Reklama

Zawsze chciałem studiować poza Polską, mieć fajną pracę w którymś europejskim kraju, jeździć wypasioną bryką i mieszkać w pięknym domu. No i rzecz jasna, u mego boku miała być jakaś nieziemska laska… Ale te wszystkie moje plany wzięły w łeb, kiedy byłem w ostatniej klasie liceum, bo mój ojciec dostał wylewu.

Reklama

Moje marzenia legły w gruzach

Przez chorobę był zmuszony porzucić pracę i przejść na rentę. Odłożone pieniądze przeznaczał na swoje leczenie, a ja dla oszczędności zostałem na lokalnej uczelni, by uniknąć kosztów stancji albo dojazdów. Wciąż miałem nadzieję, że wyląduję w porządnej korporacji, więc kułem zarządzanie jak wściekły i jednocześnie uczyłem się trzech języków: angielskiego, francuskiego i hiszpańskiego.

Na wypasione auto kasy nie miałem, w sumie to na żadne mnie nie było stać. Z dziewczynami też krucho, chociaż one same się pojawiały. Ale nie przejmowałem się tymi podbojami za bardzo, bo priorytetem była dla mnie edukacja i myślenie o tym, co dalej, żeby dobrze się ustawić w przyszłości.

Moje życie zmieniło się o 180 stopni, gdy na mojej drodze stanęła Weronika. Zakochałem się po uszy i wszystkie inne kwestie zeszły na dalszy plan, ale ona była tego warta. Weronika była moim oczkiem w głowie. Piękna, bystra dziewczyna studiująca farmację. Kochała tańczyć, a jej wypieki były po prostu obłędne. Zaczęliśmy ze sobą chodzić pod koniec czwartego roku, a zaraz na początku piątego… dowiedzieliśmy się, że pigułki czasem potrafią zawieść.

Kolejny członek rodziny w drodze, a my kompletnie nieprzygotowani. I co teraz? Mamy zostać rodzicami? W naszej sytuacji, bez pracy, dachu nad głową i w ogóle niczego? Wiedzieliśmy, że dziecko przyjdzie na świat jak już będziemy po studiach, ale co się wydarzy później?

Zobacz także

Los rzucił nam wyzwanie

Łączyło nas uczucie i pragnienie bycia razem, więc stwierdziliśmy, że poradzimy sobie ze wszystkim. Nasz synek przyszedł na świat zaledwie dwa tygodnie po obronie prac magisterskich. Rodzice starali się nas wspierać, jednak ich możliwości finansowe były mocno ograniczone. Zarówno moi, jak i Weroniki bliscy nie należeli do zamożnych.

Ogólnie rzecz biorąc, to ja przejąłem stery i wziąłem na swoje barki ciężar utrzymania rodziny. Weronika dostawała jakieś marne grosze z tytułu zasiłku dla matek, do tego doszło jeszcze 500+, ale synek – choć taki malutki – pochłaniał kupę szmalu. W końcu udało mi się gdzieś zahaczyć, wynająłem małe mieszkanko i tak jakoś sobie radziliśmy, spinając budżet domowy, ale nie ukrywam, że było ciężko.

Żyliśmy niezwykle skromnie, ograniczając wydatki gdzie tylko się dało. Musiałem zadowolić się dwoma garniturami, które nosiłem na zmianę, a moja ukochana całkowicie zrezygnowała z usług fryzjerskich, zabiegów kosmetycznych i kupowania nowych ubrań. Snuliśmy plany, że kiedy nasz synek trochę podrośnie, zapiszemy go do żłobka, dzięki czemu Weronika będzie mogła pójść do pracy. Wierzyliśmy, że nasza sytuacja wtedy się poprawi i będziemy mogli nadrobić te trudniejsze czasy.

Sytuacja pozostawała bez zmian

Jedynym żywicielem rodziny wciąż byłem ja, ponieważ Bartkowi nie udało się dostać do żłobka. Co więcej, coraz częściej zaczął łapać jakieś infekcje, więc i tak nie miałoby sensu, gdyby Weronika w obecnej sytuacji rozglądała się za pracą. Ja natomiast piąłem się po szczeblach kariery. Nie ograniczałem się już tylko do prowadzenia szkoleń we własnym oddziale, zacząłem podróżować po Polsce służbowym samochodem i prowadzić szkolenia dla załogi nowo otwieranych placówek.

Praca za lepszą kasę ma swoje minusy – mniej czasu z bliskimi w domu. Ja i moja luba doszliśmy do wniosku, że warto zaryzykować. Jakby mi nie odpowiadało, to poproszę szefa o przywrócenie do pracy bliżej domu. Nawet o tym nie myślałem. Jasne, że tydzień z dala od narzeczonej i dziecka oznaczał ciągłą tęsknotę, dzień w dzień, ale…

Podczas delegacji moje funkcjonowanie diametralnie różniło się od codziennej rutyny w mieszkaniu. Zniknęły obowiązki związane z opieką nad dzieckiem – przewijanie, karmienie, sprzątanie i niekończąca się zabawa w układanie klocków od świtu. Zamiast tego miałem do dyspozycji przytulny pokój, w którym mogłem odpoczywać po męczącym dniu i delektować się ciszą.

Odpoczywałem w delegacjach

Można było skoczyć na jednego i wpisać to w delegację jako kawa. Kiedy szkolenie dobiegło końca, była opcja wylegiwać się przy Netflixie lub powłóczyć się po nieznanym mieście, zawitać do knajp i dyskotek, poznawać przedstawicielki płci pięknej…

Wiedziałem, że w mieszkaniu jest moja ukochana i nadal darzyłem ją uczuciem, jednak… Mając zaledwie dwadzieścia siedem lat na karku pragnąłem jeszcze korzystać z uroków życia! Nie pasowała mi rola przykładnego męża i ojca, na którą nie byłem gotowy. Marzyłem o chwilach szaleństwa i beztroski. A poza tym tamte laski wyglądały zjawiskowo – idealne makijaże, fryzury, tipsy…

No i nie paradowały w stanikach do karmienia niemowląt. Biusty kokieteryjnie wystawały z gorsetów, wabiąc facetów, a nie głodnego niemowlaka. Błyszczące mini otulały ich jędrne pupy, ukształtowane w klubie fitness, a nie podczas taszczenia wózka po schodach na czwarte piętro starej kamienicy. Otaczał je aromat luksusowych perfum, pobudzających zmysły płci przeciwnej, a nie tanich toaletówek z hipermarketu.

Ależ to był kontrast, jak noc i dzień! Przy tych pięknych damach Weronika prezentowała się jak zapomniana przez los kuzynka z jakiejś zapadłej dziury. Zaniedbana, bez wyrazu, pospolita, a nawet nieatrakcyjna. Ta cudowna istota, w której się zadurzyłem, zmieniła się nie do poznania – teraz przypominała jakąś groteskową wersję siebie samej, udręczoną i umęczoną matkę Polkę.

Wyrzuciła mnie…

Ruszałem w miasto, by po powrocie do domu przeistoczyć się w idealnego tatę i partnera, zapewniającego najbliższych o swoim uczuciu. Próbowałem swoją postawą naprawić to, co zepsułem podczas wyjazdu służbowego.

Nasze życie toczyło się zwykłym rytmem aż do momentu, kiedy mój kumpel z pracy po kilku głębszych opublikował na swoim profilu w mediach społecznościowych filmik z jednej z naszych imprez. Otagował na nim mnie i parę innych osób.

Na nagraniu widać było, jak dwie ciemnowłose dziewczyny, równie nieźle wstawione jak ja, naprzemiennie mnie obściskiwały. Kiedy wróciłem do mieszkania, w przedpokoju stały już spakowane trzy walizy. Tyle zostało z mojego dotychczasowego życia… Weronika nawet nie chciała słyszeć o przeprosinach.

– Całe szczęście, że nie wzięliśmy ślubu, przynajmniej nie zostanę rozwódką – do moich uszu dobiegł jej drżący, przepełniony emocjami głos.

– Skarbie, nie szalej, zaklinam cię, one nic dla mnie nie znaczą…

– Słuchaj – weszła mi w słowo – nawet nie czuję złości, po prostu jestem zawiedziona. Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, dlaczego skakałeś w bok? I nie mam zamiaru być z kimś takim…

– Przysięgam, że się poprawię! Nigdy więcej…

– Cudownie, popraw się, może jakaś inna na tym skorzysta. Ja pasuję. Są rzeczy, których nie da się wymazać z pamięci.

Wniosła o alimenty

Gdyby była rozgniewana, miałbym jakieś szanse. Niestety, jedyne, co czuła, to zmęczenie i ogromny smutek. Mimo wszystko wniosła sprawę o alimenty i ustalenie widzeń z naszym synem. Nie odpuściła nawet odrobinę, ale w sumie czemu miałaby to robić? Moje zarobki stale rosły, więc mogła oczekiwać, że część tych pieniędzy przeznaczę na dziecko. Zależało jej też na określeniu stałych terminów spotkań.

– Mam już dość ciągłego przesiadywania w mieszkaniu i wyczekiwania, aż łaskawie wrócisz z pracy albo los się do nas uśmiechnie. Pragnę wyjść i sama zawalczyć o swoje szczęście – wyznała podczas rozprawy sądowej.

Udało jej się pozyskać fundusze na start biznesu skierowane do mam, które chcą na nowo podjąć pracę zawodową. Zdecydowała się na otworzenie własnej apteki. Zatrudnienie dwóch pracowników pozwalało jej w każdej chwili zająć się synkiem. Odkąd Bartuś chodzi do przedszkola, mama może pozwolić sobie na odrobinę czasu tylko dla siebie. A że teraz zarabia, wreszcie może wybierać się na wizyty u fryzjera i zakupy. Weronika znów wygląda jak dawna ona…

Zatęskniłem za nią

Muszę przyznać, że wygląda korzystniej niż kiedyś. Z młodej studentki przeobraziła się w pewną siebie kobietę. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak podkreślić swoje walory – urodę, sylwetkę, a także olśnić inteligentnym humorem. Szczerze mówiąc, za każdym razem kiedy jadę po Bartka, a później go odwożę, sprawia mi to niemały ból.

Odwożę go do ukochanej, która zawładnęła mymi myślami, dała mi potomka i była tą, z którą pragnąłem spędzić resztę życia, każdego dnia, aż po kres. Własnoręcznie zburzyłem to wszystko. Zawaliłem na całej linii i ponoszę tego skutki. Także takie, że podczas gdy ja więdnę, ona rozkwita. Jest jej lepiej beze mnie u boku.

Siedzę w samotności w pokoju hotelowym. Kiedy prowadzę kursy, nie opuszczam już hotelu, by zwiedzać okolicę. Nie mam ochoty na nocne eskapady po klubach. Za dużo przez to straciłem. Teraz czuję obrzydzenie na samą myśl o tym, co wtedy wyczyniałem. Żałuję, że niektóre sprawy zrozumiałem, gdy było już za późno.

Wszystko zniszczyłem

Na wyjazdach służbowych to była taka fikcyjna namiastka kawalerskiego życia. Wmówiłem sobie, że jeśli formalnie nie jestem żonaty, to niby zdrady też nie ma. Wiadomo, luz się każdemu należy, ale moje zachowanie… Nawet mi przez myśl nie przeszło, że Weronice mogło już zbrzydnąć to ciągłe siedzenie z dzieckiem, że też by chciała gdzieś wyskoczyć od czasu do czasu. Myślałem, że z matkami jest inaczej niż z ojcami, że dla nich to taki święty obowiązek, a dla faceta zwykłe utrudnienie.

Zamiast znaleźć nianię dla małego i wybrać się z Weroniką na potańcówkę, wolałem hulać z jakimiś obcymi babami, które mi się wtedy zdawały jakieś fajniejsze, atrakcyjniejsze… Dziś jedyne, co mi pozostało, to gorzki żal. Zmagam się ze współczuciem rodziców, którzy cieszyli się, że wprawdzie odrobinę szybciej niż planowali, ale jednak doczekali się wnuczka, a ja znalazłem cudowną partnerkę.

Nie potrafiłem tego docenić i nim skończyłem trzydziestkę, stałem się samotnym, zagubionym facetem, którego jedyną pociechą są niezłe zarobki. Być może w przyszłości spotkam kobietę, która mnie pokocha. Mam jednak świadomość, że to już nigdy nie będzie to samo. Bo część mojego serca na zawsze będzie należeć do Weroniki.

Reklama

Mateusz, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama