„Narzeczonemu zepsuł się rozporek przy mojej przyjaciółce. Zaplanowałam, jak złapać męża na gorącym uczynku”
„Jedynie niewielka lampka rozświetlała sypialnię. Zdziwiłam się, bo dochodziła dopiero dziesiąta wieczorem — dlaczego Marek miałby już spać? Kiedy przekroczyłam próg, stanęłam jak wryta. Na łóżku zobaczyłam swojego faceta razem z Malwiną — osobą, którą uważałam za najlepszą przyjaciółkę”.
- Listy do redakcji
Moje życie wyglądało naprawdę nieźle — dobra posada, sporo znajomych i chłopak u boku. Ten facet to był Marek, a moje przyjaciółki wprost szalały na jego punkcie. Inteligentny, bystrzak z głową pełną planów na przyszłość. Kasa się zgadzała, a kariera szła do przodu. Mimo że dobiegał zaledwie trzydziestki, już kierował zespołem w dużej firmie. Ludzie byli pewni, że wkrótce wskoczy na jeszcze wyższe stanowisko.
Było nam ze sobą dobrze
Byłam naprawdę szczęśliwa, będąc z Markiem. Kasa nie grała tu żadnej roli — sama miałam niezłą pracę i nie szukałam faceta dla jego portfela. Po prostu Marek okazał się wspaniałym człowiekiem. Miał w sobie coś wyjątkowego, zawsze myślał o innych. Liczył się z moim zdaniem i dbał, żebym czuła się dobrze. Nic dziwnego, że gdy sześć lat temu zapytał, czy chcę z nim zamieszkać, od razu się zgodziłam. Ani przez moment nie pożałowałam tego wyboru. Tworzyliśmy naprawdę zgrany duet.
Szczerze mówiąc, nie czułam do Marka nic więcej poza sympatią. Był dla mnie ważny i darzyłam go szacunkiem, ale traktowałam go raczej jak dobrego przyjaciela niż obiekt westchnień. Wydawało mi się, że to nawet lepiej — przecież widziałam, jak związki moich koleżanek, które traciły dla facetów głowę, zazwyczaj kończyły się totalną porażką. Koleżanki potem tygodniami rozpaczały i zalewały się łzami.
Spotykały na swojej drodze różnych naciągaczy, niedorosłych emocjonalnie mężczyzn albo egoistów, którzy myśleli wyłącznie o własnych potrzebach. Nie chciałam przechodzić przez to samo co one. Postanowiłam więc pogodzić się z tym, co mam. W głębi duszy wiedziałam, że w końcu wyjdę za Marka. No a miłość? Cóż, nie można mieć wszystkiego naraz...
Co roku spędzaliśmy wakacje razem. W tym sezonie naszym celem miała być Francja. Chcieliśmy połączyć leniuchowanie ze zwiedzaniem. Niestety, sytuacja w firmie mojego partnera pokrzyżowała te zamiary. Reorganizacja w pracy wymagała jego obecności.
– Naprawdę żałuję, że nie możemy pojechać na ten urlop. Sama rozumiesz, nie mam na to wpływu – tłumaczył się.
– Daj spokój. Skoczę na parę dni nad Bałtyk, żeby złapać trochę luzu. Na jesień zaplanujemy sobie wycieczkę gdzieś, gdzie jest ciepło — powiedziałam.
– Jesteś kochana, że tak do tego podchodzisz – objął mnie czule, a siedem dni później zawiózł do pociągu.
Wsiadając do pociągu w kierunku Helu, nie przypuszczałam nawet, że ta podróż wywróci moje życie do góry nogami.
Nie szukałam przygód
Początek urlopu był zupełnie zwyczajny — mijały kolejne dni, a ja po prostu odpoczywałam. Nie interesowały mnie znajomości ani przygody, więc stanowczo odrzucałam zaloty wszystkich facetów próbujących nawiązać kontakt. Skupiałam się na relaksie w samotności. I wtedy właśnie pojawił się on. Skończyłam właśnie posiłek w lokalu — z pysznego łososia w kremowym sosie serowym zostało już tylko kilka kęsów na talerzu. Miałam właśnie zamiar przywołać kelnera, żeby poprosić o rachunek, gdy nagle zobaczyłam go w wejściu. To był wysoki, przystojny mężczyzna o ciemnych włosach, z kilkudniowym zarostem na twarzy. Rozglądał się niepewnie po sali, szukając miejsca, gdzie mógłby usiąść. Na jego nieszczęście, każdy stolik był już zajęty...
Do tej pory nie potrafiłam się zachwycać facetami, choćby byli nie wiadomo jak atrakcyjni. Kiedy moje przyjaciółki prawiły im komplementy, chichotały bez sensu i wpatrywały się w nich jak w obrazki, ja tylko przelotnie zerkałam i szłam dalej. Ale wszystko się zmieniło tamtego dnia. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, jakby rzucił na mnie jakiś czar. W pewnej chwili złapałam jego spojrzenie. Przez moment stał w bezruchu, po czym ruszył prosto do mnie.
– Przepraszam, mogę się dosiąść? Chodzę już dłużej niż godzinę i szukam wolnego miejsca... Wszędzie jest tak pełno, że trudno się przecisnąć.
– Jasne, właśnie kończę. Za moment będzie pan miał cały stolik dla siebie – odpowiedziałam.
– Nie, no co pani. Samotne posiłki nie są w moim guście. Może pani zostanie? Daję słowo, że szybciutko coś wybiorę i zjem — chwycił moją rękę.
Poczułam dziwne, rozlewające się ciepło w całym ciele.
– No dobrze, nigdzie się nie wybieram. I niech pan się tak nie spieszy... – sama byłam zdziwiona swoimi słowami.
– Na to właśnie miałem nadzieję — powiedział, wpatrując się we mnie intensywnie. Dostrzegłam jego niezwykłe, szmaragdowe spojrzenie. Miałam ochotę zatopić się w tych oczach.
Podczas rozmowy z Robertem, którego dopiero co poznałam, kompletnie straciłam poczucie czasu. Ten facet miał nie tylko błyskotliwy umysł, ale też świetne poczucie humor. Już po kilkudziesięciu minutach rozmowy czułam się przy nim jak przy starym kumplu. To było coś zupełnie innego niż z Markiem — przy Robercie serce biło mi szybciej, a ja sama byłam pod wrażeniem jego osobowości i nie mogłam przestać o nim myśleć. Pod koniec dnia, kiedy szliśmy w stronę mojego hotelu, modliłam się w duchu, żeby zaprosił mnie na spotkanie.
Rozum wygrał z sercem
Zobaczyliśmy się już kolejnego dnia i spędziliśmy ze sobą każdą chwilę. To samo działo się przez następne dni. Coraz lepiej go poznając, czułam, że to prawdziwa miłość. Nie mogłam znieść momentu, kiedy musiałam się z nim żegnać pod hotelem. Rozum ostrzegał mnie — odpuść sobie, to tylko chwilowe uczucie, później będziesz tego żałować. Ale moje serce szeptało zupełnie co innego – znalazłam faceta, z którym chcę spędzić resztę życia.
Emocje musiały ustąpić rozsądkowi. Podjęłam decyzję o powrocie do domu. Początkowo myślałam, żeby zostać jeszcze kilka dni, ale wiedziałam, że Robert całkiem by mnie wtedy oczarował swoją osobą. W domu przecież czekał na mnie Marek – mój życiowy towarzysz. Kochający i troskliwy partner. Nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że go zdradziłam. Tydzień później powiedziałam Robertowi, że więcej się nie zobaczymy. Na jego twarzy malował się wyraźny strach.
– Dlaczego tak musi być? Myślałem... że coś między nami jest. Nie odchodź... Kocham cię...
– Uwierz mi, tak będzie najlepiej dla nas obojga. To nie miało przyszłości – odparłam, próbując utrzymać spokojny ton, mimo że wewnętrznie rozpadałam się na kawałki.
– Błagam, weź chociaż mój telefon. Gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, po prostu zadzwoń. Zostanę jeszcze przez tydzień nad morzem, potem wracam do Krakowa – błagał, podając mi kartkę z numerem.
Włożyłam wizytówkę do torby, wiedząc, że przy pierwszej sposobności się jej pozbędę. Nie potrzebowałam żadnej furtki, żadnej możliwości odwrotu. Wiedziałam, co robię i zamierzałam się tego trzymać. Ledwo powstrzymując płacz, siedziałam w pociągu jadącym do Warszawy. Tylko obecność współpasażerów powstrzymywała mnie przed głośnym szlochaniem niczym mała dziewczynka. Tęsknota za Robertem okazała się silniejsza, niż przypuszczałam. Myśli o nim nie dawały mi spokoju.
Ta niespodzianka wszystko zmieniła
Tak bardzo pogrążyłam się w rozmyślaniach, że całkiem wyleciało mi z głowy powiadomienie Marka, że wracam wcześniej. Dotarło to do mnie, dopiero kiedy znalazłam się pod drzwiami swojego lokum. W tym momencie przypomniałam też sobie o kawałku papieru z numerem Roberta, który nadal tkwił w mojej torebce. Wyciągnęłam go, wypuściłam ciężko powietrze, zmięłam i cisnęłam w róg.
– Czas wrócić do rzeczywistości – powiedziałam sama do siebie. Wytarłam mokre policzki, odświeżyłam make-up, przybrałam sztuczny uśmiech i po cichu weszłam do mieszkania.
W mieszkaniu było kompletnie ciemno, jedynie z pokoju sypialnianego przebijało się delikatne światło lampki. Pomyślałam, że to dziwne — Marek raczej nie miał w zwyczaju kłaść się przed dziesiątą wieczorem. Kiedy przekroczyłam próg sypialni, stanęłam jak wryta. Na łóżku zobaczyłam nie tylko swojego partnera, ale też Malwinę – osobę, którą uważałam za najlepszą przyjaciółkę. Oboje przytuleni do siebie sprawiali wrażenie szczęśliwych... Ich miny zmieniły się błyskawicznie, gdy zdali sobie sprawę z mojej obecności. Znieruchomieli, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami i czekali na to, co zrobię. A ja, ku własnemu zaskoczeniu, poczułam się... wolna i w jakiś sposób wdzięczna za tę sytuację.
– Dobra, zmykam stąd. Nie będę wam zawracać głowy. Trzymajcie się – rzuciłam spokojnym głosem, po czym obróciłam się na pięcie i szybko wyszłam z mieszkania. W kącie wciąż znajdowała się karteczka z telefonem do Roberta. Delikatnie ją rozłożyłam i wyciągnęłam komórkę.
– Mówiłeś, żebym zadzwoniła, gdybym zmieniła zdanie – odezwałam się.
– No proszę, naprawdę dzwonisz? – w jego głosie dało się słyszeć radosne podekscytowanie.
– Zgadza się, zamierzam złapać najbliższy pociąg i przyjechać do ciebie. Cieszysz się?
– Zadowolony? Czuję się jak najbardziej spełniony facet na świecie! – zawołał z entuzjazmem.
Później, gdy żegnaliśmy się pocałunkiem na dworcu w Helu, dotarło do mnie, że popełniłam błąd, wychodząc z jego życia. Bo czy jest coś wspanialszego od miłości? Nikt nie powinien się przed nią bronić.
Martyna, 34 lata