„Nakryłem szefową z asystentem po godzinach i poczułem niesmak. Kazała mi siedzieć cicho, ale nie umiałem”
„Drzwi się otworzyły i zobaczyłem ich oboje – Alicję i Kamila. Ona poprawiała włosy w pośpiechu, jakby chciała ukryć zakłopotanie. On miał na twarzy uśmiech, którego nie widziałem u niego w pracy. Był to uśmiech zadowolenia, pewności siebie, czegoś zdobytego”.

- Redakcja
Od ponad dziesięciu lat pracuję w tej samej korporacji finansowej, w dziale analiz. Moje życie zawodowe zawsze było proste i przewidywalne – liczby, raporty, procedury. Nigdy nie interesowałem się biurowymi plotkami, nigdy nie szukałem poklasku. Ceniłem porządek i lojalność wobec firmy. To ona była dla mnie punktem odniesienia – surowa, wymagająca, ale sprawiedliwa. Tak przynajmniej myślałem.
Alicja, moja szefowa, była dla mnie ucieleśnieniem tego, w co wierzyłem. Elegancka, profesjonalna, zawsze trzymająca się zasad. Niejednokrotnie przywoływała hasła o etyce, transparentności, moralności w biznesie. I ja jej wierzyłem. Patrzyłem na nią z podziwem, jak na wzór do naśladowania. Od kilku miesięcy u jej boku pojawił się Kamil – nowy asystent. Energiczny, trochę zbyt pewny siebie, ale zarażał entuzjazmem. Z początku nie zwracałem na niego uwagi. Do czasu, aż Dorota – nasza firmowa plotkara – nie zaczęła szeptać przy ekspresie do kawy.
– Marek, widziałeś, jak oni się patrzą na siebie? – spytała, nalewając sobie cappuccino.
– Dorota, proszę cię, nie interesują mnie takie rzeczy – odpowiedziałem, starając się zabrzmieć obojętnie.
– Jasne, jasne. Ale powiedz mi, czy normalne jest, że szefowa i jej asystent zostają po godzinach, zamykają się w gabinecie, a potem… wracają razem windą? – jej spojrzenie było pełne sugestii.
Nie odpowiedziałem. Uciekłem wzrokiem w stronę kubka z kawą, ale w środku poczułem niepokój. Zaczęły się obrazy – zamknięte drzwi, przygaszone światła, ich sylwetki w windzie. Nie chciałem tego łączyć, nie chciałem wierzyć. A jednak myśl zaczęła kiełkować i zatruwać mój spokój.
Czułem dziwne napięcie
Zostałem w biurze dłużej niż zwykle, bo kończyłem analizę dla zarządu. Korytarz był prawie pusty, tylko pojedyncze światła świeciły nad wyjściami awaryjnymi. Cisza odbijała się echem w mojej głowie. Schodząc na dół, usłyszałem szmer i zatrzymałem się przy windzie. Drzwi się otworzyły i zobaczyłem ich oboje – Alicję i Kamila. Ona poprawiała włosy w pośpiechu, jakby chciała ukryć zakłopotanie. On miał na twarzy uśmiech, którego nie widziałem u niego w pracy. Był to uśmiech zadowolenia, pewności siebie, czegoś zdobytego.
Stanęli na moment, jakby ich przyłapano na gorącym uczynku. Spojrzeli na mnie, a potem szybko wyszli, udając, że to nic niezwykłego. Serce zaczęło mi bić szybciej, choć nie miałem żadnego prawa, by ich osądzać. A jednak czułem ciężar tego, co zobaczyłem. Plotki Doroty nagle przestały być tylko plotkami. Wracając do domu, czułem dziwne napięcie. Pracowałem w firmie, która zawsze mówiła o lojalności, uczciwości, transparentności. Teraz zobaczyłem coś, co przeczyło tym wartościom. Zacząłem się zastanawiać, czy to ja byłem naiwny, wierząc w te wszystkie zasady, czy to oni je łamali, licząc, że nikt nie zauważy. Następnego dnia spotkałem Alicję w windzie rano. Weszła tuż po mnie, elegancka jak zawsze, pachnąca drogimi perfumami. Cisza między nami była dusząca. Spojrzałem na nią uważnie, a ona odwróciła wzrok, wciskając przycisk piętra, choć dobrze wiedziała, że winda sama zatrzyma się tam, gdzie trzeba.
– Dzień dobry – powiedziałem spokojnie, choć głos zdradzał lekkie napięcie.
– Dzień dobry – odpowiedziała chłodno, nie patrząc mi w oczy.
Przez resztę drogi staliśmy w milczeniu. To krótkie spotkanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że to, co widziałem wieczorem, nie było przypadkiem. Coś się działo i wiedziałem, że nie potrafię już tego zignorować.
Nie było już odwrotu
Od rana nie mogłem się skupić na pracy. Liczby rozmywały mi się przed oczami, a każdy szelest z korytarza wybijał mnie z rytmu. Postanowiłem, że nie będę dłużej udawał, że nic nie widzę. W południe zapukałem do gabinetu Alicji.
– Wejdź – usłyszałem jej głos.
Siedziała za biurkiem, przeglądając dokumenty. Spojrzała na mnie, a jej twarz była nienagannie spokojna. Ja czułem jednak, że pod tą maską coś się kryje.
– Chciałem chwilę porozmawiać – zacząłem niepewnie. – Nie o pracy.
Uniosła brew.
– Słucham.
– Ludzie zaczynają gadać – powiedziałem ostrożnie. – O tobie i Kamilu.
Jej oczy zmrużyły się lekko.
– I co z tego?
– Wiesz dobrze, co to znaczy. Plotki to jedno, ale ja widziałem... – zawahałem się. – Widziałem was razem. Po godzinach.
– Marek, to nie jest twoja sprawa – odpowiedziała chłodno, a jej ton nie pozostawiał złudzeń.
– Może i nie – uniosłem głos, choć sam siebie nie poznawałem. – Ale czy nie jesteśmy uczeni, że etyka to podstawa? Że zasady obowiązują wszystkich?
– Powtarzam: to nie jest twoja sprawa – przerwała ostro. – Masz robić swoje analizy i nie zajmować się życiem prywatnym innych.
– Więc zasady są tylko dla niższych szczebli? – wyrzuciłem z siebie słowa, które od rana paliły mi gardło.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, patrząc sobie w oczy. W jej spojrzeniu zobaczyłem gniew, ale i coś jeszcze – może cień wstydu, może złość, że ktoś odważył się nazwać rzeczy po imieniu.
– Uważaj, Marek – powiedziała w końcu powoli. – Dla własnego dobra.
Te słowa zabrzmiały jak ostrzeżenie, może nawet groźba. Wyszedłem z gabinetu, czując, że przekroczyłem granicę, z której nie ma odwrotu.
Miałem już tego dość
Kilka dni później zostałem dłużej w biurze. Czekałem, aż system przeliczy dane do raportu. Chodziłem po korytarzu, by nie zasnąć nad komputerem. Zatrzymałem się, kiedy usłyszałem głosy zza drzwi sali konferencyjnej. Nikt o tej porze nie powinien tam siedzieć.
– Nie możemy tak ryzykować – to był głos Alicji, cichy, ale zdecydowany.
– Spokojnie, nikt się nie dowie – odpowiedział Kamil. – Najwyżej powiemy, że to służbowy wyjazd.
Poczułem, jak krew pulsuje mi w skroniach. Podszedłem bliżej, niemal dotykając drzwi.
– Nie chcę, żeby ktoś to odkrył – Alicja mówiła nerwowo. – Już i tak stąpamy po cienkiej linii.
– Przecież jest idealnie. Ty masz władzę, ja mam energię. Razem... – jego słowa urwały się, jakby się zbliżył.
Wiedziałem już dość. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Ich twarze zamarły. Kamil cofnął się gwałtownie, Alicja pobladła.
– Wszystko słyszałem – powiedziałem twardo, nie dając im czasu na wymówki. – I wiem, co się dzieje.
Kamil otworzył usta, ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł. Stał jak przyłapany uczeń. Alicja zebrała się szybciej.
– Marek... – zaczęła, ale głos jej zadrżał. – Porozmawiajmy na osobności.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
– Na osobności? Po tym wszystkim?
– Tak – jej ton nabrał stanowczości. – To konieczne.
Kamil spuścił głowę i milczał. Widziałem, że chciałby zniknąć. Ja czułem, że zostałem postawiony w roli, której nigdy nie chciałem – świadka, a teraz być może także zagrożenia.
– Dobrze – powiedziałem po chwili. – Ale nie licz, że będę udawał, że nic się nie stało.
Wyszliśmy razem z sali, a echo moich kroków brzmiało głośniej niż zwykle. Wiedziałem, że niedługo usłyszę coś, co zmieni mój sposób patrzenia na tę firmę już na zawsze.
Poczułem się jak w pułapce
Umówiliśmy się wieczorem, gdy większość biura była już pusta. Alicja zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Drzwi zamknęły się za nami z głuchym trzaskiem, a ja poczułem się jak w pułapce.
– Marek, usiądź – powiedziała, ale ja stałem, patrząc na nią wyczekująco.
Westchnęła ciężko i zdjęła marynarkę. Po raz pierwszy zobaczyłem, że wygląda na zmęczoną. Zawsze była idealnie poukładana, a teraz wydawała się nagle mniejsza, jakby coś z niej opadło.
– Tak – zaczęła bez zbędnych wstępów. – Masz rację. To, co widziałeś... To prawda.
Zacisnąłem dłonie. Chciałem usłyszeć zaprzeczenie, chciałem uwierzyć, że to tylko plotki. Ale nie dostałem tego, czego się spodziewałem.
– Dlaczego? – zapytałem cicho. – Ty, z twoim podejściem, z tym, co zawsze powtarzałaś nam o etyce.
– Bo jestem człowiekiem – odpowiedziała gorzko. – Bo po latach bycia wzorem, po latach odpowiedzialności, po nocach spędzonych nad raportami, poczułam pustkę. Kamil dał mi... coś, czego dawno nie miałam. Ciepło. Zainteresowanie. Przestałam być tylko szefową.
Słuchałem jej, ale nie potrafiłem współczuć. Miałem wrażenie, że mówi do mnie obca osoba, a nie kobieta, którą uważałem za fundament mojego działu.
– Myślisz, że to tylko twoja sprawa? – przerwałem jej. – Nie widzisz, że to niszczy morale całego zespołu? Że kiedy my trzymamy się zasad, ty sama je depczesz?
Alicja spuściła wzrok. Nie odpowiedziała. Wyszedłem z gabinetu bez słowa. Na zewnątrz powietrze było chłodne, ale ja czułem się, jakbym szedł przez mgłę. Błąkałem się bez celu po mieście. Minąłem sklepikarza zamykającego stoisko, starszego mężczyznę żebrzącego na rogu, młodą dziewczynę śmiejącą się do telefonu. Każdy z nich wydawał się bardziej prawdziwy niż to, co zostawiłem w firmie. Myślałem o tym, czy przesadzam. Może to tylko romans, ich prywatna sprawa. A może jednak zdrada wartości, w które wierzyłem przez lata. Czułem pustkę, której nie umiałem wypełnić żadnym argumentem.
Zostałem zupełnie sam
Następnego dnia wróciłem do biura z decyzją, że porozmawiam z działem HR. Chciałem, żeby ktoś wreszcie nazwał rzeczy po imieniu. Ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, dostałem wiadomość, że mam natychmiast stawić się w sali zarządu. Kiedy wszedłem, zobaczyłem Alicję i Kamila. Siedzieli naprzeciwko siebie, a między nimi panowała dziwna cisza. Dwóch członków zarządu było obecnych, ale zachowywali się tak, jakby byli tylko obserwatorami.
– Marek – odezwała się Alicja tonem oficjalnym, ale w jej oczach błyszczała determinacja. – Doszły mnie słuchy, że masz wobec mnie pewne podejrzenia.
– To nie są podejrzenia – odpowiedziałem spokojnie. – To, co widziałem, wystarczy.
Kamil roześmiał się lekko, nonszalancko.
– Może coś źle zrozumiałeś. Wiesz, różnie się interpretuje sytuacje.
Spojrzałem na niego z chłodem.
– Nie, Kamil. Nie ma tu miejsca na interpretacje.
Alicja pochyliła się w moją stronę.
– Posłuchaj. Lojalność wobec firmy oznacza też lojalność wobec mnie. To, co widziałeś, nie ma znaczenia dla naszej pracy.
– Naprawdę? – poczułem, jak rośnie we mnie gniew. – Więc wartości, o których tyle razy mówiłaś, to tylko slogan w broszurze?
Zapadła cisza. Zarząd nie zareagował. Patrzyli na nas, jakby to była sprawa prywatna, a nie coś, co miało wpływ na zespół.
– Marek – odezwał się w końcu jeden z dyrektorów – nie ingerujemy w życie osobiste pracowników.
Poczułem, że zostałem sam. Wszyscy woleli milczeć, by nie naruszyć wygodnej równowagi. Tyle lat wierzyłem w zasady, a teraz dowiedziałem się, że liczą się tylko pozory.
– W takim razie – powiedziałem, wstając – moja lojalność wobec tej firmy właśnie się skończyła.
Odwróciłem się i wyszedłem, zostawiając ich w milczeniu.
Nie miałem już w co wierzyć
Złożyłem wypowiedzenie bez wahania. Nikt mnie nie zatrzymał, nikt nie próbował przekonać, żebym został. Formalności załatwiłem szybko, jakby sam system chciał się mnie pozbyć. Wyszedłem z budynku po raz ostatni, patrząc na szklane ściany odbijające niebo. Jeszcze niedawno widziałem w nich symbol stabilności i siły, teraz widziałem tylko odbicie iluzji, w którą uwierzyłem. Przez kilka dni błąkałem się bez celu. Siadałem w kawiarniach, obserwowałem ludzi pędzących do pracy, rozmawiających w pośpiechu przez telefony, śmiejących się, kłócących, planujących swoje sprawy. Zazdrościłem im prostoty, że nie zastanawiają się nad tym, co kryje się pod pięknymi hasłami.
W nocy długo nie mogłem zasnąć. Wracały do mnie słowa Alicji: „Lojalność wobec firmy oznacza lojalność wobec mnie”. Pomyślałem wtedy, że całe życie kierowałem się cudzymi zasadami, cudzymi oczekiwaniami. I kiedy system się zachwiał, nie miałem już w co wierzyć. Nie wiedziałem, co będę robił dalej. Może znajdę inną pracę, może zupełnie zmienię zawód. Ale pierwszy raz od dawna poczułem, że nie chcę żyć w iluzji. Straciłem złudzenia, ale może właśnie w tym była szansa.
Marek, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałem z teściem na grzyby i chciałem przykozaczyć. Wracałem z pustym koszykiem i podkulonym ogonem”
- „Marek zostawił dla mnie żonę i dzieci. Miał być mój na 100%, a codziennie muszę się nim dzielić”
- „Dostałam w spadku dom nad morzem. Dzieci myślą że, go sprzedam i dam im gotówkę na ich długi”