, że jeśli teraz ci to wszystko opowiem... to cię stracę. Znowu.
Czułam, że coś się we mnie załamało. Tyle lat. Tyle rzeczy niewypowiedzianych. I Marek to wszystko na mnie zrzucił. Po cichu. Nieproszony. A ja… mu na to pozwoliłam. Nie wiedziałam, z kim wcześniej rozmawiał przez telefon, ale on przez te wszystkie lata... obsesyjnie myślał o mnie.
– Marek… mam wrażenie, że ty mnie znasz lepiej niż ja sama siebie... I to nie jest romantyczne. To jest przerażające.
Chciał coś powiedzieć. Ale uniosłam rękę.
– Muszę iść.
Zabrałam płaszcz. Nie odprowadził mnie. Nawet nie próbował. I to chyba bolało jeszcze bardziej.
Anna, 48 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kochanek wziął ode mnie pieniądze na formalności spadkowe. Bajka szybko się skończyła, gdy chciałam zwrotu pożyczki”
- „Po śmierci ojca chciałem dowiedzieć się, dlaczego był taki oschły. To, co wyznała mi matka, wstrząsnęło mną do głębi”
- „Dałam szwagrowi tanie perfumy na urodziny, bo na nic więcej nie zasługuje. Siostra powinna go zostawić, ale się boi”