„Najpierw córka zwiedzała mieszkanie, potem okoliczne podwórka. Spała gdzie popadnie, ale kochamy ją”
„– Jeśli państwo pozwolą, to chciałabym podziękować moim rodzicom – powiedziała ze sceny. Pozwalali mi wybierać miejsce do spania każdego wieczora, aż sama uznałam, że będzie mi najlepiej w wygodnej pościeli. Pewnie dlatego dziś mam dość odwagi i determinacji, żeby podróżować”.
- Michał, 60 lat
Moja córka ma dziś trzydzieści jeden lat i była już na wszystkich kontynentach. Skąd bierze na te podróże pieniądze? Pisze bloga i tysiącom czytających o jej przygodach ludzi poleca sprzęt turystyczny specjalistycznych firm. Robi to, co kocha, i jeszcze się z tego utrzymuje. Od początku wiedzieliśmy, że będzie ją gnać po świecie jakaś niewytłumaczalna siła. Tak wiele wskazywało, że urodził nam się niespokojny duch.
Kiedy była malutka, przy piersi koncentrowała się tylko na dwie, trzy minuty, a potem już żądała, żeby ją gdzieś nieść. Na rękach najchętniej spędzałaby cały dzień, a do wózka pozwalała się kłaść tylko na brzuchu – czyli tak, żeby mogła obserwować otoczenie. Na pytanie, czy ładnie nam śpi, odpowiadaliśmy gorzkim uśmiechem. W ciągu dnia wystarczały córci piętnastominutowe drzemki. Strzelała ich pięć, sześć i w ten sposób regenerowała dość sił, żeby zamieniać nasze życie w ciągłą pogoń za jej zachciankami. W nocy to samo – budziła się co dwie trzy godziny i znów trzeba było ją brać na ręce.
– Teraz ty – szeptałem do żony, gdy ręce i krzyż odmawiały posłuszeństwa.
– Znowu? – dopytywała rozespana.
– No, tak. Nie śpi. Zobacz!
Zobacz także
– Matko Boska, oczy jak pięciozłotówka. Która jest godzina?
– Druga dwadzieścia.
– A od której z nią chodzisz?
– Od pierwszej trzydzieści.
Chciała spać na podłodze
Ale walka z Mileną toczyła się przez całą dobę. Uciekała nam od dnia, gdy nauczyła się turlać, a kiedy opanowała raczkowanie, świadomie wyznaczała kierunki samodzielnych wędrówek. W ciszy, z niezachwianym spokojem parła przed siebie, w ogóle się za nami nie oglądając. Gdy tylko zwietrzyła okazję, by się gdzieś schować, skrzętnie z niej korzystała: pod pufem, za kanapą, raz znalazłem ją nawet w kominku! Śmialiśmy się z żoną, że przed ucieczką z domu powstrzymują małą tylko zaryglowane drzwi… Wraz z pierwszymi krokami rozpoczął się natomiast etap brawurowych wspinaczek. Regał zdobywała po otwartych szufladach, a na parapet właziła po pufach i fotelach. Odstawialiśmy je od okien i ścian, choć i tak zawsze znajdowała sposób, by na coś się wdrapać.
Największy jednak szok spotkał nas, gdy wyjęliśmy z jej łóżeczka dwa szczebelki, żeby mogła sama z niego wychodzić. Jakież było moje zdziwienie, gdy już w pierwszą noc natknąłem się na nią w salonie. Poszedłem sprawdzić, czy wszystko u córki w porządku, i znalazłem ją na środku dywanu. Spała w najlepsze, przykryta kocykiem, który najpewniej sama sobie przyniosła.
– Jula! Jula! – obudziłem żonę.
– Co jest? Co się stało? Co?
– Chodź, chodź! Zobacz!
– Ale co? Coś z Mileną? Powiedz, nie denerwuj mnie – przecierała oczy.
– Nie, wszystko w porządku. A przynajmniej tak mi się wydaje… – wzruszyłem ramionami.
No i po chwili staliśmy oboje nad córką, zastanawiając się, czy mamy do czynienia z lunatyczką.
– No, nie mów – jęknęła żona, gdy podzieliłem się z nią tą obawą. – Tylko tego nam jeszcze brakowało.
– Wiem, ale to trzeba sprawdzić.
– Chyba tak…
Nie było na nią sposobu
Julita wróciła do łóżka, a ja zaniosłem Milenę do jej pokoju. Rozłożyłem się tam na materacu, żeby sprawdzić, czy znowu zechce gdzieś pójść. Na szczęście, dospała do rana, a my uznaliśmy, że to jednorazowy epizod.
Następnego wieczora ułożyłem ją do snu zgodnie z wypracowaną regułą. Poczytałem bajki, przykryłem kocykiem, ucałowałem w czoło trzy razy i zostawiłem samą. Przymknąłem też drzwi, żeby nie kusiły jej odgłosy wieczornej krzątaniny. Po piętnastu minutach poszedłem sprawdzić, czy zasnęła, ale zamiast we własnym łóżku, znalazłem ją w przedpokoju. Tym razem położyła kocyk na kaflach i tuliła ulubionego słonia z pluszu.
– Dziecko, tutaj nie wolno spać – westchnąłem i zaniosłem ją z powrotem do łóżka.
Nie wróciłem jednak do kuchni, a zaczaiłem się za drzwiami. Zamierzałem przyłapać ją na gorącym uczynku, gdyby znów postanowiła znaleźć sobie jakieś ciekawe miejsce do zasypiania. Nie czekałem długo. Po krótkiej chwili usłyszałem, jak się gramoli, jak walczy z kocykiem i zobaczyłem jej trzpiotowatą buzię w szparze między drzwiami a framugą. Znów próbowałem zawrócić ją do pokoju, ale tym razem nie dała za wygraną. Rozpłakała się na całego, przyciągając Julitę z kuchni.
– Co się dzieje?
– No, wyłazi z łóżka.
– Chcesz się bawić? – żona pochyliła się nad naszym urwisem.
– Właśnie, że nie. Ona się tu układa do spania.
– Ale gdzie?
– Tutaj, w przedpokoju!
Fakt, zawsze wspieraliśmy Milenę w jej dążeniach. Córka nie odpuściła i przez dwie godziny próbowała uciec z pokoju. Około dwudziestej trzeciej uznaliśmy, że dajemy za wygraną, i zobaczymy, co będzie. Ku naszemu zdziwieniu, znów rozłożyła sobie koc w przedpokoju i zasnęła na nim kamieniem. Dopiero wtedy przeniosłem ją do pokoju, gdzie spała już do rana.
Daliśmy jej swobodę
Od tego dnia jej wieczorne wędrówki w poszukiwaniu najlepszego miejsca na noc stały się regułą. Przez długi czas zastanawialiśmy się, co z tym zrobić, ale w końcu uznaliśmy, że pozwolimy córce decydować, gdzie tego dnia chce zasnąć. Nie mieliśmy siły na kolejne awantury. Milena była natomiast bardzo konsekwentna i trzymała się swojej metody przez długie lata. Mościła sobie posłanie w różnych częściach mieszkania, a w nocy zmieniała je po dwa, trzy razy. Zadbaliśmy więc tylko o to, żeby podczas nocnych wędrówek nie natknęła się na jakąś niebezpieczną przeszkodę i uważaliśmy w drodze do toalety, żeby najzwyczajniej w świecie na nią nie nadepnąć. W ten sposób udało nam się przeprowadzić ją przez ten trudny okres całą i zdrową, bo około dziesiątego roku życia wróciła do łóżka na stałe. W tym czasie spełniała już podróżnicze potrzeby podczas samotnych wędrówek po okolicznych podwórzach.
To wszystko dzięki nam
A przypominam te wszystkie perypetie, bo Milena niedawno sama pochwaliła się nimi publicznie. Kilka tygodni temu została zaproszona na konwent podróżniczy, gdzie ludzie tacy jak ona opowiadali widzom o swoich przygodach. Przyszliśmy na jej prezentację i jakież było nasze zdziwienie, kiedy pokaz slajdów opowiadających o kontynentach, które zwiedziła nasza córka, zwieńczyły fotografie z rodzinnego albumu. Między innymi zdjęcia Mileny śpiącej w przedpokoju czy w kącie salonu.
– Jeśli państwo pozwolą, to chciałabym podziękować moim rodzicom – powiedziała ze sceny. – Byli bardzo wyrozumiali i zawsze wspierali mnie w realizacji marzeń. Nawet gdy w wieku czterech lat odmówiłam zasypiania w łóżku, przyjęli tę decyzję z cierpliwością i szacunkiem. Pozwalali mi wybierać miejsce do spania każdego wieczora, aż sama uznałam, że będzie mi najlepiej w wygodnej pościeli. Pewnie dlatego dziś mam dość odwagi i determinacji, żeby podróżować. Brawa dla nich! Mamo, tato, wstańcie proszę. Pokażcie się ludziom!
To było bardzo poruszające doświadczenie. Żona całkiem się rozkleiła, a ja ostatkiem sił powstrzymałem łzy wzruszenia. Choć jeśli chcielibyśmy trzymać się prawdy, należałoby wyjaśnić, że to nie cierpliwość i szacunek stały za decyzją, by pozwolić Milenie na nocne wędrówki, ale rodzicielskie wyczerpanie uporem dziecka o silnym charakterze. Najważniejsze jednak, że wszystko dobrze się skończyło. Córka jest odważną i samodzielną kobietą, a my mamy ogromną satysfakcję z pracy, którą trzeba było włożyć w jej wychowanie. A opowiadam to po to, żeby ci, którzy wychowują takie oryginały jak Milena mieli na uwadze, że zachowaniem małego człowieka już od pierwszych lat może sterować przeznaczenie.