Reklama

Uczę biologii w szkole podstawowej i od dziesięciu lat jestem żoną Michała. Mamy cudowną, energiczną córkę Olę, która właśnie kończy dziewięć lat. W moim życiu wszystko wydawało się poukładane, bezpieczne, przewidywalne. Do czasu. Z teściową, Elżbietą, od początku miałam całkiem dobre relacje. Po śmierci mojego teścia, kilka lat temu, stała mi się jeszcze bliższa, szczególnie jako babcia. Pomagała nam wychować Olę, często wpadała na obiady, zawsze była gotowa do pomocy. Można powiedzieć, że stała się nieodłącznym elementem naszego rodzinnego życia.

Reklama

Z Michałem wszystko układało się dobrze, choć zawsze miałam świadomość, że jest dość konserwatywny, nie lubi zmian, a każda niespodzianka wytrąca go z równowagi. Z jednej strony dawało mi to poczucie stabilności, z drugiej – czasem pojawiały się drobne napięcia, bo przecież życie nie jest przewidywalne. Zwyczajny dzień, lekcje w szkole, obiad w domu, wieczorne zabawy z Olą – to była nasza codzienność. Ale ostatnio, choć jeszcze tego nie rozumiałam, subtelne napięcie wisiało w powietrzu. Jakby cisza przed burzą. Nie przypuszczałam, że ta burza nadciągnie właśnie ze strony mojej teściowej i jej skrywanej przed nami tajemnicy.

Czy to tylko kolega, czy ktoś więcej?

To był zwykły dzień, a przynajmniej tak mi się wydawało. Po skończonych lekcjach w szkole musiałam szybko skoczyć do przychodni po receptę dla Oli. W kolejce spędziłam dobrą chwilę, wpatrując się bezmyślnie w telefon i sprawdzając, czy Michał nie wysłał mi wiadomości, o której wróci. Nagle usłyszałam śmiech, który od razu zwrócił moją uwagę. Był wyjątkowo głośny, radosny, taki, który zupełnie nie pasował do tej smętnej poczekalni pełnej zasmuconych ludzi.

Odwróciłam głowę i zamarłam. Nie spodziewałam się zobaczyć Eli, mojej teściowej, która siedziała na krześle nieopodal, śmiejąc się jak nastolatka. Towarzyszył jej mężczyzna, starszy od niej o kilka lat, wysoki, z siwymi włosami i pogodnym spojrzeniem. Rozmawiali cicho, ale wyraźnie dobrze się bawili. W pewnym momencie ten mężczyzna delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, a ona spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem. Poczułam dziwne ukłucie, jakby coś nie zgadzało mi się w tej scenie. Podeszłam powoli, próbując wyglądać naturalnie.

– Co za spotkanie! – powiedziałam jak gdyby nigdy nic.

Spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawił się lekki popłoch, szybko zamaskowany uprzejmym uśmiechem.

– Kasiu, co ty tu robisz? – spytała, wyraźnie zaskoczona.

– Załatwiam receptę dla Oli – odpowiedziałam, przenosząc wzrok na towarzysza teściowej. – Dzień dobry, my się chyba nie znamy?

Mężczyzna szybko wstał, delikatnie skłonił głowę i uśmiechnął się serdecznie.

– Wiktor, miło mi – przedstawił się uprzejmie, po czym spojrzał na Elżbietę, jakby oczekiwał, że coś doda.

To mój kolega z osiedla – dodała szybko Elżbieta. – Pomaga mi czasem z zakupami, wiesz, jak to jest. – Jej głos zadrżał lekko, choć próbowała to ukryć pod kolejnym uśmiechem.

– Tak, oczywiście – odparłam, czując dziwny dyskomfort. – No to nie będę wam przeszkadzać. Do zobaczenia w niedzielę?

– Tak, do zobaczenia – odpowiedziała i skinęła głową na pożegnanie.

Kiedy wychodziłam, kątem oka zauważyłam, że ich rozmowa już nie jest tak radosna jak przed chwilą. W drodze do domu zastanawiałam się, dlaczego teściowa zareagowała tak nerwowo. Czy to naprawdę tylko kolega, jak powiedziała, czy coś więcej? I dlaczego poczułam się z tym tak dziwnie, choć przecież nie działo się nic złego? Nie mówiłam nic Michałowi. Postanowiłam, że nie będę drążyć tego tematu, choć cały wieczór nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu teściowej śmiejącej się tak beztrosko przy obcym mężczyźnie. Mimo wszystko próbowałam sobie wmówić, że to tylko moja wyobraźnia płatała figle. Przecież Elżbieta była rozsądną kobietą i gdyby coś się działo, powiedziałaby nam? Chyba.

Bała się naszej reakcji

Kilka miesięcy później postanowiłam zabrać Olę na krótki weekendowy wypad do pensjonatu za miastem. Michał miał sporo zaległej pracy i nawet nie próbowałam go namawiać, żeby pojechał z nami. Sama też potrzebowałam oddechu, chwili odpoczynku, dlatego wizja dwóch dni z córką w przytulnym miejscu nad jeziorem była kusząca.

W sobotę rano zaraz po śniadaniu spacerowałyśmy z Olą po lesie w pobliżu pensjonatu, ciesząc się spokojem i piękną pogodą. W pewnym momencie Ola zatrzymała się nagle, wskazując na dwie postaci idące w naszą stronę. Byli objęci, śmiali się, zachowując jak młoda zakochana para. Stanęłam jak wryta, bo choć z początku ich nie rozpoznałam, po chwili już wiedziałam kto to. To była Elżbieta, moja teściowa! Szła obok Wiktora, tego samego mężczyzny, którego poznałam w przychodni. Szczęśliwi, uśmiechnięci, jakby cały świat należał tylko do nich. Czułam się niezręcznie, jakbym naruszyła jakąś ich prywatną przestrzeń, mimo że nie zrobiłam przecież nic złego.

– Babcia! – zawołała nagle Ola, wybiegając naprzeciw parze.

Elżbieta zbladła, zatrzymała się jak sparaliżowana, ale szybko odzyskała panowanie nad sobą. Podeszłam bliżej, starając się zachować spokój, choć serce waliło mi jak oszalałe.

– Elżbieto... co ty tu robisz? – spytałam cicho, patrząc prosto w jej przestraszone oczy.

– Kasiu, nie spodziewałam się was tutaj – odparła nerwowo, unikając mojego wzroku. Wzięła głęboki oddech, jakby zbierała siły, by kontynuować. – To... To Wiktor, już się znacie. Mój... partner. Spotykamy się od roku, ale nie mówiłam nic Michałowi ani tobie. Bałam się waszej reakcji.

Spojrzałam na Wiktora, który przyglądał mi się uważnie, z lekkim niepokojem w oczach. Mimo wszystko biło od niego ciepło, a sposób, w jaki stał obok Elżbiety, sugerował, jakby naprawdę mu na niej zależało.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – spytałam łagodniej, próbując ukryć zaskoczenie.

– Boję się, Kasiu. Michał tego nie zaakceptuje, a ja... – zawiesiła głos, jakby nie była pewna, czy może mi to powiedzieć. – Ja już nie chcę być sama.

Jej słowa poruszyły mnie głęboko. Zrozumiałam, jak bardzo musiała się bać. Ujęłam ją za rękę, starając się dodać jej otuchy.

– Rozumiem – powiedziałam cicho. – Masz prawo do szczęścia. Powinnaś tylko sama powiedzieć o tym Michałowi.

Kiwnęła głową, ale widziałam w jej oczach, że nie jest jeszcze gotowa na tę rozmowę. Wiktor stał obok w milczeniu, cierpliwie, bez presji, jakby rozumiał, że nie powinien się wtrącać. Gdy się żegnaliśmy, Elżbieta mocno mnie przytuliła, jakby prosiła o milczenie. Obiecałam jej, że nie powiem nic Michałowi. Nie dlatego, że chciałam ukrywać przed nim prawdę, ale dlatego, że czułam, że sama musi to zrobić.

Całą noc nie mogłam spać. Leżąc w łóżku obok spokojnie śpiącej Oli, zastanawiałam się, jak długo Elżbieta będzie jeszcze czekać, żeby wyjawić prawdę. I jak mój mąż, tak wrażliwy na każdą zmianę, przyjmie wiadomość o tym, że jego mama ma nowe życie, o którym do tej pory nic nie wiedział. Wiedziałam, że nie będzie łatwo.

Prawda wychodzi na jaw

Kiedy po weekendzie wróciłam z Olą do domu, byłam zdecydowana dotrzymać obietnicy danej Eli. Michał niczego się nie domyślał, ale ja czułam, że coś mi ciąży, jak kamień. Przez kolejne dni chodziłam jak na szpilkach, unikając tematu wyjazdu, żeby przypadkiem czegoś nie powiedzieć. Ale los miał zupełnie inne plany. W sobotni poranek Michał siedział przy komputerze, przeglądając zdjęcia z naszej wycieczki. Ola uwielbiała robić fotografie, więc miał pełne ręce roboty, sortując je do albumu rodzinnego. Nagle zobaczyłam, że marszczy brwi i pochyla się bliżej ekranu.

– Kasiu, kto to jest? – zapytał dziwnym tonem, wołając mnie do siebie.

Podeszłam niepewnie, a kiedy spojrzałam na monitor, zrobiło mi się słabo. W tle jednego ze zdjęć, które Ola zrobiła mi nad jeziorem, wyraźnie widziałam Elżbietę i Wiktora. Byli objęci, śmiali się, całkowicie pochłonięci sobą, nie zauważając obiektywu aparatu.

– To mama? – zapytał Michał ze złością, której nie potrafił ukryć. – Kto to jest, ten facet obok niej?

Zawahałam się tylko przez sekundę, a potem z ciężkim westchnieniem powiedziałam prawdę, wiedząc, że dłużej już nie zdołam tego ukryć.

– To Wiktor. Partner twojej mamy – powiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jak narasta we mnie napięcie. – Spotykają się już od dłuższego czasu, nie chciała nikomu mówić, bała się twojej reakcji.

Michał odsunął krzesło od biurka z taką siłą, że aż się przestraszyłam. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym żalu i rozczarowania.

– Czemu nic nie powiedziałaś wcześniej? – spytał, a jego głos drżał. – Jak długo to trwa?

– Od ponad roku – odparłam, z trudem znosząc jego spojrzenie. – Michał, twoja mama jest samotna. Ona ma prawo do szczęścia.

– Po tylu latach? I ukrywała to przede mną przez rok? To niedorzeczne! – krzyknął Michał, zaczynając chodzić nerwowo po pokoju. – To obrzydliwe! Zdradziła pamięć ojca!

Próbowałam go uspokoić, ale nie chciał mnie słuchać. Czułam, że mur między nami zaczyna rosnąć, coraz wyższy i coraz bardziej bolesny. Tego wieczoru Michał zamknął się w sobie. Zrobił się chłodny, obojętny. Nie odezwał się ani słowem, kiedy przyszłam do sypialni. Zrozumiałam, że to był początek bardzo trudnego okresu, a moja rola mediatora będzie jeszcze trudniejsza, niż mogłam przypuszczać. Myśląc o Elżbiecie, współczułam jej, że musi teraz zmierzyć się z tym, czego najbardziej się bała – odrzuceniem przez własnego syna. Jednak najbardziej martwiło mnie to, jak my sami poradzimy sobie z tym wszystkim. Nie wiedziałam, czy byłam gotowa na ten kryzys...

Katarzyna, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama