Reklama

Byłam z Michałem od pięciu lat. Nasze życie toczyło się spokojnie, trochę za spokojnie – jakbyśmy utknęli w codzienności, z której nie było już odwrotu. On pracował dużo, coraz częściej wracał późno, a ja, mimo że próbowałam zapełniać dni czymś sensownym, coraz częściej czułam się jak dodatek do jego życia.

Reklama

Moja relacja z teściową, Grażyną, była... skomplikowana. Elegancka, chłodna, zawsze idealna – a jednocześnie jakby obca. Coś w niej budziło mój niepokój. Nie umiałam tego nazwać. I wtedy, podczas zwykłej wycieczki za miasto, zobaczyłam coś, co wywróciło mój świat do góry nogami.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę

Pamiętam dokładnie tamten dzień – ciepły, wiosenny, z tym przyjemnym zapachem traw i drzew. Pojechałam na wycieczkę za miasto, żeby trochę odetchnąć. Wzięłam książkę, koc i termos z herbatą. Znalazłam urokliwą polanę – taką jak z obrazka – i rozłożyłam się wygodnie. Chciałam się odprężyć, zapomnieć na chwilę o tym, co ostatnio mnie przytłaczało. Ale wtedy usłyszałam śmiechy, czułe szepty… Uniosłam głowę i serce zaczęło mi bić jak oszalałe.

– Nie, to niemożliwe – wyszeptałam do siebie, mrużąc oczy.

Na skraju polany, kilka metrów ode mnie, stała Grażyna. Moja teściowa. Obok niej – starszy mężczyzna, siwy, elegancki. Trzymali się za ręce, a ona patrzyła na niego z takim uśmiechem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałam.

– Tęskniłam za tobą… – powiedziała cicho, a ja zamarłam.

– Grażyna… Kochanie, przecież wiesz, że nie możemy tego dłużej ukrywać – odpowiedział mężczyzna, a ja zrozumiałam, że patrzę na coś, czego nigdy nie powinnam była zobaczyć.

Schowałam się za drzewem, serce waliło mi jak młot. Miałam w głowie mętlik – to niemożliwe! Grażyna? Taka wzorowa, samotna wdowa? Wróciłam do domu cała roztrzęsiona, a Michał spojrzał na mnie z troską.

– Wszystko w porządku, Martuś? – zapytał, a ja tylko skinęłam głową, nie wiedząc, co powiedzieć.

Chciałam poznać prawdę

Nie mogłam spać całą noc. Przewracałam się z boku na bok, wpatrując się w sufit, jakby mógł mi dać jakieś odpowiedzi. Rano, kiedy Michał wyszedł do pracy, wstałam, ubrałam się i – z bijącym sercem – pojechałam do Grażyny. W drodze układałam w głowie, co powiem. Jak zacznę? Czy zapytać wprost, czy najpierw porozmawiać o czymś neutralnym? Wiedziałam jedno – muszę to z siebie wyrzucić.

Grażyna otworzyła mi drzwi, jak zawsze nienaganna, w beżowym swetrze i eleganckich spodniach.

– O, Marta. Co cię sprowadza? – spytała z chłodnym uśmiechem.

– Pani Grażyno… ja… – zaczęłam, ale głos mi się łamał. – Wczoraj… widziałam panią. Na tej polanie… z kimś…

Jej twarz na chwilę zastygła, jakby straciła kontrolę nad wyrazem twarzy.

– Nie rozumiem, o czym mówisz – powiedziała, prostując się i splatając ręce na piersi.

– Proszę mnie nie zbywać. Widziałam panią z tym mężczyzną... Trzymaliście się za ręce. Słyszałam, jak do niego mówiła pani „kochanie”…

Grażyna zmrużyła oczy.

To nie twoja sprawa – powiedziała ostro. – Radzę ci, nie mieszaj się w cudze życie.

– Ale Michał… on myśli, że pani jest sama… – wyszeptałam.

– Michał nie musi wiedzieć wszystkiego – urwała. – Nie rozumiesz, że czasami lepiej, żeby pewne rzeczy pozostały tajemnicą?

Zamilkłam. Wychodząc, czułam się jak intruz w jej życiu. A jednak wiedziałam, że nie dam za wygraną.

Wszystko stało się jasne

Minęło kilka dni, ale nie potrafiłam przestać o tym myśleć. W głowie wciąż słyszałam czułe słowa Grażyny, widziałam ich splecione dłonie. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, zrozumieć. Dlatego postanowiłam odwiedzić teściową bez zapowiedzi. Michał był w pracy, a Grażyna – jak się dowiedziałam – miała spędzać popołudnie w ogrodzie. Przechodząc przez furtkę, usłyszałam jej głos. Zatrzymałam się, ukryta za żywopłotem. Nie chciałam podsłuchiwać, a jednak… nie mogłam odejść.

– Andrzej, nie możemy się tak często spotykać – mówiła cicho, niemal szeptem. – Michał zaczyna coś podejrzewać. A Marta… już raz nas widziała.

– Nie dam rady cię zostawić, Grażynko – odpowiedział ten sam męski głos, który słyszałam wtedy na polanie. – To trwa za długo, zbyt wiele przeszliśmy. Nie chcę cię stracić.

– Nie teraz, Andrzej – Grażyna westchnęła ciężko. – To nie jest dobry moment. Michał ma swoje problemy, a Marta… jest zbyt ciekawska.

Nie wytrzymałam. Wyszłam zza żywopłotu, nie zważając na to, że ręce mi się trzęsą.

Od jak dawna to trwa?! – krzyknęłam.

Oboje spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Grażyna zbladła, a Andrzej zamarł, jakby nie wiedział, co zrobić.

– Od dawna… – odpowiedziała Grażyna z cichym westchnieniem, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka.

Nawet twój mąż o tym nie wiedział, prawda? – zapytałam, choć znałam już odpowiedź.

Nie wiedziałam, co zrobić z tą wiedzą

Wracałam do domu z bijącym sercem i głową pełną myśli. Czułam się jak świadek czegoś, co wcale nie powinno mnie dotyczyć. A jednak... nie mogłam udawać, że nic się nie stało. Co miałam teraz zrobić? Powiedzieć Michałowi? Wywrócić jego świat do góry nogami? Przecież on zawsze myślał, że jego matka to samotna wdowa, przykład do naśladowania... A teraz okazało się, że od lat prowadziła drugie życie.

Chodziłam bez celu po ulicach, wpatrując się w witryny sklepów, ale nie widziałam ich naprawdę. W głowie wciąż słyszałam głos Grażyny: „To nie twoja sprawa”. A jednak czułam, że to moja sprawa – że to, co wiem, nie pozwoli mi już patrzeć na nią tak samo.

Spotkałam Kasię, moją przyjaciółkę, która od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

– Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha – zapytała z troską.

– Nie wiem, Kasia... Czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego, prawda? – rzuciłam, choć sama nie byłam pewna, czy w to wierzę.

– To zależy – odpowiedziała, mrużąc oczy. – Jeśli ta prawda zmienia twoje życie, to lepiej wiedzieć, nawet jeśli boli. Ale nie zawsze warto nią obciążać innych.

Kiedy wracałam do domu, Michał już czekał w kuchni.

– Długo cię nie było – powiedział. – Wszystko w porządku?

Spojrzałam na niego, a w środku aż mnie ścisnęło. Czy miałam prawo zburzyć jego spokój? Czy powinnam mu o tym powiedzieć? Nie wiedziałam. Moje serce krzyczało „tak”, ale strach przed tym, co się stanie, krzyczał jeszcze głośniej.

Nie potrafiłam mu powiedzieć

Wieczór był spokojny, a w mieszkaniu panowała cisza. Michał siedział na kanapie, przewracając kartki jakiejś gazety, a ja krzątałam się w kuchni, niby zajęta, ale w głowie miałam tylko jedno – powiedzieć mu czy milczeć? Obserwowałam go ukradkiem. Był taki spokojny, może trochę zmęczony, jak zwykle po pracy. A ja... ja byłam kłębkiem nerwów.

W końcu zebrałam się na odwagę, usiadłam obok niego i powiedziałam cicho:

– Michał... myślisz, że twoja mama jest szczęśliwa?

Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.

– Szczęśliwa? Nie wiem. Rzadko o tym rozmawiamy. A dlaczego pytasz?

Zamilkłam na chwilę. Wszystko we mnie krzyczało, żeby to z siebie wyrzucić, ale słowa grzęzły mi w gardle.

– Nie wiem... tak po prostu... – wymamrotałam.

Michał wzruszył ramionami.

– Mama to mama. Trochę samotna, trochę dziwna. Ale wiesz, jaka jest. Może po prostu tak już ma być.

Patrzyłam na niego i czułam, jak ciężar we mnie narasta. Jak bardzo chciałam mu powiedzieć, że to nie tak – że jego mama wcale nie była samotna, że jej życie było zupełnie inne, niż myślał. Ale nie mogłam.

– Michał, wiesz... czasem ludzie mają swoje tajemnice – powiedziałam tylko, a on spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

A ja zostałam z tym wszystkim sama – z tajemnicą, której nie potrafiłam i chyba nie chciałam zdradzić.

Postanowiłam milczeć

Czułam, jak coś mnie ściska od środka. Ta tajemnica była jak ciężki kamień na mojej piersi – nie pozwalała oddychać, a jednak nie potrafiłam się jej pozbyć. Grażyna wiedziała, że ją przyłapałam, ale nie odezwała się ani słowem. Michał nie miał pojęcia, a ja… tkwiłam w tym zawieszeniu, zastanawiając się, co jest gorsze – prawda, która boli, czy milczenie, które dręczy.

Patrzyłam na Michała, gdy wieczorem zasypiał obok mnie, spokojny, nieświadomy. Wiedziałam, że gdyby poznał prawdę, nie byłby już taki sam. Nie patrzyłby na swoją matkę jak na ciepłą, samotną kobietę, ale jak na kogoś, kto przez lata ukrywał romans. Może by ją znienawidził. Może by go to zniszczyło. A może… może i tak by nie zrozumiał.

Grażyna też pewnie nie spała spokojnie, ale nie odezwała się ani słowem, nie próbowała się wytłumaczyć, nie przyszła z żadnym wyjaśnieniem. Milczała. I ja milczałam.

Czasem myślę, że życie składa się właśnie z takich niedopowiedzeń – z historii, których nie opowiadamy, ze słów, których nie mówimy na głos. Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę w sobie odwagę, by powiedzieć Michałowi, co widziałam. A może to ja jestem tchórzem? Może powinnam była go chronić – albo właśnie dać mu szansę zrozumieć swoją matkę naprawdę.

Na razie milczę. Może kiedyś się odważę. Może kiedyś. Ale dzisiaj… dzisiaj jeszcze nie.

Marta, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama