Reklama

To miała być noc, kiedy wszystko się zmieni. Na lepsze, rzecz jasna. Przynajmniej tak sobie obiecywałem, patrząc w lustro, poprawiając krawat i układając w głowie gotowe scenariusze. Idealna kolacja w walentynki, perfekcyjny prezent, uśmiech Natalii, który sprawi, że moje wątpliwości na chwilę znikną. Że zapomnę o tych wszystkich myślach, które zatruwały mi głowę. Bo może to wszystko było tylko w mojej wyobraźni? Może wcale nie czułem się gorszy od jej byłych, może to nieprawda, że przy nich byłem nikim?

Reklama

Nie chciałem o tym myśleć. Nie dzisiaj. Dzisiaj miałem być mężczyzną, który zabiera swoją dziewczynę do najlepszej restauracji w mieście, wręcza jej prezent wart każdej wydanej złotówki i patrzy, jak jej oczy rozświetlają się zachwytem. Mężczyzną, który nie boi się, że ktoś taki jak Marek – zamożny, pewny siebie, zawsze krok przede mną – wciąż istnieje w jej wspomnieniach.

To miała być wymarzona randka

Restauracja była elegancka, dokładnie taka, jaką sobie wyobrażałem. Miękkie światło świec, cichy jazz w tle, kelnerzy poruszający się z gracją, jakby tańczyli w takt muzyki. Czułem się tu odrobinę nieswojo, ale nie dałem tego po sobie poznać. Dzisiaj musiałem być kimś więcej niż sobą.

Natalia wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie ciemnoczerwoną sukienkę, która podkreślała jej smukłą sylwetkę, i subtelny makijaż, który tylko zaznaczał jej naturalne piękno. Spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja poczułem ulgę. Była zadowolona. To był dobry znak.

Nie musiałeś aż tak się starać – powiedziała, rozglądając się po wnętrzu. – Wiesz, że nie potrzebuję drogich kolacji, żeby być szczęśliwa.

– Wiem – skłamałem.

Nie wiedziałem. A może wiedziałem, ale nie wierzyłem, że to prawda. Chciałem udowodnić, że potrafię. Że stać mnie na więcej.

Kolacja mijała w świetnej atmosferze. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się, a ja czułem, że powoli rozluźniam się w tym miejscu, które wydawało się dla mnie za drogie, za sztywne, nie moje.

Gdy kelner przyniósł dania główne, sięgnąłem do kieszeni marynarki i wyjąłem niewielkie pudełeczko. Natalia uniosła brwi, a potem uśmiechnęła się szeroko.

– Co ty kombinujesz?

– Po prostu… chciałem, żebyś dostała coś wyjątkowego – powiedziałem, podając jej prezent.

Otworzyła go i przez chwilę milczała, patrząc na delikatny, srebrny naszyjnik z niewielkim rubinem.

Kuba, jest przepiękny… – powiedziała cicho.

Udało się. Czułem satysfakcję. W jej oczach błysnęło coś, co na chwilę pozwoliło mi zapomnieć o kompleksach.

Ale wtedy kelner podszedł do naszego stolika.

– Przepraszam państwa – powiedział z uprzejmym uśmiechem. – Chciałem tylko poinformować, że rachunek został już uregulowany.

Zamarłem.

– Przepraszam, ale nie rozumiem… przez kogo? – spytałem, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

– Przez innego gościa restauracji – odpowiedział kelner, wskazując dyskretnie stolik w rogu sali.

Odwróciłem głowę i poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Marek. Z nonszalanckim uśmiechem uniósł kieliszek w niemym toaście.

Nie cierpiałem tego gościa

Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Marek siedział swobodnie, jakby to on zaprosił nas na kolację. Rozparty w skórzanym fotelu, ubrany w perfekcyjnie skrojony garnitur, z tym swoim nieznośnym uśmieszkiem, który zdawał się mówić: „Patrz, nawet teraz mam nad tobą przewagę”.

Natalia odwróciła głowę i zobaczyła go. Jej twarz stężała, ale nie powiedziała nic.

To jakiś żart? – warknąłem, ściskając widelec tak mocno, że aż zbielały mi palce.

– Nie wiem, co on tutaj robi – powiedziała cicho.

– Przypadek? – prychnąłem.

Kuba, nie zaczynaj – westchnęła i spojrzała na mnie z czymś, co przypominało… zmęczenie?

Kelner nadal stał obok, czekając, aż zdecyduję, co z tym zrobić. Przez moment walczyłem z samym sobą. Powinienem powiedzieć, że to pomyłka? Że zapłacę sam? Ale wiedziałem, że to nie jest kwestia pieniędzy. Chodziło o coś znacznie więcej.

Chcę uregulować rachunek sam – powiedziałem w końcu, z trudem zachowując spokój.

– Obawiam się, że to niemożliwe, proszę pana – kelner wyglądał na zakłopotanego. – Płatność została już zaksięgowana.

Zacisnąłem zęby. Zza pleców usłyszałem ciche parsknięcie śmiechu. Wiedziałem, do kogo należał ten dźwięk. Marek. Czułem, jak gotuje się we mnie krew. Natalia również słyszała ten śmiech, ale nie zrobiła nic. W jej oczach wciąż widziałem tylko zakłopotanie, może nawet lekkie rozbawienie.

Może po prostu to zignorujemy? – zapytała, patrząc na mnie z nadzieją.

– Zignorujemy? – powtórzyłem powoli, jakbym nie dosłyszał. – Naprawdę?

– Kuba, to tylko rachunek.

„To tylko rachunek”. Słowa uderzyły mnie mocniej, niż gdyby ktoś wymierzył mi cios prosto w twarz. Nie. To nie był „tylko rachunek”. To było coś więcej. To było upokorzenie.

Spojrzałem na Marka, który nadal na nas patrzył, popijając drogie wino. W jego oczach nie było złośliwości – była rozbawiona wyższość. Jakby właśnie oglądał przedstawienie, w którym to ja gram rolę kogoś nieistotnego. Nie mogłem tego tak zostawić. Odsunąłem krzesło i wstałem. Natalia chwyciła mnie za rękę.

– Co robisz? – wyszeptała.

– To, co powinienem zrobić od początku – odpowiedziałem, strącając jej dłoń.

Nie mogłem się powstrzymać. Musiałem porozmawiać z Markiem. Musiałem odzyskać swoją godność.

Próbował mnie upokorzyć

Marek nawet nie drgnął, gdy podszedłem do jego stolika. Spojrzał na mnie z tym swoim lekko kpiącym uśmiechem i spokojnie odstawił kieliszek na stół.

– Kuba – powiedział, jakbyśmy byli starymi kumplami, którzy właśnie przypadkiem wpadli na siebie w barze. – Miło cię widzieć.

Po co to zrobiłeś? – zapytałem bez zbędnych wstępów, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.

– Zrobiłem co? – Uniósł brwi z udawanym zdziwieniem.

Nie udawaj, że nie wiesz – warknąłem, nachylając się nad stołem. – Po co zapłaciłeś za naszą kolację?

Marek westchnął i powoli poprawił mankiety swojej koszuli, jakby cała sytuacja była dla niego raczej drobną niedogodnością niż czymś istotnym.

– Bo mogłem – powiedział w końcu.

Zacisnąłem pięści.

Chciałem być miły – dodał, zanim zdążyłem się odezwać. – Natalia ma dziś wyjątkowy wieczór, pomyślałem, że warto, żeby ktoś zadbał o jej komfort.

Zrobił pauzę, jakby czekał, aż te słowa do mnie dotrą.

– A może po prostu chciałeś mi przypomnieć, że zawsze będziesz o krok przede mną? – syknąłem, pochylając się jeszcze bliżej.

Marek uśmiechnął się lekko.

– Wiesz co, Kuba? – Oparł się wygodnie na krześle i spojrzał na mnie z góry. – Ja naprawdę nie muszę ci niczego przypominać. Ty sam robisz to lepiej ode mnie.

Serce waliło mi jak oszalałe.

– Może powinieneś wrócić do swojego stolika? – rzucił nonszalancko. – Myślę, że Natalia nie lubi scen.

Jego ton był spokojny, ale czułem, jak każde jego słowo wbija się we mnie niczym ostrze. Miał rację. Cholerną rację. Odwróciłem się i zobaczyłem Natalię. Siedziała nieruchomo, wpatrując się w nas, jej oczy były pełne czegoś, czego nie potrafiłem nazwać. Może litości? Może wstydu? Nie wiedziałem, co było gorsze. Bez słowa odwróciłem się i wróciłem do stolika. Usiadłem i spojrzałem na talerz, ale jedzenie straciło jakikolwiek smak.

To było niepotrzebne – powiedziała cicho Natalia.

– Myślisz? – prychnąłem.

Chciałem, żeby powiedziała coś więcej. Żeby powiedziała mi, że Marek nie ma żadnego znaczenia. Że to tylko przypadek. Że to ja jestem dla niej ważny. Ale ona tylko odwróciła wzrok. I wtedy zrozumiałem. Może wcale nie była tego taka pewna.

Nie stanęła po mojej stronie

Droga powrotna do domu była najdłuższą, jaką przeżyłem. Natalia siedziała obok mnie w taksówce, ale wydawało się, jakby była kilometr dalej. Milczała, wpatrując się w szybę, a ja nie mogłem przestać myśleć o tym, co wydarzyło się w restauracji.

Marek nie musiał niczego mówić wprost. Wszystko zawarł w spojrzeniu, w tym cholernym uśmieszku, który oznaczał jedno: „To nigdy nie będzie twój poziom, chłopcze”. A najgorsze było to, że Natalia wcale się nie oburzyła. Nie zrobiła awantury, nie podniosła głosu, nie odwróciła się do Marka plecami. Nie powiedziała mi nawet, że miałem rację.

– Zamierzasz w ogóle coś powiedzieć? – przerwałem ciszę, kiedy taksówka zatrzymała się na światłach.

Westchnęła, jakby rozmowa była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę.

A co mam powiedzieć?

– Może, nie wiem… że to, co zrobił Marek, było żałosne? Że nie powinien tego robić? Że nie chcesz, żeby tak się zachowywał?

Natalia spuściła wzrok.

Marek zawsze był specyficzny – powiedziała po chwili. – Ale myślę, że trochę przesadzasz.

Zacisnąłem dłonie na kolanach.

Przesadzam? – powtórzyłem, czując, jak narasta we mnie frustracja. – Natalia, twój były chłopak zapłacił za naszą kolację, jakby robił łaskę, a ty nawet nie uważasz, że to problem?!

Przekręciła głowę i wreszcie spojrzała mi w oczy.

I co miałam zrobić? Rzucić się na niego z krzykiem?

– Może chociaż powiedzieć mu, żeby się odwalił.

Natalia potrząsnęła głową.

– Kuba… Nie chcę dram.

– Nie chodzi o dramaty – syknąłem. – Chodzi o szacunek.

Natalia nie odpowiedziała od razu. Jej twarz pozostała spokojna, ale w oczach pojawiło się coś, co sprawiło, że poczułem zimno w środku. To nie była wściekłość, nie było zdenerwowania. To była obojętność.

Wtedy dotarło do mnie coś jeszcze gorszego. Może dla niej to naprawdę nie było ważne. Może tak naprawdę nigdy nie rywalizowałem z Markiem. Może ja po prostu nigdy nie byłem zagrożeniem.

Taksówka zatrzymała się przed blokiem Natalii. Wysiadła bez słowa i zamknęła drzwi za sobą. Nie zapytała, czy chcę wejść. Nie obejrzała się za siebie. Patrzyłem, jak znika w bramie, a ja wciąż siedziałem w taksówce, czując, że coś w moim wnętrzu zaczęło pękać. Pierwszy raz zacząłem się zastanawiać, czy to wszystko ma jeszcze sens.

Nie rozumiała tego

Minęły dwa dni. Natalia się nie odezwała. Ja również nie zadzwoniłem. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Część mnie chciała zapomnieć o tej całej sytuacji, wrócić do normalności, udawać, że to był tylko nieprzyjemny incydent, który nie zmienia niczego między nami. Ale druga część… ta bardziej logiczna, mówiła mi, że coś pękło i nie da się tego naprawić zwykłą rozmową.

Dopiero trzeciego dnia wieczorem telefon w końcu zawibrował.

„Możemy pogadać?” – napisała Natalia.

Mogłem odmówić. Mogłem udawać, że mnie to nie obchodzi. Ale prawda była inna. Wciąż mi zależało.

„Dobra. Gdzie?” – odpowiedziałem.

„Przyjadę do ciebie” – wysłała mi wiadomość.

Pół godziny później siedzieliśmy w salonie. Natalia wyglądała na zmęczoną. Nie wiedziałem, czy to dlatego, że źle spała, czy dlatego, że musiała przeprowadzić tę rozmowę.

Nie chcę, żebyśmy się kłócili – zaczęła, splatając dłonie na kolanach.

– Ja też nie – odparłem cicho.

– Więc może po prostu… przestaniemy to roztrząsać? – zaproponowała, patrząc na mnie z nadzieją.

Poczułem, jak coś ściska mnie w żołądku.

– Tak po prostu?

Natalia wzruszyła ramionami.

– Kuba, to naprawdę nic wielkiego. To tylko rachunek.

Zacisnąłem pięści.

– Nie, dla mnie to nie był „tylko rachunek”. To było coś więcej. To był twój były facet, który zrobił pokazówkę, a ty nawet nie próbowałaś mu powiedzieć, żeby spadał.

Przez chwilę panowała cisza.

– Wiesz, dlaczego nic nie powiedziałam? – zapytała w końcu. – Bo nie chciałam, żebyś tak reagował. Nie chciałam scen, nie chciałam, żebyś robił z tego większy problem, niż jest.

Wtedy dotarło do mnie, że to nie jest kwestia Marka. Nie chodziło nawet o ten rachunek, o jego uśmieszek czy o to, że czułem się przy nim jak ktoś gorszy. Chodziło o to, że Natalia nie widziała w tym nic złego. Że nie rozumiała, dlaczego to mnie zraniło. A jeśli nie rozumiała teraz, to czy kiedykolwiek zrozumie? Nie byłem tego pewien. Nie byłem już pewien niczego.

– Może powinniśmy dać sobie trochę przestrzeni – powiedziałem w końcu. – Tak. Muszę to przemyśleć. Nie wiem, czy… czy jesteśmy po tej samej stronie.

Nie zaprotestowała. Nie błagała, żebym zmienił zdanie. Tylko skinęła głową i po chwili wstała. Nie pocałowała mnie na pożegnanie. Nie zapytała, czy jeszcze się spotkamy. Wyszła, a ja zostałem w pustym mieszkaniu, zastanawiając się, czy właśnie straciłem ją na zawsze. I czy tak naprawdę nie straciłem jej już dawno.

Reklama

Jakub, 25 lat

Reklama
Reklama
Reklama